SPORT, WYWIADY, POLONIA

MLS: Wymęczone zwycięstwo Red Bulls, kontuzja Henry’ego

W sobotnim meczu z New England Revolution kibice New York Red Bulls mieli okazję przekonać się jak wiele dla ich drużyny znaczą Rafa Marquez i Thierry Henry. Pierwszy pauzował dyscyplinarnie, drugi doznał kontuzji już w 24.min. Na szczęście zanim Francuz opuścił boisko zdążył strzelić zwycięską bramkę. Na szczęście, bo bez swojego generała nowojorczycy prezentowali się bardzo mizernie. 

Kluczowy moment meczu - Henry doznaje kontuzji.
Foto: Danny Blanik
Gospodarze, którzy w ubiegłym tygodniu doznali dotkliwej porażki w stolicy od początku meczu pałali żądzą odkupienia win i zepchnęli graczy Revolution do głębokiej defensywy. Już w pierwszych sekundach spotkania na listę strzelców mógł się wpisać Henry, ale jego strzał zdołał obronić Matt Reis. Potem bliski szczęścia był obrońca Connor Lade, którego strzał z 30 jardów poszybował tuż nad poprzeczką. W 7.min rozgrywający dobre spotkanie Lade kopnął piłkę z własnej połowy między linię obrony a bramkarza. Jako pierwszy doskoczył do niej Henry, który najpierw przepchnął Dariusa Barnesa, a potem sprytnym lobem pokonał zbyt daleko wysuniętego Reisa. Było to już 9. trafienie Francuza w tym sezonie.

Cooper walczy o piłkę. Foto: DB
Chwilę potem mogło być 2:0. Po centrze Henry’ego z rzutu rożnego Dax McCarty trafił w słupek, a sekundy później główka Marcusa Holgerssona przeszła milimetry obok słupka. Wydawało się, że następna bramka wisi w powietrzu, bo gospodarze grali szybko, ładnie dla oka i oddawali dużo strzałów na bramkę Revolution. Ale w 24.min stadion zamarł w bezruchu kiedy przez nikogo nie atakowany Henry padł na murawę i długo się nie podnosił. Po chwili z pomocą Kenny’ego Coopera i lekarza drużyny pokuśtykał w kierunku szatni. Nieco później spiker stadionowy przekazał wstępną diagnozę, która brzmiała dla Nowego Jorku jak wyrok - nadciągnięte ścięgno podkolanowe.

Nieopierzona drużyna Red Bulls dowiozła skromne
zwycięstwo do końca. Foto: DB
Na boisku za Henry’ego zameldował się Islandczyk Victor Palsson co sprawiło, że po murawie biegało w tym momencie aż 7 graczy, którzy dołączyli do drużyny Hansa Backe w obecnym sezonie. Szczególnie eksperymentalne - wobec kontuzji Wilema Conde i Stephena Keela - było ustawienie obrońców: Lade, Holgersson, Brandan Barklage i Tyler Ruthven, którzy w sumie rozegrali w MLS zaledwie 23 spotkania! I ta ekipa żółtodziobów pozbawiona swojego generała miała stawić czoło drużynie, która niecały miesiąc temu zaszokowała całą Amerykę wygrywając z Galaxy 3:1.

Jedną z bramek w Los Angeles wbił 25-letni Francuz Saer Sene, który również w sobotę napsuł nowojorczykom sporo krwi. Kilkakrotnie łatwo uwalniał się spod opieki obrońców i efektownie nimi kręcił, ale albo brakowało mu wykończenia, albo bez zarzutu spisywał się Ryan Meara. Między 20. a 38.min golkiper Red Bulls wygrał z ekscentrycznym napastnikiem dwa pojedynki sam-na-sam.

Prezes związku piłki nożnej w USA
Sunil Gulati obecny był na meczu
na Red Bull Arena. Foto: DB
Najlepszą okazję na wyrównanie goście zmarnowali w 72.min. Po wrzutce Shalrie Josepha tuż przed bramką Red Bulls znalazł się wprowadzony na boisko po przerwie Benny Feilhaber, ale jego strzał głową był zbyt anemiczny i Meara zdołał go obronić. Podobnie było ze strzałem Lee Nguyena już w doliczonym czasie gry. Golkiper gospodarzy był najlepszym graczem sobotniego meczu i zasłużenie zachował swoje czyste konto po raz pierwszy w karierze.

Na więcej prowadzonych przez najmłodszego coacha w lidze Jay Heapsa (35 lat) gości już nie było stać i nieopierzonej drużynie Red Bulls udało się dowieźć skromne zwycięstwo do końca. Styl w jakim to uczynili pozostawił jednak wiele do życzenia, bo od momentu opuszczenia placu gry przez Henry’ego postawili oni wyłącznie na obronę wyniku i ani razu nie zagrozili bramce gości. Ci również rozczarowali, bo nie wykorzystali olbrzymiej szansy na odniesienie drugiego wyjazdowego zwycięstwa w tym sezonie, które - przy tak ogromnym osłabieniu kadrowym gospodarzy - było na wyciągnięcie ręki.

Mimo wymęczonego zwycięstwa i awansu na drugie miejsce w tabeli po ostatnim gwizdku sędziego 18152 kibiców i cały sztab szkoleniowy zastanawiali się jak długo przyjdzie Nowemu Jorkowi grać bez swojego dyrygenta. Wygląda na to, że będzie on pauzować przez 4-6 tygodni, co oznacza, że okres ten dla przetrzebionej kontuzjami drużyny Hansa Backe będzie niesamowicie trudny.

Relacja: Tomek Moczerniuk
Foto: Danny Blanik

Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.