SPORT, WYWIADY, POLONIA

Tomek Gielo: razem z Przemkiem tworzymy historię

Tomek Gielo w akcji. Z tyłu Brian Joyce - asystent trenera Libery Flames.
Tomek Gielo w akcji. Z tyłu Brian Joyce - asystent trenera Libery Flames.






















W najbliższy wtorek rozpocznie się March Madness - święto amerykańskiej koszykówki akademickiej. Wśród 68 pozostałych na placu boju drużyn są dwa zespoły, którym będziemy kibicować ze względu na grających w nich Polaków. We czwartek w Salt Lake City rozstawiona z nr. 1 na Zachodzie Gonzaga z Przemkiem Karnowskim zagra z Southern University Jaguars, a we wtorek w Dayton Tomek Gielo i Liberty Flames zmierzą się z mistrzem MEAC North Carolina A&T Aggies. Stawką tego pojedynku "Kopciuszków" będzie czwartkowe starcie z innym wielkim faworytem do triumfu w NCAA Louisville Cardinals. Oto co na temat szans Liberty sądzi 20-letni szczecinianin Tomek Gielo.

Słynny moment ścinania siatki podkoszowej na pamiątkę po zdobyciu mistrzostwa Big South. foro: archiwum T. Gielo
Słynny moment ścinania siatki podkoszowej na pamiątkę
po zdobyciu mistrzostwa Big South. foro: archiwum T. Gielo 
Tydzień temu sprawiliście mega sensację sięgając po mistrzostwo konferencji Big South, co dało Wam przepustkę do March Madness. Czy zaczynając sezon od 8. porażek z rzędu wierzyliście, że mimo wszystko Liberty Flames nie zabraknie na Wielkim Tańcu?

T.G: Naszym celem na ten rok był awans do March Madness, jednak ze względu na kontuzje i słaby początek sezonu, człowiek czasami zaczynał wątpić czy ten sukces uda nam się rzeczywiście osiągnąć. Trener Dale Layer cały czas nam powtarzał, że bez względu na to jak zakończymy sezon zasadniczy, jeśli wygramy 4 mecze w turnieju konferencji to i tak trafimy do Tournamentu. Tak też zrobiliśmy i teraz możemy cieszyć się z dłuższego sezonu.

Jak mógłbyś podsumować ten sezon z indywidualnej perspektywy. Zacząłeś jako starter, ale potem wchodziłeś z ławki. Czy zadawala Ciebie taka rola w zespole?

T.G: Rzeczywiście, w trakcie sezonu trener odsunął mnie z pierwszej piątki, jednak wiązało się to z tym, że potrzebowaliśmy dodatkowego impulsu od kogoś wchodzącego z ławki. Trener zdecydował, że tą osobą będę ja, a mi nie pozostaje nic innego jak tę rolę zaakceptować i wciąż dawać z siebie wszystko by pomóc drużynie wygrać każdy mecz.


W akcji polska "12"!
Jest to Twój pierwszy sezon w NCAA. Czy nie żałujesz przeprowadzki za ocean? Czy jesteś lepszym graczem niż rok temu?

T.G: Wyjazd na studia do USA by grać w koszykówkę był moim marzeniem jeszcze z dzieciństwa. Cieszę się, że mogę zdobywać dalszą edukację i jednocześnie grać w sport, który kocham. Wydaje mi się, że przez ten rok się mocno rozwinąłem. Koszykówka akademicka jest bardzo fizyczna, więc dużo czasu spędzam na siłowni, by wzmocnić swoje ciało do walki na boisku. Dodatkowo, w tym roku więcej czasu dostaję od trenera Layer’a by grać na pozycji nr 3 (Small Forward), więc czuję się znacznie pewniej grając na tej pozycji niż to miało miejsce wcześniej. Wydaje mi się, że tegoroczny Tomek Gielo bez problemu pokonałby tego z zeszłego roku (śmiech).

Już od wtorku Liberty będzie kontynuować nieprawdopodobny sen o Kopciuszku w pierwszej rundzie March Madness. Jesteście najniżej rozstawieni, po ewentualnym wyeliminowaniu North Carolina A&T zagracie z Louisville, którzy są mistrzami Big East i jednym z głównych faworytów do korony mistrzowskiej. Czy brak presji Wam nie przeszkadza?

T.G: Rzeczywiście, nie ciąży na nas żadna presja, co często blokuje drużyny i przeszkadza w dobrej grze. Nieważne z kim przyjdzie nam zagrać, na pewno wyjdziemy na boisko pewni siebie, z głowami podniesionymi wysoko, gotowi na walkę przez całe 40 minut meczu. Na początku sezonu, podczas serii 8 porażek z rzędu, jedną z nich zaliczyliśmy przeciwko Georgetown, gdzie przegraliśmy różnicą tylko 8 punktów. Największym urokiem March Madness jest to, że co roku trafia się historia jednej drużyny, Kopciuszka, który zachodzi daleko robiąc niespodziankę za niespodzianką. Czemu tym Kopciuszkiem nie może być Liberty? Na głównej tablicy w naszej szatni jeden z trenerów napisał „Why Not Us?” i to jest też nasze motto przed nadchodzącymi meczami.

W szatni Liberty panuje jedność.
Rozmawiamy o Kopciuszku, ale na początku w Twojej drużynie bajecznie nie było. Dwóch graczy odeszło w środku sezonu, a najlepszy zawodnik doznał kontuzji już na starcie. Co jest przyczyną tego, że jednak Wam się udało?

T.G: Główną przyczyną tego, że nam się udało było to, że nigdy się nie poddaliśmy. Nieważne, czy przegraliśmy 8 meczy z rzędu, ktoś odszedł z drużyny czy też dopadła nas nagła plaga kontuzji przed sezonem i m.in. nie pozwoliła mi grać w pierwszych 6-ciu meczach. Bez względu na okoliczności każdego dnia stawialiśmy się na treningi gotowi do ciężkiej pracy i walki o sukces. Po tym wszystkim co spotkało naszą drużynę w tym roku, odniesienie sukcesu jest najpiękniejszą nagrodą, jaka mogła nas spotkać. Jest to dowód na to, że nigdy nie wolno się poddawać i długotrwały sukces można odnieść tylko poprzez ciężką pracę.

I ta ciężka praca może zaowocować spotkaniem w półfinale Final Four z Gonzagą i... Przemkiem Karnowskim. Jeśli tak się stanie - kto będzie górą?


Dwaj przyjaciele z... parkietu! Czy spotkają się w Final Four?
T.G: Jak to kto? Flames! (śmiech) Nieważne czy byłoby to Final Four, czy nawet i pierwsza runda turnieju, gdyby przyszło nam się zmierzyć z Przemkiem i jego drużyną, byłoby to coś niesamowitego. Już teraz razem tworzymy historię, ponieważ po raz pierwszy w March Madness będzie dwóch Polaków. Przyjaźnimy się też poza boiskiem, więc na pewno przez cały turniej będziemy się nawzajem wspierać.

Teraz wspólne występy w NCAA, a niedługo zapewne w kadrze Polski. Co sądzisz o nowym trenerze Dirku Bauermannie? Miał się z Wami spotkać w USA?

T.G: Niestety, ze względu na chorobę trenera Bauermanna, nie miałem możliwości spotkania się z nim. Pojawił się za to Generalny Menedżer kadry Pan Marcin Widomski, z którym przeprowadziłem naprawdę miłą i motywującą rozmowę. Nie wiem czy dostanę powołanie na zgrupowanie kadry seniorów, lecz jeśli tak się stanie, byłoby to coś wspaniałego. Reprezentowanie swojego kraju to największy zaszczyt z jakim sportowiec może się spotkać i tak też traktuję moje ewentualne powołanie.

Wzorem amerykańskich kolegów jesteś bardzo aktywny na Twitterze dzięki czemu można dowiedzieć się o Tobie ciekawych rzeczy, n.p. tego, że zacząłeś słuchać... muzyki country. Jak jeszcze zmieniło Cię życie na południu Stanów?

T.G: Rzeczywiście, Lynchburg, Virginia, jest nieco "Southern", więc w restauracjach pije się Sweet Tea, a w radiu dość często leci Taylor Swift i Luke Bryan (śmiech). Pobyt w Stanach nauczył mnie wielu rzeczy, pozwolił mi poznać amerykańską kulturę z nieco innej strony. W Polsce, praktycznie cała wiedza na temat życia w USA opiera się na tym, co ludzie zobaczą w filmach lub tv. Możliwość poznawania tego wszystkiego na własnej skórze to coś, co będę wspominał do końca życia i można powiedzieć, że na swój sposób przeżywam własny amerykański sen.

Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.