SPORT, WYWIADY, POLONIA

US Open: Łukasz Kubot: "Liczy się tylko pierwszy mecz"

W poniedziałek startuje nowojorski turniej tenisowy US Open. Jednym z sześciorga reprezentantów Polski w amerykańskim rozdaniu Wielkiego Szlema jest Łukasz Kubot. Nasz najbardziej utytułowany deblista - znów w parze z Marcelo Melo - jest rozstawiony z dwójką. "Nie patrzę na drabinkę. Na razie skupiamy się na meczu z Belgami." - tłumaczy 38-letni Polak. 

Tomasz Moczerniuk, PAP: Panie Łukaszu, przebywa Pan w USA już od kilku tygodni. Za Panem udział w pierwszym po koronowirusowej przerwie turnieju Western & Southern Open, przed Panem nowojorska lewa Wielkiego Szlema. Jak samopoczucie?

Łukasz Kubot: Czuję się ok, dziękuję. W tym pierwszym turnieju, również rozegranym w Nowym Jorku, rozegraliśmy dwa mecze. Pierwszy wygraliśmy, w drugim o porażce zadecydowała co prawda nasza słabsza dyspozycja, ale ostatecznie przegraliśmy różnicą kilku pojedynczych piłek. Można się czepiać, ale my jesteśmy zadowoleni, bo forma i nasze zgranie po tak długiej przerwie mogło być zagadką. Udało się jednak udowodnić, że nadal potrafimy grać i wygrywać. 

W&S Open odbyły się na tych samych kortach co US Open. To plus czy też chciałoby się zmienić otoczenie?

ŁK: Nie narzekam. Dobrze, że nie musieliśmy się nigdzie przemieszczać, podróżować. Mamy do dyspozycji świetne korty i trenujemy różnego rodzaju schematy. Gramy dużo sparingów i naprawdę wszystko jest super. 

Wszystko było super, bo w niedzielę ogłoszono, że u jednego z tenisistów - najprawdopodobniej chodzi o Francuza Benoita Paire, z którym miał się zmierzyć Kamil Majchrzak - stwierdzono koronowirusa. Jak zareagował Pan na tę wiadomość?

ŁK: Już przed turniejem pilnowaliśmy takich informacji i cieszyło nas to, że nikt nie zachorował. Każdy z nas myśli przede wszystkim o swoim zdrowiu, oraz o tym, aby nikomu się to nie przytrafiło. Szkoda, że dzień przed turniejem nadeszła taka wiadomość. Wiemy, że ten zawodnik - mimo iż nie wykazuje objawów - jest wyłączony z gry i teraz będą sprawdzać czy miał z kimś kontakt. Oczekujemy więc kolejnych informacji i wierzymy, że nie będzie reakcji łańcuchowej i że na tym się skończy. 

A czy przed przylotem do USA nie miał Pan obaw związanych z pobytem w kraju, które najbardziej ucierpiało z powodu COVID-19?

ŁK: Wiedziałem, że ten sezon gdzieś będzie trzeba zacząć. Tak się złożyło, że wypadło na USA i trzeba było jechać. Nie da się ukryć, że warunki w jakich gramy nie są nam bliskie ze względu na obostrzenia, ale musimy się do nich dostosować. Władze US Tennis Association, WTA i ATP dołożyły starań, aby przygotować to wszystko jak najlepiej. Przeszliśmy kwarantannę, mamy do dyspozycji dwa hotele, których nie możemy opuszczać. Wszystko odbywa się na linii hotel - autobus - korty. Nie możemy sobie pozwolić, aby gdzieś wyjść czy coś zobaczyć, ale to w sumie nie jest problem. Co cztery dni jesteśmy testowani i jak już wspomniałem życzę sobie i innym, aby tych testów było jak najwięcej negatywnych. Zobaczymy jak to się poukłada do końca. 

W US Open nie zagra spora ilość zawodników, co - według niektórych - umniejsza imprezie prestiżu. Czy zgodzi się Pan z tym stwierdzeniem?

ŁK: Nie można tak na to patrzeć. To jest co prawda Wielki Szlem, gdzie każdy obligatoryjnie powinien się tutaj stawić, ale w związku z zaistniałą sytuacją pozwolono graczom na dokonanie wyboru. Bo przecież French Open zaczyna się niemal zaraz po US Open. Po tak długiej przerwie nie sądzę, aby ktokolwiek był w stanie grać na równym, wysokim poziomie przez dwa miesiące, gdzie trzeba grać praktycznie co dwa dni. Trzeba umiejętnie szafować siłami, dlatego niektórzy zdecydowali się pozostać w Europie i przygotowywać do turnieju na mączce. 

Czy w związku z tym wzrosły szanse na zwycięstwo u Pana i Marcelo Melo? Jesteście rozstawieni z "dwójką" i Wasza połowa drabinki wygląda nieźle.

ŁK: Życie nauczyło mnie nie patrzeć na drabinki - która notabene jest w tym roku krótsza. Nie patrzę też na losowania. Patrzę tylko i wyłącznie na nasz pierwszy mecz. Gramy z chłopakami z Belgii Sanderem Gille i Joranem Vliegenem i powalczymy o zwycięstwo. A potem będziemy patrzeć na kolejny mecz.

Gra Pan od wielu lat, ma Pan na koncie wiele osiągnięć, zarobił Pan na korcie fortunę. Z czego czerpie Pan motywację do gry w wieku 38 lat? 

ŁK: Każdy sezon zaczynam z taką świadomością, aby zakończyć go turniejem Masters w Londynie. Taki był też plan na ten rok i tu wciąż nic - ani u mnie ani u mojego partnera - się nie zmieniło. Oczywiście grając z Melo od trzech lat i odnosząc sukcesy zawsze myślimy też o laurach w turniejach Wielkiego Szlema. Ten sezon jest specyficzny. Chcemy go skończyć w Londynie, ale także chcemy być zdrowi. Za rok bowiem odbędą się przeniesione z tego lata igrzyska, na których bardzo chciałbym wystąpić. 

W Tokio - jeśli planów nie storpeduje COVID-19 - z trybun będzie Pana wspierać jeden kibic więcej. Mam oczywiście na myśli Pana dziecko, które niebawem przyjdzie na świat. Co Pan odczuł, kiedy dowiedział się Pan, że to będzie córeczka?

ŁK: To jest dobre pytanie (śmiech)! U mnie w rodzinie ostatnio rodziły się same dziewczyny, więc po cichu myśleliśmy, że będzie chłopak (śmiech). A tak na serio to dla nas najważniejsze jest, aby dziecko przyszło na świat zdrowe. To jest zresztą ciekawy rok, bo dużo dzieci się rodzi w światku tenisowym. Naszą córeczkę przywitamy pod koniec września - dwa miesiące po narodzinach syna Agnieszki Radwańskiej i Dawida Celta Jakuba. Dla mnie to oczywiście nowa sytuacja. Magda tydzień temu urządziła baby shower, a ja jestem tutaj. Ale tak się umówiliśmy, że jadę zacząć sezon, ale zaraz po Nowym Jorku wracam, żeby spędzić z Magdą jak najwięcej czasu.  

Teraz ten czas spędza Pan z Marcelo Melo. Na korcie dogadujecie się bez słów. A jak jest z tą sympatią poza kortem?

ŁK: Trenujemy wspólnie bardzo dużo, bo wiemy, że to jest nasza praca, nasz biznes. Cały czas pracujemy nad tym, aby to nasze zgranie, synchronizacja były jeszcze lepsze. Ale wbrew pozorom poza kortem nie spędzamy ze sobą za dużo czasu. Tak się składa, że mamy całkiem inne zainteresowania i każdy ma swoje życie. Pewnie jest sporo rzeczy, których o Marcelo jeszcze nie wiem. 

Ostatnio w W&S Open w deblu pań błysnęła Iga Świątek. Czy według Pana może w grze podwójnej odnosić sukcesy na miarę pańskich? 

ŁK: Przed Igą piękna kariera. Jest bardzo młoda i ma talent. Oczywiście priorytetem jest i powinien być dla niej singiel, ale na tym etapie uważam, że gra w debla może jej tylko wyjść na plus. Cieszę się, że od czasu do czasu zaprezentuje się w grze podwójnej. Tym bardziej teraz, po tak długiej przerwie każdy rozegrany mecz jest ważny.

W US Open wystąpi w sumie sześcioro Polaków. Oprócz Pana, kto ma największe szanse na pokazanie się z dobrej strony? 

ŁK: Tutaj naprawdę ciężko jest cokolwiek powiedzieć na ten temat. Przerwa między turniejami była bardzo długa, a złapać formę w tak krótkim czasie nie jest łatwo. Wierzę jednak, że każdy nasz reprezentant przygotował się jak najlepiej i zostawi na nowojorskich kortach serce. Oby tylko dopisało zdrowie. 

Z Nowego Jorku dla PAP, Tomasz Moczerniuk

Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.