SPORT, WYWIADY, POLONIA

Maddalone bez szans, Adamek bez porażki

Korespondencja własna z Newark, Tomek Moczerniuk
Zdjęcia: Józef Dewera, Tomek Moczerniuk

Nie było niespodzianki w czwartej i ostatniej w tym roku walce Tomasza Adamka. Nasza mistrz potrzebował zaledwie pięciu rund na rozbicie w puch niespełna 37-letniego Amerykanina z Queensu Vinny Maddalone. Tym samym Polak podtrzymał zwycięską passę w 2010 oraz w Prudential Center, gdzie w sumie wygrał już po raz szósty. W czwartkowy wieczór w Newark walczył również Przemek Majewski. I jego walka skończyła się przed czasem, a ofiarą „The Machine” padł kolejny Jankes Eddie „Thunder” Caminero (relacja poniżej).

We czwartek 12 grudnia 2008 roku Tomasz Adamek pokonał swojego pierwszego rywala w New Jersey. Już od wtedy wiadomo było, że Polonia z metropolii nowojorskiej i okolic stanie murem za naszym bokserem. Nowiutka hala Prudential Center mieniła się pięknymi, biało-czerwonymi barwami i pękała w szwach. Adamek odwdzięczył się kibicom zabierając Steve „USS” Cunninghamowi mistrzowski pas IBF w wadze cruiserweight po porywającym, postrzeganym przez fachowców jako „walka roku” pojedynku. Minęły dwa lata, ale zmieniło się niewiele: we czwartek 9 grudnia Prudential Center znowu był „Polski”, a Adamek zwycięski.

Jego przeciwnik - znajdujący się na 101 miejscu w rankingu wagi ciężkiej Maddalone - to ciekawa i barwna postać. W przeszłości grał zawodowo w baseball, należy do „Teamsters” i jest bardzo dumny ze swoich włoskich korzeni. Jest też bardzo religijny, o czym świadczy wielki, wytatuowany na jego piersi różaniec. W swojej karierze walczył między innymi z Evanderem Holyfieldem i dwukrotnie z Brianem Minto. Wszystkie te pojedynki jednak przegrał, podobnie jak dwie z ostatnich czterech walk, dlatego też w starciu z Adamkiem skazany był na pożarcie. Mimo to walka reklamowana jako „New Jersey vs New York” zapowiadała się ciekawie i zgromadziła na trybunach około 6 tysięcy fanów.

Polak twierdził, że potraktuje swojego rywala bardzo poważnie i słowa dotrzymał. Od początku ruszył na rywala wykorzystując to, co najlepsze w jego repertuarze: świetny balans ciałem, cały arsenał zwodów i uników czyniących go niemal niemożliwym do trafienia oraz piekielnie szybkie pięści. W sumie lżejszy od rywala o 14 funtów „Góral” zadał niemal 400 ciosów, z których do celu doszła prawie połowa. Sam dał się trafić tylko 41 razy. „Wiedziałem, że jest szybki, ale nie wiedziałem, że aż tak bardzo.” – komplementował Polaka już po walce Maddalone.

Decydująca dla starcia była piąta runda, w której Adamek wyprowadził kolejną zmasowaną serię ciosów i posłał ważącego 230 funtów Jankesa na deski (patrz: foto). Maddalone miał trudności z utrzymaniem się w pozycji pionowej, ale sędzia pozwolił na kontynuowanie walki. Polak zwietrzył krew i poszedł za ciosem obsypując bezradnego Amerykanina gradem prostych i sierpowych. Dalsza walka nie miała sensu, co w pewnym momencie starał się pokazać sędziemu nasz mistrz. „To twardziel i wojownik, ale pod koniec bałem się, żeby nie zrobić mu krzywdy.” Na szczęście w porę zareagowali trenerzy Vinny’ego, którzy poddali swojego zawodnika rzucając na ring ręcznik.

Adamek wygrał w sposób bezapelacyjny. Ani przez moment jego przewaga nie podlegała dyskusji i - co musi musi napawać optymizmem – pokazał, że jest w stanie utrzymać stabilną, wysoką formę. Udowodnił też, że mimo domniemanego braku „powera” potrafi posyłać na deski przeciwników z wagi ciężkiej, co musi robić wrażenie nawet jeśli nie są to rywale z górnej półki. Cieszy też to, że już nie spieszy się tak do walk o bardziej prestiżowe pasy. Na to jeszcze przyjdzie czas. Niedługo Tomek leci do Polski, aby omawiać z prezesem Polsatu kwestię swojego udziału w katowickiej gali bokserskiej na wiosnę. Z kim się zmierzy? Wymienia się takie nazwiskach jak: Roy Jones Jr., Samuel Peters lub Francuz Jean Marc Mormeck. Dla nas to obojętne, byleby „Góral” dalej wygrywał w tak pięknym i przekonywującym stylu.

________________________________________________________

Prezent na urodziny - radomska "maszyna" nie zawodzi


Zanim do ringu hali w Newark weszli Adamek i Maddalone swoje rękawice skrzyżowali pochodzący z Massachusetts Eric „Thunder” Caminero i urodzony w Radomiu Przemysław „The Machine” Majewski. Dla sklasyfikowanego na 38 miejscu w rankingu wagi junior półciężkiej Polaka była to druga walka w przeciągu dwóch miesięcy. Nasz reprezentant, którego Amerykanie dość niefortunnie przemianowali na „Patricka”, wyszedł z tego egzaminu zwycięsko, a walka – mimo iż nie należała do łatwiejszych w jego 5-letniej zawodowej karierze - rozgrzała publiczność do czerwoności.

Od początku widać było, że 31-letni Caminero, który przed tą walką legitymował się bilansem 7 zwycięstw i 3 porażki, tanio skóry nie sprzeda. Już w drugiej rundzie poczęstował Majewskiego solidnym sierpowym, po którym polała się krew z głęboko rozciętego łuku brwiowego. Na szczęście nie zdeprymowało to Polaka, który w trzeciej rundzie natarł na przeciwnika ze zdwojoną siłą i zasypał go gradem ciosów, jednocześnie w umiejętny sposób chroniąc kontuzjowaną brew przed dalszym zniszczeniem.

Caminero nie pozostawał dłużny i przez kolejne rundy obaj bokserzy zupełnie bez respektu niemiłosiernie okładali się nawzajem, a walka zaczęła przypominać pięściarską bitwę gdzieś w ciemnym zaułku. Nieco lepiej w długich wymianach na środku ringu prezentował się Majewski, ale z jego przewagi nic nie wynikało.

Dopiero w końcowych minutach Majewski zmienił nieco taktykę i zaczął unikać klinczy i obopólnie wyniszczających, niekończących się wymian. To okazało się kluczowe dla wyniku walki, bo zmęczony Caminero dalej szukał sposobu na skrócenie dystansu i raz po raz nadziewał się na mocne kontry Polaka. W ostatniej z ośmiu zakontraktowanych rund Caminero padł na deski po pojedynczym prostym Majewskiego, a chwilę potem leżał po raz drugi rażony kombinacyjną serią ciosów.

Sędzia zatrzymał walkę ogłaszając 10 nokaut w 15 walce niepokonanego na zawodowych ringach Polaka. Tym samym „The Machine” sprawił sobie wspaniały prezent na 31-wsze urodziny, które będzie obchodzić 23-ego Grudnia. W przyszłorocznych walkach Majewskiemu z pewnością nie zabraknie wsparcia fanów, bo styl i serce, które zaprezentował sprawiły, że Polonia żegnała go gromkimi brawami.

Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.