SPORT, WYWIADY, POLONIA

WTA Finals: Świątek: "Traktuję ten mecz jak wygraną"

Po porażce w czwartkowym meczu otwarcia turnieju Akron WTA Finals polska tenisistka Iga Świątek przegrała w niedzielę rano mecz o wszystko z Aryną Sabalenką z Białorusi. Porażka 1:2 (6:2 2:6 5:7) sprawia, że podopieczna Piotra Sierzputowskiego zagra w poniedziałek o honor z niepokonaną Hiszpanką Paulą Badosą. "Dzisiejszy mecz traktuję jak wygraną: z moim stresem, z wątpliwościami. Do starcia z Paulą odpocznę i pokażę niezły tenis." - zapowiada Polka.

 

W pierwszym starciu prestiżowego turnieju WTA Finals w Guadalajarze Iga Świątek nie sprostała Marii Sakkari z Grecji. Aby pozostać w grze o półfinał Polka w swoim drugim występie w grupie Chichen Itza musiała powalczyć o zwycięstwo nad najwyżej rozstawioną Aryną Sabalenko, która także rozpoczęła przygodę z Meksykiem od porażki (0:2 z Paulą Badosą z Hiszpanii). "Nie uważałam, że to będzie dla mnie mecz o przetrwanie. Starałam się nie myśleć, że jak go przegram to stanie się coś strasznego, bo czasem ciężko jest mi pamiętać, że tenis to nie jest całe życie. Z pomocą Darii Abramowicz i mojego taty złapałam trochę więcej dystansu i wróciłam do odpowiedniego nastawienia. Ten mecz miał udowodnić, że przez dwa ostatnie dni zrobiłam dobrą i konstruktywną robotę i pokazać, że mogę zaufać swojej głowie. Wiedziałam, że przy odpowiednim nastawieniu mentalnym nie popełnię tych samych błędów co w pierwszym starciu" - wyjaśniła rozlosowana z piątką zawodniczka.

 

Polka wyszła na kort podczas sesji wieczornej ubrana w białą koszulkę z długim rękawem. W pierwszym secie grała uważnie i mądrze, bezlitośnie wykorzystując błędy i wywierając presję na wiceliderce rankingu WTA. Świetnie funkcjonował jej return, dużo lepiej - w porównaniu z czwartkowym meczem z Sakkari - wyglądał serwis. W rezultacie Świątek - po 38. minutach - rozstrzygnęła ten rozdział gry na swoją korzyść 6:2. "Dobrze mi się grało podczas sesji wieczornej. Było chłodniej i czułam większą kontrolę nad piłką. Warunki gry na wysokości nie wybaczają, ale wydaje się, że są bardziej wymagające w sesji dziennej. Czasem lekki błąd techniczny sprawia, że piłka ląduje na metrowym aucie." - wyjaśniła najlepsza polska rakieta.

 

Początek drugiego seta to znów uporządkowany i konsekwentny tenis polskiej zawodniczki, ale coś zacięło się w piątym gemie, który - przy serwisie Świątek - padł łupem Sabalenki. Bardzo żywiołowo grająca na tym etapie Białorusinka wskoczyła na wyższy poziom i dzięki kilku kapitalnym zagraniom, które wywołały gromki aplauz publiczności, wygrała cztery kolejne gemy i wyrównała stan rywalizacji. "Myślę, że skorzystała w tym secie z energii kibiców. Brawo dla niej, że wychwyciła ten moment, bo często ciężko jest odwrócić bieg meczu, a dla niej to był sposób na powrót. Z mojej perspektywy to nic nie zmieniło, bo przez całe spotkanie czułam się jak w bańce - skoncentrowana i nie do ruszenia." - zdradziła Świątek.

 

Trzeci set to zacięta walka po obu stronach, którą charakteryzowała energia (czasem aż w nadmiarze) Sabalenki i spokój Polki. Białorusinka popadała ze skrajności w skrajność popełniając podwójne błędy serwisowe, ale rehabilitując się mocnymi i skutecznymi winnerami. Świątek natomiast nie mogła wrócić do sytuacji z pierwszego seta, gdzie to ona decydowała o przebiegu gry. Kiedy wydawało się, że wszystko rozstrzygnie się w tie-breaku Sabalenka w jedenastym gemie przełamała polską zawodniczkę i ostatecznie wygrała tego trwającego ponad godzinę seta 7:5."Mimo porażki czuję się, jakbym to ja wygrała 2:1. Pokazałam może nie idealny, ale fajny tenis i miałam przyjemność z gry. Pokonałam swój stres i wątpliwości, które pojawiły się w mojej głowie po pierwszym spotkaniu w Guadalajarze. Cieszę się, że po przegranej z Sakkari się podniosłam, bo jeśli podnosisz się cały rok od stycznia to z czasem to podnoszenie staje się coraz trudniejsze. Dlatego też bilans dnia jest dla mnie pozytywny. Dużo mnie to wszystko nauczyło." - podsumowała.

 

Co ciekawe w pomeczowych statystykach można było doszukać się informacji, że w ilości wygranych piłek lepsza okazała się Polka (89:88). Przed turniejem Świątek zapowiadała, że każde z tych spotkań będzie walką na noże i tak akurat było w starciu z Sabalenką. Statystyka wygranych piłek sprawiła, że polska tenisistka czuła po meczu lekki niedosyt, ale wiedziała, że grając z drugą rakietą świata trzeba grać solidnie i stabilnie przez cały mecz. "Skorzystałam ze wszystkich narzędzi jakie miałam. Ona wróciła, bo tego można było się spodziewać po zawodniczce ze światowej czołówki. Jej postawa sprawiła, że zgubiłam trochę rytm, a najlepszym tenisistkom takie coś się nie zdarza. To jeszcze przede mną." - zauważyła.

 

Po pełnym nerwów meczu otwarcia i niezłym spotkaniu o wszystko teraz przed Świątek starcie o honor. W poniedziałek zmierzy się ona z fenomenalnie spisującą się w Guadalajarze niepokonaną liderką grupy Chichen Itza Paulą Badosą. Poza kortem prywatnie Polka dobrze dogaduje się z Hiszpanką, która wyrzuciła raszyniankę za burtę na olimpiadzie w Tokyo. "Można to nazwać meczem o honor, ale wiem też w jakiej formie jest Paula. Widać, że ciężka praca zaowocowała, a wygrane dały jej pewność siebie. Ja będę się skupiać na tym, aby trochę odpocząć, a w poniedziałek dać show i pokazać niezły tenis. I to czy wygram czy przegram nie ma dla mnie żadnego znaczenia." - zakończyła 20-letnia podopieczna Piotra Sierzputowskiego.

 

Dla PAP, Tomasz Moczerniuk

Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.