SPORT, WYWIADY, POLONIA

Antkowy słowniczek - 2 lata i niemal 2 miechy

Już dawno nosiłem się z zamiarem, żeby spisać Antkowe słowa, które obecnie wypowiada z mniejszym lub większym zapałem i trudnościami. Przez dłuższy okres czasu ograniczał się do pokazywania, ciągnął nas za rękę i wskazywał palcem a my - metodą dedukcji - dochodziliśmy do tego, co nasz synuś sobie teraz zażyczył. A on pomagał nam wypowiadając dwa słowa, których sztukę mówienia opanował w miarę wcześnie. "TAKKKKKK" (specjalny, wydłużony akcent na ostatnią spółgłoskę) oraz "NIE" (tu akurat samogłoska jest każdorazowo wydłużana, co sprawia, że brzmi to niemal jak rosyjskie "nyet").

Poniżej przedstawiam słowa, którymi na dzień dzisiejszy operuje Antoś w stopniu zadawalającym. Dla porównania poniższy filmik (ok. 1'41") pokazuje pełny wachlarz słów, które Antoś był w stanie wypowiedzieć w Idusi 5-te urodziny, 25 Listopada 2010r.:



Poza tym jednym z pierwszych wyrazów, które Antoś zaczął używać i namiętnie używa do dziś jest: TATAN. Nie jest to bynajmniej żadna pochodna słowa TATA, bądź indiańskiego TATANKA (co - jak wszem i wobec dzięki Tańczącemu z Wilkami wiadomo - oznacza "bizona"). Co oznacza więc ten tajemniczy dwusylabowiec? Ano ni mniej ni więcej tylko... SAMOLOT. Nie mam pojęcia skąd to się wzięło, ale Antka od zawsze fascynowały odrzutowce, więc jedną z jego ulubionych pierwszych zabaw było wyszukiwanie samolotów na caluteńkim niebie po uprzednim wskoczeniu mi na ręce. Kiedy takowy został wypatrzony ja darłem się w niebogłosy: "Panie pilocie, dziura w samolocie... itp" a Antoś wtórował mi krzycząc: "Tataaaaaaaaaaaaan! Taaaaaaaaataaaaaaaaaan!" I tak już zostało. Nie zapomnę nigdy jego autentycznej radości (jest bardzo kochany, kiedy okazuje to uczucie, bo śmieje się jego cała buzia i wydać jak bardzo jest szczęśliwy), kiedy lecieliśmy z całą rodziną do Nashville, TN pod koniec 2010 roku (wyjazd ten wiązał się z rozmową kwalifikacyjną o pracę dla Ali w klinice w Glasgow, Kentucky). Po tym jak znaleźliśmy się na pokładzie samolotu rejsowego Antoś zaczął podskakiwać i krzyczeć: "Ja, Tatan! Ja, Tatan!" - co rzecz jasna oznaczało "Lecę samolotem, lecę samolotem!" I tak przez kilka dobrych minut. Jeszcze do teraz samoloty to jego ulubione zabawki (oprócz: JIJAKA - czyli ZigZaka McQueen - i MANI - czyli Mańka - bohaterów pixarowskiego filmu AUTKA, za którym młody przepada) i spoglądając na niemal każdy przelatujący samolot wzdycha: "Tatan... Ja..." Oczywiście oznacza to, że chciałby wzbić się w przestworza i polecieć gdzieś już po raz 16. Tak, tak, niezły z niego podróżnik:
1-2. Maj 2009: (miał zaledwie 2 i pół miesiąca) Newark - Tampa Bay, FL, wakacje
3-4-5. Styczeń 2010: Newark - Puerto Plata, DR, wakacje. Powrót, nieco z komplikacjami, bo działo się to dwa dni po trzęsieniu ziemi w Haiti (które miało miejsce zaledwie 234km od Cabarete, gdzie odpoczywaliśmy) a na dodatek w dniu wylotu, w wyniku innego działania aktu natury, spłonęło skrzydło lotniska Puerto Plata, więc dzięki mojej niezłomności i znajomości hiszpańskiego załapaliśmy się na ostatni lot do Miami a stamtąd do Newarku.
6-7. Sierpień 2010: Newark - Berlin. Pierwszy lot transatlantycki, jechaliśmy w odwiedziny do rodziców, którzy niecały miesiąc wcześniej zjechali do Polski po 16-latach dorabiania się w USA oraz na wesele Michała Szczepaniaka.
8-9-10-11: Październik 2010: Newark - Charlotte - Nashville: wspomniany już wyjazd do Kentucky.
12-13-14-15: Marzec 2011: Newark -Miami - Freeport, Bahamas. Czyli niedawne wakacje pod palmami na plaży Fortuna.

Fajne to jego hobby. Też bym tak chciał ;-)

Ale miało być o słowach. Więc kolejne słowa, które zaczął wypowiadać w miarę wcześnie to:

- PŁA-PŁA (oznacza to zarówno koparkę jak i spychacz, jak i dźwig oraz pozostały ciężki sprzęt budowlany, nie mam pojęcia skąd to się wzięło, ale tak było jest i ciekawe jak długo pozostanie)

- TJA-TJA (traktor)

- TATA, TATI, TATU, DADI, PAPI (to oczywiście wariacje słowa oznaczające najważniejszą postać w jego życiu ;-)

- MAMO, MAMI (tu z kolei już nie ma tak wielu alternatyw, bo... mamę widzi dużo rzadziej ;-)

- DJADJA, DJADJU (dziadek)

- BABA, BABU (babcia)

- BEJBI (małe dziecko)

- JA (tak najczęściej określa siebie. Próbuje mówić Antoś, ale nie bardzo mu to wychodzi. Myślę, że może się to też wiązać z tym, że w przedszkolu wołają na niego "ANTONI" (en-tony) co może go nieco konfundować)

- IDA (miał z tym słowem trochę problemów, ale jak zaskoczył to wypowiada je wspaniale! Brzmi to niejako like this: iiiiiiiiiii-Daaaaaaaaaaaaa)

- BOB (bohater ulubionej kreskówki "Bob the Builder")

- ŁÓJT (Wójt - kolejny bohater z filmiku "Autka")

- ŁAŁ (czyli z am. WOW - oznacza w języku Antosia DUŻY)

- TI-TIT (autobus)

- TATE (statek)

- BLU (czyli niebieski), zaczął mówić i odróżniać jakieś dwa tygodnie temu, natomiast od niedzieli już całkiem ładnie wychodzi mi JEJOŁ (czyli żółty), ale jeszcze ma lekki problem z dokładnym wskazaniem tego koloru

- BOL (piłka - znowu łatwiej po angielsku)

- DOŁ (gol, taki piłkarski - koniecznie z rękaki wysoko uniesionymi w górę, albo MECZ)

- TAP-TAP (kąpiel, kąpać się, pozostałość po Idusi)

- OPA (weź mnie na ręce - co ciekawe Idka też używała podobnego wyrazu: APKA)

- niedawno zaczął mówić też "PIĆ", "PIĆCIA" (pizza) oraz "ŁÓDA" (czyli woda)

Mniej wyartykuowane, aczkolwiek doskonale rozumiane stwierdzenia:

- ZJIIIIIIIII (zimno)

- AM-AM (jedzenie)

- PA - PA albo BAJ-BAJ (pożegnanie)

- CHRRRRRRRRR (to słowo oznacza zarówno naszą świnkę morską, którą Idusia - zupełnie nie wiedzieć czemu - nazwała Dajmont, jak i "spać")

- od dłuższego czasu staram się zwrócić jego uwagę na warunki atmosferyczne, w końcu wczoraj wychodząc od Ali ze szpitala (nocka) wskazał na niebo i powiedział: "PADA DEŚ". Kiedy rozemocjonowany (jak zwykle z każdym nowym słowem) poprosiłem go o powtórzenie wypalił "PADA PAD". Tak to jest z jego powtórzeniami, czasem uda mu się fajnie zaskoczyć, a czasem zajmie mu to kilka prób, zanim zacznie automatyzować wypowiedzi.

- dziś rano wskazał na zdjęcie w jednej z książek z ciężarówkami, które zostało wykonane w zimowej scenerii i powiedział: "NIEK" czyli ŚNIEG

- wczoraj też babcia Marysia, która jest Aniołem i codziennie odbiera go z przedszkola, powiedziała, że Antoś lata po przedszkolu i woła za panią właścicielką: "DŻENI, CHOĆ!" To drugie słowo nie sprawiało mu ono żadnych kłopotów i wypowiada je już od dłuższego czasu. (zabawnie przy tym wyciąga rękę i zachęcająco gestykuluje), ale imię pochodzącej z Hondurasu pani Jenny Gomez nauczył się wypowiadać niedawno. W przedszkolu mówi się głownie po hiszpańsko-angielsku (choć uczęszcza tam kilkoro polskich dzieci), dlatego też Antosiowi łatwiej jest przyswoić takie słowa jak: "ŁEJT" czyli "poczekaj" (co obligatoryjnie idzie w parze z przekomicznie poważną buzią i wymownym gestem palca wskazującego w górze) czy "ŁAN" - kiedy chce pobawić się z Idą w berka. To ostanie słowo jest też używane podczas liczenia, bo nasz synuś potrafi już zliczyć do dwóch (znowu, łatwiej jest powiedzieć ŁAN, TU niż JEDEN, DWA). Próbuje liczyć dalej, ale wychodzi mu to w ten sposób: ŁAN, TU, ŁAN, TU czyli po pierwszej dwójce kolejne rzeczy zliczane są niejako od nowa. Co też oczywiście jest super śmieszne.

Od dawna umie też powiedzieć "DAJ" oraz "MI". Ale kiedy próbuję zachęcić go do złączenia tych dwóch wyrazów próbuje, ale nie daje rady.

Nie ma też problemów z imionami jak MAJA (ulubiona kuzynka), EMMA (najmniej ulubiona kuzynka), JAJE (mój brajdak). Na Izabelkę wołał albo EMA albo ITA. Ładnie też mówi już CIOCIA.

c.d.n.

Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.