SPORT, WYWIADY, POLONIA

Ziemia się trzęsie

Wczoraj późnym wieczorem w NJ zatrzęsła się ziemia. W Morris Plains, w okolicach Rockaway, odnotowano "earthquake" o sile 2.9 w skali Richtera. Natychmiast zadzwoniliśmy do szwagra, który mieszka niemalże w epicentrum, ale okazało się, że nie miał o tym zielonego pojęcia. Dopiero po chwili uzmysłowił sobie, że faktycznie zaobserwował trzęsące się chwilowo meble, ale winą za to obarczył swojego 11-letniego syna, który - jak na chłopaka przystało - lubi sobie od czasu do czasu pofolgować przed snem. Ale akurat wczoraj leżał sobie spokojnie w łóżeczku i na nic zdały się próby tłumaczenia, że to nie on. Dostał burę i tyle. Na szczęście oprócz zranionej dumy Karolka nikomu nic się nie stało, bo 2.9 to tak jakby Ziemia sobie puściła lekkiego bączka. Ojciec (geolog z wykształcenia) powinien jednak syna przeprosić i postawić mu duże lody za błędną postawioną diagnozę.

W Poznaniu też zatrzęsło i to na dużo większą skalę. Rejsik został wczoraj zatrzymany za korupcje... W dzisiejszej prasie huczy od spekulacji. Ponoć miał handlować meczami przez wiele sezonów, brać łapówki i namawiać do brania innych. Ciężko w to uwierzyć, ale podobno Piotr przyznał się już do części zarzutów, więc trzeba się z tym pogodzić. Na dodatek podczas składania wyjaśnień poruszył wiele innych kwestii, o których istnieniu prokuratura nie miała do tej pory zielonego pojęcia. Mam wrażenie, że to dopiero wierzchołek góry lodowej.

Nie chcę oceniać tego co zrobił (czy nie zrobił) Piotr, ale wiem, że teraz z całą pewnością zachowa się z honorem i nie będzie już ukrywać niczego. Bo to w dalszym ciągu wspaniały i szczery człowiek i mojego zdania o nim nie zmienię. Spędziliśmy razem kilkanaście wieczorów u Marzycieli, którym Rejsik naprawdę oddawał serce. On nie jest potworem, mafiosą, bezwzględnym prowodyrem. To bardzo inteligentny, oddany rodzinie człowiek. Czy maczając palce w korupcji zrobił dobrze i uczciwie? Oczywiście, że nie. Jednak polska piłka od zawsze była (jest???) bardzo skorumpowana. Decyzje zapewne zapadały na górze, poza zespołem. On musiał o tym wiedzieć, bo przecież grać było trzeba.

A niełatwo się gra w ustawionym meczu. Wiem to z autopsji, bo sam grałem w dwóch takich spotkaniach, choć tu obeszło się na rozliczeniu bezgotówkowym. Grając w barwach Stoczniowca Pogoni Barlinek w sezonie 1991/92 "oddaliśmy" Celulozie Kostrzyn mecz finałowy w Pucharze Polski na szczeblu okręgu w zamian za "odpuszczenie" przez nich meczu ligowego z przedostatniej kolejki. Potrzebowaliśmy punktów, bo reorganizacja sprawiała, że w III lidze utrzymywało się w tamtym sezonie zaledwie 7 drużyn a my oscylowaliśmy na krawędzi.

W finale PP rozegranym w Strzelcach Krajeńskich ulegliśmy więc planowo 0:1. Grało się cholernie ciężko, bo biegać i podawać piłkę gdzieś trzeba było, ale widać było gołym okiem, że myśleliśmy tylko o końcowym gwizdku. Graczom Celulozy też jednak świadomość, że wygraną mają w kieszeni spętała chyba nogi, bo do ostatnich minut nie potrafili nic strzelić. Dopiero na kilka minut przed końcem wprowadzony na boisko przed momentem Paweł Zdobylak przelobował Sobotę i nasz wspólny koszmar się skończył. Pamiętam, że nikt z nas specjalnie się tym nie przejmował, nie zabieraliśmy piłki z siatki i nikt nie pędził na środek boiska, aby jeszcze choć raz spróbować odrobić straty. Ale trzeba przyznać, że w pewnym momencie byłem bliski pokrzyżowania wszystkim planów. Jakimś cudem znalazłem się sam na sam z Markiem Wilczkiem, ale zwlekałem ze strzałem i któryś z obrońców bezpardonowo sprowadził mnie na ziemię. Gwizdek arbitra, decyzja mogła być tylko jedna - karny! Kto z nas podejmie się próby "nietrafienia" w bramkę? Do piłki w bardzo zdecydowany sposób podszedł Mirunia Pawlak i po chwili w naprawdę imponujący sposób grzmotnął z całej siły w... słupek! To dopiero sztuka! Bramkarz nawet nie drgnął, podobnie jak żaden muskuł na twarzy Mirka. Odetchnęliśmy z ulgą, bo niby w jaki sposób Celuloza miała zdobyć bramkę nr 2 skoro strzelenie pierwszej było dla nich iście Herkulesowym wyczynem?

Mecz dobiegł końca, nie obroniliśmy trofeum wywalczonego przed rokiem (w jak najbardziej czysty sposób) w Słubicach mimo iż byliśmy faworytami tych rozgrywek. Puchar trafił do gabloty klubu z Kostrzyna, a my zostaliśmy sakramencko wygwizdani przez naszych wiernych "metalowych" kibiców z Globusem na czele. Była to bardzo głośna grupka ok 30-40 osób podróżująca z nami wszędzie i dopingująca nas do gry w rytmie wielkiego bębna - wielka frajda! Ale taki policzek nie mógł pozostać bez echa, no i nasze wymęczone zwycięstwo nad Celulozą w przedostatniej kolejce ligi (1:0, na dodatek po samobójczym golu Artura Jacewicza!) oglądała garstka widzów. Nie było dopingu, bębna i podchmielonych długowłosych osobników wykrzykujących najbardziej wymyślne i pikantne epitety pod adresem przeciwników i sędziego. Często także i naszym.

Potem okazało się, że to wszystko było zbędne. W ostatniej kolejce w bezpośrednim pojedynku o utrzymanie pokonaliśmy w Szczecinie Pogoń II (wzmocnioną m.in. Majdanem, Stolarczykiem i Dymkowskim) 3:1 po wielkim meczu i hattricku Adama Matuszka. Chciałbym wierzyć, że i to spotkanie nie było ustawione, bo nasza radość po końcowym gwizdku była naprawdę wielka.

W następnym sezonie, mimo iż znowu zajmowaliśmy miejsce w środku tabeli, byliśmy postrachem dla najlepszych. O awans do II ligi walczyły wtedy z sobą Kotwica Kórnik (nota bene z Rejsikiem - odbywał tam służbę wojskową - w składzie) i Gwardia Koszalin. Gwardia nie dała nam rady ani u siebie (2:2) ani na wyjeździe (1:3) w związku z czym przed naszym spotkaniem z Kotwicą w Barlinku oficjele klubu z Koszalina próbowali nas dodatkowo zmotywować nie znaną mi dokładnie premią za zwycięstwo. Pech chciał, że goście również oferowali nam ileśtam setek tysięcy złotych za... podłożenie się. Grzecznie odmówiliśmy, bo byliśmy na fali i nie pozwoliła nam na to ambicja. Efekt był taki, że dostaliśmy straszne lanie (1:4) i nie dość, że nie zobaczyliśmy żadnych pieniędzy to po raz kolejny straciliśmy zaufanie naszych kibiców. Choć teraz zastanawia mnie, czy słabsza niż zazwyczaj forma niektórych naszych graczy nie była raczej efektem indywidualnych premii od klubu z Kórnika? Kurczę, jeśli mamy earthquake w Rockaway, a Rejsik wylądował w areszcie to wszystko jest możliwe...

Z najświeższych wieści dowiadujemy się, że Piotrek wyszedł za kaucją w wys. 170 000 zł. Nie sposób nie zadać pytania: czy ona też pochodziła z łapówek?

4 komentarze

Maja pisze...

hello Papcio Tomski!

oj, huczy, huczy po tych Reissikowych wieściach, nawet tu w Anglii dużo o tym mówimy. Strasznie to przykre, okazuje się, że jednak nic i nikt nie jest pewny w polskiej piłce...
Fajnie opisałeś swoje przygody:D

Tomek, pozdrawiam Ciebie i dziewczyny i trzymam kciuki za Antosia!!! Żeby dzielnie do nas dołączył!:)

PT Sport pisze...

Dzięki Maja! Ty też trzymaj się na wyspach! Napisz co u Ciebie, bo od czasu widokówki (za którą serdecznie dziękuję - wisi u mnie w pracy na "słomiance") straszna posucha jeśli chodzi o wieści z Norwich ;-) pozdrówka!

klopsiu pisze...

Wszystkiego Najlepszego Staruszku;)Jeszcze przez tydzień będę w tej grupie z "maluchami":)

PT Sport pisze...

Tobie Klopsiu też wsiego dobrego!

Obsługiwane przez usługę Blogger.