SPORT, WYWIADY, POLONIA

Tenis: US Open: Świątek w półfinale! "To był mój najlepszy mecz na US Open w całej karierze"

Iga Świątek po pełnym przełamań i zwrotów akcji spotkaniu pokonała Jessicę Pegulę 6:3 7:6(4) i pierwszy raz w karierze awansowała do półfinału US Open. Polka, która uciszyła wypełniony po brzegi Artur Ashe Stadium, jutro zagra na nim ponownie w walce o finał z Białorusinką Aryną Sabalenką. "Nie wiem, czy ktoś, kto oddaje swój serwis aż pięć razy w drugim secie będzie w stanie wygrać cały turniej." - powiedziała Martina Navratilova, z którą zamieniłem kilka słów w drodze do biura prasowego zaraz po meczu.

Drugi podczas tegorocznej edycji US Open występ Igi Świątek na Artur Ashe Stadium zaplanowany był na godzinę 19 czasu miejscowego. Największy obiekt tenisowy na świecie początkowo świecił pustkami, ale od drugiego seta był już zapełniony niemal w całości. Mogło to być związane z kilkoma rzeczami: Amerykanie pracują bowiem do późna i dojazd na Queens z Manhattanu zajmuje im sporo czasu. Traktują też imprezy sportowe jako dodatek do spotkań towarzyskich - a nie odwrotnie. Ostatnim czynnikiem mógł być też fakt, że najwyżej sklasyfikowana w tourze WTA Jessica Pegula nie cieszy się choćby w połowie taką popularnością jak Serena Williams, podczas meczów której Artur Ashe odlatywał niczym spodek.

Tym razem Ashe nie odleciał, bo zadbała o to Świątek. W pierwszym secie niemal przez cały czas kontrolowała wydarzenia na korcie i - choć w piątym gemie dała się przełamać - wygrała go stosunkowo łatwo 6:3. "W tym okresie gry wykorzystałam kilka swoich szans i w bardzo solidny sposób wróciłam z przełamania. Czułam też różnicę w jej poziomie gry na początku seta i pod koniec. Cieszę się, że udało mi się wymusić błędy u przeciwniczki i że doprowadziłam do kilku dłuższych akcji, które wygrałam. To dało mi dużo pewności siebie." - powiedziała po meczu raszynianka.

Drugi set to było coś niesamowitego, bo obie zawodniczki nie potrafiły poradzić sobie z utrzymaniem własnego podania. Przełamały siebie nawzajem aż dziesięciokrotnie i o wszystkim musiał zadecydować tie-break. Tam tę wojnę nerwów wygrała Polka, która ostatecznie zwyciężyła 7:6(4). "W drugim secie było wiele momentów, kiedy każdy punkt miał znaczenie. Trzeba przyznać, że w niektórych sytuacjach miałam szczęście, jak punkt zdobyty po taśmie, czy kiedy w tie breaku piłka spadła prosto na linii i zaskoczyła nas obie. Cieszę się, że byłam solidna. Mimo, że nie zdołałam zakończyć tego meczu wcześniej niż w tie-breaku, to do końca utrzymałam koncentrację. Trzeba podkreślić, że Jessica zagrała bardzo dobrego seta. Generalnie poziom meczu był wysoki." - wyznała Świątek.

Teraz na jej drodze stanie Białorusinka Aryna Sabalenka, z którą Polka ma bilans trzech zwycięstw i jedną porażkę. W tym roku mierzyła się z nią trzykrotnie i za każdym razem schodziła z kortu z wygraną w dwóch setach: w lutym w Dosze, w kwietniu w Stuttgarcie i w maju z Rzymie. "Każdy z tych spotkań był inny i ciężko je porównać. Po wygranej w Dosze nabrałam przekonania, że mogę wygrywać z czołową dziesiątką świata. To zwycięstwo dało mi motywację i nadzieję na przyszłość. A potem w Stuttgarcie i Rzymie po prostu kontynuowałam dobrą formę z poprzednich turniejów i grałam bardzo solidnie. Teraz zmierzymy się w Szlemie, więc to będzie inne doświadczenie. Nie wiem jak to będzie, ale będę pracować nad tym, aby utrzymać koncentrację i determinację na tym samym poziomie. Grałyśmy ze sobą, znamy się, ale wszystko się dopiero okaże." - podsumowała 21-latka.

Mecz Polki z Sabalenką rozpocznie się dopiero po zakończeniu pierwszego półfinału, w którym zagrają Caroline Garcia z Francji z Ons Jabeur z Tunezji. Polce pora meczu jest obojętna, bo - jak przyznała na konferencji prasowej odpowiadając na pytanie o różnice pomiędzy grą na Artur Ashe Stadium w dzień (mecz drugiej rundy ze Sloane Stephens) lub wieczorem - była dziś tak skoncentrowana, że zupełnie nie zwróciła na to uwagi. W przypadku powodzenia Świątek nie wie, czy ktoś z rodziny przyjedzie obejrzeć ją w sobotnim finale. "Właściwie powinnam o to zapytać, bo jak dotąd nie rozmawialiśmy o tym. Przyzwyczaiłam się, że moim największym wsparciem na wyjazdach jest mój zespół. Jesteśmy jednak cały czas w kontakcie i mam od nich ogromne wsparcie. Wiem, że w Polsce zarywają noce kiedy są moje mecze, więc doceniam to. Fajnie by też było, jakby mój tata przyleciał na finał, ale na razie nie chcę o tym myśleć, ponieważ mam do rozegrania jeszcze półfinał i to jest dla mnie najważniejsze." - zdradziła podopieczna Tomasza Wiktorowskiego.

Tuż po meczu w drodze do centrum prasowego natknąłem się na Martinę Navratilovą, która na pytanie jak wypadła jej zdaniem Świątek w starciu z Pegulą pokręciła głową i powiedziała, że grała bardzo niestabilnie. Kiedy zapytałem czy nie sądzi mimo wszystko, że był to jej najlepszy mecz podczas tego turnieju odpowiedziała: "Być może, ale niewiarygodne jest to, że dała się przełamać aż pięć razy w drugim secie. Nie wiem, czy da się w ten sposób tutaj zgarnąć całą pulę."

Na konferencji do tych słów odniosła się sama Świątek. "Bez wątpienia był to mój najlepszy mecz nie tylko w tegorocznym US Open, ale generalnie w całej historii moich występów na tym turnieju." - powiedziała - "Jeśli chodzi o serwis, to jest pewna różnica w porównaniu do męskiego tenisa, gdzie przełamanie decyduje o wygraniu seta. Dla mnie nie ma to większego znaczenia, bo potrafię również dużo zrobić z głębi kortu. Skutecznie returnuję, wywieram presję i często przełamuję rywalki. Oczywiście mam nadzieję, że będę wygrywała gemy przy swoim serwisie, ale mam również dużo innych narzędzi." - zakończyła Polka.

Z Nowego Jorku dla PAP, Tomasz Moczerniuk

Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.