SPORT, WYWIADY, POLONIA

Niedziela po weselu...

czyli tańcowanie i zabawa "po górolsku"

Siedzimy z Idką w livingroomie. Ona bawi się poduszkami, a ja zerkam na Olimpiadę (retransmisja finału w kosza). Dziś ceremonia zakończenia tej wspaniałej imprezy i ugaszenie ognia olimpijskiego. Zawsze wolałem uroczystości otwarcia od tych finałowych. Bo moja dusza romantyka chyba nie bardzo lubi kiedy kończy się coś tak ciekawego, kiedy coś, co wywołuje tak wielkie emocje, dociera do kresu. A tegoroczne Igrzyska przekroczyły właśnie linię Mety.

Nasi spisali się poniżej oczekiwań, choć ja akurat twierdziłem, że będzie ich stać na 8 krążków. Na szczęście Maja i kajakarki wyprowadziły mnie z błędu, ale chyba i tak nie wystarczyło to do zatarcia uczucia rozczarowania. Zbyt wielu naszym sportowcom się nie udało. Jedni nie trafili z formą, inni szukali dziwnych wymówek w metodach szkoleniowych, czy konfliktach wewnętrznych. Nie wszyscy chyba zasłużyli na wyjazd na igrzyska, inni pewnie do tego jeszcze nie dojrzali, dorośli. Myślę jednak, że jeden medal zdobyty w dyscyplinach zespołowych zmieniłby diametralnie ocenę. Znowu nosilibyśmy naszych bohaterów na rękach. Znowu panowałaby euforia, bo nasi najlepsi, bo nad kimś triumfowaliśmy! Nasz naród jest strasznie zakompleksiony i potrzebuje sukcesów i idoli. Generalnie rzecz biorąc nad Wisła superherosi rodzą się z rzadka, dlatego nie ma co się dziwić "Małyszo czy Kubicomanii". Ale tak jak dywagacje polityczne (każdy w Polsce jest mądrzejszy niż wszyscy posłowie razem wzięci) i rozprawiania o dolegliwościach ("Kochana, a brałaś Rapacholin?") uwielbiamy sport. I dlatego jestem przekonany, że za cztery lata do Londynu Polska znowu wyśle sporą ekipę, której występy będą nas wszystkich pochłaniać do reszty. Bo potrzebujemy tego użalania się na nieudaczników sportowców, którym jednak wszystko potrafimy wybaczyć w przypadku jednorazowego choćby sukcesu. Dziwny, przedziwny z nas naród...

Wczoraj byliśmy na weselu u Majki. Było bardzo fajnie, a najbardziej podobało się Idusi, która opanowała cały dance floor. Bawiła się naprawdę wspaniale i praktycznie bez przerwy! A ciocia Majka - w sukni ślubnej (vide zdjęcie) - od wczoraj stała się Jej nową heroiną. W kościele nie spuszczała z niej oczu, a na przyjęciu w tańcu chciałabyć jak najbliżej, aby móc obserwować jak niesamowicie śnieżnobiała sukienka kręci się przy obrotach. Idka kocha taniec i to już w tej chwili stało się Jej pasją. Kiedyś przy porannym wyborze ubranka do przedszkola rozwaliła mnie stwierdzeniem: "ubieram tę zieloną kolorową sukienkę i żadną inną, bo ta się najlepiej kręci". I po zawodach. Nie miałem żadnych kontrargumentów.

Wczoraj też do wyboru miała dwie kreacje (w kwiatki i w kropki) i decydującym czynnikiem był właśnie "indeks obracania". I tym sposobem kwiaciasta sukienka trafiła na grzbiet, a "ta w kropki" z powrotem do szafy, gdzie będzie musiała poczekać na następną szansę. Która - jeśli Idce faza tańcowania nie przejdzie - może nigdy nie nadejść.

Ślub miał miejsce w kościele św. Leo w Elmwood Park. Państwo Młodzi wyglądali ślicznie, podobnie jak liczny orszak, który składał się z 9 par (ale i tak do naszego zabrakło im jeszcze 8 osbów ;-) Pogoda dopisała, a i wczesno-popołudniowa pora sprawiła, że gości było całkiem sporo. Małżeńskie formułki młodzi wypowiadali pod instruktażem wujka Jasia, brata mojego teścia, chrzestnego ojca Ali, proboszcza w podoświęcimskiej Włosienicy. To już tradycja, że wuj Jaś przyjeżdża tu na wielkie imprezy i z reguły to właśnie on udziela w rodzinie chrztów, ślubów i innych błogosławieństw. To właśnie on w maju 2002 udzialał nam sakramentu małżeństwa w Clifton, a w kwietniu 2006 asystował Ojcu Janowi Górze przy chrzcinach Idki na Lednicy. W życiu prywatnym wujek Jaś jest naprawdę spoko gościem, który uwielbia szusować na nartach w Alpach, różnego rodzaju wakacyjne eskapady i kibicuje biało-czerwonym (był z nami na meczu Polska - Austria podczas Euro2008). Zna się na wielu rzeczach i o wszystkim można z nim pogadać. Ale właśnie ta "normalność" sprawia, że nie wiem czy poszedłbym do niego do spowiedzi ;-)

Po kościele Młodzi i orszak wsiedli do specjalnie wynajętego autokaru (PartyBus) i pojechali na zdjęcia do parku. My mieliśmy nieco ponad 2h czasu do przyjęcia, więc wróciliśmy na chwilkę do domciu (Idka dostała mleczko z kaszką, a ja zażyłem tabletkę). A potem przyszła pora na kolejne wielkie i huczne - jak to u frydmanian - góralskie wesele.

Najpierw tradycyjny "cocktail hour", który - jak to stwierdziła Ala - jest całkiem fajnym wynalazkiem, bo przynajmniej można sobie podjeść i zagadać z kim się chce. Potem, podczas zabawy, nie bardzo jest na to miejsce i czas. Więc napełniliśmy swoje talerzyki i usiedliśmy przy okrągłych stoliczkach na słonecznej werandzie sąsiadującej z salą bankietową domu weselnego "Excelsior". Posilając się krewetkami w sosie, kałamarnicami z ryżem czy lemon chicken odbyliśmy kilka miłych rozmów z "Piotrkami" (brat Ali z rodziną), "Gienkami" (brat teściowej z rodziną) czy gośćmi przybyłymi na tę okazję specjalnie z Frydmana.

Godzinka minęła szybciutko i trza było szukać swojego miejsca. Sporej wielkości sala (choć może to było tylko złudzenie, bo jedna ze ścian składała się z wielkich luster) była nastrojowo przyciemniona, a taneczny parkiet dzielił ją na połowę. Po obu stronach stały 10-12 osobowe stoliki, ładnie przystrojone wielkimi wazonami z bukietami kwiatów. Zaproszonych gości było naprawdę sporo, więc było trochę ciasnawo.

Naszymi sąsiadami przy stoliku nr 8 byli "Piotrki", Tesia i Runecki oraz Wiechu i Bogusia Żywczak. To sprawiło, że wszystkie 4 kuzynki siedziały razem i mogły dać upust swoim swawolom. I tak sobie dały czadu, że Emmusia i Izabelka padły po kilku godzinach, a wycieńczoną Idusię wynosiliśmy do auta na wpół-śpiącą. Ale z pewnością bardzo Jej się to wszystko podobało. Przez cały tydzień przecież powtarzaliśmy Jej, że idziemy na wesele do cioci Majki i Idka bardzo to przeżywała. Jej reakcję w kościele już opisywałem, a na sali po prostu nie liczył się nikt inny niż Majka w swojej pięknej sukni. Z rodziawioną buzią obserwowała wejście orszaku a potem państwa Bogusława i Majki Pawlik, ich pierwszy taniec, taniec z rodzicami, z orszakiem itp. Już po chwili widać było, że nie mogła się doczekać, kiedy nadejdzie Jej kolej ;-)

A kiedy już nadeszła Idka praktycznie nie schodziła z parkietu. Podczas bloków muzycznych prezentowanych przez DJ'a tańcowała z nami w kółeczku, albo u mnie na rękach (żywo reagując na to co działo się wokół Niej, podnosząc ręce w górę, klaszcząc w dłonie itp). Podczas przerw śmigała po parkiecie, lawirując między obsługą weselną, natrętnym kamerzystą i gośćmi weselnymi stojącymi w kolejce do open bar. Od czasu do czasu porywałem (dosłownie, bo niekiedy zdarzało się to "w locie") Ją stamtąd i zanosiłem do stolika, gdzie po kilku łykach wody natychmiast uciekała mi z kolan. I z powrotem na wypolerowaną posadzkę, od której odbijały się rozmaite światełka z urządzeń disco przytarganych przez DJ'a.

Wśród zaproszonych gości, którzy przybyli w ilości ok 250, była też cała kadra pedagogiczna, a także kilkoro dzieci z Idusinego przedszkola, więc Iduśka nierzadko znikała mi z pola widzenia tylko po to, aby po chwili wynurzyć się gdzieś w tańcu z ciocią Agatka, dla przykładu. Tańcowała z Izabelką, Tatianą (z koleżanka z przedszkola) czy moją chrześnicą Zosią (patrz zdjęcie), ganiała się z chłopakami i Emmusią. Pochłaniała muzykę, upajała się widokiem tańczących ludzi, z podziwem wpatrywała się w weselne kreacje opalonych (niekiedy nawet spalonych) niewiast. Rośnie nam kandydatka na murowaną zwyciężczynię "Tańca z Gwiazdami" ;-)

Na sali trwała gorączka sobotniej nocy - wygibasom spoconych ciał nie było końca. Co druga piosnka była z gatunku "po górolsku", więc samce - napuszeni niczym koguty - obtańcowywali swoje partnerki aż miło. Tam nie liczyło się nic oprócz szybkości obrotów i podskoków wykonanych najlepiej w tym samym momencie. To nieco chaotyczne, wielce zaimprowizowane (wprost proporcjonalne do ilości spożytych napojów wyskokowych) szaleństwo taneczne przypominało trochę stado szalejących trąb powietrznych odbijających się od siebie od w momencie impaktu. Albo jak pogo dla dorosłych. Nie mogłem oprzeć się stwierdzeniu, że Pan Bóg wymyślił takie impezy specjalnie pod górali. Bo na każdej z nich jest tak samo - zabawa do upadłego!

A górale potrafią się bawić i wydają się być stworzeni do imprezowania. W tańcu dają upust swoim emocjom, pokazują duszą pełną lokalnego patriotyzmu (nie ma wesela bez "Góralu czy Ci nie żal...") zadziorny charakter i hardą wolę. W sobotę prym wiodła grupa kuzynostwa Ali, która jest jeszcze w wielku szkolnym. Młodym Wilkom zupełnie nie przeszkadzał tłok, ścisk i hałas na sali (chyba jednak nieco przymałej jak na taką liczbę gości). Gdyby nie przerwy na jedzenie (które było podawane z niesamowitym poślizgiem - np obiad pojawił się na stołach na pół godziny przed północą i końcem imprezy - i nie było niestety pierwszej jakości) to pewnie nie schodziliby z parkietu. Jeszcze nie tak dawno to my byliśmy śmietanką towarzyską i nadawaliśmy ton takim imprezom, ale life goes on i zmiana pokoleń była tylko kwestią czasu.

Impreza nam się jednak podobała, udało nam się zatańczyć kilka razy, co dawno już nie miało miejsca. Podobnie więc jak Idusia, która padła po 3 godzinach tego tanecznego maratonu nie dotrwaliśmy do końca. Ok 10:30, nie mogąc doczekać się obiadu, opuściliśmy to rozbawione i coraz bardziej podchmielone grono. Idusia zasnęła w aucie i nic nie było w stanie zakłócić błogości Jej snu (który obojętnie pod jaką postacią jest dosłownie anielski).

Na koniec jeszcze kilka zdjątek:

Ta fotka pochodzi z niedzielnej imprezy urodzinowej u Patrycji (kolejna kuzynka Idusi). Nasz aniołek zajada się tortem w towarzystwie swojej kuzynki Zosi.






To z kolei urodziny Zosi kilka tygodni temu.








Moje kochane kobietki.








Pielgrzymka'08 - składanie namiotów po nieprzespanej nocce (chrapanie teścia)







Pielgrzymka'08 - kolumna pielgrzymów w drodze do Amerykańskiej Częstochowy.







Pielgrzymka'08 - dotarliśmy mimo deszczu!

1 komentarz

PenelasiaCruz pisze...

faaaaajnie, na mojej siostry weselichu tez bedzie zabawa do upadlego! :D a Mlodym Wilkiem bede ja, krolowa parkietu ;p haha:) lubie takie imprezy. dobrze ze mozecie sie czasem pobawic i pobyc razem:)

Obsługiwane przez usługę Blogger.