SPORT, WYWIADY, POLONIA

MLS: Koniec passy Red Bulls, “Wondo Boy” lepszy niż Henry

Dax McCarty cieszy się z
pierwszego trafienia w tym sezonie. 
W spotkaniu dwóch czołowych drużyn MLS padł sprawiedliwy remis. Wszystkie gole padły w pierwszej odsłonie, w której Red Bulls dwukrotnie wychodzili na prowadzenie, ale goście za każdym razem ich doganiali. Thierry Henry tym razem wypadł blado, szczególnie w porównaniu z Chrisem “Wondo Boy” Wondolowskim, który zaliczył gola i asystę. 

Kibice, którzy w sile 17114 stawili się na Red Bull Arena, ostrzyli sobie zęby na ten pojedynek z kilku powodów. Obie ekipy spisują się w tym sezonie świetnie i przystępowały do spotkania z pozycji wiceliderów swoich Konferencji. W obu zespołach występują też najlepsi snajperzy MLS, dlatego zarówno Red Bulls jak i San Jose miały apetyty na odniesienie czwartej wiktorii z rzędu.

Wondo Boy zagrał dużo lepiej niż Thierry Henry
Gospodarze wyszli na prowadzenie już w 5. min. Z autu piłkę w kierunku Daxa McCarty wrzucał Roy Miller. Rudowłosy pomocnik Red Bulls został popchnięty przez obrońcę, ale sędzia zastosował przywilej korzyści, bo piłkę przejął Thierry Henry. Francuz natychmiast puścił w uliczkę Kenny’ego Coopera, który z zimną krwią wykorzystał sytuację sam na sam z Jonem Bushem. Dla Coopera, o którym mówi się, że zasłużył na powrót kadry USA, był to już 7. gol w sezonie.

Goście, którzy grali ładną dla oka, kombinacyjną piłkę wyrównali w 15.min. Świetną, trójkową akcję przeprowadzili Rafael Baca, Wondolowski i Khari Stephenson. Wondo podaniem za plecy obrońców uruchomił Stephensona, a ten - mimo iż mógł strzelać - odegrał piłkę na drugą stronę do Bacy. Wszędobylski Meksykanin, który wcześniej zainicjował tą akcję odbierając piłkę w środku pola Janowi Gunnarowi Solliemu, pewnym strzałem pokonał Ryana Mearę.

Szkoda, że Chris nie zagra w Polskiej kadrze.
W obecnej formie bardzo by się nam przydał. 
8 minut później wreszcie z dobrej strony pokazał się Dane Richards. Jamajczyk w swoim stylu przedarł się prawym skrzydłem i dorzucił piłkę w pole karne. Tam musnął ją Cooper, a stojący za nim McCarty ładnym strzałem z półwoleja odzyskał prowadzenie dla gospodarzy.

Goście nie pozostawali dłużni i w 35.min przeprowadzili kolejną efektowną akcję. Steven Beitashur dośrodkował w głąb pola karnego, Shea Salinas odegrał z pierwszej piłki do Wondolowskiego, a ten ładnym szczupakiem trafił do siatki. Dla “Wondo Boy’a”, który jeszcze dwa lata temu był przymierzany do gry w reprezentacji Polski, również był to 7. gol w tym roku.

Wymiana ciosów trwała i w 38.min Red Bulls mieli szansę na trzeciego gola, ale strzał Coopera trafił po rykoszecie w spojenie słupka z poprzeczką. W 42.min gospodarzom dopisało sporo szczęścia, bo sędzia nie zauważył brzydkiego faulu Rafy Marqueza na Salinasie. Meksykanin najpierw bezpardonowo powalił go w polu karnym, a potem upadając wymierzył mu cios nogą. Gwizdek Ricardo Salazara milczał jak zaklęty, a były gracz Union zszedł do szatni ze złamanym obojczykiem. Sekundy później na noszach zniesiony został kolejny gracz gości Victor Bernardez, który w tej samej akcji (sic!) doznał kontuzji wiązadła w kolanie przy powietrznym starciu z Mearą.

Po tak obfitującej w emocje pierwszej połowie druga zdecydowanie rozczarowała. Sytuacji bramkowych było jak na lekarstwo i tym razem nawet Henry - który zagrał naprawdę słabo - nie był w stanie przechylić szali zwycięstwa na korzyść podopiecznych Hansa Backe. Bramkowa passa Francuza zatrzymała się na trzech meczach z rzędu, dzięki czemu w klasyfikacji strzelców dogonili go Cooper i Wondolowski. Red Bulls - których ten remis z pewnością nie zadowolił - kontynuują za to passę meczów bez porażki. Za tydzień na RFK Stadium w Waszyngtonie spotkają się z DC United, którzy również nie przegrali od czterech spotkań.

relacja: Tomek Moczerniuk
foto: Danny Blanik

Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.