SPORT, WYWIADY, POLONIA

Matt Miazga: Gra dla kadry to dla mnie wielki powód do dumy

Matt Miazga ma na koncie już 12 spotkań w kadrze USA. Foto: Danny Blanik (PT Sport)
Mateusz Miazga rozegrał pełne 90 minut w ostatnim sprawdzianie reprezentacji USA przeciwko Chile. Dla urodzonego w polskiej rodzinie z New Jersey 23-letniego obrońcy był to już 12. występ w kadrze Jankesów. "Mam nadzieję, że nie stracę zaufania trenera i zostanę także powołany na czerwcowy Gold Cup." - mówi były stoper NY Red Bulls.

Mateusz, przyjechałeś na kolejne zgrupowanie kadry USA, ale tym razem powołanie przyszło od Gregga Berhaltera. To już Twój czwarty selekcjoner. Jak wrażenia?

Mateusz Miazga: To prawda, że to mój czwarty szkoleniowiec w kadrze - wcześniej stawiałem się na wezwania Juergena Klinsmanna, Bruce’a Areny i Dave’a Sarachana. A wrażenia bardzo pozytywne. Trener Berhalter to osoba, która bardzo dba o detale i odpowiedni plan działań. Ma swoją wizję gry, którą nam wpaja. Cieszy też to, że dba o atmosferę, która jest naprawdę fajna.

Cieszy też to, że wciąż jesteście pod jego wodzą niepokonani. Mecz z Ekwadorem oglądałeś z ławki, ale przeciwko Chile zagrałeś całe spotkanie. Jak możesz podsumować te starcia?

MM: To były dwa różne mecze. Ekwador nie był zainteresowany przejęciem inicjatywy i przez całe 90 minut się bronił. Natomiast piłkarze Chile byli bardzo ruchliwi i grali wysokim pressingiem. Nie jestem zaskoczony tym, że nie daliśmy się pokonać, bo w naszej kadrze jest wielu dobrych i doświadczonych zawodników. Teraz naszym celem jest dobre przygotowanie się do Gold Cup, w którym weźmie udział aż 16 drużyn. Mam nadzieję, że nie stracę zaufania trenera i otrzymam powołanie rownież na turniej, który rozpocznie się już w połowie czerwca. Przyjazdy na kadrę i gra w narodowej koszulce to dla mnie wielki powód do dumy.

Powołanie przyjdzie, jeśli będziesz nadal dobrze spisywać się w Reading. Jak to jest, że tak szybko odnalazłeś się w Anglii po tym jak przedwcześnie zrezygnowano z Ciebie w Nantes?

MM: Na okres spędzony we Francji nie patrzę w negatywnych kategoriach. To było nowe doświadczenie, kolejny krok w mojej karierze. Poznałem tam kilku świetnych ludzi, przeżyłem kilka ciekawych chwil. Ale jest takie powiedzenie, że futbol to gra opinii. Jeśli trener w ciebie nie wierzy to nie będzie na ciebie stawiać. Po przeprowadzce do Reading z marszu zacząłem grać i odpłaciłem się za to zaufanie dobrą grą. Poza tym angielski futbol chyba trochę bardziej mi odpowiada stylowo. Gra się tam po męsku, zdecydowanie - tak jak ja lubię. Mimo moich twardych interwencji w dziesięciu meczach zostałem ukarany żółtą kartką tylko raz. To też o czymś świadczy.

Od momentu twojego przyjścia do Reading przegraliście tylko dwa razy. Ale spokojnego bytu w tabeli jeszcze nie ma. Do końca zostało osiem kolejek - utrzymacie się?

MM: Mamy dobry zespół, ale czasem punkty uciekały bo remisowaliśmy mecze, które powinnismy wygrać. Przegraliśmy tylko z ekipami ze ścisłej czołówki - Sheffield United i Leeds, które w przyszłym sezonie najpewniej grać będą w Premier League. Jesteśmy nad kreską i mam nadzieję, że tak już zostanie. Zdajemy sobie sprawę z tego, że każdy punkt jest na wagę złota i będziemy walczyć o pozostanie w Championship.

Na koniec powrócę jeszcze do Nantes. Jak przeżyłeś śmierć Emiliano Sali?

MM: To była wielka tragedia i niepowetowana strata. Z Emiliano znałem się dobrze, razem trenowaliśmy przecież przez ponad pół roku. Ciężko to zrozumieć, ale trzeba mieć nadzieję, że On jest już w lepszym miejscu i że Jego rodzina się z tym pogodziła. Ja nie mam na to żadnego wpływu - mogę jedynie się o to pomodlić.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał w Nowym Jorku: Tomasz Moczerniuk

Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.