SPORT, WYWIADY, POLONIA

UFC: Szokująca porażka Jędrzejczyk w Nowym Jorku

Za chwilę nastąpi decydujący moment walki i Polka straci pas. Foto: Danny Blanik
Miał być rekord. Miało być kolejne łatwe zwycięstwo. Zamiast tego przyszła szokująca i bolesna porażka. Joanna Jędrzejczyk nie przetrwała pierwszej rundy pojedynku z Rose Namajunas w Nowym Jorku. Kobieca waga słomkowa UFC ma od dziś nową mistrzynię - już nie rodem z Polski.

Gala UFC powróciła na centralny Manhattan po niemal dokładnie roku. 12 listopada 2016 główną atrakcją historycznej, bo pierwszej w Wielkim Jabłku takiej imprezy, było starcie Conora McGregora i Eddie Alvareza. Emocji było co niemiara, ale dla Polaków bardziej liczył się pojedynek kobiecej wagi słomkowej pomiędzy Joanną Jędrzejczyk i Karoliną Kowalkiewicz. Górą ze starcia wyszła ta pierwsza i była to dla niej czwarta skuteczna obrona mistrzowskiego pasa UFC.

Joanna tuż przed rozpoczęciem walki. Foto: Danny Blanik
Potem - w maju bieżącego roku - olsztynianka walczyła w Ohio i znów nie dała sobie odebrać pasa. Jej przeciwniczką była groźna Brazylijka Jessica Andrade. Wygrana oznaczała, że stawką kolejnej walki dla Polki będzie nie tylko obrona pasa i utrzymanie miana niepokonanej w karierze, ale także pobicie rekordu legendarnej Rondy Rousey, która także skutecznie pięciokrotnie broniła swojego tytułu.

Okazja mogła nadarzyć się w Polsce, podczas październikowego UFC Fight Night 118 w Gdańsku, ale Joanna namówiła szefa UFC Danę White'a na powrót do Nowego Jorku. 30-letnia Polka chciała dokonać legendarnego wyczynu w legendarnej hali Madison Square Garden. "Chcę pozostać niepokonana. Chcę, aby ludzie wymieniali mnie wśród najlepszych na świecie w historii nie tylko tego sportu." - mówiła w sesjach medialnych Joanna "Champion".

Zadanie miało być stosunkowo łatwe. Jej przeciwniczką była bowiem Rose Namajunas, z pochodzenia litwinka, urodzona 25 lat temu w Millwaukee. Ta sama, która w czerwcu 2016 nie sprostała Kowalkiewicz. Ta sama, która na 9 dotychczas stoczonych walk przegrała aż 3. Ta sama, którą Jędrzejczyk na dwa dni przed walką nazwała osobą z "problemami mentalnymi". Wszystko dlatego, że ojciec cichej i małomównej, nie szukającej świateł reflektorów Rose cierpiał na schizofrenię. "Pas nie jest w tej walce dla mnie najważniejszy. Chcę w niej pokazać, że zwykli ludziwe z problemami też mogą coś osiągnąć." - tak wypowiadała się przed starciem uwielbiająca grać Szopena na pianinie Namajunas.

Jeden z nielicznych ciosów, które doszły do celu. Foto: DB
W sobotni wieczór Madison Square Garden znów - podobnie jak przed rokiem - pękał w szwach. Głównym magnesem były aż trzy mistrzowskie walki, w tym właśnie Jędrzejczyk z Namajunas. Na trybunach było kilka biało-czerwonych flag, ale większość stanowili Kanadyjczycy, którzy przyjechali dopingować powracającego do oktagonu Georgesa St Pierre'a.

Po kilku świetnych przedwalkach i kiedy na zegarze w Nowym Jorku wybiła godzina 11:15 wieczorem do klatki weszła krótko ostrzyżona Namajunas. Chwilę później przy akompaniamencie lecącego z głośników polskiego rapu na halę szybkim krokiem weszła Joanna. Jak zwykle się przeżegnała, jak zwykle wywiesiła na chwilę na klatce flagę Polski i jak zwykle przechadzała się przed prezentacją niczym lwica.

Niestety - podobnie jak dwa tygodnie temu w przypadku innego naszego mistrza świata Krzysztofa Włodarczyka - walka, która miała potrwać pięć rund zakończyła się bardzo szybko. Znana z szybkości Polka zdążyła zadać tylko pięć ciosów, a po upływie dwóch minut leżała na macie. Co prawda nie dała się sprowadzić do parteru - w czym miała górować jej rywalka - ale kilkadziesiąt sekund później kolejne soczyste uderzenie lewym sierpowym Namajunas sprawiło, że Polka znowu zapoznała się z podłożem. Amerykanka zwietrzyła szansę i po zaciekłej serii ciosów w parterze bez odpowiedzi sędzia zakończył walkę. Tuż przed werdyktem bezradna Jędrzejczyk poddała się także przez odklepanie. "Przegrałam, bo odcięło mi prąd po jej ciosie. Gratuluję jej. Dziś płaczę, ale powrócę mocniejsza." - tak podsumowała to sensacyjne rozstrzygnięcie na konferencji wyraźnie podłamana Polka.

Radość Namajunas była wielka, ale zanim padła w ramiona swoich trenerów podeszła do narożnika Polki i z troską zapytała czy Joanna jest ok. Potem przy mikrofonie w blasku reflektorów i z mistrzowskim pasem mówiła, że jest bardzo szczęśliwa i że nie może się doczekać, kiedy pojedzie do domu i popatrzy na swój ogródek. "Mam wiele szacunku dla Joanny. Nauczyła mnie jak być mistrzynią, ale pokazała też jak mistrzyni nie powinna się zachowywać. Mam nadzieję, że po dzisiejszej walce zmieni o mnie opinię." Powtórzyła także, że pas w jej życiu nic nie zmieni. Że ma to być dowodem na to, że zwykli ludzie z problemami i po przejściach też mogą osiągnąć coś wyjątkowego.

Walka wieczoru: Bisping (z lewej) i St. Pierre. Foto: DB
Jak się później okazało był to tylko przedsmak obfitującego w spektakularne akcje i ogromne sensacje dnia. W kolejnym mistrzowskim pojedynku TJ Dillashaw znokautował posiadacza pasa w wadze bantam Cody Garbrandta, a w walce wieczoru mający polskie korzenie Brytyjczyk Michael Bisping poddał siebie i swój pas wagi średniej George'owi St. Pierre. Takiego obrotu sprawu i pogromu mistrzów nie spodziewał się nikt.

W Nowym Jorku miał także walczyć Michał Lord Oleksiejczuk. 22-letni Polak nie zadebiutował jednak w UFC, gdyż jego mołdawski przeciwnik - Ion Cutelaba - został na dzień przed pojedynkiem podejrzany o stosowanie niedozwolonych środków. W związku z tym pochodzący z Łęcznej Oleksiejczuk na stoczenie swojej pierwszej walki w najbardziej prestiżowej organizacji na świecie będzie musiał jeszcze poczekać.

Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.