SPORT, WYWIADY, POLONIA

MLS: Pierwszy taki finał

W najbliższą niedzielę w Columbus w stanie Ohio poznamy tegorocznego zdobywcę MLS Cup. W 20. już finałowym meczu amerykańskiej ligi soccera zmierzą się miejscowi Crew i Portland Timbers FC. Wskazanie faworyta jest tutaj szalenie ryzykowne, bo choć za Columbus przemawia atut własnego boiska to Timbers są najlepsi w lidze jeśli chodzi o grę na wyjeździe. Poza tym finał rządzi się własnymi prawami i - jako, że MLS słynie z nieobliczalności - zdarzyć się w nim może dosłownie wszystko.

Weterani i uczniowie

Jest wiele powodów, które czynią 20. finał MLS szczególnym i wyjątkowym. Zacznijmy od tego, że spotkają się w nim drużyny reprezentujące zarówno "starą gwardię" jak i "młode wilki" amerykańskiej sceny piłkarskiej. Columbus Crew są bowiem powszechnie uważani za "pierwowzór" czyli pierwszy w historii zespół w MLS. Organizacja, która powstała na kilka tygodni przed mundialem w USA stała się bowiem jednym z pierwszych dziesięciu uczestników zainaugurowanej w 1996 ligi.

W przeciągu dwóch dekad Czarno-Złoci zdobyli kilka znaczących trofeów w tym jedno najważniejsze: MLS Cup w 2008. Trzykrotnie nie mieli sobie równych w sezonie zasadniczym dzięki czemu ich klubowa gablota wzbogaciła się o trzy Supporters Shields. W 2002 sięgnęli też po Lamar Hunt US Open Cup, czyli Puchar USA nazwany na cześć... jednego z pierwszych właścicieli klubu. Z historycznego punktu widzenia Crew to jednak raczej ligowy średniak, bo oprócz wspomnianego wyskoku w 2008 finałowe wrota były dla nich szczelnie zamknięte. Aż siedmiokrotnie ekipie z Ohio nie udało się nawet uzyskać awansu do playoffs. Trzeba tutaj zaznaczyć, że do fazy pucharowej trafia ponad połowa drużyn uczestniczących w rozgrywkach - w tym roku ta sztuka udała się dwunastce spośród dwudziestu zespołów.

W porównaniu z Columbus Timbers to nowicjusze. Klub został powołany do życia w 2009 roku i dwa lata później dołączył do MLS. Na przestrzeni pięciu sezonów tylko raz udało się "Drwalom" uzyskać awans do playoffs: w 2013 odpadli w finale konferencji Zachodniej po dwumeczu z Realem Salt Lake City. W tegorocznych rozgrywkach piszą więc nową, piękną kartkę w historii klubu i ich fanatyczni kibice - od momentu dołączenia do ligi każdy mecz na Providence Park oglądał komplet widzów! - mają nadzieję, że nie poprzestaną na samym awansie do finału.

Europejskie korzenie czy naturalna Kaskadia?

Mimo iż na dwudziestoletni jubileusz włodarzom MLS marzył się naszpikowany gwiazdami finał Los Angeles Galaxy (Robbie Keane, Gio dos Santos i Steven Gerrard) - New York City FC (Andrea Pirlo, Frank Lampard i David Villa) to z lojalnościowego punktu widzenia skład finalistów nie mógł być lepszy. Zarówno w mającym silne, niemieckie korzenie Columbus jak i w jednym z trzech głównych miast zalesionego bioregionu Cascadii (słynnego z przeszłości rdzenno-indiańskiej, zamiłowania do naturalnego, organicznego trybu życia oraz... aktywnego ruchu niepodległościowego) sporą część mieszkańców piłka nożna naprawdę kręci. I choć soccer zawsze będzie tam oglądał plecy futbolu amerykańskiego (dla przykładu stadion Crew leży tuż obok kampusu Ohio State University, gdzie akademicki program futbolowy ma przebogate tradycje i traktowany jest wręcz z nabożną czcią) to piłka nożna z każdym rokiem zyskuje sobie coraz większe rzesze sympatyków.

W MLS grają trzy drużyny z regionu Cascadia: oprócz Portland w tej grupie są jeszcze Seattle Sounders i Vancouver Whitecaps. We wszystkich tych miastach stadiony podczas piłkarskich zawodów dosłownie pękają w szwach. Wszędzie działają zorganizowane grupy kibiców, które prześcigają się w pomysłowych oprawach meczowych. Dla przykładu na Providence Park w Portland, gdzie rządzi Timbers Army, po każdej zdobytej przez gospodarzy bramce brodaty drwal Timber Joey odcina piłą łańcuchową... kawałek pnia, który później trafia w ręce szczęśliwego strzelca. Taki sam drewniany plaster otrzymuje bramkarz w przypadku zachowania czystego konta. Najlbardziej fascynujące pod kątem atmosfery są rzecz jasna derby regionu czyli tzw. Cascadia Cup. Timbers wygrali te prestiżowe rozgrywki w 2012.

Skoro o stadionach mowa to oddany do użytku w 1998 roku MAPFRE Stadium w Columbus był pierwszym typowo piłkarskim obiektem w USA. To właśnie na tej arenie, która być może niedługo odejdzie do lamusa (mówi się o wybudowaniu nowoczesnego stadionu w samym centrum miasta) odbędzie się niedzielny finał. To właśnie tam sektor znany jako Nordecke (północny róg z niemieckiego) w dniu meczu wypełniony jest żywiołowo dopingującymi fanami, którzy konsumują hektolitry piwa, machają flagami i nie przebierają w rzucanych pod adresem gości hasłach. Co ciekawe nie ma tam żadnych struktur, nie ma liderujących i sterujących przyśpiewkami capos. Ci sami kibice mają wielką nadzieję, że - w myśl niedawno narodzonej tradycji - po zakończeniu niedzielnego spotkania podejdzie do nich ich bramkarz Steve Clark, aby wraz z nimi triumfalnie obwieścić zwycięstwo skandując "YES! YES! YES!"

Atut własnego boiska... niezupełnie!

Ciężko także wskazać faworyta biorąc pod uwagę wcześniejsze tegoroczne wyniki. W siedemnastu meczach sezonu zasadniczego na MAPFRE Stadium gracze z Ohio strzelili co prawda aż 38 goli (więcej mieli tylko Galaxy), ale wygrali zaledwie dziewięć spotkań. Dużo lepiej wiodło im się za to w fazie playoffs, gdzie w obu pojedynkach wygrali różnicą dwóch goli. Najpierw w półfinale konferencji odrobili stratę z Montrealu (gdzie ulegli Impactowi 1:2) wygrywając z Didierem Drogbą i spółką 3:1, a potem na otwarcie finału Wschodu ograli nowojorskie Czerwone Byki 2:0. Aż trzy z pięciu bramek w fazie pucharowej strzelił ich najlepszy strzelec Kei Kamara, o którym więcej poniżej.

Jednak gra z dala od domu wcale nie jest straszna piłkarzom Portland, którzy w 2015 wygrali na wyjeździe aż osiem spotkań. Siedem z nich miało miejsce w sezonie zasadniczym, z czego najbardziej spektakularnym był pogrom 5:2 nad Galaxy w LA w ostatniej kolejce. 25 września Drwale wywieźli także trzy punkty z... Columbus. W fazie playoffs kontynuują dobrą passę. W Vancouver wynik 2:0 z Whitecaps dał im awans do finału Zachodu. Tam spotkali się z FC Dallas, którzy na Toyota Stadium też nie dali im rady i tylko zremisowali 2:2.

Młodzi, ambitni i zdolni

Obie drużyny prowadzone są przez młodych i obiecujących szkoleniowców, którzy pracuja nich od 2013 i są wierni swoim stylom. W Portland stery trzyma 40-letni Caleb Porter, który w przeszłości miał krótki epizod zawodniczy w MLS, a potem ze zmiennym szczęściem prowadził akademicką drużynę Akron Zips oraz amerykańską kadrę U23. O ile w przypadku tych pierwszych szło mu świetnie (sięgnął m.in. po tytuł mistrzowski NCAA w 2010) to z kadrą olimpijską w słabym stylu przegrał awans na igrzyska w Londynie. Jako trener Timbers zdążył już odcisnąć swoje piętno na ekipie, która awansowała do playoffs dwukrotnie w ostatnich trzech latach. W 2015 jego ekipa odnotowała 15 zwycięstw, 8 remisów i 11 porażek przy stosunku bramek 41:39. Tylko FC Dallas i Vancouver Whitecaps - czyli dwie drużyny, które Timbers wyeliminowali w drodze do finału - mogły się poszczycić lepszym wynikiem w sezonie zasadniczym.

Portera zapamiętamy także z meczu MLS All-Stars - Bayern Monachium w 2014 przegranym przez monachijczyków 1:2. Tuż po końcowym gwizdku Pep Guardiola bezczelnie zignorował wyciągniętą w jego kierunku rękę Portera, który przez jakiś czas nie mógł się z tego otrząsnąć. Innym razem po wygranym 3:1 meczu z Dallas trener gości usiłował podarować mu... chusteczkę odnosząc się do płaczliwego sposobu komunikowania się z arbitrami.

Na takie zachowanie raczej nie pozwoli sobie Gregg Berhalter, który w szatni Columbus uchodzi za pedanta i perfekcjonistę. Ten 42-latek, który grał w takich klubach jak Sparta Rotterdam, Crystal Palace czy 1860 Munich i 44-krotnie zakładał koszulkę USA swoje trenerskie szlify zdobywał jako asystent Bruce'a Areny w Los Angeles oraz jako główny szkoleniowiec w Hammarby IF. Jego historyczna (był pierwszym Amerykaninem, który objął stery w profesjonalnym klubie w Europie) przygoda w drugoligowej Szwecji nie potrwała jednak długo, bo w lipcu 2013 zwolniono go za... słabą grę w ofensywie. Kwartał później znalazł zatrudnienie w Columbus, gdzie z kolei wyrzucono na bruk Roberta Warzychę. Pierwszy sezon pracy pełen był wzlotów i upadków i zakończył się odpadnięciem w półfinale konferencji z New England Revolution. W tym roku było nieco lepiej. Wygrana 5:0 w ostatniej kolejce nad DC United dała Crew drugie miejsce na Wschodzie - tuż za Red Bulls. Co ciekawe bilans meczowy Crew podczas sezonu zasadniczego był identyczny jak Portland: 15 wygranych, 8 remisów i 11 poraźek. Lepsi od Timbers okazali się tylko w róźnicy bramek: 58:53.

Wirtuozi z Argentyny, amerykański środek pola i afrykańscy snajperzy

Prócz identycznych bilansów rocznych oba zespoły łączy jeszcze fakt, że w roli reżyserów gry występują tam Argentyńczycy. W Columbus pierwsze skrzypce w niezwykle utalentowanej i zdyscyplinowanej linii pomocy obok Toniego Tchani, Ethana Finlay'a i Willa Trappa wiedzie Federico Higuain. Brat byłego piłkarza Realu Madryt Gonzalo występuje w Crew od 2012 i jest tam najlepiej opłacanym zawodnikiem. W 2015 na konto kreatywnie grającego 31-letniego Higuaina wpłynęła suma 1.175 mil dol. Są to dobrze zainwestowane pieniądze, bo oprócz roli niekwestionowanego lidera Higuain w 103. meczach uzbierał 35 goli i 32 asysty. W tegorocznych playoffs Higuain ma na koncie ważną bramkę zdobytą w Montrealu oraz asystę w meczu z Red Bulls.

Po drugiej stronie barykady znajduje się inny piłkarz z kraju Tanga. Diego Valeri ma 29 lat, a jego obecna pensja - 550 tys dol - plasuje go dopiero na czwartym miejscu wśród graczy Timbers (najwięcej, okrągły milion zarabia były gracz Aston Villa, Birmingham i West Bromwich Albion Liam Ridgewell). Valeri to nieco inny typ piłkarza niż Higuain, ale jego produktywność (23 goli i 35 asyst w 86. meczach) jest równie imponująca. W obecnej fazie pucharowej Valeri ma na koncie aż cztery asysty, w tym dwie w rewanżowym spotkaniu z Dallas. Przy drugim golu z jego podania skorzystał inny rodak Maradony Lucas Melano.

Oprócz istnej kolonii argentyńskiej (w Columbus gra jeszcze Gaston Sauro a w Portland Gaston Fernandez i Maximiliano Urruti) w obu zespołach roi się od utalentowanych graczy z Afryki. W składzie Crew występują Kameruńczyk Tchani, Ghańczyk Harrison Afful, urodzony w Kongo Cedric Mabwati oraz kadrowicz Sierra Leone Kei Kamara. Ten ostatni zdobył w 2015 już 25 goli: 22 w sezonie regularnym (w wyścigu o Złoty But wyprzedził go tylko Giovinco) i 3 w playoffs. Dzięki świetnym statystykom trafił do Jedenastki Sezonu i był także brany pod uwagę przy nagrodzie dla MVP, ale ostatecznie i ta trafiła w ręce Giovinco. Na boisku zarabiający 400 tys. dol Kamara świetnie rozumie się z Ethanem Finlay'em, który miał w tym sezonie aż 13 asyst i również znalazł się w MLS Best XI. W przyszłym roku Finlay, który puka do bram kadry USA z pewnością otrzyma sporą podwyżkę, bo już dziś zasługuje na dużo więcej niż 135 tys. dol.

Najlepszym strzelcem w Portland jest także piłkarz z Afryki. Nigeryjczyk Fanendo Adi do 16 goli i 3 asyst z sezonu zasadniczego dołożył już dwie bramki i asystę w playoffs. Adi jest trzecim najlepiej zarabiającym graczem w Portland i jego pensja wynosi niewiele ponad 650 tys. dol. Drugim ważnym ogniwem z Czarnego Lądu w ekipie Portera jest Adam Kwarasey. Golkiper, który miał w tym sezonie najwięcej meczy bez wpuszczonej bramki w całej lidze (13, tyle samo miał David Ousted z Vancouver) urodził się co prawda w Norwegii, ale reprezentuje barwy Ghany. W drugą stronę powędrował natomiast niezmiernie utalentowany pomocnik Darlington Nagbe, który urodził się w Liberii, ale ostatnio zadebiutował w kadrze USA. Fachowcy twierdzą, że to właśnie do niego i Finlay'a należeć będzie napędzanie ataków reprezentacji Jankesów w najbliższych latach. Ich bezpośrednie starcie na boisku zapowiada się więc bardzo ciekawie.

Polskie akcenty

Bliższa polskiemu sercu - szczególnie ze względu na klan Warzychów - jest oczywiście drużyna z Columbus. To tam pomiędzy 1996-2002 występował 47-krotny reprezentant Polski Robert Warzycha, który po zakończeniu kariery w 2003 przez następne sześć lat stał się asystentem Grega Andrulisa i Sigi Schmida. W 2009 samodzielnie objął stery i już w pierwszym roku wywalczył z drużyną Supporters Shield. Potem jednak szło mu gorzej i w 2013 musiał pożegnać się z posadą. Ten sam koniec w tym samym roku czekał jego syna Konrada, który w przeciągu jednego sezonu w barwach Crew zagrał 13 razy. Wcześniej w Crew występowali także: pochodzący z Wałbrzycha 44-krotny reprezentant USA Janusz Michallik (pomiędzy 1996-97 rozegrał tam 35 meczy), urodzony w Mielcu Robert Jachym (3 mecze w 1997) i znany z gier w Zawiszy Bydgoszcz czy Amice Wronki Mirosław Rzepa (4 spotkania w 2000). Ostatnim polskim akcentem w klubie z Ohio jest Danny Szetela. Mający polski paszport pomocnik Cosmosu Nowy Jork spędził w Columbus cztery sezony i zagrał tam w 36. meczach notując dwie asysty. To stamtąd - na rok przed zdobyciem przez Crew MLS Cup - Szetela przeniósł się do Racingu Santander, gdzie grał z kolei z Ebim Smolarkiem.

Timbers to drużyna, gdzie trudno o swojskie akcenty. Jednym zawodnikiem z polskim nazwiskiem jest Ben Zemanski. Mający na koncie 110 występów w MLS piłkarz nie zagrał w tym sezonie ani minuty ze względu na kontuję kolana, której doznał w jednym z przedsezonowych sparingów.

Kto górą?

W niedzielę około godziny 18:00 czasu nowojorskiego piękne, wykonane ze srebra typu sterling i ważące 43 funty trofeum Philipa F. Anschutza zostanie wzniesione w górę przez jednego z kapitanów. O to czy większe szanse na to ma Higuain czy też Ridgewell zapytałem piłkarskich fachowców w USA,

Janusz Michallik, komentator sportowy, były piłkarz Columbus Crew:
"Ciężko powiedzieć, kto wygra w tym meczu. Oczywiście - jako były zawodnik - sercem jestem za Columbus, ale patrząc logicznie na oba zespoły są one bardzo do siebie podobne. Preferują one grę z kontry i mają silnych i skutecznych napastników oraz szybkich i kreatywnych pomocników. Columbus ma nieco więcej atutów ze względu na ich formację, bo w ustawieniu 4-2-3-1 linia środkowa - z dobrym Tchanim i jeszcze lepszym Trappem, który wkrótce zastąpi w kadrze Beckermana - funkcjonuje najlepiej. Ciekawe jak Berhalter każe grać Higuainowi, który może grać jako napastnik, a także jako rozgrywający. Crew ma też lepszych bocznych obrońców, bo zarówno Waylon Francis jak i Afful chętnie włączają się do akcji ofensywnych.

Atutami Portland, gdzie wciąż nie wiadomo czy zagra Ridgewell, będą oczywiście będący w życiowej formie Nagby i Kolumbijczyk Diego Chara. Jestem ciekawy, czy Caleb Porter zostanie wierny swojemu systemowi 4-3-3. To może sprawić, że przewagę w środu pola będą mieli gospodarze. Za Timbers przemawia także lepsza ławka, z której mogą w każdej chwili wejść Melano i Urruti. Reasumując ciut większe szansę daję Columbus."

Daniel Szetela, pomocnik Cosmosu Nowy Jork, piłkarz Crew w latach 2004-07:
"Spędziłem w Columbus kilka lat pod skrzydłami Roberta Warzychy, który traktował mnie jak syna. Ja z kolei do dziś traktuję Konrada jak brata. Mimo iż odszedłem stamtąd na rok przed zdobyciem przez nich tytułu mistrzowskiego nigdy tego nie żałowałem, bo zawsze chciałem grać w Europie i swój cel osiągnąłem. Cieszę się, że Crew znów stoją przed szansą na zdobycie trofeum - kibicuję im i to na nich stawiam, choć nie będzie to łatwe spotkanie. Z pewnością ucieszy to ich kibiców, których teraz przychodzi na mecze dużo więcej niż za moich czasów. Z obecnych zawodników znam tam tylko Kai'a Kamarę, z którym od czasu do czasu wymienię jakąś wiadomość. To, że jego talent eksplodował dopiero w tym roku wcale mnie nie dziwi, bo to zawsze był trudny do upilnowania, świetnie grający głową i skuteczny napastnik."

Matt Miazga, obrońca Red Bulls i kadry USA:
"Oba zespoły to ścisła czołówka ligi. Prezentują one podobny styl gry, bo gra oparta jest na czwórce dynamicznie grających i ruchliwych zawodników ofensywnych. Ich napastnicy Kamara i Adi imponują warunkami fizycznymi i ciężko ich upilnować. Środek pomocy to znów remis: po jednej stronie Higuain, a po drugiej Nagbe - obaj niezwykle kreatywni i to przez nich przechodzi niemal każdy atak. Dlatego szczerze mówiąc każdy wynik tutaj będzie możliwy."

Miles Joseph, były asystent trenera w NYC FC i gracz Crew w 2000:
"Nastawiam się na super mecz, jeden z najbardziej atrakcyjnych i ekscytujących finałów w ostatnim czasie! Oba zespoły są bardzo dobre pod względem akcji ofensywnych, ale Portland może mieć tę przewagę, że ich zawodnicy są bardziej doświadczeni. Wydaje mi się też, że Timbers lepiej bronią, choć ostatnio Crew też nie można nic zarzucić. Być może zadecyduje atut własnego boiska? Jeśli oba zespoły zagrają otwarty futbol to będzie to woda na młyn dla Portland. Jeśli mecz będzie się toczył w wolnym tempie - górą będzie Columbus. W Portland są Nagbe, Valeri, Adi, Wallace i Asprilla, którzy są bardzo groźni. Ale Columbus ma równie groźnych Higuaina, Kamarę, Metama i Finlay'a. Być może więc o wszystkim zadecyduje dyspozycja bramkarza. Kto wie?"

Robert Sibiga, pochodzący ze Stalowej Woli zawodowy sędzia MLS: 
"Obie drużyny zanotowały ogromny sukces w tym sezonie, na pewno finał z nimi to duża niespodzianka. Columbus ma ogromną siłę rażenia z Kamarą, Higuainem i Finlay'em. Słabością jest ich linia obrony, choć w playoffs poprawili swoją grę w tyłach. Portland to ogromna energia, szybcy zawodnicy, świetne umiejetności indywidualne. Nagbe i Chara rządzą w środku. Obrona to wspaniały "drwal" Borchers oraz sprowadzony z Anglii twardziel Ridgewell. Na papierze lekką przewagę wydaje się mieć Portland. Jednak Crew będzie grało u siebie, wiec to powinno im pomóc. Po za tym naturalna trawa to nie jest nawierzchnia na której na co dzień w domu gra Portland. Wreszcie trenerzy: osobiście bardzo lubię Gregga z Columbus. Jest świetnym fachowcem, a jednocześnie gentlemanem. Caleb Porter to taki szalony naukowiec, potrafi zaskoczyć taktyką, ale nie zawsze umie powstrzymać nerwy na wodzy. Moj typ - Columbus."

Adam Kotleszka, komentator EuroSportu (wraz z Maciejem Terleckim będzie pracować podczas finału):
"Stawiam na Columbus bo mają większe doświadczenie w finałach, atut własnego boiska, świetnego specjalistę od czarnej roboty Willa Trappa i zabójcę bramkarzy Kei'a Kamarę. Do tego dochodzi Ethan Finlay, który po prostu musi grać w kadrze USA, Justin Meram, który jest w świetnej formie i Higuain, który też może wystrzelić w każdej chwili. Dla mnie Crew to murowany faworyt."

DROGA DO FINAŁU:

Columbus Crew:
Półfinał Konferencji Wschodniej:
Montreal Impact - Columbus 2:1 (Bernier 33' Venegas 77' - Higuain 33')
Columbus Crew - Montreal Impact 3:1 (Kamara 4' 111' Finlay 77 - Duka 40'), po dogrywce

Finał Konferencji Wschodniej:
Columbus Crew - New York Red Bulls 2:0 (Meram 1' Kamara 85')
Red Bulls - Columbus 1:0 (Abang 90')

Portland Timbers:
Dzika karta:
Portland Timbers - Sporting Kansas City 2:2 (Wallace 57' Urruti 118' - Ellis 87' Nemeth 96') karne: 7:6

Półfinał Konferencji Zachodniej:
Portland Timbers - Vancouver Whitecaps 0:0
Vancouver Whitecaps - Portland Timbers 0:2 (Adi 31' Chara 90')

Finał Konferencji Zachodniej:
Portland Timbers - FC Dallas 3:1 (Ridgewell 23' Asprilla 53' Borchers 90' - Texeira 62')
FC Dallas - Portland 2:2 (Hollingshead 68' Perez 73 - Adi 54' Melano 90')

Finał MLS Cup:
Niedziela, 6 grudnia, 16:00

MAPFRE Stadium, Columbus, Ohio

Columbus Crew - Portland Timbers

Tomek Moczerniuk
www.papatomski.com

Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.