SPORT, WYWIADY, POLONIA

O Olimpiadzie ani słowa, obiecuję ;-)

czyli co u Moczerniuków, ot tak po prostu...
Kolejny poniedziałek, kolejny samotny wieczór. Ala na dyżurze, więc znowu jednym okiem oglądam olimpiadę w TV (gimnastyka), a drugim śledzę wyniki naszych na laptopie. Marek Jaskółka startuje w triathlonie (całkiem fajna dyscyplina, która debiutuje na olimpijskich arenach), ale idzie (a właściwie płynie i jedzie) mu się fatalnie. Zajmuje ostatnie miejsce z coraz bardziej zwiększającą się stratą do peletonu. Oby tylko nie został zdublowany...

Ale dziś nie będzie o sporcie (chciałem napisać, że ani słowa, ale na to już za późno ;-). Dziś będzie znowu o nas - małej, spokojnej, polskiej rodzince na obczyźnie. Taki zwykły, cotygodniowy "apdejcik".

Zacznę od najmłodszego czyli Maleństwa. Dziś wkroczyliśmy w 16 tydzień (czyli 5 miesiąc!!!) Nasze "Avocado" ma już 4.5 cala, razem z paznokciami u nóg, które właśnie teraz zaczynają rosnąć. Serduszko pompuje krew aż miło, reszta organów też się rozwija, a dzidzia potrafi się już nawet uśmiechnąć. Ja tam sobie nie wyobrażam, żeby było inaczej ;-) Mieliśmy iść dziś na wizytę do ginekologa, ale z powodu Ali dyżuru musieliśmy przełożyć ją na inny termin. Szkoda, bo jeszcze nie miałem możliwości być tam z Alą, a nie ukrywam, że bardzo chciałbym usłyszeć to magiczne bicie serduszka. Przy Idusi było inaczej - na każdą możliwą wizytę wybieraliśmy się razem, chodziliśmy do szkoły rodzenia i na jogę. I jakoś tak czuło się tę "wspólność w działaniu" i wcale nie przesadzaliśmy kiedy zgodnie oznajmialiśmy wszem i wobec, że "jesteśmy w ciąży". Teraz jest tak trochę rutynowo i niestety dzieje się tak z powodu braku czasu.

W ubiegły weekend Ala miała wolne, ale tym razem nie planowaliśmy żadnego wyjazdu. Dom zapuszczony, Ala niedospana, lodówka pusta, a na dodatek za tydzień wesele u Majki, więc trzeba było "oszczędzać siły". Ale zamiast się cieszyć sobą znowu się troszkę posprzeczaliśmy, bo po raz kolejny każde z nas miało swoje wyobrażenie o tym jak będziemy spędzać ten wolny weekend i znowu wyszło na niczyje. W sobotę wysłałem Alę na masaż (czytałem na stronach o ciąży, że jest to bardzo zalecane), a potem Ala sama wybrała się na zakupy w poszukiwaniu kreacji na wesele. Wkurzałem się, bo w sumie to nie było Jej przez kilka godzin, ale mi wydawało się, że nie ma Jej cały dzień.

Ja w tymczasie zajmowałem się pilnowaniem i zabawianiem 3 małych dziewczynek, bo oprócz Idki dotrzymywały mi towarzystwa Izabelka i Emma. Tereski córeczki siedzą tu u nas już od czwartku i zostaną aż do wesela Majki. Przywiózł je Runecki, który nazajutrz poleciał do Memphis do pracy. Tesia też ma pracować 6 nocek pod rząd, a że opiekunka im się "zmyła" (znalazła lepszą pracę) postanowili wysłać dzieciaki na przymusowe wakacje w NJ. Szkoda mi dziewczyn, bo są takie trochę jak kukułcze jaja - podrzucane gdzie popadnie. Na pewno odbija się to na ich psychice: Izabelka jest bardzo nerwowa i nieposłuszna. Strasznie źle znosi krytykę (ale tak chyba mają wszystkie panie ;-) i piekielnie bałagani. Nie dba o rzeczy, rozrzuca je po podłodze i ani myśli sprzątać. Prawie jak gdyby robiła to na złość. Ale wydaje mi się, że to wszystko sprawka jej mechanizmu obronnego, bo przecież nie tak dawno w Arizonie zachowywała się zupełnie inaczej. Brakuje jej mamy, ciepła, kontaktu, nie rozumie dlaczego cały czas musi być z kimś innym a nie z mamą. Jest po prostu confused...

Na całe szczęście z Idką dogadują się w miarę ok. Czasem można boki zrywać z tego co wyprawiają, a czasem nerwy trzeba mieć stalowe. Idka bardzo pragnie naśladowywać we wszystkim swoją kuzynkę, ale rok różnicy robi swoje i nie jest aż tak szybka i zwinna jak Izabelka. Emmusia natomiast żyje w swoim świecie i nie sprawia żadnych problemów. W nocy śpi po 12 godzin, w ciagu dnia conajmniej jeszcze ze dwie. Trochę jej się pogorszyło z jedzeniem (kiedyś wcinała wszystko co jej się podsunęło pod buzię), ale generalnie rzecz biorąc jest naprawdę fajnym dzieckiem. I chyba trochę mnie polubiła, bo od czasu do czasu się z nią powygłupiam. Jak tylko mnie zobaczy to od razu do mnie leci, co - nie ukrywam - sprawia mi wiele satysfakcji, bo bardzo lubię sprawiać jej radość (ma śliczną buźkę jak się śmieje). Czasem jest nawet o mnie zazdrosna i strasznie się złości kiedy np Ala siada mi na kolanach. A Idka? Jest tak zajęta Izabelką, że zupełnie jej to nie przeszkadza.

Dziś jest już piątek. Od przedwczoraj jest już z nami Tereska. I bardzo dobrze, bo Izabelka sprawiała coraz więcej kłopotów (nawet jej ulubiony dziadziu już nie miał do niej siły), a Emmusia tak się stęskniła, że przy obiedzie totalnie mnie olała. I bardzo dobrze. Rodzice i dzieci powinny być razem.

2 komentarze

PenelasiaCruz pisze...

zabiegana rodzina. buziaki dla Was!

Avec pisze...

chyba powinnieneś dorabiać w przedszkolu z tym uwielbieniem dla dzieci:_)

Obsługiwane przez usługę Blogger.