SPORT, WYWIADY, POLONIA

Amerykanie o Euro 2020? Na razie wolą tenis!

Lod, Gazdag, Schon, Gregus - tych zawodników typował do obserwowania podczas Euro portal MLS Soccer.com
W miniony piątek rozpoczęły się finały Mistrzostw Europy w piłce nożnej. To bezwątpienia święto futbolu, ale nie na całym świecie, bo sportowa uwaga przeciętnych Amerykanów skupia się na innych rzeczach: fazie playoffs w NHL, NBA czy problemach ze szczepieniami zawodników w ich ulubionej lidze NFL.

Tegoroczny okres letni w świecie piłki nożnej jest dosłownie przepełniony i pęka w szwach. Dopiero co skończyły się emocje związane z europejskimi rozgrywkami ligowymi oraz pucharami, a już nadszedł czas na rozegranie przełożonych z ubiegłego roku mistrzostw Europy, na kolejną edycję Copa America, a w zanadrzu czekają jeszcze igrzyska olimpijskie. Piłkarski kibic w USA do tego wszystkiego musi dołożyć ligę MLS, która gra praktycznie bez przerwy, finał pierwszej edycji Ligi Narodów strefy CONCACAF (którą zresztą Amerykanie wygrali po pasjonującym starciu z Meksykiem) i turniej o Złoty Puchar CONCACAF, który rozpocznie się niemal równocześnie z finałem Euro 2020.

Kumulacja tych wszystkich wydarzeń sprawia, że zainteresowanie rozgrywkami Euro 2020 jak na razie jest niemal zerowe. Mecz otwarcia Włochy - Turcja rozpoczął się w piątek o godzinie 15 czasu nowojorskiego, a dla zapracowanych w tygodniu Amerykanów jest to okres wdrażania się w psychikę weekendowej laby. Przeciętni Jankesi (nie mówię tu o mieszkańcach pochodzenia europejskiego lub latyno-amerykańskiego) i tak na co dzień wolą przy dystrybutorze wody podyskutować o toczących się obecnie bojach w NBA i NHL, które wchodzą w decydującą fazę. Głównym tematem na popularnym internetowym sportowym serwisie Yahoo! Sport w piątek było to, czy wszyscy zawodnicy NFL - czyli amerykańskiego futbolu, najbardziej popularnej w USA dyscypliny - zdążą się zaszczepić przed rozpoczynającym się na początku września nowym sezonem. Sprawa jest bowiem o tyle skomplikowana, że członkowie sztabów i pracownicy klubów przyjęli już przynajmniej po jednej dawce szczepionki przeciw COVID, ale z procesem ociągają się sami zawodnicy.

W Nowym Jorku nie brakuje typowo piłkarskich barów, takich jak Smithfield Hall czy Football Factory at Legends znajdujących się na Midtown, czyli środkowym Manhattanie. W jednym z takich barów mecz Włochy - Turcja śledził Grant Wahl, dziennikarz Sports Illustrated i autor bestsellerowej książki The Beckham Experiment (o kulisach przejścia Sira Davida do MLS w 2007). Wahl, którego na Twitterze śledzi ponad 800,000 osób najpierw zaskoczony był niewielką ilością fanów, bo we Wielkim Jabłku jest sporo osób pochodzenia zarówno włoskiego jak i tureckiego, a potem faktem, że ktoś zaproponował przełączenie transmisji na odbywający się w tym samym czasie mecz Roland Garros pomiędzy Novakiem Djokoviciem i Rafaelem Nadalem. Fakt faktem, że poziom rywalizacji i emocje w półfinale francuskiej lewej Wielkiego Szlema były dużo większe niż podczas starcia Italii z graczami znad Bosforu.

Inny popularny piłkarski fachowiec Jimmy Conrad (miał w swojej karierze także epizod w Lechu Poznań), który ma swój videocast na kanale Twitch.TV i niemal 200 tys. followersów również próbował wzniecić w Jankesach żar gorącego uczucia w stosunku do Euro. Jednakże jego program z zapowiedzią turnieju (gdzie nie zabrakło nawet... dymów w stylu Michała Pola) oglądało zaledwie 2,700 osób. Ale z kolei przy meczu otwarcia, który komentował niczym zaawansowany YouTuber towarzyszyło mu już niemal 120 tys. internautów.

Ta liczba może być nawet porównywalna z ilością odbiorników telewizyjnych, na których można było śledzić zmagania na żywo. W USA mistrzostwa Starego Kontynentu można obejrzeć za pośrednictwem kilku stacji. Niewielka część osób wie, że istnieje darmowa opcja - latynoamerykańska stacja Univision pokaże w sumie 11 gier a pozostałe 40 będzie można zobaczyć na nowej aplikacji Prende, za którą również stoi Univision. Wszystko to oczywiście w języku hiszpańskim, aby zadowolić gusta niemal 60 milionów Latynosów zamieszkujących Stany Zjednoczone.

W języku angielskim za darmo można obejrzeć tylko pięć spotkań na otwartym kanale ABC. Resztę transmituje popularna stacja ESPN należąca w 80% do medialnego konglomeratu Walt Disney Company. I trzeba przyznać, że mimo małego zainteresowania telewidzów ESPN jak zwykle przygotowała się do zadania znakomicie. Wszystkie mecze dostępne są na kanale głównym albo "dwójce", a dodatkowo subskrybenci aplikacji ESPN+ mogą zobaczyć spotkanie w wersji multiview - czyli z ekranem podzielonym na trzy części. Jedna kamera pokazuje widok całego boiska z góry, a dwie skierowane są non-stop na szkoleniowców obu drużyn. Z jednej strony jest to ciekawe rozwiązanie, ale z drugiej gestykulujący non stop trenerzy odciągają uwagę od wydarzeń na murawie. Co ciekawe przy oglądaniu meczy w takiej opcji nie ma możliwości powtórek.

ESPN, który w swoich reklamach nazywał Euro "The Greatest Tournament on Earth" oferuje także swoim widzom studio przed i pomeczowe i jak zwykle ekspertami są w nich ciekawi goście. W tym roku swoimi spostrzeżeniami i doświadczeniami dzielą się m.in. Steve McManaman (Anglia, Liverpool, Real Madryt), Sami Khedira (Niemcy, Stuttgart, Real Madryt, Juventus), Frank Lebouf (Francja, Strasbourg, Chelsea) czy Alessandro Del Piero (Włochy, Juventus). W studio internetowym ESPN FC pomagać będą także m.in. Julie Foudy (zdobyła z żeńską kadrą USA dwa olimpijskie złota), Tim Howard (były bramkarz USA i Evertonu), Kasey Keller (ex-golkiper USA i Leicester, Tottenham i Borussi Moenchengladbach) czy nawet były selekcjoner USA Jurgen Klinsmann. Amerykanie zadbali także o to, aby wszystkie wątpliwe decyzje VAR mogłyby być natychmiast ocenione przez angielskiego byłego arbitra Marka Clattenburga, który w 2016 sędziował zarówno finał Ligi Mistrzów jak i finał Euro.

Walka o telewidza będzie trwała, bo przecież 13 czerwca startuje Copa America. Tutaj transmisje będą możliwe za pośrednictwem Univision (po hiszpańsku) oraz stacji FOX Sports (FOX, FS1 i FS2). Wygląda na to, że przynajmniej podczas fazy grupowej więcej uwagi będzie się zwracać na krótszy i bliższy kulturowo turniej w Brazylii. Faza pucharowa być może sprawi, że część Amerykanów zamieni choć na chwilę swój ulubiony sport letni - baseball - na soccer, ale na pewno nie będzie tutaj mowy o żadnej rewolucji. W ESPN wydają się być z tym pogodzeni, bo transmisja Euro jest chyba częścią dalekosiężnej, długoterminowej taktyki na oferty związane z Mistrzostwami Świata. Ostatnim powodem dla którego w USA nie ma szału na Euro jest fakt, że Amerykańscy fani piłki nożnej klubowej nie mają tak naprawdę komu tam kibicować. W składach na Euro znalazło się zaledwie siedmiu zawodników występujących na co dzień w MLS. Najliczniej reprezentowani są Minnesota United, gdzie gra dwóch Finów (Robin Lod i Jukka Raitala) oraz Słowak Jan Gregus. W Montrealu gra kolejny Fin Lassi Lappalainen (na wypożyczeniu z Bologny), Węgier Szabolcs Schon jest w składzie FC Dallas, a jego rodak Daniel Gazdag ma za sobą niedawny debiut w Philadephii Union, gdzie gra także Kacper Przybyłko. Całą stawkę uzupełnia oczywiście Przemysław Frankowski, którego wspierać będzie całą Polonia z Chicago. Jeśli popularny Frankie pomoże Polsce w dojściu przynajmniej do ćwierćfinału, to z pewnością poprawi wartość marketingową innych biało-czerwonych, których jest w USA coraz więcej (Jarosław Niezgoda w Portland, Przybyłko w Filadelfii, Adam Buksa w Bostonie, Frankowski w Chicago, Patryk Klimala w New York Red Bulls, a od 2022 w Charlotte FC będzie grać piłkarz ŁKS Łódź Jan Sobociński).

Wiadomo także, że chrapkę na USA ma Robert Lewandowski. RL9 zagościł ostatnio na okładce popularnego czasopisma Sports Illustrated, gdzie obszerny artykuł Briana Strausa (ubarwiony także wypowiedziami urodzonego w Polsce byłego reprezentanta USA i obecnie eksperta m.in. ESPN i TVP Sport Janusza Michallika oraz Przemysława Frankowskiego) opowiadał historię Lewego. Tytuł The Burden of Being the Big Lewandowski - czyli Ciężar Bycia Wielkim Lewandowskim - opowiada o tym jak w Polsce traktuje się Lewego dwubiegunowo. Kocha się go za występy i strzeleckie popisy w Bayernie Monachium, ale często obwinia za niepowodzenia w reprezentacji. Sam Lewandowski opowiada, że ta krytyka go boli - szczególnie po Mundialu w Rosji w 2018 - ale nie ucieka od odpowiedzialności. Ból zawsze był częścią jego procesu rozwoju. Nie ważne co powiedzą, on i tak wybierze dla siebie najbardziej wymagającą drogę. "Jego rodzice dali Roberta światu, ale Robert nie poddaje się, aby dać Polsce cały piłkarski świat." - pisze Straus. Oby to mogło nastąpić już teraz, podczas gdy bez wątpienia jest on najlepszym napastnikiem na świecie.

Z Nowego Jorku dla PAP, Tomasz Moczerniuk

Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.