SPORT, WYWIADY, POLONIA

NCAA: Karnowski: Chcę wykorzystać swoją szansę

Przemek występuje w Gonzadze z nr. 24. Dlaczego? - tłumaczy w poniższym wywiadzie
Dwa lata temu koszykarska kadra Polski do lat 17 zaszokowała cały świat zdobywając srebro na MŚ w Niemczech. Obok Mateusza Ponitki kluczową rolę spełniał wtedy urodzony w Toruniu środkowy Przemek Karnowski. Rok później "Przemo" zadebiutował w Tauron Basket Lidze w barwach Siarki Tarnobrzeg, a obecnie z powodzeniem występuje już w amerykańskiej, akademickiej lidze NCAA. W sobotę wieczorem jego drużyna z Gonzagi (9-0) - w której gra m.in. u boku syna słynnego Johna Stocktona - podejmie Fighting Illini z University of Illinois (9-0). W ślad za kibicami Gonzagi powiedzmy więc "Zag Up!" i kibicujmy naszej wielkiej - dosłownie i w przenośni - koszykarskiej nadziei!

Przemku, ogromne gratulacje! Twoja niepokonana drużyna Gonzaga University Bulldogs wygrała wczoraj 9. mecz z rzędu i zaliczyła najlepszy start w historii szkoły, a nieco wcześniej triumfowała w dobrze obsadzonym turnieju Old Spice Classic na Florydzie. Jak smakował ten pierwszy laur za oceanem?

P.K:
Cieszę się bardzo! Nie tylko z faktu wygrania turnieju, ale także z tego względu, że zostaliśmy pierwszą drużyna, która triumfowała w nim po raz drugi. Pierwsze mistrzostwo wywalczyliśmy bowiem cztery lata temu.

Logo obecnej drużyny Karnowskiego.
W pierwszej połowie finałowego meczu z Davidson zdobyłeś 6 ważnych punktów, które zniwelowały 9-ciopunktowe prowadzenie Wildcats. W sumie jednak w całym turnieju grałeś niewiele ponad 10 minut na mecz. Czy to Cię zadowala?

P.K.:
Jestem w USA zupełnie "nowy", dopiero przyswajam sobie tutejszy system grania. W Europie koszykówka jest nieco inna, mniej atletyczna. Tutaj gra się też szybciej i do tych dwóch różnic muszę się teraz przyzwyczaić. W miarę upływu czasu chciałbym grać więcej i pomagać drużynie, ale swoją przydatność muszę udowodnić na parkiecie.

Jesteście obecnie na #10 miejscu w rankingu wszystkich szkół NCAA Division I i murowanym kandytatem do odzyskania mistrzostwa West Coast Conference. Z pewnością będziecie też chcieli zajść jak najwyżej w marcowym mistrzowskim turnieju NCAA. Czy takie cele stawia przed Wami trener Mark Few?

P.K.:
Przede wszystkim przygotowujemy się i skupiamy uwagę na najblizszych meczach. O turnieju Konferencji będziemy myśleć w swoim czasie, czyli po Nowym Roku. Z pewnością jednak jego wygranie będzie naszym celem, bo przecież w ubiegłym roku Gonzadze po wielu latach nie udało się obronić tego mistrzostwa. A poza tym będzie to przepustka do March Madness, na czym też nam zależy.

Przemo w debiucie - wygranym 103-65 meczu
z Southern Utah Thunderbirds, w którym
zdobył 22 punkty. / James Snook-US PRESSWIRE
A jakie cele stawiasz sobie sam na ten rok?

P.K.:
Oprócz zdobycia cennego doświadczenia chciałbym też nabrać trochę mięśni. Od przyjazdu schudłem już 18 funtów, więc wszystko idzie w dobrą stronę.

Grasz na koszulce z nr. 24. Dlaczego?

P.K.:
To proste jak 2+4=6 (śmiech). Z takim numerem gra LeBron James, najlepszy obecnie koszykarz w NBA.

Wracając do wyboru szkoły, który ogłosiłeś nie w świetle reflektorów, a za pośrednictwem... Twittera. Powiedz dlaczego Gonzaga, a nie Kansas lub prowadzony przez legendarnego szkoleniowca polskiego pochodzenia Mike'a Krzyzewskiego Duke?

P.K.:
Trenerzy z Gonzagi od ponad 2 lat byli ze mną w stałym kontakcie, więc wiedziałem, że jestem dla nich ważnym rekrutem. Kiedy byłem tutaj na wizycie w kwietniu, poznałem wszystkich zawodników i cały sztab szkoleniowy i od razu wszystkich polubilem. Sam szkolny kampus też mi bardzo odpowiada, poniewaz nie jest wielki i wszystko jest blisko siebie.

Latem Fran Fraschilla z ESPN porównał Ciebie do Marca Gasola z Memphis Grizzlies - rewelacji tegorocznych rozgrywek NBA. To porównanie musi Tobie schlebiać. Zgadzasz się z nim?

P.K.:
Cieszę się, że pojawiają się takie opinie, aczkolowiek nie zmienia to nic w moim podejściu do treningów czy do meczów. Staram się dawać z siebie 110%, aby pomóc drużynie. Przede mną bardzo dużo pracy i to na tym najbardziej się teraz skupiam.

To jest ostatni rok w koszykówce akademickiej dla Twojego kolegi z drużyny niemieckiego Amerykanina Eliasa Harrisa, który jest Waszym najlepszym strzelcem i zbierającym. Czy jego gwiazda wkrótce rozbłyśnie w NBA?

P.K.:
Jest świetnym zawodnikiem, dlatego życzę mu, aby został wybrany w drafcie po tym sezonie. Poza parkietem też dogadujemy się bardzo dobrze, dlatego tym bardziej mam taką nadzieję!

W zespole grasz także z synem Johna Stocktona, który trafił do Galerii Sław NBA w 2009. Czy David ma papiery na to, aby stać się graczem pokroju swojego słynnego ojca?

P.K.:
Ciężko powiedzieć, niestety nie miałem okazji oglądać meczy Jazz ze Stocktonem w składzie w NBA na żywo. Jedyne co mi zostało to klipy na YouTubie. A z Davidem dogadujemy się świetnie - na wyjazdach mieszkam z nim w pokoju. Mam nadzieję, że jego potencjał rozwinie się w dobrym kierunku, bo on już teraz dużo widzi, wie gdzie najlepiej jest podać piłkę. Jest również świetny w przechwytach.

Masz za sobą już niemal dziesięć spotkań w barwach Bulldogów (9-0, 132 minut, 84 punkty, 34 zbiórki - przyp. TM). Powiedz więc jaka jest różnica pomiędzy koszykówką akademicką w USA, a grą w Europie?

P.K.:
Koszykówka jest szybsza, a zawodnicy grają bardziej siłowo. To są dwie główne róznice.

Wielka jest także różnica w kultowej otoczce z jaką spotyka się ten sport w USA. Niedawno Wasi fani rozbili na kampusie w Spokane miasteczko namiotowe (tzw. Tent City) w oczekiwaniu na Wasz mecz z West Virginia, który potem oglądał komplet 6 tysięcy widzów. Szaleństwo?

P.K.:
Dla mnie ten widok to zupełna nowość! W Polsce to jest nie do pomyślenia! Cieszę się bardzo, że nasi kibice nas tak wspierają!

Przed sobotnim meczem z Illinois znów na Gonzaga University powstaje Tent City!

Nie mogę nie zadać pytania o naukę. Co studiujesz i jak sobie radzisz?

P.K.: Nie wiem jeszcze dokładnie co będę robić w przyszłości, dlatego nie wybrałem jeszcze kierunku. Najprawdopodobniej jednak będzie to Sports Management czyli Zarządzanie Sportem.

Fani Bulldogów w Spokane. / foto: SWX
A jak jesteś traktowany na uczelni? Radzisz sobie z popularnością?

P.K.: Jestem rozpoznawany głównie dlatego, że jestem trochę wyższy od innych (śmiech) (214cm, 123kg - przyp. TM). Ale oprócz gry w koszykówkę jestem normalnym studentem. Muszę się uczyć jak każdy i nie staram się być jakąś gwiazdą.

Podczas jednego z meczów fani zaczęli wołać na Ciebie "Polish Hammer", ale ta ksywa jest już zajęta. Mówiło się też o "Polskim Jeleniu" czy "Polskim Kanonie". Jaki byłby Twój wybór?

P.K.: Ciężkie pytanie, nigdy bowiem nie miałem przezwiska, które przyległoby do mnie na dłużej. Zazwyczaj ludzie nazywają mnie "Przemek", "Przemas", "Przemo". A w USA najczęściej spotykam się z "Shem" albo "P.K."

19 pączków w 19. urodziny "PK". foto: Twitter
Ponoć koledzy z drużyny mówią też na Ciebie... Szrek. Czy to dlatego, że niedawno w swoje urodziny zjadłeś 19 pączków?

P.K.:
(Śmiech) To prawda, że 8 Listopada dostałem 19 pączków, ale nie zjadłem ich wszystkich! Były przepyszne, ale podzielilem się z chłopakami z drużyny, bo muszę o siebie dbać (śmiech). A tego dnia nie przeżyłem jakoś hucznie. Miałem trening i zajęcia. Koledzy składali mi życzenia i to chyba na tyle. Oczywiście nie obyło się bez długiej rozmowy na Skype z rodzicami i przyjaciółmi.

Skoro mowa o internetowych wynalazkach to masz już 1900 fanów na Twitterze. Za jego pośrednictwem komunikujesz się m.in. z Marcinem Gortatem i innymi Polakami w NCAA. Czy to sprawia, że nie czujesz się aż tak osamotniony?

P.K.:
Na Twitterze mam już 1900 followers z hakiem (śmiech). Tak jak każdy tęsknię ze domem, rodzicami i przyjaciółmi. Staram się sobie jakoś z tym radzić. Twitter, Skype, Facebook - wszystkie te rzeczy pomagają mi komunikować się z ludźmi w Polsce.

Przemysław Karnowski (z prawej) podczas
treningu z Marcinem Gortatem.
/Wojciech Figurski /Newspix.pl


Co sądzisz o sytuacji Gortata w Phoenix - powinien zostać i spokornieć czy domagać się głośno transferu?

P.K.: Uważam, że Marcin to bardzo dobry koszykarz i świetna osobowość. Sam poznalem go lepiej tego lata na kadrze. Oczywiście dopinguję go i chciałbym, żeby grał w takim zespole, gdzie będzie mógł wykorzystywać swoje umiejętności na 110%.

Wiemy jak spędzisz Sywestra - w Oklahomie grając przeciwko Oklahoma State Cowboys. A jak spędzisz święta? Wracasz do Polski?

P.K.: 
Nie mam jeszcze sprecyzowanych planów. Na razie skupiam się na treningach i najbliższych meczach. Głowę zaprząta mi też sesja egzaminacyjna w szkole.

A co z wolnym czasem? Zwiedzasz Spokane i stan Waszyngton?

P.K.:
Wolnego czasu nie mam za wiele. Zazwyczaj odpoczywam w łóżku, oglądam jakiś film, słucham polskiego hip hopu, albo zwyczajnie się uczę. Stanu Waszyngton nie miałem jeszcze okazji zwiedzić. Spokane natomiast jest dla mnie idealnym miastem średniego kalibru. Podobnie jak Toruń, w którym się wychowałem - też nie jest ani małe, ani duże.

Mecz z West Virginia Mountaneers.
foto: Twitter


Po tych pierwszych kilku miesiącach spędzonych w USA - powiedz czy warto było zostawić w tyle Polskę i grę w TBL, aby grać w drużynie, która zmiata z drogi wszystkich rywali i nie ma na razie godnego siebie rywala?

P.K.: W NCAA chciałem grać od zawsze, więc jest to spełnienie jednego z moich marzeń. Prawie nic w życiu nie przychodzi łatwo, więc staram się ciężko pracować, abym mógł wykorzystać swoją szansę i za kilka lat nie mieć sobie nic do zarzucenia.

A czy studia za oceanem nie będą kolidować z Twoją grą w dorosłej kadrze Polski, w której zadebiutowałeś w sierpniu?

P.K.: 
Jeszcze o tym nie myślałem. Wiem, że jeśli trener Ales Pipan mnie powoła to zrobię wszystko, aby móc trenować z kadrą w Polsce i pokazać, że mogę walczyć o miejsce w składzie. Potem wszystko zależeć będzie już tylko od trenera.

Boże Narodzenie to okres spełniania życzeń. Gdybyś mógł na gwiazdkę zadecydować o swojej przyszłości - w której drużynie NBA i o boku którego gracza chciałbyś występować?

P.K.: 
Uwielbiam grę Kevina Love'a i Carmelo Anthony'ego, ale uważam że najlepszym koszykarzem w lidze jest James. A ja chciałbym być w drużynie, w której miałbym możliwość rozwoju i grania.

Rozmawiał: Tomek Moczerniuk

Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.