SPORT, WYWIADY, POLONIA

Kibice zacierają ręce

Za nami kolejny, bogaty w sportowe wydarzenia weekend. Najważniejszym z nich było zakończenie tak udanych dla nas MŚ w Berlinie. 8 medali to jak zakończony powodzeniem napad na bank. Z bronią w ręku. Naszą bronią była silna (w dosłownym tego słowa znaczeniu, bo przecież połowę medali zdobywali młociarze, dyskobol i kulomiot), skoczna (2 razy tyczka i raz wzwyż) i zbalansowana płciowo ekipa (po cztery krążki dla kobiet i facetów). Na bohaterkę mistrzostw wyrosła Anita Włodarczyk, która sprawiła jedną niespodziankę koloru złotego, a drugą bijąc rekord świata - jako jedyna kobieta podczas berlińskich mistrzostw.

Czapki z głów przed Anitą i resztą. Cieszmy się medalami, cieszmy czwartymi i piątymi lokatami, bo otarcie o miejsce medalowe to też olbrzymi powód do dumy. Niech więc ten piękny sen trwa, niech nikt nas nie budzi, radujmy się tym irracjonalnym wynikiem jak najdłużej. Bo jak inaczej można nazwać wykonanie 200% normy? Medale Chudzik i Bednarka zaskoczyły i chyba nawet przestraszyły co niektórych. Na pewno świadczy to o tym, że w Polsce nie brakuje talentów, problemy jak zwykle zaczynają się u działaczy zarówno klubowych jak i związkowych. Zastanawiam się co będzie teraz w Polsce po powrocie? Czy ten niewątpliwy sukces (przypadkowy?) zmobilizuje sportowców do jeszcze cięższej pracy? Czy też w/w działacze popadną w samouwielbienie, bo przecież nie może być źle, skoro jest tak dobrze. I to jest cały paradoks i bolączka polskiego sportu. Nie możemy stracić tego potencjału! Niech sukcesy zapoczątkują nową piękną erę "wunderteamu" (jak to określił Majewski), niech staną się bodźcem do cięższej pracy, bo widać, że warto, że może się udać.

Weekend był też w miarę udany dla największych idoli polskich kibiców. Kubica wyjeździł jedno oczko w Walencji, a Małysz wskoczył na najniższy stopień podium podczas sobotniego konkursu letniego Grand Prix w Zakopanem. Obaj panowie - być może właśnie zdopingowani triumfami Polaków w Berlinie - znowu pokazali, że potrafią, że można, że w dalszym ciągu są wspaniałymi fachowcami. A jeśli dorzucić do tego triumf siatkarzy w silnie obsadzonym memoriale Wagnera to naprawdę polski kibic nie miał ostatnio powodów do narzekań. Nawet ćwierćfinałowa porażka Radwańskiej z Szarapową nie powinna nikomu popsuć humoru, bo tego należało się spodziewać (zaczynam wątpić, czy chimeryczna Isia kiedykolwiek jeszcze będzie w stanie grać na finałowym lub choćby nawet półfinałowym poziomie). Chyba, że się jest kibicem Lecha albo Legii, bo wtedy nic tylko siąść i płakać. "Smuda zuruck! Urban fuera!" - takie są czcze życzenia sympatyków obu klubów, które już na starcie mają spore straty punktowe do Wisły. ich porażki z Cracovią i Odrą były największymi sensacjami tej arcydziwnej 4 kolejki Ekstraklasy. Siedem razy po 1:0, tylko 9 bramek, porażki Polonii i Bełchatowa u siebie - doprawdy konia z rzędem temu, kto w ten weekend trafił cokolwiek w piłkarskiego totka.

Przed nami kolejne ważne wydarzenia: najpierw rewanż Lecha w Pucharze Europy, potem batalię o europejski prymat rozpoczną siatkarze i koszykarze a na deser dostaniemy mecze z gatunku "to be or not to be" reprezentacji w piłce kopanej. Możemy zacierać ręce, bo będzie komu kibicować i to w grze o najwyższe cele. Tylko którą drogą pójdą sportowcy? Czy będą tak głodni sukcesów jak odradzający się lekkoatletyczny wunderteam, solidni jak Małysz, chimeryczni jak Radwańska czy nieprzewidywalni jak nasza Ekstraklasa?

Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.