SPORT, WYWIADY, POLONIA

Rusza MLS - będzie ciekawie!

Już w najbliższy weekend rusza 18. sezon Major League Soccer (MLS). Po raz pierwszy od 2006 nie zobaczymy w niej nowych drużyn, a od 2007 globalnej ikony futbolu Davida Beckhama. Ale to wcale nie oznacza, że będzie nudno, bo rozgrywki MLS od lat należą do najciekawszych w świecie.

Powoli do przodu

Czy w tym sezonie Thierry Henry poprowadzi NY Red Bulls
do upragnionego tytułu? Foto: Tomek Moczerniuk
W powstałej w 1996 Major League Soccer strategia rozwoju opiera się na powolnym, ale stałym postępie. Na mapie ligi pojawiają się coraz to nowe miasta i liczy ona już 19 zespołów. Po tym jak od 2006 do MLS dołączały kolejno: Houston, Toronto, San Jose, Philadelphia, Vancouver, Portland i Montreal obecny sezon będzie pierwszym bez tzw. "expansion teams". Liga bierze oddech, ale nie stanęła w martwym punkcie, bo przecież w kolejce po nr. 20 czekają już takie metropolie jak: Atlanta, Orlando czy... Nowy Jork (o czym poniżej). Być może nastąpi to już w przyszłym sezonie, ale najpierw pukające do bram MLS organizacje muszą spełnić kilka mocno wyśrubowanych warunków: płynność i stabilizację finansową, lojalność kibiców, a także posiadanie funkcjonalnych, typowo piłkarskich obiektów.

O rozwoju ligi świadczy też fakt, że w ubiegłym sezonie na trybunach zasiadło średnio 18,807 kibiców. Ta rekordowa liczba przewyższa wyniki z NHL i NBA oraz plasuje MLS na 7. miejscu w zestawieniu piłkarskich lig na świecie. Dla porównania polską ekstraklasę ogląda aż o 10 tysięcy widzów mniej.

Lepsi niż Ekstraklasa

Zapewne znajdą się malkontenci narzekający na poziom i styl gry, brak podziału na rundy czy nie zawieszanie rozgrywek podczas oficjalnych terminów FIFA. Trzeba jednak pamiętać, że w przeciągu 17 lat w MLS triumfowało aż 9 różnych zespołów a żadnej z drużyn nie udało się sięgnąć po tytuł trzy razy z rzędu. Podczas sezonu zasadniczego tabela jest przeważnie bardzo spłaszczona, a brak zdecydowanego faworyta sprzyja atrakcyjności do ostatniej kolejki i niespodziankom w fazie playoffs.

Henry i Cahill - gwiazdy MLS.
Foto: Danny Blanik
Wszystko to sprawia, że w MLS nie brakuje piłkarzy z bogatymi futbolowymi CV. Co weekend kibice na boiskach w USA i Kanadzie będą mogli ekscytować się takimi pojedynkami jak: Thierry Henry - Alessandro Nesta, Robbie Kean - Juninho Pernambucano czy Tim Cahill - Mikael Silvestre. Co prawda z MLS pożegnali się Torsten Frings, David Beckham i Rafa Marquez (co za ulga!), a kilku najbardziej utalentowanych graczy przeniosło się za ocean (Brek Shea do Stoke City, Andy Najar jest w Anderlechcie, a Roger Espinoza w Wigan), ale w ich miejsce zobaczymy kilku nowych, ciekawych graczy z Europy. W Montrealu kolonia włoska powiększyła się o Andreę Pisano, który będzie dogrywać piłki 14-krotnemu reprezentantowi Italii Marco Di Vaio. W Vancouver gra kapitan kadry Szkocji Kenny Miller, w Toronto były zawodnik PSV Eindhoven i Oranje Danny Koevermars, a w Seattle ex-kapitan FC Kaiserslautern Christian Tiffert.

Tradycyjnie nie zabraknie także reprezentantów wielu krajów Ameryk Północnej, Południowej i Środkowej. Najciekawsze posiłki dotarły do MLS z Argentyny. Kolegą Tifferta będzie 10-krotny kadrowicz Albiceleste i były gracz Ajaxu Mauro Rosales, a kibice Timbers nie mogą doczekać się debiutu Diego Valeri, który ma na swoim koncie zarówno występy w reprezentacji Argentyny jak i w Lidze Mistrzów z FC Porto.

W MLS występują także dwaj pikarze, których bracia grają w... Realu Madryt. Digao z NY Red Bulls to młodszy brat Kaki, a Federico Higuain z Columbus Crew jest o 3 wiosny starszy od napastnika Los Merengues Gonzalo. I znowu Ekstraklasa, gdzie jest Danijel Ljuboja i długo, długo nic wypada w porównaniu z MLS bardzo blado.

Faworyci, czyli nic nowego

W przedsezonowych sondażach trudno wskazać o zdecydowanego faworyta, ale wydaje się, że prym będą wiodły czołowe drużyny ubiegłego sezonu. Na Zachodzie największe szanse daje się trenowanym przez Sigi Schmida Seattle Sounders. Klub, na którego mecze przychodzi średnio 43,144 osób (!!!!) oprócz wspomnianych wyżej Tifferta i Rosalesa ma jeszcze w składzie reprezentantów Austrii (bramkarz Michael Gspurning), Szwecji (Adam Johansson) czy Mali (Djimi Traore - były kolega klubowy Jerzego Dudka z pamiętnego finału Ligi Mistrzów z 2005). Trzykrotni zdobywcy Pucharu USA zapewne jak co roku będą więc w czubie, ale aby sięgnąć po upragniony MLS Cup muszą przestać zawodzić w play-offs.

Mecz USA - Hiszpania: Chris Wondolowski i Iniesta.
Foto: Jarek Moczerniuk
Oprócz Seattle najwyższe notowania w West Conference mają jeszcze dwie drużyny z Kalifornii. San Jose Earthquakes to dwukrotni mistrzowie MLS i zdobywcy Supporters Shield (przyznawanej najlepszej ekipie sezonu zasadniczego) z ubiegłego roku. W ich szeregach pierwsze skrzypce gra mający polskie korzenie Chris Wondolowski, który w 2012 strzelił 27 goli i wyrównał rekord sezonu należący do Roya Lassitera. Dla "Wondo Boy" i spółki powtórzenie wyników indywidualnych i zespołowych z poprzedniego roku jest całkiem realne.

O dwa tytuły więcej mają obrońcy trofeum Los Angeles Galaxy. Dla ekipy Bruce'a Areny powtórka z rozrywki będzie o tyle utrudniona, że będą sobie musieli radzić już bez grającego w PSG Beckhama i najlepszego gracza w historii amerykańskiego soccera Landona Donovana, który... zrezygnował z gry na czas nieokreślony z powodu przemęczenia i braku motywacji. Do czasu jego powrotu ciężar wyników spoczywać więc będzie na barkach 122-krotnego reprezentanta Irlandii Robbiego Keana, który w 2012 strzelił 22 gole (aż 6 w playoffs) i uważany jest za głównego rywala Wondolowskiego w wyścigu o koronę Króla Strzelców.

Na Wschodzie w ubiegłym roku najlepszy był Sporting i wiele wskazuje na to, że i teraz kibice w Kansas City będą mieli powody do radości. Do Premiership odeszli wprawdzie Roger Espinoza i Kei Kamara, ale pozykani w ich miejsce Benny Feilhaber i urodzony w Argentynie Ekwadorczyk Claudio Bieler powinni godnie ich zastąpić. Jeśli tylko filary drużyny: Matt Besler, Graham Zusi i duński golkiper Jimmy Nielsen utrzymają formę z 2012 to niewykluczone, że gracze Petera Vermesa obronią Puchar USA i znowu podejmą skuteczną walkę o prymat w lidze.

Oscar 'Boniek' Garcia - foto: MLS
Drużyną, której nigdy nie można lekceważyć jest Houston Dynamo. Dwukrotni triumfatorzy rozgrywek to także wicemistrzowie sprzed roku i dwóch lat. Na własnym obiekcie nie przegrali od 18 czerwca 2011, czyli od 24 kolejek. O ich obliczu decydować będą przede wszystkim doświadczeni weteranie: Brad Davis, Bobby Boswell, Ricardo Clark czy pozyskany z Colorado reprezentant Jamajki Omar Cummings. Dużo zależeć też będzie od graczy, którzy błysnęli formą w ubiegłym sezonie: Willa Bruina (12 goli) oraz najlepszego latynoskiego gracza MLS w 2012 Oscara Garcii. Co ciekawe 73-krotny kadrowicz Hondurasu na koszulce nosi znamię "Boniek", gdyż jego piłkarskim idolem jest właśnie ZIbi.

Nowy Nowy Jork

Największą niewiadomą będzie jednak drużyna New York Red Bulls. Największy budżet, ambicje i gwiazdy - te rzeczy cechują nowojorczyków od kilku sezonów, ale w klubowej gablocie dalej hula wiatr. Po trzęsieniu ziemi, które nastąpiło po zeszłorocznym odpadnięciu z playoffs w klubie zaszły kolosalne zmiany. Odeszło kilkunastu zawodników, z pracą pożegnał się trener i General Manager. Obecnie stery trzyma były selekcjoner Szkocji i dyrektor techniczny UEFA Andy Roxburgh.

Juninho podczas przedsezonowej
prezentacji drużyny i nowych strojów.
Foto: Tomek Moczerniuk 
Na efekty pracy Szkota nie trzeba było długo czekać. Widać to szczególnie w ruchach kadrowych, bo jeszcze nigdy ekipa z Nowego Jorku nie była tak głęboka. Do Henry'ego i Cahilla dołączyła trzecia gwiazda: 40-krotny reprezentant Brazylii Juninho Pernambucano, który mimo 38 lat na karku dalej jak mało kto potrafi zdobywać gole z rzutów wolnych. Obok niego o miejsce w linii pomocy walczyć będą pozyskany z Portland Eric Alexander, Północny Irlandczyk Jonny Steele oraz młodziutki Hiszpan Ruben Izquierdo. Wzmocniła się także defensywa, bo zagrają w niej teraz Kolumbijczyk Jamison Olave (najlepszy obrońca MLS w 2010, mistrz z 2009) i Japończyk Kosuke Kimura (tytuł w 2010). Miejsce bramkostrzelnego Kenny'ego Coopera ma zająć były kolega klubowy Olave Argentyńczyk Fabian Espindola, a aspiracje i talent do gry w pierwszej jedenastce zgłasza także 22-letni reprezentant Kostaryki Josue Martinez.

Mimo całej gamy rutynowanych i utalentowanych zawodników nowy trener nowojorczyków Mike Petke ma twardy orzech do zgryzienia. Były gracz i ikona klubu z Harrison objął posadę zaledwie 6 tygodni przed startem ligi co nie może wystarczyć żadnemu, nawet najlepszemu szkoleniowcowi na odpowiednie przygotowanie przemeblowanej drużyny do sezonu. Wyniki meczów przedsezonowych nie napawają optymizmem, bo w zakończonym w ubiegły weekend Desert Diamond Cup w Arizonie Red Bulls zajęli ostatnie miejsce. Ale Henry i spółka powinni rozkręcać się z meczu na mecz i eksplodować formą późną jesienią - czyli wtedy, kiedy nadejdzie czas na playoffs. W razie gdyby eksperyment nie wypalił włodarzom klubu będzie bardzo ciężko zatrzymać Henry'ego, który po odejściu Beckhama jest najlepiej opłacanych graczem w MLS. Jego obecny kontrakt gwarantujący mu 4.5 miliona dol. na sezon wygasa w Sylwestra 2014.

Polskie akcenty - czyli nie tylko Warzycha x 2

Od lat czekamy na to, aby mocno kibicować naszym w MLS, ale w tym sezonie znowu będziemy głównie trzymać kciuki za Columbus Crew. I to podwójnie, bo wszystko wskazuje na to, że do trenera Roberta Warzychy dołączy jego syn Konrad, który wywalczył w ubiegłym roku Puchar USA w barwach Sportingu Kansas. 24-latek był w styczniu testowany przez Lechię Gdańsk, ale ostatecznie wrócił pod ojcowskie skrzydła i zdążył już zdobyć dwa gole dla Crew w zimowych sparingach.

Chris Konopka jeszcze w barwach Red
Bulls. Foto: Danny Blanik
Oprócz klanu Warzycha z uwagą śledzić będziemy kilku innych graczy z polskimi korzeniami. Faworytem do obrony tytułu Króla Strzelców będzie znowu Chris Wondolowski, najlepszy snajper ligi w 3 ostatnich latach. Z Colorado do Chicago przeniósł się 3-krotny reprezentant USA Jeff Larentowicz. 29-letni pomocnik - mistrz MLS z 2010 roku - z pewnością będzie wzmocnieniem ekipy z Wietrznego Miasta. W szerokiej kadrze DC United jest 21-letni Conor Shanosky, który ma na koncie 8 występów w kadrze USA U20. Polski paszport ma rezerwowy golkiper Philadelphia Union Chris Konopka, który dwa lata temu próbował szczęścia w białostockiej Jagiellonii. Polsko brzmiące nazwiska mają także Ben Zemanski i Ryan Kawulok z Portland, Mike Chabala z Houston, Jeb Brovsky z Montrealu, Tyler Polak z Revolution, Joe Bendik z Toronto, Bobby Warshaw z Dallas i Brad Rusin z Vancouver.

Biało-czerwone akcenty można znaleźć nie tylko wśród piłkarzy. Do sędziowania spotkań w sezonie 2013 desygnowani zostali Piotr Manikowski i Adam Wienckowski. Ten ostatni znalazł się także w gronie 5 arbitrów, którzy obsługiwać będą finał mistrzostw CONCACAF U20 odbywających się aktualnie w Meksyku.

Cosmos wraca do gry!

Dwaj przyjaciele z boiska: Pele i Cantona.
Foto: Chris Brunskill/Getty Images
Na koniec kosmicznie wielka informacja o powrocie klubu-legendy. Od najbliższego lata fani futbolu w Nowym Jorku będą mieli okazję do kibicowania jeszcze jednej lokalnej drużynie. W powstałej w 2011 NASL, która liczy obecnie 8 drużyn i uważana jest za drugi szczebel zawodowych rozgrywek w Ameryce Północnej, wystartuje legendarny Cosmos Nowy Jork. Dla klubu, którego honorowym prezydentem jest sam Pele, a dyrektorem d/s piłkarskich Eric Cantona będzie to powrót do prawdziwego futbolu po... 29 latach. Przez ostatnich kilka sezonów działała tam tylko szkółka i drużyna do lat 23, ale w ambitnych i rozwojowych planach jest budowa stadionu w Corona Park na Queensie i dołączenie do MLS w 2016.

Obecnie w Cosmosie trwa nabór zawodników. Na testach był tam niedawno kapitan polskiej drużyny na Copa NYC 27-letni Teddy Niziołek z Clifton, NJ. Czasu jest niewiele, bo pierwsze spotkanie podopieczni byłego gracza MetroStars i reprezentacji Wenezueli Gio Savarese rozegrają 8 sierpnia z Fort Lauderdale Strikers na Shuart Stadium w Hampstead na Long Island, czyli głównej płycie Hofstra University. Szkoda, że kłopoty organizacyjne sprawiły, że drużyna nie zgłosiła się do tegorocznego Pucharu USA, dlatego na najbliższe derby z NY Red Bulls trzeba będzie poczekać przynajmniej do 2014.

Tekst i zdjęcie: Tomek Moczerniuk

Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.