SPORT, WYWIADY, POLONIA

Co naprawdę stało się z "Naszą Klasą"

Niedziela wieczór - siedzimy w łazience, Idka odprawia wodne harce, a ja pilnując Jej nadrabiam blogowe zaległości. Właśnie przed chwilką zapytała mnie czy może użyć małego ręczniczka, aby wytrzeć włosy lalce Ariel - swojej nieodłącznej towarzyszce kąpieli. Powiedziałem, że nie bardzo, bo się ręcznik zmoczy (a jest on po to, aby Idka mogła sobie wytrzeć piwne oczyska w razie jakiegoś chlapnięcia, co zdarza się dosyć często), a ona mi na to: "To nic tatuś... Się wypierze...". Rzecz jasna. Sie wypierze - sie zgodziłem.

Posta tego chciałem jednak w głównej mierze poświęcić mojej szwagierce Kasi (od Piotrka, Karola i Zosi), dzięki której wczoraj wieczorem zadebiutowałem na "deskach" Polsko-Słowiańskiego Centrum w Nowym Jorku podczas II Kabaretonu. Jako autor - należy dodać. A to wszystko było tak.

Kasia, która w wieku dziewczęco-panieńskim miała spore aspiracje aktorskie, od jakiegoś czasu zaczęła szukać możliwości do publicznych występów (innych niż robienie scen mężowi ;-). Sporadycznie więc grała w jakimś kółku dramatycznym, ale w ubiegłym roku zahaczyła się do polonijnego kabaretu o nazwie "I Po Krzyku". W jego skład wchodzą m.in. redaktor Nowego Dziennika Janusz Szlechta oraz Grzesiu Heromiński znany z roli Adasia w "Kingsajzie". No i w tym doborowym towarzystwie Kasia zadebiutowała w roku ubiegłym - podczas pierwszego Kabaretonu, czyli przeglądu polonijnych kabaretów. A że jej repertuar był raczej skromny (śpiewała tam jedną piosenkę) i że jestem w rodzinie znany jako Koszałek Opałek - zostałem kiedyś mimochodem poproszony o stworzenie czegoś dla niej. Chodziło o jakąś piosnkę, którą możnaby zaprezentować właśnie gdzieśtam, kiedyśtam na jakiejś scenie. No więc siadłem pewnego dnia (rzecz jasna w pracy) i napisałem piosenkę o nazwie "Nasza klasa", która miała być satyrycznym obrazem profilu użytkowników tego robiącego furorę w Polsce portalu społecznościowego. Z muzą nie musiałem się wysilać, bo zrobił to za mnie niejaki Jacek Kaczmarski, jakieś 18 lat temu. A brzmiało to wtedy tak:




Stworzyłem 13 zwrotek(dopiero tuż przed Kabaretonem ze zgrozą zorientowałem się, że ich liczba powinna być parzysta! Ale na szczęście Kasia sobie z tym poradziła) opisujących perypetie samotnej kobiety około 30-stki, kokietującej virtualnie swoich znajomych z lat szkolnych. Opisałem też choreografię (lampka nocna, atrapa komputera, kieliszek wina, Kasia w szlafroku zrobiona na "bóstwo"). Wyszło mi to chyba nieźle, ale wpadłem na pomysł, aby jeszcze bardziej wzbogacić formę artystyczną poprzez projekcję multimedialną. Chodziło o to, aby Kasia, wykonując utwór faktycznie siedziała za kompem i klikała w klawiaturę i żeby publiczność miała szansę na zobaczenie co też się na ekranie dzieje w danym momencie. Wydawało mi się, że prawdopodobieństwo dotarcia do słuchaczy i rozbawienie ich w jakimś stopniu wzrośnie przynajmniej dwukrotnie, jeśli do fonii dodamy jakąś wizualizację.

Piosenka została przez Kasię i resztę załogi zaakceptowana niemalże od razu, ale z multimediami się wahano praktycznie do samego końca. Dopiero na 4 dni przed wielkim finałem dostałem zielone światło.

Pracowałem nad slideshow przez całe dwa dni. Wiernie skopiowałem kilka z witryn www.nasza-klasa.pl, a także stworzyłem kilka obrazków niczym z kasinej wyobraźni, z jej marzeń. Również i z tego byłem bardzo zadowolony. Ze szkoły pożyczyłem rzutnik, Kasia skombinowała skądś prześcieradło i pozostało nam tylko zgrać wspomnianą już fonię z wizją. Tylko a może powinienem powiedzieć aż, bo nasze zabiegane życia pozwoliły nam na przeprowadzenie jednej (słownie: jednej!) próby, na dzień przed występem, w piątek wieczór, w dosłownym locie (Kasia jechała na faktyczną, ipokrzykowską próbę, a ja siedziałem jak na szpilkach, bo przecież piątkowe wieczory należą do futbolu). Wyszło ok, ale i tak dopieszczałem szczegóły do 15:00 dnia następnego. I tak mimo wszystko pękałem niesamowicie.

Ala akurat miała dyżur, więc Idkę zostawiłem w Linden u rodziców a na Greenpoint zabrałem ze sobą Mariolkę. Ucieszyła się, bo nieczęsto wyjeżdza poza kod pocztowy "07036". Poza tym nie kosztowało ją to nic, bo zamiast płacić $30 za wjazd weszliśmy na dumnie wypowiedziane: "My z Kabaretu". O dziwo nie wzbudziliśmy żadnych podejrzeń u pań bileterek, które nie żądały od nas żadnych dowodów (n.p. abyśmy je na miejscu rozśmieszyli). Być może dlatego, że zgodnie we dwójkę nieśliśmy ciężki sprzęt typowo kabaretowy w postaci laptopa i rzutnika.

Na sali było ok 200 osób, co zważywszy na niekorzystną pogodę było dobrym rezultatem. Na scenie już produkowali się żartownisie z innych kabaretów: najpierw z lokalnego "To i Owo", potem Ryszard Druh z kabaretu "Odlot" z Trenton (stary znajomy, kiedyś na jego zaproszenie pojechaliśmy do Trenton na polonijną imprezę zbierać pieniądze na operację dla Żanety Jaworskiej z Sosnowca, której pomagaliśmy po odejściu Pauli) i kabarety z Filadelfii oraz nawet kanadyjskiego Toronto. I po Krzyku też wystąpił ze swoim pierwszym blokiem, w którym Kasia wystąpiła dwa razy: w nie do końca zrozumiałym skeczu z Januszem Szlechtą oraz w mojej "Naszej Klasie".

Do mojej części występu przygotowałem się w trzy migi. Po każdym z migów zaliczałem jedno piwo, dla uspokojenia skołatanego serca i uzyskania ogólnego uczucia relatywnego luzu. Załatwiłem przedłużacz i krzesło, na którym postawiłem rzutnik. Usytuowałem się na samym przodzie pod sceną pośrodku sali w przejściu. Podłączyłem laptopa i sprawdziłem czy kąt projekcji jest odpowiedni. Idealny nie był, ale nie miałem zbyt wiele czasu, aby to korygować. Ze sceny zeszli Grzesiek i wąsaty koleś od politycznej "Lokomotywy" i po chwili światła zgasły i pianistka zaczęła wygrywać pierwsze rytmy utworu Jacka K.

Na scenę wyszła Kasia ubrana w czerwony szlafrok i siatkowe pończoszki. Trzymała w ręce lampke wina i wyglądała bardzo kokieteryjnie. Czyli tak jak miało być ;-) Siadła za komputerem i zaczęło się śpiewanie do mojego zsynchronizowanego klikania w klawisz "NEXT". A po chwili było już po wszystkim ;-) Brawa były całkiem gromkie, ale obiektywnie rzecz biorąc daleko im było do oklasków, które towarzyszyły hitom pierwszej, blisko 3 godzinnej części (wspomniana już "Lokomotywa" oraz monologowy skecz o "polisz boj z juesej"). Wiedziałem jednak, że piosenka ma całkiem inny oddźwięk niż skecz, dlatego powinna być traktowana nieco inaczej. A jeśli weźmiemy pod uwagę tylko kategorię śpiewanej to znowu obiektywnie stwierdzę, że chyba nie mieliśmy sobie równych.

Niestety nie jestem w stanie przytoczyć co działo się na scenie podczas numeru. Projekcja pochłonęła moją uwagę bez reszty (slajdów było około 40, więc musiałem skupić się na adekwatnej synchronizacji), więc nie widziałem co robiła w tym czasie Kasia. Okazało się później, że nikt nie widział, bo Kasia tkwiła cały czas na krześle za komputerem. I tu jest miejsce do poprawki, bo ja od początku wyobraziłem sobie ją wcale nie statyczną tylko przechadzającą się po scenie, z przerwami na łyk wina czy przesłanie uwodzicielskiego spojrzenia pierwszym rzędom publiki. Te 13 zwrotek mogło zostać rozciągnięte do nawet 6-7 minut, co dałoby też szansę widzom na dłuższą obserwację slajdów. W przypadku ciągłego, pozbawionego pauz śpiewu niektóre z obrazków ledwie zaistniały na ekranie. Ale i tak do moich uszu doleciał chichot, którym publiczność reagowała na widok Kaczyńskiego, Beckhama, Pudzianowskiego czy Obamy. W sumie więc wyszło ok, wtajemniczonym się bardzo podobało (Mariolka, Piotrek, Komendant), innym - w tym prasie - chyba też skoro w fotorelacji z imprezy znalazła się fotka Kasi z lampką wina w ręce właśnie z mojej piosenki. Ale mi - jako autorowi - nie wolno spocząć na laurach i już zapowiedziałem Kasi, że w przypadku kolejnego występu będziemy musieli popracować właśnie nad jej animacją. Tylko wtedy ten numer ma szansę osiągnięcia maksimum swego potencjału.

Mam nadzieję, że uda mi się w najbliższym czasie wyciągnąć od szwagra klip "Naszej Klasy" (bo kręcił wszystko na kamerkę) i wstawić go na youtube. Z przyjemnością go wtedy tutaj zaprezentuję. A do przyszłorocznej edycji Kabaretonu zamierzam napisać kolejną piosenkę i może jakiś skecz o relacjach damsko-męskich z zabarwieniem sportowym (czyt. mąż ,wierny kibol - żona też wierna, ale niekoniecznie kibolka ;-) Więcej nie mogę zdradzić ;-) Już dziś zapraszam na III Kabareton, tym bardziej, że jest to naprawdę fajna impreza, świadcząca o tym, że Polakom na obczyźnie też chce się coś robić. Że mimo codziennej gonitwy i natłoku zajęć potrafią się zebrać, stworzyć coś zabawnego i zorganizować takie widowisko. I, mimo iż poziom tego 7-mio godzinnego maratonu (my nie zostaliśmy na drugiej części, ale szwagier i Kasia zjechali do chaty ok 4 rano!) uśmiechu nie był zawsze z najwyższej półki, właśnie to zasługuje na wielki szacunek, uznanie i wsparcie.

Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.