SPORT, WYWIADY, POLONIA

Sebastian Walukiewicz: "Debiut cieszy, ale przede mną mnóstwo pracy"

Sebastian Walukiewicz (z prawej) ma za sobą debiut w Serie A. Foto: internet
Młody i utalentowany polski obrońca Sebastian Walukiewicz doczekał się debiutu w Serie A w barwach Cagliari. Choć klub Polaka wysoko uległ Juventusowi 0:4, to Walukiewicz otrzymał pochlebne recenzje. "To miłe, ale nie zwracam uwagi na komentarze. Skupiam się wyłącznie na ciężkiej pracy, bo tylko w ten sposób mogę się rozwijać i wspinać coraz wyżej." - podsumowuje niespełna 20-letni zawodnik.

Sebastian, kiedy kilka lat temu biegałeś za piłką po boisku w Gorzowie Wlkp czy przypuszczałeś, że jeszcze przed ukończeniem 20. roku życia zadebiutujesz w Serie A i to w starciu z wielkim Juventusem?

Sebastian Walukiewicz: Z pewnością nie, choć jak każdy młody piłkarz marzyłem o takich chwilach. Wyobrażałem sobie, że mierzę się z gwiazdami światowego futbolu, dlatego występ przeciwko Cristiano Ronaldo i Leonardo Bonucciemu - na którym, obok Georgio Chielliniego i Gerarda Pique, się wzoruję - to w pewnym sensie spełnienie moich pierwszych piłkarskich marzeń. Pierwszych, bo mam ich dużo więcej.

Przypomnij jaka była droga do tego występu?

SW: Pochodzę z Gorzowa Wlkp, ale w wieku 13 lat trafiłem do Legii Warszawa. W 2017 mój agent Tomasz Suwary, z którym pracuję już ponad pięć lat, pomógł mi przejść do Pogoni Szczecin. Napracował się, bo na początku - po testach medycznych - ekipa ze Szczecina wcale nie była skora do podpisania kontraktu, ale wszystko na naszą korzyść wyjaśnił tydzień treningów z pierwszą drużyną we Wronkach. Po dobrych występach w zespole Portowców oraz młodzieżowych kadrach Polski jakiś rok temu zaczęły się po mnie zgłaszać kluby spoza kraju. Oprócz Cagliari rozważaliśmy przejście do FC Kopenhaga, gdzie byłem z wizytą i po obejrzeniu meczu odbyłem rozmowę z trenerem i dyrektorem sportowym.

Ostatecznie jednak wybrałeś kierunek włoski. Dlaczego?

SW: Tam było podobnie. Poleciałem do Rzymu zobaczyć ich mecz z Lazio i tam przeszedłem testy medyczne. Potem - już na Sardynii - zwiedziłem bazę klubu i porozmawiałem z włodarzami. Przekonało nas to, że to klub, że to liga, w której kładzie się duży nacisk na grę obronną. To tam grają najlepsi specjaliści w defensywie na świecie. To tam można poznać tajniki najlepszych obronnych rozwiązań taktycznych. Chcąc się rozwijać w tym kierunku i doszlifowywać swój warsztat wiedziałem, że to będzie odpowiednie miejsce dla mnie.

Na debiut w Serie A musiałeś jednak trochę poczekać. Ciężko było?

SW: Początki - jak zwykle w przypadku takich przenosin - bywają ciężkie. Znalazłem się przecież w zupełnie obcym kraju, w gorącym śródziemnomorskim klimacie, w innej szatni. Była bariera językowa, ale dzięki temu, że w Pogoni pracowaliśmy z trenerem Kostą Runjaiciem, który odprawy, analizy i treningi prowadził po angielsku, nie była ona aż taka wielka. Z pomocą przyszedł mi także lewy obrońca Grek Bambis Lykogiannis, który wziął mnie pod swoje skrzydła. W miarę upływu czasu czułem się coraz lepiej, choć z pewnością minusem jest to, że rodzina jest w Gorzowie, a dziewczyna na studiach w Szczecinie. Na szczęście podczas przerwy świątecznej mogłem wrócić do kraju i spędzić z bliskimi prawie tydzień.

Czy podczas Świąt rodzina życzyła Ci rychłego debiutu?

SW: Tak, wszyscy z mojego otoczenia cieszą się, że jestem we Włoszech, że spełniam swoje marzenia. W Szczecinie kilka osób podeszło do mnie, przybiło piątkę i życzyło powodzenia.

Kiedy dowiedziałeś się, że to na Ciebie postawi trener Rolando Maran?

SW: To się stało niejako wiadome po tym jak kontuzję złapał Luca Ceppitelli, a Fabio Pisacane się wykartkował w meczu z Udinese. Domyślałem się, że dostanę szansę. Kiedy okazało się, że nastąpi to przeciw Juve najpierw się mocno ucieszyłem, bo wiedziałem, że spełniają się moje marzenia. Ale im bliżej było meczu skupiałem się tylko na wskazówkach i analizach trenerów.

Mimo iż ponieśliście klęskę 0:4 w opinii ekspertów wypadłeś świetnie. Były reprezentant Polski i gracz Udinese Calcio Piotr Czachowski powiedział, że zagrałeś bezbłędnie. Jak sam siebie ocenisz?

SW: Cieszą mnie takie reakcje, ale nie przywiązuję do nich wagi. Wiem, że dla mnie to początek drogi i przede mną jeszcze wiele pracy. Sam mecz miał dwie odsłony. W pierwszej połowie broniliśmy się bardzo dobrze i do szatni schodziliśmy przy 0:0. W przerwie trener apelował o utrzymanie maksymalnej koncentracji, ale pierwszy gol Ronaldo zburzył wszystko. My musieliśmy się odkryć, a oni - napędzani przez niesamowitego Miralema Pjanicia, który świetnie dyrygował ofensywą i grał na jeden-dwa kontakty - poszli za ciosem i skrupulatnie wykorzystali nasze błędy. Po końcowym gwizdku przybiłem piątkę Wojtkowi Szczęsnemu, który życzył mi powodzenia. Potem jeszcze dostałem sms-a od trenera kadry Polski U21 Czesława Michniewicza, który był na meczu. Pisał, że poprawiłem w mojej grze sporo elementów.

To też musi cieszyć. Zupełnie jak zapowiedź na stronie portalu JuventusNews24.com, gdzie można było przeczytać, że sztab Białej Damy podczas meczu obserwował nie tylko Lukę Pellegriniego, który jest u was na wypożyczeniu, ale i Ciebie. Myślisz, że konkretnie wpadłeś im w oko?

SW: Nie mnie to oceniać. Na chwilę obecną jestem zawodnikiem Cagliari i chcę się dalej rozwijać. Będę ciężko pracować, aby pokazać trenerowi, że zasłużyłem na kolejne szanse. Przed przyjazdem do Włoch założyłem sobie, że będę zadowolony tylko i wyłącznie jeśli na koniec sezonu będę miał na koncie 10 występów. I na tym celu się skupiam.

Jeśli będzie te dziesięć gier to może i przyjdzie powołanie do kadry Polski na Euro 2020?

SW: Nie wybiegam myślami tak daleko, bo rozegrałem dopiero przecież pierwszy mecz w Serie A. Ale oczywiście gra w kadrze to wielka nobilitacja i jestem do dyspozycji każdego trenera.

Co się stało z koszulką z meczu z Juventusem?

SW: Zachowałem na pamiątkę dla mojego taty. Z pewnością ucieszy się z takiego prezentu.

Rozmawiał dla PAP: Tomek Moczerniuk

Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.