SPORT, WYWIADY, POLONIA

Tenis: Szymanik: Czas ochronny na naukę u Igi minął

W polskim tenisie dzieją się ostatnio niesamowite rzeczy. Iga Świątek została liderką WTA. Hubert Hurkacz walczy o obronę tytułu w Miami, a swoje powroty ogłosili Jerzy Janowicz i Agnieszka Radwańska. "Ich występy w Superlidze będą wartością dodaną.” - wyjaśnia Radosław Szymanik, były kapitan kadry Polski w Pucharze Davisa.

Zanim porozmawiamy o Polakach, chciałem zapytać o zejście z aren tenisowych Australijki Ashleigh Barty. Jak Pan to odebrał?

Radosław Szymanik: Z punktu widzenia osoby mocno związanej z tym sportem ta decyzja sprawiła, że poczułem się smutny. Będzie nam brakować tej wybitnej zawodniczki, która grała mądrze i spektakularnie, stosowała sporo ciekawostek w grze i dodawała tourowi dużo kolorytu. To była taka Steffi Graf XXI-wieku. Ale z drugiej strony bardzo szanuję, że zrobiła to na własnych warunkach. Myślę, że wkrótce poznamy prawdziwą genezę dlaczego tak się stało, bo obecnie spekuluje się m.in. na temat ciąży.

Barty ma dopiero 25 lat. Czy nie za wcześnie na całkowity rozbrat z tenisem?

RS: Odejśćie w takim momencie świadczy o jej odwadze, ale ona już raz pokazała w swojej historii, że kiedy nie czuła się komfortowo i przeszkadzało jej podróżowanie to nie miała przeszkód ze zrobieniem sobie przerwy. Teraz jednak zapowiedziała definitywny koniec. Z szacunku dla zawodniczek z touru poprosiła nawet WTA, aby ściągnęli ją z pierwszego miejsca. Uważała, że skoro nie wróci to gry to jest nie fair, żeby jej nazwisko wciąż tam widniało. To też trzeba uszanować.

Czy taki "prezent" od Barty mógł spodobać się znanej ze sportowych ambicji Idze Świątek?

RS: Trzeba by zapytać o to samą Igę. Ona zawsze podkreślała, że chce walczyć o pierwsze miejsce i że jest gotowa na podjęcie rywalizacji. To było dla niej prawdziwe wyzwanie. Dlatego takie okoliczności nie są do końca fajne. Ale dla mnie i tak Iga w tym roku jest wyraźną "jedynką". W klasyfikacji WTA Race była przecież wyżej niż Barty.

Do tej pory Świątek tonowała oczekiwania i mówiła, że ze wszystkim dopiero się oswaja. Jak długo zajmie jej nauka jak grać z "jedynką"?

RS: Nie będzie na to czasu, bo każdy będzie ją teraz gryzł. Mówimy tu o tzw efekcie "bij mistrza". Obojętnie jaka zawodniczka WTA - nr 120 czy nr 5 - będzie miała teraz ekstra motywację, aby ją ograć i sprawić sensację. Gdziekolwiek Iga się nie pojawi wszystkie reflektory będą skierowane na nią. Czas ochronny na naukę minął. Została rzucona z płytkiego basenu do oceanu i teraz trzeba pływać między rekinami.

Jaki jest sposób na to, aby Polka jak najdłużej liderowała w WTA? Czy – w ślad za Barty - postawić na jakość turniejów, a nie na ich ilość?

RS: Globalnie to się z tym zgadzam, ale zostawmy to jej teamowi. Oni będą świadomi tego, co trzeba zrobić. Bo trzeba przyznać, że team ma bardzo dobry. Ma Tomka Wiktorowskiego, który pracował z Agnieszką Radwańską na różnych stadiach jej kariery. Też mieli moment, gdzie zmagali się z jej problemami zdrowotnymi i musieli odpowiednio dobierać starty. Ma fajnego człowieka od przygotowania motorycznego, który też jest fizjoterapeutą. Ma Darię Abramowicz, która jest jej psychologiem. To doświadczona ekipa i bardzo dobrze ją znająca. Wiedzą, że mają do czynienia z młodą dziewczyną, która jest zdrowa, silna i szybka. Jest też w tym roku bardziej odporna. Jeśli były jakieś zawirowania mentalne to potrafiła sobie z nimi radzić. Na przykładzie Indian Wells pokazała, że grając przeciętnie potrafiła podnieść swój poziom i odwrócić losy kilku spotkań. Nie grać dobrze, a wygrać - to jest olbrzymia sztuka.

Zmieni się także jej postrzeganie przez WTA. Dojdą obowiązki ambasadorki tenisa, co może sprawić, że czasu na trening, odpoczynek będzie mniej?

RS: Tak. Wszystkie turnieje będą zabiegać, aby się u nich pojawiła, bo występ pierwszej zawodniczki to zawsze wartość dodana dla organizatorów. Dużo będzie też pokus materialnych: obowiązków i potrzeb od sponsorów. Tej komercyjnej strony touru będzie się dopiero uczyć. Będzie jej potrzebny sztab ludzi, żeby wszystko się dobrze zgrywało. To będzie in plus finansowo, ale mocno obciążające. Ale tak to już jest kiedy jesteś na topie.

W ubiegłym roku Iga grała bardzo solidnie i równo. Początek tego sezonu też ma mocny. Czy ma papiery na to, aby zdominować kobiecy tour na najbliższe lata?

RS: Nie wiem czy coś takiego się wydarzy, bo nie wiem co zrobią inne czołowe dziewczyny. Każda z nich będzie chciała wykorzystać otwierającą się przestrzeń. Iga jest świetna fizycznie, ma bardzo dobre ciało do sportu. Jest zdrowa, gra bez przeciążeń. Tenisowo też się rozwinęła i ma dużo atutów: poruszanie się, sprawność, technika. Na bazie tego co już ma Tomek będzie wiedzieć, co jeszcze można poprawić, ale tak, żeby nie przedobrzyć. Na pewno jednak ten początek roku imponuje. Nie przypominam sobie, żeby któraś zawodniczka kiedykolwiek weszła w sezon grając tak powtarzalnie. Można wygrać pojedyncze zawody, ale to, że w każdym turnieju dochodzi do końcowej fazy lub, że wygrywa dwie duże imprezy z rzędu musi budzić uznanie.

Co Idze daje trener Wiktorowski, czego nie mógł dać Piotr Sierzputowski?

RS: Dużej różnicy pomiędzy nimi nie ma. Tomek ma większe doświadczenie i lepszą znajomość touru, a także pewnych wewnętrznych schematów. Do Piotrka mam dużo szacunku i bardzo go lubię. Wykonał nieprawdopodobną robotę i doprowadził Igę do pewnego etapu. Ale widocznie potrzebowała teraz świeżego spojrzenia. Tomek jest w zasadzie osobą nową, ale jest też dla Igi autorytetem. Ona wie kim był, szanuje jego pracę, bo zawsze się wypowiadała pozytywnie o Agnieszce. To, że teraz ma trenera, który wiele lat pracował z klasową zawodniczką jest dla niej pozytywnym bodzćem. Jest bowiem chęć pokazania się nowemu trenerowi z dobrej strony. A jeśli do tego dochodzą wyniki, to ta motywacja się jeszcze bardziej nakręca.

A to się z kolei przekłada na atmosferę. Ostatnio widzimy Igę uśmiechniętą, co też dobrze wróży temu związkowi?

RS: Jeszcze do niedawna była napięta i wewnętrznie sfrustrowana. Teraz jest inaczej, ale ciężko przewidywać czy tak będzie zawsze. Nie można oczekiwać, że będzie wiecznie wygrywać i dominować przez cały sezon. Gdyby tak było to miałaby matematyczne szanse na 11 tys punktów w rankingu i zrobiłaby z siebie drugą Serenę Williams. Dlatego poczekajmy, dopiero 1/3 sezonu za nami. Wybitny początek sprawia, że nawet jeśli już do końca będzie grała średnio, to raczej na pewno na koniec sezonu się znajdzie w ósemce.

A co z Hubertem Hurkaczem? Koniec marca, a u niego brak osiągnięć z ubiegłego roku. Z czego to wynika?

RS: Już wcześniej mówiłem, że ten rok będzie dla niego trudny. To jest sezon potwierdzania pewnych rzeczy – podobnie rok temu miała Iga. Ciężko się broni punktów i równe ciężko jest radzić sobie ze wszystkimi obciążeniami. Dlatego wystarczy jeśli będzie grał solidnie, a na koniec roku był w pierwszej 15. na świecie. Wiadomo, że oczekiwania są dużo większe, ale ważne, że nie ma regresu. Pokazuje, że jest tu na stałe, że okrzepł. Rozwija się, ale też i inni nie stoją w miejscu. W Dubaju grał bardzo dobrze i był bliski zwycięstwa, ale na drodze stanał ponadprzeciętnie grający Rubliow. Zabrakło sportowego łutu szczęścia. Chciałbym oczywiście, żeby wygrywał turnieje, bo wtedy są i punkty i pieniądze, ale jeśli utrzyma zdrowie i będzie dochodził do faz półfinałowych to będę się cieszył.

Młodzi Polacy na fali, ale ostatnio usłyszeliśmy też, że swoje sportowe kariery wznawiają 33-letnia Agnieszka Radwańska oraz 31-letni Jerzy Janowicz, którzy wezmą udział w meczach tenisowej LOTTO Superligi. Co stoi za tymi decyzjami?

RS: W projekcie zawodowej ligi nazwiska takich, powiedzmy emerytowanych, sportowców są fajne, bo będą przyciągały kibiców. Agnieszka robi to z sentymentu klubowego. Nie ma nic do udowodnienia, ani sobie, ani komu innego. Dla niej to będzie motywacja do trzymania formy fizycznej.

A Janowicz?

RS: Jurkowi da to namiastkę bycia w świetle jupiterów. Będzie czuł, że jest potrzebny. Takie mecze – oprócz zastrzyku finansowego i wartości dodanej dla ligi, bo ludzie przyjdą zobaczyć go na żywo – dadzą mu dodatkowe paliwo i okazję do treningu. Grał niedawno w Lugano, gdzie dostał dziką kartę, bo chce jeszcze spróbować wrócić do touru. Jego kariera była przerywana przez kontuzje i nie czuje się do końca spełniony.

Rozmawiał Tomasz Moczerniuk

Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.