SPORT, WYWIADY, POLONIA

Mały, kochany brat, duża, kochana siostra

Antoś ma już 10 dni. Z każdym mijającym dniem bardziej go kocham. To takie fajne kiedy to uczucie rośnie razem z nim. Na początku bowiem jest tak, że rzecz jasna traci się głowę ze szczęścia i kocha się tą malutką, bezbronną istotkę, ale ta miłość jest trochę bezpodstawna. No bo jak tu kochać kogoś obcego? Pewnie, że moja krew, moje DNA, mój kod genetyczny, ale w miłości musi być choć trochę logiki. Będę teraz bezlitosny stwierdzając, że kocha się za coś. Na szczęście w przypadku Antka faktycznie jest za co.

Podczas pierwszego tygodnia nie miałem zbytniej okazji, aby sobie z nim poobcować. Ala potrzebowała go bardziej, więc usunąłem się w cień. Teraz jednak spędzam z nim trochę więcej czasu. Próbujemy się lepiej poznać i muszę przyznać, że w ciągu ostatnich dwóch nocy poznałem go już całkiem blisko ;-)

Jest słodki i w dalszym ciągu bardzo przewidywalny. Kiedy czuje głód to natychmiast daje o tym znać, a wtedy biada jeśli w pobliżu nie ma butli albo cyca. Jeśli się przeje (co mu się niestety zdarza - nieumiarkowanie w jedzeniu ma chyba po dziadku), to stęka tak długo aż coś wystęka (to też zdarza mu się bardzo często). Lubi kiedy się go nosi i przytula (no ba!), lub kiedy śpiewam mu kołysanki, które wymyśliłem dla Idki. A najlepiej kiedy się nosi śpiewając. Pełnia szczęścia. Otwiera wtedy oczka i wpatruje się we mnie z zainteresowaniem jakby chciał zapytać czy ja mogę tak jeszcze długo. Nawet wtedy nie mrugnie - zupełnie jak Idka podczas oglądania bajek Disney'a z księżniczkami w roli głównej (można by jej chyba wtedy zęby rwać i nic by nie poczuła). Czasem otwiera też buźkę i formuje ją w kształcie "O" - czyni to wtedy, gdy wpada w zachwyt nad moją gamą głosu. I to w zasadzie wszystko, bo więcej rzeczy razem nie robimy. Aha, jeszcze w zabawny sposób się denerwuje przy przebieraniu pieluchy, ale to też chyba doskonale zrozumiałe. Grzebiemy mu poniżej pasa, a on nic z tego nie ma oprócz gęsiej skórki ;-)

W ubiegłym poście pisałem o tym, jak dużo czasu na początku poświęciłem Idusi. Bo z kolei potrzebowała tego ona. Ja zresztą chyba też chciałem się tak jakoś godnie pożegnać z myślą, że już nie mam tylko jednego oczka w głowie. I było fajnie, znowu poczułem że jestem dla niej bardzo ważną postacią w jej życiu, autorytetem, ostoją, opoką i czymś na pokrój przyjaciela. Odwdzięczałem się jej tym samym na każdym kroku przypominając jej jak bardzo ją kocham lub jak bardzo jestem z niej dumny. Pewnego dnia bardzo mile mnie zaskoczyła, bo podczas rutynowego już pisania literek na komputerze (w Wordzie, a jak!) po machinalnym napisaniu IDA, MAMA i TATA poprosiła mnie o to, abym nauczył ją pisać ANTOŚ. Kiedyś też pani Jola z przedszkola powiedziała, że na zajęciach rozmawiano o przyjaciołach i Idusia stwierdziła, że ona "też ma przyjaciela. Ma na imię Antoś i jest u mamusi w brzuszku" (to było jeszcze przed porodem). Normalnie ekstraklasa... Zaskakuje mnie zarówno zasobem słów, poprawnością gramatyczną wyrażeń jak i logicznością wypowiedzi, umiejętnością wyciągania wniosków, podejmowania decyzji. Jest pewna siebie, wie czego chce i będzie uparcie dążyć to tego, aby swój cel osiągnąć. Jest bardzo charakterna i charyzmatyczna. Ale z drugiej strony jest niesamowicie czuła i wylewna, choć w zasadzie to tylko w stosunku do nas. Na dziadka Józka dalej patrzy spode łba, ale to tylko dowodzi faktu, że kochać trzeba za coś, niekoniecznie za cukierki.

Tydzień sielanki szybko minął i trzeba było wracać do rzeczywistości. O ile w moim przypadku z pracą poszło nienajgorzej, to dla Idki powrót do przedszkola był istnym koszmarem. To znaczy może nie sam pobyt, bo lubi tam przebywać, ale fakt, że musi opuścić dom, w którym jest mama i Antoś. Od razu w poniedziałek w drodze do Passaic zapytała:

- "Tata, a dlaczego mama i Antoś są w domu?"
- "Bo Antoś jest malutki i trzeba się nim opiekować, więc robi to mama."
- "Bo Antoś sam nie może sobie zrobić jeść?"
- "Tak kochanie."
- "I jeszcze dlatego, że trzeba mu przebierać pieluszki?"
- "Tak. Właśnie tak."
- "I dlatego, że jeszcze nie chodzi?"
- "Dokładnie"

I na tym na szczęście poprzestała. Obawiałem się, że kolejnym pytaniem będzie: "dlaczego nie mogę zostać z nimi?" Tym razem ono nie padło, ale coś mi mówi, że to tylko kwestia czasu. Rozmawia się z nią już jak normalnie z dorosłą osobą, a jej mały rozumek jest naprawdę bardzo bystry.

Wczoraj z przedszkola odbierała ją babcia Marysia. Idka zastrajkowała i powiedziała, że nie pójdzie nigdzie, bo chce, aby ją odebrała mamusia. Na tłumaczenia babci i pani Joli, że mama jest słaba i chora po urodzeniu Antosia Idka wypaliła: "Ale przecież nie jest w szpitalu!". No tak, obłożnie chora nie jest, więc ciekawe co ma lepszego do roboty niż odebranie swojej córki z przedszkola...

Dziś rano znowu był protest, tym razem związany ze zbyt zimnym siedzeniem dziecięcym w aucie. Po podłożeniu kocyka pod pupę (faktycznie nad ranem był mróz i fotelik nie nagrzał się odpowiednio szybko) zaczęła targować się o zapinanie pasów. Wręcz nie cierpi kiedy zapina się jej niższe klamry. Twierdzi, że wszystko ją tam uwiera i ciśnie. I znowu być może coś w tym jest (szczególnie jak się zapina pasy na zimową kurtkę oraz gdy siedzi się na kocyku), ale nie mogłem być pobłażliwy, bo wiem, że ona to natychmiast skrupulatnie wykorzysta. Więc użyłem siły, aby zapiąć dolne klamry co sprawiło, że z brązowych ocząt naszej córeczki zaczęło wylewać się morze łez. Trochę się wkurzyłem, bo byłem dziś jeszcze bardziej spóźniony niż zwykle (w ostatnim półroczu nie pamiętam dnia, w którym zameldowałbym się w pracy na czas - na początku się czepiali, ale chyba już teraz do tego przywykli, że przychodzę i wychodzę ostatni) i nie miałem czasu na ceregiele. Podniosłem głos, coś krzyknąłem, ale Idka kontynuowała swoje szlochanie. Dopiero po dłuższej chwili, kiedy oboje się trochę uspokoiliśmy Ida przerwała milczenie:

- "Tatusiu, nie krzycz już na mnie".
- "Jasne kochanie, ale musisz mi obiecać, że już nie będziesz grymasić i tak wymyślać. Tatuś nie ma na to czasu. Obiecujesz? (żałosne chlipnięcie i skinienie głową)"
- "OK więc. Przepraszam Cię, za to, że na Ciebie nakrzyczałem. Ale pamiętaj, że bardzo Cię kocham i nigdy nie robię tego bez powodu. Rozumiesz to? (kolejne skinienie) Nie gniewasz się?"
- "Ja się tatusiu NIGDY na Ciebie nie gniewam..."

No i za takie właśnie momenty kocham Idkę całym sercem. Tym zarezerwowanym dla Idki oczywiście. Bo ostatnio doszedłem do wniosku, że Beata Kozidrak ma wiele racji śpiewając piosenkę o Dwóch Sercach. Jeśli człowiek miałby tylko jedno serce, to nie byłby w stanie kochać całym sercem, bo to oznaczałoby, że możnaby wtedy kochać tylko jedną osobę naraz. Trochę egocentryczne, nieprawdaż? Bo co jeśli ma się całe mnóstwo bliskich osób? Dlatego też jestem przekonany, że takich serc od kochania mam całe mnóstwo. Najważniejsze z nich biją dla Ali, Idusi i Antosia.

1 komentarz

PenelasiaCruz pisze...

ale słodkości :)

Obsługiwane przez usługę Blogger.