SPORT, WYWIADY, POLONIA

MLS: TFC - Seattle: Kto górą w wielkim finale?

Już jutro rozstrzygnie się sprawa mistrzostwa w MLS. Na BMO Field w Toronto wybiegną jedenastki miejscowych FC i Sounders z dalekiego Seattle. W ubiegłym roku skład finału był identyczny, a z pucharem do domu wrócili goście. Sporo wskazuje na to, że w sobotę może być inaczej. Ale czy na pewno będzie?

Droga do finału

Nie ulega wątpliwości, że w tym roku o MLS Cup powalczą najlepsze w przekroju roku drużyny w obu konferencjach. Na Wschodzie Toronto byli wręcz fantastyczni i nie mieli sobie równych. W 34 meczach sezonu zasadniczego zgromadzili rekordową ilość punktów (69), strzelili ponad 70 bramek, a boiska zeszli pokonani tylko pięciokrotnie. Do zdobytego pod koniec czerwca Mistrzostwa Kanady (3:2 w dwumeczu z Montrealem Impact), The Reds dorzucili Supporters' Shield dla najlepszego zespołu fazy zasadniczej. W uznaniu ich zasług aż trzech piłkarzy trafiło do ogłoszonej pod koniec listopada Jedenastki Sezonu: maestro rzutów wolnych Sebastian Giovinco, bramkostrzelny obrońca Justin Morrow (aż osiem goli w 2017 i pierwszy od 1997 zawodnik formacji defensywnej, który ustrzelił hat-tricka: 30 września w wygranym 4:2 meczu z Red Bulls) i kreatywny wychowanek barcelońskiej La Masii Victor Vazquez. Można też dziwić się, że w tej klasyfikacji zabrakło miejsca dla Michaela Bradley'a, który z pewnością należał do czołowych pomocników w lidze.

Co ciekawe w MLS Best XI nie znalazł się ani jeden gracz Seattle, którzy mieli największą liczbę punktów na szalenie wyrównanym w tym roku Zachodzie (53), ale ostatecznie w tabeli wyprzedzili ich sąsiedzi z Portland. Stało się tak dzięki większej liczbie meczów wygranych, których Timbers mieli 15, a Sounders o jeden mniej. Nie zmienia to faktu, że od 21 czerwca Sounders - wliczając spotkania fazy playoffs - byli najlepszą ekipą MLS West. Podopieczni Briana Schmetzera rozegrali w tym okresie 22 spotkania, z których przegrali tylko dwa.

Biorąc pod uwagę fazę zasadniczą zdecydowanym faworytem wydają się być gospodarze. To oni uzbierali większą ilość punktów, to oni pobijali rekordy wszechczasów w ilości zwycięstw w jednym sezonie i różnicy bramek. To oni wreszcie wywieźli trzy punkty z Seattle w jedynej w tym roku ligowej potyczce pomiędzy tymi drużynami: 6 maja bramka Jozy Altidore'a z rzutu karnego dała im zwycięstwo 1:0. Był to jedyny raz kiedy Sounders dali się pokonać na własnym obiekcie.

Ale sezon zasadniczy dobiegł końca 22 października. Od tamtej pory w playoffs Toronto męczyli się z Red Bulls (2:1 w Harrison i 0:1 w Toronto) oraz Columbus Crew (0:0 na wyjeździe i 1:0 po golu Altidore u siebie). Trzy gole w czterech spotkaniach i dwa nikłe zwycięstwa - nie tak wyobrażali sobie kibice TFC drogę do finału, ale mimo wszystko cel został osiągnięty.

Ich finałowi rywale w playoffs prezentowali się świetnie. W półfinale konferencji najpierw zremisowali 0:0 w Vancouver, ale potem dwa gole Clinta Dempsey zapewniły im przepustki do finału. Tam nie dali szans Dynamo, z którymi wygrali najpierw 2:0 w Houston, a potem 3:0 u siebie. W całych playoffs nie dali sobie wbić gola, a jeśli dodamy do tego dwa ostatnie mecze sezonu (4:0 z FC Dallas i 3:0 z Colorado Rapids) to licznik bez straty gola wynosi 562 minuty. Malkontenci stwierdzą, że w przeciągu tej trwającej ponad 6 meczy imponującej serii defensywa Sounders nie mierzyła się z zawodnikami pokroju Giovinco, Altidore czy Vazquez i z jednej strony jest w tym trochę racji. Z drugiej w składach drużyn - w porównaniu z ubiegłym rokiem - nie zaszły drastycznie wielkie zmiany, dlatego z pewnością gości stać na to, aby stworzyć szczelne zasieki i nie dać sobie wbić bramki. W ubiegłym roku ich strategią było dotarcie do konkursu jedenastek, gdzie dzięki nieudanym próbom Bradley'a i Morrowa puchar przypadł im w udziale.

Pieniądze to jednak wszystko

To, że w finale znalazły się te dwa zespoły jest także wypadkową umiejętnej strategii kadrowej i rzecz jasna finansów. GM kanadyjskiej drużyny Tim Bezbatchenko, który z wykształcenia jest prawnikiem i który pracuje w TFC od 2013 już na początku pokazał, że jest w stanie przyciągnąć do Toronto talent sporego kalibru. Od 2014 w czerwonych koszulkach po boisku biegali m.in. Anglik Jermaine Defoe, Brazylijczyk Gilberto, Francuz Benoit Cheyrou czy Polak Damien Perquis. Bezbatchenko nie szczędził także grosza na przekonanie do powrotu do Ameryki Północnej Michaela Bradley'a i Jozy Altidore'a, ale największą jego zasługą było pozyskanie Włocha Sebastiana Giovinco. Były gracz Juve i 23-krotny reprezentant Italii jest najlepiej opłacanym graczem w MLS (inkasuje nieco ponad 7 milionów za rok), ale odpłaca się pięknym za nadobne. Od 2015 w 86 meczach sezonu zasadniczego zdobył aż 55 goli, z czego aż 14 z rzutów wolnych. Do tego dorzucił 37 asyst w lidze oraz 5 goli i 4 asysty w playoffs. To jego dublet dał Toronto triumf w tegorocznym Canadian Championship. Zwycięską bramkę Giovinco strzelił w 95.minucie. W pierwszym roku Seba został ogłoszony MVP, w roku ubiegłym z niewiadomych powodów musiał uznać wyższość Davida Villi. W tym nie był już tak błyskotliwy - szczególnie jeśli chodzi o asysty, bo tu brylował Vazquez - ale i tak od trzech lat plasuje się w MLS Best XI.

W sumie na wypłaty Toronto FC wydali w tym roku nieco ponad 22 miliony dolarów. To o 5.5 miliona więcej niż drudzy w tej klasyfikacji NYC FC i niemal 10 więcej niż kolejni w stawce Orlando i Chicago. Większość z tej kwoty przypada w udziale kwartetowi Giovinco, Bradley (6.5 miliona), Altidore (prawie 5 milionów), Vazquez (700,000). 19 milionów to krocie, ale bez tej czwórki ciężko wyobrazić sobie, aby TFC odnieśli jakikolwiek sukces.

Po drugiej stronie barykady na wypłaty wydaje się niewiele ponad 10 milionów. Najlepiej opłacani są Clint Dempsey i Nico Lodeiro. Legendarny Amerykanin mimo 34 lat na karku wciąż stanowi o sile ofensywnej Sounders. Od 2013 zarabiający prawie 4 miliony Deuce strzelił dla Rave Green 52 gole sumując sezony zasadnicze i playoffs. Na konto Urugwajczyka Lodeiro, który dołączył do zespołu jesienią 2016 i który uzbierał w tym roku 7 trafień i 12 asyst wpływa 1.7 miliona. To dzięki jego fantastycznej formie w ubiegłorocznych playoffs (4 gole) Sounders sięgnęli po niespodziewany tytuł.

W Sounders ponad milion zarabia jeszcze długoletni kapitan Osvaldo Alonso, ale w tym roku Kubańczyka trapią kontuzję i nie zobaczymy go w finale. Schmetzer nie załamuje rąk, bo w tej formacji ma do dyspozycji świetnie grającego 22-letniego Cristiana Roldana, szwedzkiego internacjonała Gustava Svenssona oraz innego wychowanka La Masii Victora Rodrigueza, który został pozyskany w sierpniu. W przeciągu sezonu dolegliwości przytrafiały się także Bradowi Evansowi i Jordanowi Morrisowi - piłkarzom, którzy wiedli prym w ubiegłorocznych playoffs - ale i w tych przypadkach Schmetzer potrafił załatać ubytki kadrowe. Za Evansa, który ma na koncie ponad 200 meczów w barwach Sounders, po boisku biega były kolega klubowy Matta Miazgi z Vitesse Arnhem Kevin Lerdaam, a Morrisa skutecznie zastąpił Will Bruin (11 bramek w sezonie oraz 2 trafienia i 2. asysty w playoffs).

Na kogo postawić?

Bukmacherzy w roli faworytów - i to dosyć zdecydowanych - upatrują gospodarzy. Za każdego dolara postawionego na to, że TFC nie dadzą się pokonać u siebie drugi raz z rzędu można zarobić 82 centy. Remis opłacany będzie w skali 1/3.5, a zwycięstwo Seattle 1/5.20. To czy te przepowiednie się sprawdzą będzie zależało od tego czy Seattle uda się zneutralizować poczynania ich generała Bradley'a (odpowiedzialny za to będzie jego kolega z kadry USA Dempsey) i czy Roman Torres i Chad Marshall będą w stanie powstrzymać Giovinco i poobijanego po ostatnim meczu z Crew Altidore'a. Swoje będą chcieli pokazać takżę Lodeiro i Bruin, ale bardzo wiele wniosą do gry Vazquez i Rodriguez. Mimo iż w sobotę po boisku będzie biegać ponad 30 milionów dolarów to właśnie to wewnątrz-katalońskie starcie może okazać się kluczowe dla losów całej rywalizacji.

Finał MLS:
BMO Field, 9 grudnia, 4pm
Toronto - Seattle
transmisja: ESPN

Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.