SPORT, WYWIADY, POLONIA

Tenis: Alicja Rosolska: Wygranie szlema celem na 2019

Zakończył się długi, tenisowy sezon, który był bardzo udany dla naszej specjalistki od gier podwójnych Alicji Rosolskiej. Warszawianka dotarła w tym roku m.in. do półfinału Wimbledonu w deblu oraz finału US Open w mikście. "W przyszłym roku moim celem będzie wygranie Szlema." - zapowiada niespełna 33-letnia zawodniczka.

Pani Alicjo, zanim podsumujemy tegoroczny sezon jak grało się Pani w parze z Mihaelą Buzarnescu podczas turnieju Elite Trophy w Chinach?

Alicja Rosolska: W parze z Mihaelą grało się bardzo fajnie, szczególnie nasz drugi mecz wygrany z Quianhui Tang i Fangying Xun 6:2 6:2 był bardzo udany. W premierowym spotkaniu grałyśmy zbyt ofensywnie i popełniałyśmy dużo błędów na returnie, dlatego też po pierwszym secie zmieniłyśmy strony na returnie. Mimo wszystko przegrana 2:6 3:6 z Shuko Aoyamą i Lidziyą Marozavą była rozczarowująca. Mimo to, że nie zagramy w finale cieszę się, że mogłam w tym bardzo dobrze zorganizowanym turnieju zagrać. Zawsze z chęcią wracam do Zhuhaiu.

A teraz już o sezonie, w którym osiągnęła Pani m.in. półfinał Wimbledonu czy finał US Open. Wcześniej - w czerwcu - po raz ósmy w karierze triumfowała Pani w turnieju WTA. Który z tych wyników uważa Pani za najcenniejszy i dlaczego?

Alicja Rosolska: Ciężko powiedzieć, bo każde z tych osiągnięć było szczególne i wyjątkowe i kosztowało mnie sporo wysiłku. Po słabym sezonie na mączce i nieudanym Roland Garros wygrany turniej w Nottingham dodał nam pewności siebie, której ukoronowaniem był półfinał mojego ulubionego Wimbledonu. Uwielbiam grać na trawie i dlatego od zawsze marzę o wygraniu właśnie tej lewej Wielkiego Szlema. Cieszę się, że wreszcie pokonałam nie tylko barierę 2. rundy, ale i tak znakomite pary jak: Hsieh / Chan, Bertens / Larsson czy Mladenovich/ Babos. To były bardzo dobre mecze, dzięki którym nabyłam sporo nowych doświadczeń, nagrodę w postaci nominacji do Klubu "Last 8" oraz mnóstwo życzliwych pozdrowień i gratulacji, za które bardzo serdecznie dziękuję.

A co z finałem miksta na US Open? Był on nieco nieoczekiwany, prawda?

AR: Niekoniecznie, bo do Nowego Jorku jechałam dobrze przygotowana. W deblu co prawda odpadłyśmy przedwcześnie, ale mecz pierwszej rundy przegrałyśmy raczej same ze sobą niż z przeciwniczkami. Na szczęście zrekompensowałam sobie to wszystko mikstem, gdzie moim partnerem był Nicola Metkic. Grał bardzo dobrze i szybko zgraliśmy się na korcie. Ten finał dał mi dużo pozytywnej energii, sprawił wiele radości i przede udzielił odpowiedzi na pytanie, które zadawałam sobie od dawna: jakie to uczucie być w finale Wielkiego Szlema? Teraz już mam tę świadomość, a nabyte doświadczenie sprawiło, że dalej szukam odpowiedzi na trochę inne zagadnienie: jak to jest wygrać Wielkiego Szlema!

Biorąc pod uwagę sezon 2017 - a w nim trzy finały z czego dwa zwycięskie - oraz rok obecny przechodzi Pani renesans formy. Czyżby Alicja Rosolska była jak wino? Im starsza tym dojrzalsza i lepsza?

AR: (śmiech) Po Wimbledonie i finale US Open takich komentarzy było sporo, a musicie wiedzieć, że ja za winem nie przepadam! (śmiech). Być może coś w tym jednak jest. Mój były trener Torsten Peschke nie mylił się przepowiadając, że zacznę dobrze grać po 30-tce. Wiedział co mówi, bo przecież jego żona Kveta Peschke najlepsze rezultaty osiągnęła właśnie po 30-tych urodzinach i nadal nie zwalnia tempa.

A może kluczem do sukcesów jest zmiana stanu cywilnego?

AR. Z pewnością ślub z Danem Championem dał mi wiele radości, energii i pozwolił mi spojrzeć na tenis z nieco innej perspektywy. Ale daleka jestem od doradzania dziewczynom, żeby wychodziły za mąż, bo to gwarancja dobrych wyników. Niech kierują się własnym szczęściem. A kluczem do sukcesow są jak zawsze: ciężka praca, dyscyplina, wiara w siebie i wytrwalosc.

Skoro o zmianach mowa to w Nottingham zagrała Pani nowymi rakietami. I opłaciło się?

AR. Tak, przez całą dotychczasową karierę grałam rakietami Heada, a w Anglii zdecydowałam się na wypróbowanie Yonexów. Szczerze mówiąc miałam spore obawy, ale - jak się później okazało - zupełnie niepotrzebne.

Wracając do życia prywatnego: gra Pani dużo i często, co wiąże się z tym, że w domu niemal Pani nie ma. Mąż nie narzeka?

AR: To prawda, w domu jestem bardzo rzadko. Na szczęście mój kochany mąż zdecydował, że będzie wspierał mnie z trybun w większości tegorocznych turniejów, dlatego też zarówno same podróże jak i rywalizacje sprawiały mi przyjemność. Dan pomógł mi także w jeszcze jeden sposób. Dzięki niemu poznałam w Dubaju świetnego fachowca: trenera Cesara Ferrera, który także dołożył cegiełkę do poprawy poziomu mojej gry.

Abi Spears and Ala Rosolska. Foto: internet
W tym roku Pani i Abigail Spears byłyście niemal nierozłączne. Świetne wyniki były jednak przeplatane wpadkami. Do takich trzeba bowiem zaliczyć odpadnięcia w pierwszych rundach na US Open czy Roland Garros. Jak - i czy w ogóle można - to wytłumaczyć?

AR: Niestety to prawda, że zaliczyłyśmy sporo wpadek. Sezon w zasadzie uratowały nam występy na trawie okraszone Wimbledonem. Przyczyn niepowodzeń było sporo, chociażby problemy życiowe i sercowe partnerki. Czasem miałyśmy źle dobrany plan startowy, bo nasz agresywny styl gry na wolniejszych nawierzchniach nie zawsze dobrze funkcjonował. Do tego doszły kontuzje, choroby i oczywiście nerwy. Nie chcę tych rzeczy traktować jako wymówki, ale sezon jest długi, a problemów całkiem sporo. Biorąc pod uwagę nasze doświadczenie niektórych błędów można było uniknąć. Ale to nie są rzeczy, których nie można poprawić w przeciągu następnego sezonu.

Czyli konkretnie: co musicie zrobić żeby bilans gier nie był średni i żeby wyglądało to korzystniej?

AR: Przede wszystkim musimy ustalić jasne i klarowne cele na przyszły rok. Tak naprawdę to w 2018 umówiłyśmy się tylko na Australian Open, a wyszedł z tego cały sezon. Żeby było jasne bardzo odpowiada mi jej styl. Lubi grać szybko i agresywnie wchodzi na siatkę. Dobrze się uzupełniamy. Ale po naszym sukcesie na Wimbledonie była nieco zagubiona i chciała kończyć karierę. Zdecydowała się – niejako na pożegnanie i ukoronowanie 20-letniej kariery – wystąpić jeszcze na US Open, dlatego też podczas naszego jedynego występu czuła dodatkową presję. Przed nami więc ważne decyzje do podjęcia. Zobaczymy czy dalej będziemy współpracować na korcie czy pozostanie nam tylko przyjaźń poza kortem.

Z Abigail lub bez: jakie plany na najbliższy okres?

AR: Po powrocie z Zhuhaiu, czas na przerwę i planowanie treningów oraz przygotowań na następny sezon. Bardzo chciałabym wygrać Szlema i mam nadzieję, że w przyszłym roku zrobię ku temu kolejny krok.

Po 2019 będzie 2020, czyli kolejny rok olimpijski. Zabrakło Pani w Rio, ale czy dobre wyniki sprawiają, że pojawia się myśl o tym, aby pojechać na igrzyska po raz trzeci?

AR. Oczywiście, bardzo bym tego chciała. Występy na Igrzyskach Olimpijskich i reprezentowanie kraju jest dla mnie olbrzymią radością i niesamowitym wyróżnieniem. Każdego roku grając w Pekinie wspominam moją pierwszą olimpiadę z 2008. Tyle lat minęło, ale w pamięci wszystko jest świeże. Te miłe wspomnienia zostaną ze mną do końca życia. Mimo iż czas szybko leci to mam nadzieję, że forma pozwoli mi zagrać na IO w Tokio. Wiem jednak, że najpierw mam jeszcze do rozegrania sporo turniejów, więc koncentruję się na teraźniejszości.

Plany sportowe znamy. A osobiste? Pojawia się temat macierzyństwa?

AR: Kiedyś Kim Clijsters poradziła mi, że jeśli mam wskoczyć na wyższy poziom to muszę urodzić dziecko. Śmiałam się z tego, ale Kim mówiła to całkiem poważnie. Teraz coraz więcej zawodniczek wraca na kort po urodzeniu dziecka i zazwyczaj radzą sobie lepiej! Czasy się zmieniły, a co za tym idzie w tenisie pojawiły się też pieniądze. Zawodniczki mogą pozwolić sobie choćby na podróż z dzieckiem, a na niektórych turniejach – np. na wszystkich Szlemach - są nawet specjalne przedszkola dla maluszków. Wcześniej myślałam, że czas na męża i dzieci przyjdzie dopiero po zakończeniu kariery, ale jak widać jestem już po ślubie i kontynuuję swoją karierę.

Kiedyś przyjdzie jednak czas na odłożenie rakiety na półkę. Co zamierza Pani robić po zakończeniu kariery?

AR: Tenis to moje hobby i obecnie odczuwam z grania dużo radości. Chciałabym podzielić się swoimi doświadczeniami i zachęcić dzieci i młodzież do tego wspaniałego sportu. Więc jeśli tylko zdrowie będzie dopisywać to pewnie zostanę trenerką. A jeśli nie tenis? To naprawdę nie wiem, ale lubię uczyć się nowych rzeczy!

Rozmawiał: Tomasz Moczerniuk (PAP)

Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.