SPORT, WYWIADY, POLONIA

MLS: Festiwal bramek na Red Bulls Arena - trzy gole Henry’ego

Król Thierry Henry nie zwalnia tempa. Po dwóch golach i asyście zaaplikowanych Colorado Rapids w ubiegłym tygodniu Francuz zaliczył hat-tricka i asystę w sobotnim meczu przeciwko Montreal Impact. Nie było to piękne widowisko, bo nowojorczykom szczególnie w pierwszej części szło jak po grudzie, ale kibiców cieszą się z kolejnej wysokiej wygranej i faktu, że Henry w obecnej formie jest po prostu nie do powstrzymania.

Początek spotkania w niczym nie przypominał meczu sprzed tygodnia, kiedy to po 6. minutach gospodarze prowadzili 2:0. Tym razem gra im się zupełnie nie kleiła, a więcej z gry miał beniaminek z Montrealu, w którego szeregach grał m.in. były gracz Lazio, Valencii czy Manchesteru City i 13-krotny reprezentant Italii Bernardo Corradi. Przewaga gości zaowocowała golem już w 18. minucie. Akcję zainicjował jedyny w wyjściowej jedenastce Impact Kanadyjczyk (na dodatek urodzony w Quebec) Patrice Bernier. Wrzucił piłkę w okolice pola karnego, gdzie próbował wybić ją Dane Richards, ale zrobił to tak niefortunnie, że posłał ją w stronę własnej bramki między nogami szwedzkiego stopera Red Bulls Marcusa Holgerssona. Z prezentu skorzystał bardzo aktywny w pierwszej połowie reprezentant Gambii Sanna Nyasi, który nie dał szans Ryanowi Mearze. Była to pierwsza w historii klubu bramka zdobyta na wyjeździe w MLS.

Gospodarze wyrównali po 10. minutach. Piłkę w pole karne z prawej flanki miękko wrzucił Rafa Marquez wprost na głowę Thierry’ego Henry, który - z pomocą bramkarza gości, który powinien ten strzał sparować - trafił do siatki. Goście nie dawali za wygraną i w 38.min po raz drugi objęli prowadzenie. Piłkę środkiem pola podprowadził Brazylijczyk Felipe Martins i podał ją na lewo do Justina Mappa, który zszedł do środka i przy biernej postawie obrońców pokonał Mearę strzałem w krótki róg.

Kiedy wydawało się, że taki wynik utrzyma się do końca pierwszej połowy Joel Lindpere podał do Henry’ego, ten wypuścił w uliczkę Dax’a McCarty, który padł jak rażony piorunem po starciu z innym byłym graczem kadry Włoch Matteo Ferrarim w polu karnym. Sędzia - mimo protestów graczy z Montrealu - pokazał na “wapno”, a skutecznym egzekutorem okazał się Kenny Cooper, dla którego był to już czwarty gol w sezonie.

Po zmianie stron na boisku zameldował się były piłkarz m.in. Auxerre i Tottenhamu Fin Teemu Tainio, który zastąpił kontuzjowanego Marqueza i gra gospodarzy w środku pola w końcu zaczęła funkcjonować lepiej. W 57.min zbyt słabe podanie młodziutkiego Zareka Valentina przechwycił McCarty, który pobiegł z piłką kilka metrów i podał do stojącego w okolicy “16” Henry’ego. Ten z gracją wycofał sobie piłkę poza pole karne i obracając się posłał piłkę do siatki obok wyciągniętego jak struna reprezentanta Jamajki Donovana Rickettsa.

Ładny gol, ale kwadrans później Henry popisał się jeszcze piękniejszą asystą. Prawą stroną przedarł się Jan Gunnar Solli, ograł Josha Gardnera i wycofał na piąty metr, gdzie kapitan Red Bulls cudowną piętką przedłużył podanie w kierunku stojącego tuż przed bramką Mehdi Ballouchy’ego. Wprowadzony 3.min wcześniej na boisko Marokańczyk dostawił tylko nogę i zrobiło się 4:2.

Na minutę przed końcem Henry skompletował hat-tricka. Francuz otrzymał podanie od Tainio na lewej stronie, podciągnął kilka metrów i wyłożył piłkę Cooperowi, który uderzył natychmiast na bramkę. Ricketts po raz kolejny się nie popisał odbijając piłkę przed siebie, wprost pod nogi nadbiegającego Henry’ego, który najpierw ze stoickim spokojem przerzucił golkipera gości, a potem pobiegł w stronę wiwatujących na jego cześć sympatyków.

Podopieczni Hansa Backe odnieśli zasłużone, choć nieco za wysokie zwycięstwo, które wywindowało ich na pozycję wiceliderów konferencji Wschodniej. Jedyne co może martwić nowojorczyków to styl gry w pierwszej połowie spotkania, do czego zgodnie odnieśli się w wywiadach po meczu zarówno trener nowojorczyków jak i ich najlepszy gracz. Kibiców Red Bulls musi jednak cieszyć wybitna forma Henry’ego, który dla upamiętnienia pierwszego w karierze hat-tricka w barwach Red Bulls zatrzymał sobie na pamiątkę piłkę meczową.

Red Bulls - Montreal Impact 5:2 (2:2)
0:1 - Nyassi (18), 1:1 - Henry (28), 1:2 - Mapp (38), 2:2 - Cooper (45, k), 3:2 - Henry (57), 4:2 - Bellouchy (72), 5:2 - Henry (89)

Widzów: 13415

tekst: Tomek Moczerniuk
zdjęcia: Julian Gaviria (juliangaviria.net)

Red Bulls - San Jose już 14 kwietnia!

Następny mecz u siebie Red Bulls rozegrają 14 kwietnia o 19:00. Do Harrison zawita ekipa San Jose Earthquakes, w której składzie występuje przymierzany kiedyś do gry w kadrze Polski Chris Wondolowski. “Wondo boy” również zaczął sezon z wysokiego “C”, bo zdobył 4 z 5 strzelonych dotychczas bramek dla ekipy z Kalifornii, która ma na koncie 3 wygrane i porażkę. Kup bilety tutaj!

Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.