SPORT, WYWIADY, POLONIA

„Trzeba zawsze gwizdać bezstronnie”

rozmowa z Arkadiuszem „Alexem” Prusiem, polskim arbitrem w MLS
Tomek Moczerniuk

Za górami, za lasami, za morzami mieszka sobie pewien pracowity i uczciwy sędzia rodem z Polski, który raz sędziował mecz Manchesteru United z Juventusem i miał tyle odwagi, aby ukarać Davida Beckhama żółtą kartką lub wyrzucić z boiska Carlosa Valderramę. Brzmi jak bajka? Wręcz przeciwnie – w tej historii nie ma nic zmyślonego. Jej bohaterem jest 47-letni Arkadiusz „Alex” Pruś, Polak ze Stalowej Woli, który już od 15 lat sędziuje mecze MLS, czyli amerykańskiej profesjonalnej ligi soccera.

Urodził się Pan w Polsce, ale od 21 lat mieszka Pan w USA. Co sprawiło, że wyjechał Pan za ocean?
AP: Decyzja o wyjeździe była podyktowana przede wszystkim sytuacją rodzinną, gdyż wszyscy bliscy krewni mojej żony mieszkają na stałe w New Jersey. Poza tym w latach 90-tych sytuacja polityczna w Polsce była bardzo niestabilna, a na dodatek moja piłkarska kariera zawodnicza nie rozwijała się po mojej myśli. Dostaliśmy szansę na wyjazd do Ameryki i zdecydowaliśmy, że nie mamy nic do stracenia. Z perspektywy czasu uważam, że była to słuszna decyzja.

Niedawno przeniósł się Pan do New Jersey, choć w oficjalnej metryce sędziów MLS figuruje, że pochodzi Pan z Simpsonville, SC. Skąd ta zmiana?
AP: Tak jak już wspomniałem cała rodzina Ewy mieszka w New Jersey. Na dodatek mój syn Filip po ukończeniu studiów przyjął ofertę pracy w tym stanie. Moja kariera sędziowska też niestety dobiega ku końcowi, dlatego szukam obecnie zatrudnienia jako szkoleniowiec. W Południowej Karolinie soccer nie jest zbyt popularny, więc o taką posadę jest tam bardzo ciężko.

Był pan bramkarzem w kilku polskich klubach. W jednym z nich – Igloopolu Dębica – Pańskim kolegą był m.in. Leszek Pisz, a trenerem Orest Lenczyk, który doprowadził niedawno Śląsk Wrocław do wicemistrzostwa Polski. Jak wspomina Pan tamten okres?

AP: W Igloopolu grałem tylko jeden sezon, ale wspominam go bardzo pozytywnie. Miałem przyjemność gry w jednej drużynie z takimi zawodnikami jak wspomniany Pisz czy Jacek Zieliński. Dzięki treningom pod okiem pana Oresta - jednego z najlepszych fachowców w Polsce - dużo skorzystałem też jako piłkarz. Do tej pory mam notatki z okresu przygotowawczego pod jego wodzą.

Wspomniał Pan Jacka Zielińskiego, który w 2006 był szkoleniowcem walczącej o tytuł Mistrza Polski Legii Warszawa. Mecz z Górnikiem Zabrze, który ostatecznie zadecydował o koronie dla Wojskowych sędziował... Arkadiusz Pruś, były kolega z boiska trenera Zielińskiego. Czy był to najtrudniejszy mecz do prowadzenia w Pańskiej karierze?

AP:
Wręcz przeciwnie, był jednym z łatwiejszych! Zawodnicy grali w piłkę i zachowywali się wzorowo. Pokazałem tylko jedną żółtą kartkę i to za umyślne zagranie ręką. Po meczu zebrałem wysokie oceny i zakończył się on bez żadnych kontrowersji, choć przed spotkaniem faktycznie próbowano wywrzeć na mnie wielką presję. W - jak zwykle szukającej sensacji - prasie ukazał się bowiem artykuł, w którym spekulowano, że spotkanie będzie „ułożone”, ponieważ 16 lat temu grałem w tej samej drużynie z trenerem Legii. Muszę przyznać, iż - mimo, że nie rozmawiałem z Jackiem od naszych dębickich czasów – rozważałem rezygnację z prowadzenia tych zawodów. Wiedziałem, że jeśli popełnię błąd, wszyscy odbiorą to za „drukowanie”. Ale na szczęście ambicja mi na to nie pozwoliła. Chciałem też udowodnić wszystkim w Polsce, że sędziowie to uczciwe osoby i ja jestem tego żywym przykładem. I udało się. Mecz ten także uodpornił mnie psychicznie i nauczył jak opanować stres. Mamy takie powiedzenie w środowisku sędziowskim w USA: „If something doesn’t break you, it will make you stronger.” Czyli tłumacząc na polski: „Jeżeli coś - z czym się zmagasz - Cię nie złamie, uczyni Cię to silniejszym w przyszłości”.

Między 2004-09 prowadził Pan kilka meczów międzynarodowych. Który z nich zapadł Panu najbardziej w pamięci?
AP: Każdy taki mecz wspominam ze wzruszeniem, bo jest to naprawdę ogromne przeżycie. Pierwszą taką potyczką był mecz pomiędzy Manchesterem United a Juventusem. I – mimo, że byłem tam w charakterze sędziego technicznego - nigdy nie zapomnę tego spotkania. Na trybunach zasiadło wówczas 80000 widzów, oprawa meczowa była wprost wspaniała, a obie drużyny na murawie witał sam Pele. Mogę też poszczycić się faktem sędziowania takim drużynom jak: Barcelona, Real Madryt, Chelsea, Liverpool, Celtic, Rangers, Santos, Boca Juniors. Uczestnictwo w każdym takim meczu na zawsze pozostanie w mojej pamięci.

Miał Pan także okazję prowadzić mecz naszej kadry z Wyspami Owczymi przed finałami Mistrzostw Europy 2008. Pamięta Pan wynik i strzelców bramek?
AP: Mecz oczywiście pamiętam! Było to dla mnie ogromne przeżycie, ciężko było powstrzymać się od płaczu podczas grania polskiego hymnu. O ile mnie pamięć nie zawodzi to Polska wygrała 4:0, a jedną z bramek strzelił chyba Frankowski? (Frankowski faktycznie grał w tym spotkaniu, ale doznał kontuzji. W jego miejsce wszedł w 24.min Marek Saganowski, który strzelił jedną z bramek. Pozostałe dołożyli Sebastian Mila i Grzegorz Rasiak – 2, przyp. TM)

Który z meczowych wyjazdów był dla Pana najbardziej egzotyczny? AP: Zdecydowanie mecz na Cayman Islands w ramach eliminacji do Mistrzostw Świata w RPA. Było to w marcu 2008. Gospodarze ulegli wtedy Bermudom 1:3. Cayman Islands to bardzo ładna wyspa. Mam nadzieję, że wrócę tam jeszcze kiedyś na wakacje.

Najbardziej zabawna historia związana z Pańską sędziowską karierą to...

AP:
Podczas pierwszej połowy pewnego meczu na Florydzie włączył się automatyczny system nawadniania murawy. Było bardzo gorąco, więc zawodnicy... szybko skorzystali z okazji, żeby się ochłodzić. Mecz oczywiście musiał być przerwany do momentu usunięcia usterki.

Niedawno sędziował Pan mecz Realu Madryt z Philadelphia Union – jak Pan wspomina to spotkanie?

AP:
Mecz był stosunkowo prosty do gwizdania. Zawodnicy grali dość czysto i nie miałem większych problemów z ich dyscypliną. Real -po strzeleniu dwóch bramek zaraz na początku - spoczął na laurach i Philadelphia cały czas goniła wynik. W ostatnich minutach meczu udało im się napedzić graczom z Madrytu trochę strachu, po tym jak w 80.min kontaktowego gola strzelił Farfan.

A jak się zachowywał znany z krytykowania decyzji sędziowskich Jose Mourinho?
AP: Trener Mourinho był bardzo zrelaksowany i praktycznie nie rościł żadnych pretensji co do decyzji sędziowskich.

Czy zamienił Pan kilka słów z Piotrem Nowakiem, szkoleniowcem Union?

AP:
Z Piotrkiem przywitałem się przed spotkaniem, ale na nic więcej nie starczyło czasu.

Ma Pan dwójkę dzieci: Filipa i Nicole. Czy podzielają pasję ojca? Czy ciągnie ich do sportu?
AP: Filip grał w piłkę do ukończenia szkoły średniej. Potem studiował Sportowy Marketing i Zarządzanie. Obecnie ma 23 lata i pracuje jako Dyrektor Marketingu w Trenton Steel - halowej drużynie amerykańskiego futbolu. Myślę, że zamiłowanie do sportu odziedziczył więc po mnie. Natomiast Nicole to bardziej artystyczna dusza. Bardzo ładnie maluje, ale za sportem nie przepada.

Od 2002 roku jest Pan obywatelem USA. Załóżmy, że Filip to wybitny piłkarz i ma dylemat, którą kadrę wybrać. Co na to tata?

AP:
USA to mój drugi dom, ale w sercu zawsze pozostanę Polakiem. Chciałbym więc, żeby reprezentował barwy Polski, ale ostateczną decyzję pozostawiłbym jemu samemu.

Prowadził Pan kiedyś szkółkę piłkarską. Czym jeszcze zajmuje się Pan oprócz sędziowania?
AP: Trenerką młodzieży zajmowałem się w No.1 Soccer Camps - jednym z najlepszych obozów piłkarskich dla dzieci. Przez ostatnie 5 lat skoncentrowałem się wyłącznie na sędziowaniu, ale po zakończeniu kariery zamierzam wrócić do pracy szkoleniowej.

Ile zarabiają sędziowie w USA?

AP:
W MLS wszystko zależy od doświadczenia (według ehow.com najbardziej doświadczony arbitrer główny na 4 Poziomie mógł w 2009r liczyć na pensję w wysokości $875 za mecz – przyp. TM). Na pewno nie jest łatwo wyżyć tutaj z samej sędziowskiej pensji, dlatego większość z nas to amatorzy, pracujący w swoich zawodach. Piłkarska federacja w USA zatrudnia tylko 3 zawodowych arbitrów. Tłumaczy się brakiem pieniędzy, choć jest uznawana za jedną z najbogatszych na świecie.

Czy żona nie robi Panu wymówek, że nie ma Pana w domu na weekendy?

AP:
Myślę, że Ewa się już przyzwyczaiła do moich ciągłych wyjazdów. To się na razie nie zmieni. Od momentu czerwcowej przeprowadzki do NJ w domu byłem może kilka dni.

Trzy lata temu, po tym jak afera korupcyjna w Polsce zaczęła zataczać coraz szersze kręgi, mówiło się o tym, że zostanie Pan przewodniczącym Kolegium Sędziów PZPN. Ostatecznie nie otrzymał Pan jednak takiej propozycji – dobrze, że tak się stało? Co zrobiłby Pan gdyby taka oferta nadeszła?

AP:
Z pewnością potraktowałbym ją bardzo poważnie. Odwiedzam Polskę dosyć często i z każdą wizytą coraz bardziej widoczne są zmiany na lepsze. Ale takiej propozycji nie otrzymałem, więc myślę, że była to albo zwykła plotka, albo Zarząd PZPN obawia się zaoferować takie stanowisko niezależnej osobie, która jest poza wszelkimi układami.

W 2007 prowadził Pan finał MLS pomiędzy New England Revolution i Houston Dynamo. W następnym sezonie został Pan wybrany Arbitrem Roku w MLS. Które z tych wyróżnień ceni Pan bardziej i dlaczego?

AP: Sędziowanie finału MLS jest ogromnym wyróżnieniem i cenię je wyżej niż tytuł Arbitra Roku. Według mnie ten tytuł nie zawsze trafia w ręce naprawdę najlepiej spisującego się (w przekroju całego sezonu) sędziego. Dla przykładu rok, w którym wyróżniono moją pracę wcale nie uważam za najlepszy. Czasami ten tytuł otrzymuje więc „starszy”, bardziej doświadczony arbiter, niejako za całokszałt swojej kariery.

Nie jest Pan polskim jedynakiem w MLS. Na linii często asystuje Panu Adam Wienckowski. Czy ma papiery na wielkiego arbitra?

AP: Adam jest bardzo wysoko notowanym asystentem międzynarodowym. Był wytypowany do gwizdania podczas niedawno rozgrywanych Mistrzostw Świata do lat 20 w Kolumbii, ale – jak to bywa w przypadku sędziego-amatora - obowiązki zawodowe nie pozwoliły mu na ten wyjazd.

Czy kolekcjonuje Pan piłkarskie pamiątki? Która z nich jest najcenniejsza?

AP:
Oczywiście, że zbieram pamiątki, a jedną z najcenniejszych jest dla mnie bramkarska koszulka Liverpoolu, którą otrzymałem od Pana Jerzego Dudka. Jest na niej także jego autograf.

Gdyby sędziowie mogli zamieniać się koszulkami po meczu – z kim chciałby się Pan zamienić?

AP:
Z Leo Messim.
Ile kartek ma sędziowski notatnik i czy na każdym meczu używa Pan innego?

AP:
Jestem "uzbrojony" tylko w dwie kartki: żółtą i czerwoną. Tego samego kompletu używam już od dwóch lat i raczej wystarczy mi to do końca mojej kariery.

Jak zapatruje się Pan na nowinki w przepisach dotyczących sędziowania? Czy jest Pan zwolennikiem dodatkowych arbitrów za bramką? A może wolałby Pan, żeby jednak wprowadzono piłki z chipem, lub zezwolono na powtórki telewizyjne w spornych momentach?

AP:
Przez jeden sezon po boiskach USA biegało dwóch arbitrów głównych, jednak ten eksperyment kompletnie nie wypalił. Nigdy nie miałem okazji do prowadzenia meczu w systemie z sędziami na liniach bramkowych, ale uważam, że mogą się oni okazać bardzo pomocni. Na pewno nie wyeliminują wszystkich pomyłek, jednak liczba błędnych decyzji może znacznie się zmniejszyć. Co do powtórek telewizyjnych to myślę, że byłyby one szczególnie użyteczne przy korygowaniu decyzji o spalonym, ale musiałoby się to odbywać bez większych przerw w grze.

W lutym tego roku zdmuchnął Pan 47 świeczek na urodzinowym torcie. To o dwa lata więcej niż wynosi limit wieku sędziowskiego w FIFA. Zdarza się, że w najlepszych ligach grają 40-letni piłkarze, dlaczego więc nie podnieść wieku emerytalnego dla sędziów?


AP:
Piłka nozna to szybka gra, rozgrywana na dużym boisku. Obecnie zawodnicy są bardzo dobrze przygotowani fizycznie, w związku z czym nie jest nam łatwo nadążyć za akcją. W MLS nie ma limitu wiekowego, ale organizmu nie da się oszukać. Ja swoje braki w szybkości nadrabiam doświadczeniem i umiejętnością czytania gry. Z drugiej strony uważam, że jeżeli dany arbiter wypadnie pozytywnie podczas testów wydolnościowych to powinien być on dopuszczony do sędziowania bez względu na wiek. Wszyscy winni być traktowani jednakowo.

Wiemy, że pochodzi Pan ze Stalowej Woli i kibicuje Pan „Stalówce” – czy sędziom wypada głośno składać takie deklaracje?
AP: W Stalowej Woli się wychowałem, a Stal to mój macierzysty klub. Tam zaczynałem moją przygodę z piłką jako trampkarz i tam zadebiutowałem też w dorosłym futbolu. Dlatego „Stalówka” na zawsze pozostanie w moim sercu. Z tym sentymentem jest jednak różnie. W Polsce lokalni sędziowie nie mogą sędziować „swoim” drużynom na wyższym szczeblu. U nas nie ma to znaczenia. Sędzia z Nowego Jorku sędziuje New York Red Bulls i nikt nie ma z tym żadnego problemu.

Na kim wzorował się Pan jako sędzia? AP: Tak naprawdę to na nikim. Zawsze starałem się być na boisku sobą. Pewnie, że oglądając mecze zawsze staram się analizować pracę sędziów, czasem może "zapożyczyłem" od któregoś z nich jakiś sygnał lub gest, ale nigdy nie usiłowałem zostać czyimś sobowtórem. Uważam, że tylko ci sędziowie, którzy mają silną osobowość mogą zajść w tym zawodzie daleko. Każdy sędzia powinien także wypracować swój własny, indywidualny styl. Ale trzeba zawsze gwizdać bezstronnie i w ramach obowiązujących przepisów.

Niespełnione sędziowskie marzenie?


AP:
Moja przygoda z gwizdkiem w USA zaczęła się stosunkowo późno i m.in. dlatego nie otrzymałem nigdy żadnej szansy na pracę podczas poważniejszych futbolowych imprez międzynarodowych. Arbitrem zostałem w wieku 30 lat, ale już po 2 latach zaproszono mnie do prowadzenia spotkań w MLS. Oczekiwanie na amerykańskie obywatelstwo spowolniło tok wydarzeń i sędzią międzynarodowym zostałem dopiero w wieku 39 lat. Było to stanowczo za późno, aby zaistnieć na światowej arenie.

Jednak może się Pan pochwalić innym bezprecedensowym osiągnięciem: to Pan ukarał Davida Beckhama pierwszą żółtą kartką w jego karierze w MLS. Czy to najbardziej znany piłkarz, którego musiał Pan przywołać do porządku?

AP:
Nie prowadzę specjalnej listy „winowajców”, ale to prawda, że David otrzymał swój pierwszy żółty kartonik ode mnie.

A jak się ma sprawa z czerwonymi kartkami – którego gracza z wybitnym nazwiskiem musiał Pan wyrzucić z boiska?

AP:
Kiedyś, jeszcze jako młody stażem sędzia, wyrzuciłem z boiska Carlosa Valderramę za brutalny faul od tyłu.

Historia innych wykluczeń: sierpień 2010, mecz Seattle Sounders – Chivas USA. W doliczonym czasie gry z boiska wylatują Trujillo (Chivas) i Gonzalez (Seattle). Potem na Twitterze przyznał Pan, że popełnił Pan błąd.

AP:
Tak, tylko że ta decyzja nie miała wpływu na wynik spotkania, a mimo to została sztucznie rozdmuchana przez media z powodu komentarza na Twitterze. Napisałem tam, że jeden z zawodników zasłużył bardziej na karę niż drugi i że biorę na siebie całą odpowiedzialność. Ale trzeba pamiętać, że podjęliśmy decyzję tę wspólnie po konsultacji z moim liniowym i sędzią technicznym, a na dodatek później podtrzymała ją komisja dyscyplinarna.

Czy była to jedyna sytuacja, że miał Pan słabszy dzień, a Pańskie decyzje mogły wpłynąć/wpłynęły na końcowy wynik? Czy sędzia Alex Prus miał kiedykolwiek jeszcze moralnego kaca?

AP:
Moją najgorszą decyzją było nieodgwizdanie rzutu karnego w sierpniu 2006 roku w meczu Houston Dynamo z Chivas USA. Byłem wtedy chyba jedyną osobą, która nie widziała faulu w polu karnym w ostatniej sekundzie. Dlaczego tak się stało? Nie wiem, moja głowa była już w szatni zamiast na boisku. W Polsce od razu by stwierdzono, że sprzedałem mecz. Dlatego też zostałem surowo ukarany: zawieszenie do końca roku. Ta pomyłka przysporzyła mi wiele nieprzespanych nocy i muszę przyznać, że byłem bardzo bliski zakończenia swojej sędziowskiej kariery.

Jeszcze jedna symulacja: do Pańskiej szatni przed meczem wchodzi wspomiany wyżej Beckham i mówi: „Alex, jest sprawa, tu masz walizkę, Galaxy musi dziś wygrać.” Jaka jest Pańska reakcja?

AP:
MLS to uczciwa liga, a David Beckham jest uczciwym, ciężko pracującym piłkarzem. Ja też - mimo, iż daleko mi do sędziowskiego ideału - nie bawię się w korupcję. Taka sytuacja w MLS jest niemożliwa. Mam nadzieję, że w Polsce - po aferze korupcyjnej - także.

Na koniec parafraza dowcipu o blondynce: jak się wreszcie wymawia Pańskie imię: Arek czy Alex?

AP:
W dowodzie i innych oficjalnych dokumentach figuruje Arkadiusz, ale w USA wszyscy mieli kłopoty z wypowiedzeniem tego imienia. Dlatego w środowisku sędziowskim jestem potocznie znany jako Alex.

_________________________________________________________________

Arkadiusz „Alex” Pruś, chronologicznie:

- 1964, 6 luty – przychodzi na świat
- 1964-85 – dorasta w Stalowej Woli i gra w Stali, w II lidze
- 1985 – spędza sezon w Igloopolu Dębica
- 1990 – wyjeżdza do USA
- 1994 – otrzymuje licencję sędziego stanowego
- 1996 – prowadzi mecz o Młodzieżowe Mistrzostwo USA (Youth National Championship) w Indianapolis
- 2002 – przyjmuje obywatelstwo USA
- 2004 – prowadzi dwa mecze kwalifikacyjne na olimpiadę w Guadalajarze (Meksyk)
- 2007 – prowadzi finał MLS
- 2008 – otrzymuje tytuł Najlepszego Arbitra MLS

text: Tomek Moczerniuk (email Tomek)
foto: Danny Blanik (email Danny)
, Bro Marek, Getty Images, archiwum Alexa Prusa.

Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.