SPORT, WYWIADY, POLONIA

Super Miska 2013 - naprawdę super!

Ojcowie chrzestni zwycięstwa Ravens: Joe Flacco
i Ray Lewis.
Mało jest futbolu amerykańskiego na moim blogu. Oprócz wywiadów z Heniem Hynoskim i Sebą Janikowskim nie ma tu praktycznie czego szukać. Ale mimo iż nie jestem w te klocki jakimś super wielkim ekspertem, a w całym sezonie nie obejrzałem w pełnym wymiarze czasowym ani jednego meczu, Super Miski nie mogłem sobie odpuścić nie tylko z powodu reklam. 

Super mecz był naprawdę całkiem super, ale nie aż tak jak n.p. piątkowa bójka uliczna Szpilki z Mollo. Dramaturgii nie brakowało, bo przecież w pierwszej połowie Joe Flacco i spółka robili co chcieli, a 49ers wyglądali jak zagubione we mgle dzieci. Quarterback Baltimore miał na koncie trzy udane podania, z których przyłożenia zdobywali Anquan Boldin, Dennis Pitta i Jacoby Jones (świetny chwyt i błyskotliwe, przytomne zagranie!) na co gracze Jima Harbaugh odpowiedzieli tylko dwoma kopnięciami Davida Akersa (z 36. i 27. jardów). Było 21:6 i zanosiło się na prawdziwy pogrom drużyny, która w poprzednich swoich 5. meczach w Super Bowl nie przegrała ani razu. 

Nic dziwnego, że po występie Beyonce wysiadły korki.
Było źle, po rozpoczęciu drugiej części było jeszcze gorzej. Niesamowity Jones w fantastycznym stylu przebiegł z piłką szalone i rekordowe 108 jardów i zdobył swoje drugie przyłożenie w meczu. Przewaga graczy Johna Harbaugh wynosiła już 22 punkty. Na szczęście ktoś wpadł na ten sam pomysł co 5 lat temu podczas meczu Polska - Kazachstan w el. do ME i wykręcił stadionowe korki. Na Twitterze zawrzało, że przerwę techniczną niechybnie sprawił występ Beyonce, która do swojego show wykorzystała tyle energii elektrycznej, że wystarczyłoby na roczne oświetlenie głównej ulicy na średniej wielkości polskiej wsi. Marnotrawstwo na niespotykaną skalę, ale wokalistka musiała przecież zatrzeć niezbyt korzystne wrażenie po tym, jak podczas styczniowej inauguracji Baracka Obamy w Waszyngtonie została oskarżona o "lip synching" przy wykonaniu amerykańskiego hymnu. 

Wykręcenie korków, pancerna brzoza, rozpylenie helu, czy też klątwa voo-doo (mecz w końcu był rozgrywany w Nowym Orleanie) - obojętnie co by to nie było - zadziałało. Adoptowany w dzieciństwie przez Niemco-Amerykanów Colin Kaepernick nagle zaczął dowodzić ofensywą jak prawdziwy generał i w przeciągu niespełna 7. minut jego zespół zdobył 17 punktów. Punktowali wyróżniający się zawodnicy niedzielnego spotkania - najpierw Michael Crabtree złapał 31-jardowe podanie od Kaepernicka, a potem Frank Gore wdarł się w pole punktowe po przebiegnięciu z piłką 6 jardów. Kolejne 3 oczka dołożył Akers (z 34 jardów) i strata do Ravens zmalała do mniej niż jednego przyłożenia (23:28). 

Sekundy po triumfie nawet strona internetowa Ravens
przybrała zwycięskie barwy.
Ku uciesze włodarzy NFL - którym nie w smak było jednostronne widowisko - na Mercedes-Benz Superdome zrobiło się arcyciekawie. Wymiana ciosów trwała już do końca. Na niespełna 13.min przed końcem passę punktową San Francisco przerwał Justin Tucker trafiając za 3 punkty z 19 jardów, ale 3 min później Kaepernick sam wbiegł w pole punktowe, zdobył przyłożenie i zrobiło się tylko 2 punkty przewagi. Baltimore odpowiedziało kolejnym kopnięciem Tuckera z 38 jardów, ale do końca zostało nieco ponad 4 minuty - wystarczająco, aby przeprowadzić udaną akcję ofensywną. Na pokonanie pierwszych 75 jardów 49ers wystarczyła połowa tego czasu. Najpierw ładnym podaniem na 24 jardy do Crabtree popisał się Kaepernick, a potem Gore przebiegł z piłką kolejne 33 jardy. Kiedy wydawało się, że stojący na 7 jardzie od pola obronnego Baltimore gracze z San Francisco muszą wykorzystać jedną z czterech prób zespół z Baltimore znów postawił szczelne, defensywne zasieki i nie dopuścił do zdobycia choćby punktu. Choć przy ostatniej z prób nie obyło się bez spekulacji, bo jeden z obrońców Ravens w sposób bezpardonowy przeszkadzał szykującemu się do złapania piłki Michaelowi Crabtree. 

Tym razem Kaepernick nie miał okazji
do "kaepernickowania" ze swoimi biblijnymi tatuażami.
Do końca meczu zostało 1:47 i piłka była w posiadaniu Baltimore, którzy - pod przewodnictwem najbardziej wartościowego gracza meczu Flacco oraz odchodzącego na emeryturę weterana Raya Lewisa - nie dali sobie wydrzeć zwycięstwa. W umiejętny sposób wykorzystali regulaminowy czas potrzebny na wykonanie każdej z czterech przysługujących im akcji, a podczas ostatniej z nich sprytnie ukradli jeszcze kilka cennych sekund. Szykujący się do wykonania wybicia Sam Koch zamiast długiego kopnięcia - które mogło sprawić, że 49ers mieliby szansę na złapanie piłki i przebiegnięcie z nią całego boiska - chwycił futbolówkę i... pozostał w polu punktowym Baltimore. W oczekiwaniu na to, aż ktoś do niego dobiegnie (wystarczyło dotknięcie zawodnika z drużyny przeciwnej) upłynęło aż 8 sekund. W rezultacie San Francisco zdobyło 2 punkty za "safety", ale straciło szansę na zwycięstwo. Ich jedyna i ostateczna próba na 4 sekundy przed końcem spełzła na niczym i Lewis i Ravens wygrali Super Bowl po raz drugi w historii.

_____________________________________________________________________

Ciekawostki:
  • Po Hynoskim Gradkowski!
    W składzie ekipy Ravens był 24-letni obrońca, Gino Gradkowski, brat 30-letniego QB Cinncinati Bengals Bruce'a Gradkowskiego. Bracia pochodzą z polsko-włoskiej rodziny.

Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.