SPORT, WYWIADY, POLONIA

Frankowski: Na Euro dać z siebie maksimum

Kilkanaście miesięcy temu reprezentacja Polski zabukowała sobie bilety na Euro 2020 m.in. dzięki bramce strzelonej Macedonii przez Przemysława Frankowskiego. W poniedziałek pomocnik Chicago Fire znalazł się w grupie powołanej przez Paulo Sousę na turniej finałowy."To wielka nobilitacja. Znam swoje miejsce w szeregu, ale jadę tam, aby dać z siebie maksimum." - mówi 26-letni gdańszczanin.

W październiku 2019 Pana bramka na 1:0 z Macedonią przypieczętowała nasz awans na Euro 2020. 16 miesięcy później znalazł się pan w kadrze, która będzie rywalizować w opóźnionym przez pandemię turnieju finałowym. Jakie emocje towarzyszyły Panu przez ten cały, wydłużony okres?

Przemysław Frankowski: Wiadomo, że awans i bramkę z Macedonią przyjąłem z dużą radością. Potem z nastrojami bywało różnie, bo nie zawsze byłem w tej kadrze, ale to nie do końca było zależne ode mnie. Na jedno z jesiennych zgrupowań nie puściła mnie liga z uwagi na obostrzenia pandemiczne. To, że znalazłem się w składzie na Euro traktuję jako wielką nobilitację i wyróżnienie. Dało to zarówno mnie jak i wszystkim moim bliskim uczucie dużego szczęścia. 

Przed poniedziałkową konferencją z udziałem selekcjonera Paulo Sousy kanał Łączy Nas Piłka wyświetlił nieco enigmatyczną animację. Wyglądało to tak, jakbyście byli zapraszani do kadry poprzez komunikator GaduGadu. Jak było naprawdę? 

PF: Dowiedziałem się o wszystkim kilka dni temu od Georga Heiza - dyrektora sportowego Chicago Fire. Przyszedł i oznajmił mi, że do klubu wpłynęło pismo informujące o tym, że jadę na Euro. Był bardzo zadowolony, pogratulował mi i podkreślił, że to dla klubu wielka nobilitacja. Bardzo mnie to uradowało, bo od styczniowego spotkania na Zoomie ze sztabem trenera Sousy miałem z nimi raczej sporadyczny kontakt. Czasem napisał do mnie trener od przygotowania fizycznego ze wskazówkami. Dopiero niedawno miałem dłuższą, kilkunastominutową rozmowę z trenerem U21 Maciejem Stolarczykiem.

W klubie powiedziano Panu, że to nobilitacja, ale szwajcarski trener Raphael Vicky pewnie miał mieszane odczucia? Nie będzie miał Frankiego do dyspozycji w przynajmniej jednym ważnym ligowym meczu?

PF: Tak naprawdę to chciałbym jeszcze pomóc Fire w starciu z Montrealem 29 maja, ale skoro trener Sousa zadecydował, że chce, abyśmy byli do dyspozycji 24 maja to nie pozostaje mi nic innego, tylko spakować się do Polski zaraz po sobotnim meczu z Interem Miami w Chicago. Nie zaczęliśmy sezonu dobrze, mam nadzieję, że ogramy klub Davida Beckhama i Gonzalo Higuaina i wskoczymy na właściwe tory. Mamy ogromny potencjał ofensywny, który kiedyś musi zatrybić.

W MLS gra jeszcze kilku innych Polaków, o których jeszcze całkiem niedawno wspominano w kontekście sprawdzenia ich w reprezentacji. Szkoda Panu, że będzie Pan rodzynkiem z Ameryki?

PF: Nie mnie jest oceniać powołania, aczkolwiek zarówno Adam Buksa jak i Kacper Przybyłko robili w ostatnim czasie dużo, aby zapracować na szansę. Pewnie, że fajnie byłoby mieć w kadrze kolegę z MLS, bo to świetne chłopaki, ale z drugiej strony reprezentacja wciąż stoi przed nimi otworem. Będą eliminacje do MŚ, będzie Liga Narodów, będą nowe okazje do powołań. 

Skoro o nieobecnych mowa: czy zastąpi Pan w kadrze Kamila Grosickiego, który dbał w niej o dobrą atmosferę?

PF: Grosik jest nie do podrobienia! Mówię tu zarówno w kontekście tego co dawał kadrze na boisku jak i poza nim. Wierzę, że wróci do rytmu i w związku z tym powróci do kadry. Jeśli chodzi o mnie, to nie mam problemów z nawiązywaniem kontaktów i jestem często uśmiechnięty, ale znam swoje miejsce w szeregu. Nie wiem kto przejmie pałeczkę wodzireja po Kamilu, ale wiem, że jest w kadrze kilku chłopaków którzy mogą się tego podjąć.

W sobotę przed Panem ważny mecz ligowy, bo wygrana pozwoli Wam zachować kontakt z grupą walczącą o fazę pucharową. Czy będzie Pan myślał o tym jak grać, żeby nie doznać kontuzji, która mogłaby przekreślić Pana wyjazd na Euro?


PF: Nie! Dla mnie każdy najbliższy mecz jest najważniejszy. Od poniedziałku do czwartku ciężko zasuwam, aby się do niego przygotować jak najlepiej, a w sobotę jest wojna. Nie zastanawiam się, nie spekuluję, nie odstawiam nogi. Chcę zawsze pomóc drużynie zdobywać punkty i wygrywać.

Co musi Pan zrobić, żeby nie tylko pojechać na Euro, ale i tam zagrać?

PF: Muszę robić swoje. Skupiać się na ciężkiej pracy na treningach i dobrze się prezentować. Ważne jest też, aby być zdyscyplinowanym i nie tylko słuchać, ale i wdrażać trenera wskazówki taktyczne. Ale z drugiej strony nie jadę na kadrę po to, aby myśleć na którym miejscu jestem w hierarchii skrzydłowych. Jadę, aby dać z siebie maksimum.

Czego możemy się spodziewać po naszej kadrze na Euro? Z jednej strony mamy genialnego Lewandowskiego, ale z drugiej strony w trzech meczach el. do MŚ pod wodzą Sousy zdobyliśmy zaledwie cztery punkty. Jakie będzie nasze oblicze? 

PF: Nie chcę wypowiadać się na temat dotychczasowych meczów w eliminacjach bo nie byłem częścią tej drużyny. Każdy z resztą, widział jak te mecze wyglądały - one wcale nie byly łatwe. Nie możemy też oczekiwać, że od pierwszego zgrupowania od razu będzie wszystko ładne i piękne. Jestem przekonany, że okres przed Euro przepracujemy dobrze i solidnie dzięki czemu wszystko będzie funkcjonowało coraz lepiej. 

Niedawno urodził się Panu synek Franciszek, który ma już starszego brata Kubusia. Wyjazd na Euro będzie się wiązał z długą, rodzinną rozłąką. Jak chciałby Pan ją zrekompensować swoim bliskim?

PF: Każdy kto mnie zna, wie, że rodzina to dla mnie numer 1. Będziemy tęsknić, ale takie jest życie piłkarza. Rodzina na czele z żoną Olą mnie wspiera w tym co robię i to jest zrozumiałe. Mam nadzieję, że będzie na Euro taki moment, najlepiej po zdobytym golu, aby przesłanym w kierunku kamery serduszkiem podziękować im za to wsparcie. To byłoby coś pięknego.

Dla PAP z Nowego Jorku Tomasz Moczerniuk 

Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.