SPORT, WYWIADY, POLONIA

Niezgoda: Nie oceniam reprezentacji, trzymam kciuki za moich kolegów


Jarosław Niezgoda jest już po operacji więzadła krzyżowego, która wyeliminuje go z gry w barwach Portland Timbers w fazie playoffs MLS. Z tej samej przyczyny nie zagra też na Euro 2021, choć przez moment wydawało się, że jest bliski powołania do kadry Polski. "Nie myślę o tym. Chcę najpierw dojść do siebie, ale za reprezentację trzymam kciuki." - zdradza drugi najlepszy strzelec Timbers w 2020. 

Panie Jarku, jak doszło do kontuzji, której nabawił się Pan 1 listopada w ligowym meczu z Vancouver Whitecaps? 

Jarosław Niezgoda: Graliśmy u siebie i prowadziliśmy 1:0. W doliczonym czasie gry chciałem odebrać piłkę obrońcy. Zmieniłem kierunek w prawo, prawa noga poszła, a lewa została. To był moment. Usłyszałem trzask i padając na murawę już wiedziałem, że to nie będzie stłuczenie. Nawet nie próbowałem wstawać, bo wiedziałem, że to będzie niemożliwe.

Diagnoza potwierdziła, że uraz jest poważny: zerwanie więzadeł krzyżowych. 9 listopada w Oregon Outpatient Surgery Center poddał się Pan operacji, którą przeprowadził Dr Richard Edelson. Poszło na szczęście dobrze. Jak się pan czuje dziś?

JN: Pierwszy tydzień był bardzo ciężki. Ból nie pozwalał spać. Rozmawiałem z kilkoma chłopakami, którzy zmagali się z podobnymi kontuzjami i mówili mi, że pierwsze dwa tygodnie będą najcięższe. U mnie ten okres minie w najbliższy poniedziałek. Dziś na rehabilitacji była lekka poprawa: czułem większą swobodę i mogłem sobie pozwolić na trochę więcej podczas ćwiczeń. Jest lepiej, ale to wszystko wymaga czasu.

Jaki jest teraz plan rehabilitacji? Kiedy zobaczymy Pana na boisku?

JN: Nie mam pojęcia. Plan jest pewnie książkowy, bo nie jestem pierwszym, który musi do siebie dochodzić po takiej kontuzji. W mojej drużynie we wrześniu to samo przytrafiło się Urugwajczykowi Sebastianowi Blanco. Widzę, że dopiero teraz zaczyna szybciej chodzić po bieżni, ale to jeszcze nie jest bieg. Może więc początek trzeciego miesiąca?

Zarówno Pana jak i właśnie Blanco zabraknie w playoffs, które ruszają w ten weekend. Obaj byliście tzw difference makers, bo Urugwajczyk był MVP turnieju MLS is Back, który zresztą wygraliście, a Pan miał najlepszą średnią goli - 1.05 - na 90 min. gry w całej lidze. Jak ciężko będzie Was zastąpić?

JN: Czas pokaże. W dwóch ostatnich meczach sezonu zasadniczego zanotowaliśmy porażkę i remis. Z pewnością więc są to osłabienia, ale teraz okaże się jak mocna jest nasza drużyna. Myślę, że z Sebą i ze mną byłoby nam łatwiej, ale i tak uważam, że stać nas na to, żeby ugrać coś więcej niż tylko przejście pierwszej rundy. 

Dla Pana ten sezon już się skończył. Jak dla każdego był to przedziwny rok, ale jak oceniłby go Pan z perspektywy czasu?

JN: Na początku spisywałem się przeciętnie. Oczekiwałem od siebie więcej, ale przeplatałem mecze lepsze z gorszymi. 7 października ograliśmy w Los Angeles Galaxy 6:3 - w zasadzie bez mojego udziału, choć grałem tam 10 minut - ale zaraz po tym meczu podczas treningu wyrównawczego czułem, że coś wreszcie zaskoczyło. Wiedziałem, że w następnym występie zrobię coś dobrego. I trzy dni później w starciu z San Jose Earthquakes ustrzeliłem dublet, a w kolejnym meczu, w którym grałem od początku (5:2 z Galaxy w Portland - przyp. TM)  zanotowałem dwa gole i asystę. Czułem się mocny. Wiedziałem przed każdym spotkaniem, że jeśli zagram to strzelę jedną lub dwie bramki. Szkoda, że ta forma przyszła tak późno i jeszcze większa szkoda, że przerwała ją kontuzja.

A jak Panu podoba się MLS w porównaniu z Ekstraklasą?

JN: To nie jest normalny sezon, dlatego też ciężko odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie. Na początku zdążyłem doświadczyć tej świetnej atmosfery na naszym stadionie w Portland, który przed COVIDem był zawsze wypełniony do ostatniego miejsca. Podziwiałem tę osobliwą celebrację goli, kiedy Timber Joey - jeden z naszych głównych kibiców - odcina piłą motorową plaster drzewa, który później trafia do strzelca bramki. Ale potem przyszła pandemia i wszystko się zmieniło. Po restarcie byliśmy najpierw skoszarowani "w balonie" na koszmarnie gorącej i wilgotnej Florydzie, gdzie rozegraliśmy turniej MLS is Back. Wygraliśmy, go, ale ciężko było siedzieć w tym samym miejscu przez kilka tygodni i pilnować tych wszystkich obostrzeń. Po powrocie na Zachodnie Wybrzeże - w związku z pandemią - graliśmy tylko z zespołami z naszej strefy czasowej. Podróżowaliśmy czarterami - najdalej do Los Angeles - i zaraz po meczu wracaliśmy do domu. Normalnie to tak nie działa. Lata się dzień przed i wraca następnego dnia po meczu, bo dystanse są czasem większe niż w całej Europie. Samej ligi też nie potrafię ocenić. Na pewno jest inna od polskiej, głównie pod względem kultury gry. Po meczach w Legii często schodziłem poobijany, a tutaj rzadko się zdarzało, żebym spotkał się z jakąś wściekłą agresją. Kibiców też ciężko teraz ocenić, ale z pewnością czułem ich wsparcie i pozytywny odbiór kiedy wypowiadali się na forach. Mam nadzieję, że w 2021 wszystko wróci do normy i będzie mi dane posmakować ligi w całej okazałości. 

Rok 2021 to czas Euro, na których wystąpi reprezentacja Polski. Jak ocenia Pan ostatnie porażki kadry z Włochami i Holandią oraz szum wokół selekcjonera Jerzego Brzęczka?

JN: Oczywiście, że śledzę wyniki i oglądam mecze reprezentacji. Nie będę jednak jej oceniał, bo gra tam wielu moich kolegów i znajomych. Krytykę zostawiam wam, dziennikarzom, a ja dodam tylko, że patrzę na kadrę Polski przez pryzmat kibica. Trzymam za nią kciuki i liczę, że będzie funkcjonować jak najlepiej. 

Do grona tych kolegów należą m.in. Tomasz Kędziora, Jan Bednarek, Krzysztof Piątek czy Karol Linetty. W 2017 roku zagrał Pan z nimi na finałach Mistrzostw Europy U21 w Polsce. Co dał Panu oraz kolegom udział w tej dużej, choć młodzieżowej imprezie?

JN: Dla mnie to było coś fajnego i niesamowitego, bo było to moje pierwsze zetknięcie z kadrą. Powołanie dostałem jako piłkarz Ruchu Chorzów, zdobyłem gola w sparingu z Czechami i zaraz potem dostałem nominację na turniej w Polsce. W sumie w reprezentacji Marcina Dorny zagrałem pięć razy i mimo iż sam turniej był raczej do zapomnienia, bo nie poszedł po naszej myśli, to z pewnością było to coś o czym marzy się jako mały chłopak. Jeśli chodzi o pozostałych chłopaków to cieszę się, że tak licznie występują teraz w dorosłej drużynie narodowej. Taką rolę - zasilania kadry A podczas zmian pokoleniowych - ma właśnie spełniać młodzieżówka. 

Z racji kontuzji o Euro 2021 może Pan zapomnieć, ale wydawało się, że kilka tygodni temu - kiedy Arkadiusz Milik nie grał w klubie, a Krzysztof Piątek był bez formy - był Pan blisko powołania do kadry. Co musi się wydarzyć, aby był Pan blisko kadry i na orbicie trenera Brzęczka już po powrocie na boisko?

JN: Nie wiem. W momencie gdy skupiam się na powrocie do zdrowia ciężko jest o tym myśleć. Tym bardziej, że raz, bodaj dwa lata temu, coś podobnego było na rzeczy i wówczas też uraz wykluczył mnie z gry. Nie wiem też czy byłem w tym roku blisko kadry, choć wiem, że powołania trafiły do Adama Buksy i Przemysława Frankowskiego. Najpierw muszę wrócić na boisko i potem tam robić swoje. Na tym się teraz skupiam. 

W przyszłym tygodniu w USA będzie obchodzone Święto Dziękczynienia. Amerykanie siądą przy stołach przy faszerowanym indyku, słodkich ziemniakach czy sosie z żurawin i będą wyliczać rzeczy, za które chcieliby podziękować losowi w tym roku. Za co wdzięczny będzie Jarek Niezgoda?

JN: Świętowania wielkiego pewnie nie będzie, bo spędzę ten dzień w domu. Pewnie przeleżę go po rehabilitacji. Ale na pewno będę wdzięczny za wiele rzeczy - w zasadzie za wszystko oprócz kontuzji.  Jeśli miałbym wybrać jedną, dwie rzeczy to chyba byłoby to to, że jestem tutaj i że jest tu ze mną moja narzeczona. Samotność w takim okresie nie jest fajną rzeczą. Jestem wdzięczny za jej wsparcie. 

Dla PAP rozmawiał Tomasz Moczerniuk 

Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.