SPORT, WYWIADY, POLONIA

MLS: Seattle po raz drugi!

Seattle po raz drugi zdobyli MLS Cup. Foto: internet

Piłka nożna bywa niesprawiedliwa. Tak niewątpliwie było w przypadku finału MLS, który odbył się w minioną niedzielę w Seattle, gdzie miejscowi Sounders pokonali Toronto FC 3:1 mimo iż to goście byli drużyną lepszą. Zwycięzców się jednak nie sądzi i końcowy triumf - drugi w przeciągu czterech lat - przypadł w udziale ekipy Briana Schmetzera. Z MLS żegnamy się aż do lutego 2020.

Największą niewiadomą meczu o wszystko w MLS był występ Jozy Altidore'a. Napastnik The Reds, który w ich barwach strzelił już ponad 50 goli 6 października nabawił się urazu uda i lekkie treningi rozpoczął dopiero kilka dni przed niedzielnym finałem. Ostatecznie rozpoczął on spotkanie na ławce i być może właśnie to zadecydowało o końcowym rezultacie.

Mecz zaczął się bowiem od szalonego pressingu gości, którzy po stracie piłki natychmiast doskakiwali do piłkarzy z Seattle i nie pozwalali im na wymianę choćby kilku podań. Chłopcy Grega Vanney'a narzucili szalone tempo i wydawało się, że gol to kwestia minut. Ten - mimo naprawdę przygniatającej przewagi - nie padł, bo ani urodzony w Japonii Tsubasa Endoh ani ofensywnie nastawiony Francuz Nicolas Benezet nie potrafili stworzyć sobie okazji do strzelenia goli. W obliczu braku prawdziwej "dziewiątki" - roli, w której zwykle świetnie odnajduje się Altidore - dwoił się i troił Alejandro Pozuelo. Argentyńczyk był dosłownie wszędzie. Każda akcja przechodziła przez niego, a jego błyskotliwe dryblingi do złudzenia przypominały te z wachlarza umiejętności jego wspaniałego rodaka Leo Messiego. Ku rozpaczy 3 tys kibiców, którzy przylecieli do Seattle z kanadyjskiej prowincji Ontario przewaga nie została udokumentowana golem i na przerwę zespoły schodziły przy stanie 0:0.

Po zmianie stron obraz gry nie uległ zmianie i Seattle nadal przyjmowało presję czekając na okazję do kontrataku. Kluczowa dla rozwoju sytuacji była akcja z 57.min, gdzie w walce o piłkę na środku boiska Cristian Roldan w dosyć brawurowym stylu zderzył się z Jonathanem Osorio. Dla wszystkich - włącznie z komentatorami telewizyjnymi - wyglądało to na nieprzepisowe zagranie pomocnika gospodarzy, ale arbiter Alan Chapman puścił grę. Piłka po kilku szybkich podaniach trafiła w pole karne, gdzie obrońca Sounders Kevin Leerdam najpierw świetnie zakręcił defensywą Toronto a potem oddał niecelny strzał na bramkę gości. Futbolówka pechowo odbiła się od nogi Justina Morrowa i zatrzepotała w siatce. Niemal 70-tys. tłum (druga frekwencja w historii walki o MLS Cup) wpadł w ekstazę i zaczął gorąco dopingować gospodarzy do podwyższenia rezultatu.

Drugą kluczową sytuacją był moment, w którym pod bramkę Sounders zapuścił się Chris Mavinga. Stoper Toronto - widząc nieporadność swoich zawodników z ofensywy - ruszył z rajdem i w okolicach pola karnego został mocno kopnięty przy wślizgu. Kulejąc zszedł z boiska, ale za chwilę - również kulejąc - na nie powrócił. Błąd Vanney'a - bo Mavinga od tej pory nie nadążał za akcjami i mylił się przy interwencjach. Na boisku pojawili się za to Nick DeLeon oraz Altidore. Mniej więcej w tym samym momencie Schmetzer zdecydował się na nieco dziwną zmianę puszczając w bój ofensywnego pomocnika Victora Rodrigueza w miejsce... obrońcy Brada Smitha. Ale okazało się to strzałem w dziesiątkę, bo w 75.min Hiszpan, bo cudownej asyście Nico Lodeiro plasowanym strzałem w długi róg pokonał Quentina Westberga i podwyższył prowadzenie. Blisko akcji był Mavinga, który nie potrafił zablokować uderzenia byłego piłkarza Sportingu Gijon.

Z Toronto nieco zeszło powietrze, ale gracze w czerwonych koszulkach wciąż uparcie dążyli do zmiany rezultatu. Gwoździem do trumny była kolejna koszmarna pomyłka Mavingi, który w 90.min dał się wyprzedzić w pojedynku biegowym Raulowi Ruidiazowi. Reprezentant Peru nie zmarnował okazji i w sytuacji sam na sam z Westbergiem zdobył trzeciego gola. Ambitni goście zdołali wreszcie zaistnieć na tablicy wyników, bo w 93.min gola głową zdobył... Altidore.

Po finale mnożyły się pytania: czy wynik byłby inny, gdyby Altidore grał od początku? Czy Alan Champan zaważył na rezultacie bagatelizując faul z 57.min? Czy Vanney dobrze zrobił zostawiając na boisku Mavingę? Odpowiedzi na nie już nie znajdziemy. W świat poszedł wynik i informacja o tym, że po raz drugi w przeciągu czterech lat królami MLS zostali Rave Green z Seattle. Toronto na rewanż w Altidore w składzie musi poczekać do 2020. Liga powiększona o Nashville SC i Inter Miami Davida Beckhama wystartuje w marcu.

Seattle Sounders - Toronto FC 3:1 (Lerdaam 57' Rodriguez 75' Ruidiaz 90' - Altidore 90')

Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.