Nerwiński: Mój pradziadek urodził się w Polsce
W spotkaniu Red Bulls - Vancouver w Lidze Mistrzów CONCACAF w ekipie gości zadebiutował Jakob Nerwinski. Wybrany w ostatnim drafcie obrońca kanadyjskiego klubu spisał się nieźle zarówno na boisku jak i w pomeczowym wywiadzie - który również był dla niego pierwszym w zawodowej karierze.
Gratuluję zarówno wyniku i debiutu, który musiał być dla Ciebie wyjątkowy, bo przecież pochodzisz z New Jersey?
Jakob Nerwinski: Tak, urodziłem się w Lawrenceville koło Trenton. Tam chodziłem do szkoły podstawowej i potem do średniej w Notre Dame. Następnie studiowałem na UConn, więc dzięki temu, że mój pierwszy, oficjalny, zawodowy występ przypadł na Red Bull Arena mogli się tutaj zjawić moi bliscy i przyjaciele. Są tu dla przykładu moi rodzice i mój dziadek. W sumie kibicowało mi około 50 osób! Nigdy nie zapomnę momentu wyjścia na murawę z tunelu, wysłuchania hymnu Ligi Mistrzów, oraz widoku rodziny i znajomych na trybunach. Bardzo się cieszę, że tak się to wszystko ułożyło i mimo początkowego zdenerwowania udało mi się zaliczyć dobry występ i pomóc drużynie w uzyskaniu cennego remisu.
Właśnie, przed meczem remis bralibyście w ciemno, ale szczególnie w drugiej części Red Bulls zaprzepaścili kilka świetnych okazji - m.in. Kljestan zmarnował sprokurowany przez Ciebie rzut karny. Po starciu z Royerem miałeś wątpliwości czy faktycznie był faul. Jak oceniasz tą sytuację?
JN: Nie chcę tego komentować. Walczyliśmy obaj o piłkę w polu karnym i Royer upadł, a sędzia podjął taką właśnie interpretację. Muszę się z tym liczyć, że czasem decyzje arbitrów w spornych sytuacjach będą działały na moją niekorzyść. Taka jest piłka. Na szczęście karny nie zaważył na losach pojedynku i po zejściu z boiska trener pochwalił mnie za dobrze wykonaną pracę, bo pilnowanie szybkiego Verona i legendy MLS Wright-Phillipsa nie należy do łatwych zadań.
Czy uzyskany rezultat stawia was przed pojedynkiem rewanżowym w roli faworyta?
JN: To dopiero pierwsze spotkanie i w Vancouver wszystko może się wydarzyć. Red Bulls to doświadczona ekipa i grając z nimi trzeba wspiąć się na wyżyny umiejętności. Ale wierzę, że przed własną publicznością nie damy sobie wydrzeć cennej zaliczki i uzyskamy awans do półfinału - to byłby świetny początek sezonu i prezent dla naszych fanów. Szczególnie tych, którzy w grupie kilkudziesięciu osób pojawili się na Red Bull Arena.
Twoje nazwisko wskazuje na polskie pochodzenie. Co wiesz na ten temat?
JN: Wiem, że Nerwinski oznacza kogoś bardzo zdenerwowanego, tak? Mam nadzieję, że na boisku tego nie było widać i że byłem raczej wyluzowanym Nerwińskim (śmiech). Jeśli chodzi o moje korzenie to mój pradziadek urodził się w Polsce. Oczywiście wszystkie święta Bożego Narodzenia obchodzimy po europejsku. Mój dziadek mówi po polsku, ja już niestety nie. Nie wiedziałem, że Polonia interesuje się piłką w Stanach. Bardzo mnie to cieszy - dla polonijnych fanów postaram się odkurzyć moje rodzinne archiwum i może podczas mojej następnej wizyty na Red Bull Arena w październiku porozmawiamy po polsku?
Dziękuję za rozmowę.
* Śledź Jakoba na Twitterze: https://twitter.com/jake_nerwinski
Rozmawiał na Red Bull Arena: Tomek Moczerniuk
Gratuluję zarówno wyniku i debiutu, który musiał być dla Ciebie wyjątkowy, bo przecież pochodzisz z New Jersey?
Jakob Nerwinski: Tak, urodziłem się w Lawrenceville koło Trenton. Tam chodziłem do szkoły podstawowej i potem do średniej w Notre Dame. Następnie studiowałem na UConn, więc dzięki temu, że mój pierwszy, oficjalny, zawodowy występ przypadł na Red Bull Arena mogli się tutaj zjawić moi bliscy i przyjaciele. Są tu dla przykładu moi rodzice i mój dziadek. W sumie kibicowało mi około 50 osób! Nigdy nie zapomnę momentu wyjścia na murawę z tunelu, wysłuchania hymnu Ligi Mistrzów, oraz widoku rodziny i znajomych na trybunach. Bardzo się cieszę, że tak się to wszystko ułożyło i mimo początkowego zdenerwowania udało mi się zaliczyć dobry występ i pomóc drużynie w uzyskaniu cennego remisu.
Nerwinski powstrzymuje Verona. Foto: Danny Blanik |
JN: Nie chcę tego komentować. Walczyliśmy obaj o piłkę w polu karnym i Royer upadł, a sędzia podjął taką właśnie interpretację. Muszę się z tym liczyć, że czasem decyzje arbitrów w spornych sytuacjach będą działały na moją niekorzyść. Taka jest piłka. Na szczęście karny nie zaważył na losach pojedynku i po zejściu z boiska trener pochwalił mnie za dobrze wykonaną pracę, bo pilnowanie szybkiego Verona i legendy MLS Wright-Phillipsa nie należy do łatwych zadań.
Czy uzyskany rezultat stawia was przed pojedynkiem rewanżowym w roli faworyta?
JN: To dopiero pierwsze spotkanie i w Vancouver wszystko może się wydarzyć. Red Bulls to doświadczona ekipa i grając z nimi trzeba wspiąć się na wyżyny umiejętności. Ale wierzę, że przed własną publicznością nie damy sobie wydrzeć cennej zaliczki i uzyskamy awans do półfinału - to byłby świetny początek sezonu i prezent dla naszych fanów. Szczególnie tych, którzy w grupie kilkudziesięciu osób pojawili się na Red Bull Arena.
Twoje nazwisko wskazuje na polskie pochodzenie. Co wiesz na ten temat?
JN: Wiem, że Nerwinski oznacza kogoś bardzo zdenerwowanego, tak? Mam nadzieję, że na boisku tego nie było widać i że byłem raczej wyluzowanym Nerwińskim (śmiech). Jeśli chodzi o moje korzenie to mój pradziadek urodził się w Polsce. Oczywiście wszystkie święta Bożego Narodzenia obchodzimy po europejsku. Mój dziadek mówi po polsku, ja już niestety nie. Nie wiedziałem, że Polonia interesuje się piłką w Stanach. Bardzo mnie to cieszy - dla polonijnych fanów postaram się odkurzyć moje rodzinne archiwum i może podczas mojej następnej wizyty na Red Bull Arena w październiku porozmawiamy po polsku?
Dziękuję za rozmowę.
* Śledź Jakoba na Twitterze: https://twitter.com/jake_nerwinski
Leave a Comment