SPORT, WYWIADY, POLONIA

Antoś, Adamek, francuski i kółko muzyczne...

czyli u Moczerniuków jak zwykle się dzieje!

Antoni Tomasz Moczerniuk właśnie skończył dokładnie 15 dni (jest 11:50 kiedy to piszę). Jest kochaniutki i coraz bardziej "kumaty". Wszyscy są nim zachwyceni.

Dalej je, śpi i brudzi pieluchy, ale robi to z większymi odstępami i z większym animuszem. Kiedy jest głodny to pierwsze łyki idą prosto do żołądka, omijając gardło i przełyk. Kiedy ma mokro będzie się darł w niebogłosy. A kiedy jest mu mokro i jest głodny? Drżyjcie niebiosa!

Spędziłem z nim całkiem sporą porcję weekendu oraz poniedziałku, bo wczoraj znowu sypnęło śniegiem i mieliśmy wolne w robocie. Lubię z nim "obcować", lubię mu śpiewać piosenki (z których najczęstsze w wykonaniu utwory to oczywiście: "Heja Kolejorz" oraz "Polska, Biało-czerwoni"), lubię mu opowiadać o różnych drobnostkach, lubię go karmić, przewijać, przytulać, wąchać (ma taki zajebisty zapach maluszka) - czyli właściwie "everything about him". Zresztą podobnie jest z Alą, teściową czy Idusią. Everybody loves Antoś!

Ubiegły tydzień przyniósł kilka całkiem ciekawych wydarzeń, więc w telegraficznym skrócie:

Środa:

- rozmawiałem z Tomkiem Adamkiem przez telefon. Całkiem spoko kolo, choć musiałem się trochę natrudzić, aby wywiad miał ręce i nogi. Może dlatego, że pytania były trochę nietypowe, no i było ich całkiem sporo. Wyszło całkiem nieźle, do chwili obecnej przeczytało go ponad 500 osób: http://www.igol.pl/article,8744.html

- napisałem relację z meczu Ligi Mistrzów Real - Liverpool dla iGola, gdzie od miesiąca jestem już redaktorem (awans poparty premią w wysokości 75zł ;-). Nadal bardzo mnie bawi pisanie o futbolu, więc piszę kiedy mam choć trochę czasu. Nabieram coraz większej wprawy, napisanie np. relacji z meczu przychodzi mi teraz bardzo łatwo. Wraz z Arkiem Przybyłkiewiczem stworzyliśmy dział publicystyczny "Futbol jest Wielki!" Arka już nie ma w iGolu (pisze dla innego portalu futbolowego), ale doszli do mnie Sławek Kruczek i Mateusz Łukaszyk. To młodzi chłopcy (nie wiem czy mają ze 20 wiosen), ale piszą całkiem nieźle i przede wszystkim kochają futbol. Bez tego nie można być dobrym. Coraz częściej myślę o książce o tematyce sportowej. Nie wiem czy cokolwiek wypali z biografią Rejsika, ale myślałem też o historii pojedynków Real - Barcelona. Takiej wypasionej, ze zdjęciami itp. Nie wiem za bardzo jak się do tego zabrać - tzn, materiały już zbieram, ale chyba trzebaby było skontaktować się z jakimś wydawnictwem i przynajmniej obczaić czy byliby zainteresowani taką pozycją. Wracając do relacji z meczu Real - Liv (pechowa porażka, która mnie bardzo zabolała, bo przecież moje serce należy do Realu) można przeczytać tutaj.

Czwartek:

"Kolejorz" odpada z PUEFA.
Kikut popełnia błąd, ale tak naprawdę to i przy 1:1 to Udinese uzyskałoby awans. Szkoda, bo Lech naprawdę rządził i dzielił w pierwszych 45min. Druga połowa to niestety kopanina. Konsekwencją tego był kolejny gol kuriozum (Smuda mówił, że wbity ręką). Strata gola nie podziałała na lechitów mobilizująco. Uszło z nich powietrze. Nie było jakiejś ułańskiej szarży. Kiks Kikuta tylko ich pogrążył. Szkoda, ale i tak wielkie dzięki za niezapomniane emocje!

Meet the grandparents
Antoś w końcu poznał dziadków "po mieczu"! Spodobali się sobie z wzajemnością. Wszyscy oczywiście byli mega wzruszeni. Najdumniejszy był dziadek Sławek (pierwszy wnuk o nazwisku Moczerniuk!), który ponoć nie chciał oddać chłopca w inne ręce. Piszę "ponoć", bo niestety nie byłem przy tym. Powód poniżej.

Parlez vous francais?
Od czwartku zacząłem uczęszczać na lekcje francuskiego w wieczorowej szkole dokształcającej przy Clifton High School. Reasumując pierwsze zajęcia było całkiem nieźle. Zdałem sobie sprawę, że po tej stronie klasy nie siedziałem od 8 lat! Jest nas ok 12 osób, z czego - co ciekawe - zaledwie 3 czy 4 osoby to typowi Amerykanie (czyli tacy, dla których angielski jest jedynym językiem, którym posługują się w domu). Nauczycielka, la madame Bouncir, jest bardzo energiczna i twierdzi, że po 10 tygodniach będziemy w stanie podtrzymać konwersację. I o to mi chodzi, bo mam dosyć czucia się jak neptyk w Montrealu czy Paryżu. Bonne chance! C'est tres bien!

Piątek
Adamek, Adamek!
Udało mi się otrzymać wejściówki prasowe (na legitymację z iGol.pl), więc wziąłem ze sobą teścia i mojego brata Jarka. Było zajebiście - akredytacje pozwalają na swobodne przemieszczanie się po arenie, z czego skwapliwie korzystaliśmy. Nawet Jarek - któremu z reguły bardzo ciężko zaimponować - był zadowolony. Mówił, że to całe doświadczenie sprawiło, że zmniejszył się jego dystans do celebrytów, że jest teraz przekonany, że oni są tak samo zwykłymi ludźmi jak i my.

Sama walka nie ekscytowała go aż tak bardzo (bo w sumie przez 7 rund niewiele się działo). Więcej emocji okazywał między rundami, kiedy na ring wchodziły skąpo odziane panienki trzymające znaki z numerami rundy. Jednak chyba najbardziej podobało mu się na konferencji prasowej, która była tak samo bezbarwna i krótka jak sama walka. Adamkowi zadano zaledwie cztery pytania, na które odpowiadał za pomocą dziwnie wyglądającego tłumacza. Wszystkie z pytań pochodziło od bokserskich pismaków z USA. Nasi żurnaliści nie zadali ani jednego, ale to chyba dlatego, że przewagę stanowili reporterzy z TV. Był tam bowiem zarówno i "n-TV" jak i PolSat (w imieniu Davida Topolskiego, który też był na walce i śledził jej przebieg z wypasionej loży chyba należącej do Ironmen, zaprosiłem Matiego Borka na piwo, ale ten - niesamowicie opalony jak na tę porę roku - wykręcił się mówiąc, że "później chętnie, ale teraz pracuje".) Więc po pstryknięciu pamiątkowych fotek z Cunninghamem i innymi bokserami poszliśmy na piwo sami. Topolszczak też do nas nie dołączył, bo wyładował się telefon, więc nie można go było zlokalizować. Wróciliśmy do domu o 2 nad ranem.

A teściu Józek? Był wyżej niż w siódmym niebie! Wkręciłem go jako fotoreportera, więc dopóki się nie okazało, że nie będzie musiał siedzieć na platformie z innymi mordochwytami czuł się trochę nieswojo. Ale potem odzyskał typowy jego osobie wigor i nawet najmniejszy obiektyw ze wszystkich profesjonalistów mu nie przeszkadzał. Bawił się świetnie, popstrykał fotki nawet spod samego ringu i pewnie będzie o tym wspominać na długie, długie lata. Bardzo mi się to w nim podoba - potrafi cieszyć się życiem i niespodziankami jak nikt inny. Dlatego tak bardzo lubię mu je sprawiać.

O samej walce Adamka napiszę osobno. Wkrótce będzie też można przeczytać fotoreportaż z zawodów w PLUSie.

Sobota
Kółko muzyczne, czyli Arka Noego
Ciężko było wstać, oj ciężko. Na walce spotkałem kilku(nastu?) znajomych, z których prawie każdy chciał się czegoś napić na zdrowie Antosia. Chciałbym tu zaznaczyć, że jedynym, który nie zapomniał o mamie był kuzyn Jarek Myśliwiec! Z nim piłem więc dwukrotnie ;-) Nic dziwnego więc, że głowa była nieco ociężała a i reakcje spowolnione. Ale trzeba było szybko dojść do siebie, bo o 13:00 odbyło się kolejne (trzecie już) spotkanie kółka muzycznego przy szkole nr.13 w Clifton.

Pomysł na takowe zrodził się podczas tournee Arki Noego po USA i pobytu Wojtka, Kornelii i Anielki u nas. Chciałem po prostu skrzyknąć kilkoro dzieci i sobie z nimi pośpiewać na chwałę Panu. Utwory AN przecież są właśnie do tego stworzone, Wojtek (manager zespołu) nie robił żadnych przeszkód, więc wystarczyło tylko uzyskać zgodę dyrekcji szkoły Polskiej w Clifton. Takową otrzymałem na początku tego roku i wraz z ex-dyrektorką Beatą Bajer rozpoczęliśmy formowanie grupy. Ona - jako pedagog w tej szkole - rozesłała info o całej inicjatywie, a ja zająłem się produkcją płyty zawierającej największe hity AN oraz drukiem śpiewników. Miesiąc temu okazało się, że odzew jest jak najbardziej pozytywny i jeszcze przed pierwszymi zajęciami do kółka zapisało się 15 dzieci! Umówiliśmy się, że będziemy spotykać się w każdą sobotę, zaraz po zajęciach lekcyjnych.

Pierwsze spotkanie nastąpiło dzień przed narodzinami Antosia, ale... mnie na nim zabrakło. Była to ta sobota z fałszywym alarmem. W drodze do szpitala podrzuciłem tylko płyty oraz śpiewniki i tyle mnie widziano. Dowiedziałem się później od Beaty, że wszystko poszło dobrze, że pojawiło się 10 dzieci i że wałkowali głównie "Taki duży, taki mały".

Tydzień później już nie było mowy o mojej absencji. Dla dodania otuchy wziąłem ze sobą Idkę, która obiecała, że też będzie śpiewać (kilka piosenek faktycznie zna na pamięć). Ale w praktyce "spękała" i przez pierwsze ileśtam minut nie schodziła mi z kolan. Potem rysowała na tablicy, wycinała coś sobie nożyczkami - wspólne śpiewanie nie bardzo ją rajcowało. Może dlatego, że pozostałe dzieci (znowu dziesiątka) były nieco starsze (od 7-12 lat)? Śpiewanie wyszło w sumie ok, raz lepiej, raz gorzej. Widać, że są tam dzieci z predyspozycjami, ale są też i takie, które trzeba będzie jakoś bardziej mobilizować. Śpiewaliśmy głównie "Taki duży", "A gu gu", "Siejeje" oraz "Dobre, dobre, bardzo dobre". Refreny są w większym stopniu opanowane, gorzej ze zwrotkami, więc jako zadanie domowe mają nauczyć się na pamięć jednej z w/w piosenek.

Podobnie było i tym razem. Dołączył do nas jeszcze jeden chłopiec Mateusz i dziewczynka Kinga. Widzę, że będę mógł polegać na Wiktorii i na Robercie. Oliwia Stopka to wschodząca gwiazda, ale potrzebuje czasu. Z kolei druga Oliwia jest naprawdę śliczną dziewczynką, ale gdyby choć w połowie chciała tak śpiewać jak wygląda to było by dobrze. A tak nie jest, przynajmniej na razie. Brat Wiktorii - Dominik - to urwis, ale chyba będę musiał z nim jakoś sobie radzić, żeby nie stracić jego siostry. Bardzo fajne jest więc to kolejne doświadczenie, cały czas uczę się czegoś nowego. Wielkich planów związanych z grupą nie miałem i nie mam. Raczej chciałem zobaczyć co z tego wyjdzie i po prostu "let it roll". Jedna z dziewczynek pytała czy będziemy gdzieś występować - to będzie zależało od samych dzieci, bo jeśli będą w stanie w przyzwoitym stopniu opanować kilka utworów to wcale nie jest to wykluczone. Nie będziemy oczywiście pobierać żadnych honorariów, bo byłoby to wbrew temu co ustalaliśmy z Wojtkiem (możemy śpiewać i występować bezdochodowo). W kwietniu są jakieś Dni Szkoły i Beata pytała czy damy radę wyrobić się na ten termin. Zobaczymy. Występ z playbacku średnio mi się uśmiecha, więc naprawdę zobaczymy. Najbliższe spotkanie już w sobotę ;-)

Niedziela
Odwiedziny
Pierwszy dzień Marca upłynął nam głównie na przyjmowaniu gości. Najpierw z wizytą wpadli do nas Marcin i Gosia (kuzynka), co prawda jeszcze bezdzietni, ale jak zwykle bardzo sympatyczni. Marcin jest finansistą (przydał mi się przy rozliczeniach podatkowych), a Gosia... Kurczę nawet nie wiem co studiuje . Posiedzieliśmy, pogadaliśmy, spędziliśmy mile kilka kwadransów i państwo Preuss byli "na wylocie". Czy zarazili się bakcylem rodzicielstwa? Czas pokaże, w każdym bądź razie oboje byli bardzo stremowani rozmiarem Antosia. Mówili, że tak małej dzieciny jeszcze w swoim życiu nie widzieli. Że co? Antoś mały??? Toż to już będzie grubo ponad 4 kilo!

Marcin i Gosia w drzwiach minęli się z kolejną parą: Heather i Paulem. Ona to moja stara przyjaciółka jeszcze z czasów pracy w Snickelways. Pochodzi z Trynidadu, jest niskiego wzrostu i bardzo korpulentna. Paul ma korzenie irlandzkie i ma ponad 185cm wzrostu. Poznali się randkując przez internet. Czasem żartujemy, że to dobrze, że wtedy jeszcze nie można było sobie przesyłać zdjęć, bo już po pierwszej wymianie daliby sobie spokój ;-) Mimo oczywistego kontrastu vizualnego jest im ze sobą dobrze, lub w miarę dobrze. On pracuje w NHL.com, a ona (też grafik komputerowy) wychowuje dzieci. Sasha jest roks starsza od Idki, a 5-letni Logan jest moim chrześniakiem (mam ich w sumie 4, 3 chłopców i Zosię od Piotrka i Kasi). Wynajmują suterenę w apartamencie w Weehawken - od Manhattanu dzieli ich tylko rzeka Hudson. Fajnie i niefajnie, bo strasznie tam ciasno, no i życie praktycznie bez okien musi być z deka przygnębiające. Dlatego też Logan w naszym mieszkaniu był w swoim żywiole - pokazałem mu strych i piwnicę. Fascynowały go przede wszystkim rury od centralnego ogrzewania/klimy. Obiecałem, że następnym razem zbadamy je dokładniej.

Ida próbowała bawić się z Sashą, ale bariera językowa trochę im komplikowała sytuację. Idka oczywiście zagadywała do Sashy po "angielsku", ale ta ni w ząb nie mogła pojąć o co loto. My natomiast znowu miło sobie pogawędziliśmy delektując się kawą z naszego ekspresu i szarlotką a'la Babcia Marysia.

I tak upłynęła nam niedziela. Mieli wpaść jeszcze moi rodzice, ale skutecznie odstraszył ich padający śnieg. Podobnie zresztą było z prezydentem Bloomfield College, który już o 17 obwieścił mi, że szkoła będzie nazajutrz zamknięta. Jako webmaster miałem niewątpliwą przyjemność przekazać tę wiadomość dalej. Za pośrednictwem strony www rzecz jasna.

Poniedziałek
Tesia's big secret
W związku ze "snow day" zostałem w domciu. Cieszyłem się, że spędzę kolejny dzień z Antosiem, Alą i Idką. Choć ta ostatnia zdecydowanie bardziej preferowała towarzystwo Izabelki niż nasze. Jej ulubiona kuzynka spędziła u nas nieco ponad tydzień a towarzyszyły jej jak zwykle mama Tesia i siostra Emma. Runecki przyleciał jakoś w sobotę chyba. U nich też same zmiany. Niedługo z różnych powodów przeprowadzają się do Memphis, gdzie obecnie na pół etatu mieszka Rune (tam jest baza jego linii lotniczych). Ale największym niusem jest fakt, że Tesia jest w ciąży! Sekret wyszedł na jaw, kiedy podczas niedzielnego śniadania Emma i Izabelka weszły do kuchni odziane w specjalnie przygotowane na tę okazję koszulkach. Jedna miała na swojej napisane: "Będę dużą siostrą", a druga "Będę mieć rodzeństwo" czy jakoś tak. W każdym bądź razie zaskok był murowany, bo ni jak nikt nie mógł się kapnąć o co chodzi (literki na koszulkach zrobione były z takich świecących pierdołek - cekinów czy cuś) i ciężko było je odczytać. Ale w końcu sekret wyszedł na jaw - z pomocą rodziców, którzy wydają się być przeszczęśliwi. Siostry (szczególnie Izabelka) też wydają się być gotowe na powiększenie się rodzeństwa, więc nam znowu nie pozostaje nic innego jak życzyć im "the best of luck". I modlić się o to, aby tym razem był to przedstawiciel płci męskiej ;-)

5 komentarzy

Avec pisze...

Oj dzieje się, dzieje:) Niedługo będziesz musiał przejść na "dziennik Moczerniuków", bo skrót tygodnia będzie zbyt obfity.. Gratuluję kariery w iGolu!!

PenelasiaCruz pisze...

no prosze prosze, farncuski mowisz ;) tak sie sklada ze jak tez zaczelam w tym semestrze nauke tego jezyka :D jestem po pierwszej lekcji.
a i jesli to Logan na zdjeciu z Toba i pewnie jego siostra, to sliczny jest ;p mam słabośc to "ciemnych" facetow :D haha

PT Sport pisze...

Ewciu, to był chyba jedyny taki tydzień w którym pozwoliłem sobie na podsumowanie wszystkich dni. Czuję, że nieprędko się coś takiego powtórzy, ale to nie dlatego, że nic się nie dzieje, tylko powoli zaczyna brakować czasu na regularne pisanie. No, ale czas pokaże.
A o jakiej karierze mówisz? Ah, no tak, awans ze współpracownika na redaktora ;-) No i ta premia ;-)

PT Sport pisze...

Penelasiu, ca va bien? Fascynuje mnie francuski. Jest dużo podobieństw do angielskiego i hiszpańskiego, więc to jest spoko. Co ciekawe jest też naprawdę sporo polskich wyrazów np. Bagaż, wizaż, pejzaż, garaż ;-) Nie wiedziałem, że mieliśmy aż taki wpływ na kształtowanie ich języka ;-)Ale są też i dziwolągi np. kiedy na całym świecie na mapę się mówi: Map, mapa, mappen itp to we francji musi być inaczej. I wychodzi l'cart. zadziwiające...
A Logan faktycznie jest przeprzystojnym mulaciątkiem. Sasha zresztą też ;-)
A bientot!

PenelasiaCruz pisze...

Ca va ;) u mnie fascynacja to bym tego nie nazwala, po prostu nie chcialam po raz enty zaczynac nauki niemieckiego bo nie wchodzi mi jakos ten ejzyk, juz mi sie nie podoba. i wybralam francuski, bo drugi jezyk mam od podstaw, a dodam ze nie umiem ani slowa;p jestem tam totalnie zielona na zajecia. ale jakos dajemy rade, bo nie jestem sama. tylko przy wymowie placze mi sie jezyk;)

Obsługiwane przez usługę Blogger.