SPORT, WYWIADY, POLONIA

"Tata to nie jest to samo co Mama..."

czyli jak dojrzalosc Idusi doprowadzila nas do lez wzruszenia

Parafrazuje slowa piosenki Arki Noego. Nie bez powodu. Zdalem sobie bowiem sprawe, ze chocby nie wiem jak dobrym bede ojcem, to nigdy nie zastapie Idusi Mamy... I jak bardzo Idusia potrzebuje nas obojga...



Wczoraj Ala miala nocke, wiec zawiezlismy Jej z Idusia rosolek. Zameldowalismy sie tam w miare pozno (kolo 9:30 wieczorem), bo jechalismy prosto z Linden, od moich rodzicow. U rodzicow bylo spoko: zabralismy tate nad jezioro, a potem Mariolke na lody i do kosciola. Mama - mimo iz nie pracowala - jak zwykle nie dala sie namowic na nic. Ale poza tym bylo naprawde spoko. Zjadlem smaczny obiadek, Mamcia wyprasowala mi koszule i spodnie, Iduska uwielbiala bycie w centrum uwagi. Ale najbardziej ucieszyl mnie fakt, ze tata wrocil do pracy. Jest taka "zlota raczka" w kompleksie budynkow mieszkaniowych (tzw Apartmentow) i naprawde jest bardzo zadowolony. Praca nie jest ciezka, ma kompana (niejaki Edek, ktory kiedys wynajmowal u mnie mieszkanie :-), dopiero interweniuja, jak ktos zglosi jakas usterke. Ma wiec w koncu jakies zajecie, i to jest piekne, bo naprawde juz zaczynalem sie o Niego martwic. Od czasu przejscia na emeryture (prawie rok temu) tak jakos sie postarzal, brakowalo mu werwy, stal sie takim dziadziusiem z prawdziwego zdarzenia (spanie, drzemanie, nuda i totalny tumiwisizm). Ale teraz widac, ze odzywa. Pracuje od 8 do 16 i ma $10/h (na reke ma 1.5 dolca mniej). I wyglada conajmniej 5 lat mlodziej. Co jest wazne, bo za kilka dni skonczy lat 66.

Ale wracajac do rosolku, Ali i parafrazy slow piosenki Arki Noego. W zwiazku z tym, ze Ala w niedziele miala dyzur cala sobote miala wolna. Spedzilismy ja wiec razem, krzatajac sie po chacie. Mielismy plany wyjazdowe, ale wybralismy sie tylko wieczorem na basen do Marysi Soltys. Cieszylem sie, ze mozemy spedzic
razem troche czasu. Wydawalo mi sie, ze Idka tez sie cieszy. Pewnie tak bylo, ale nie do konca.

Otoz zawiezlismy Ali ten rosolek i spotkalismy sie z Nia w lobby szpitala (czyste, zadbane, z Au Bon Pain w srodku). Niedlugo trwalo nasze spotkanie, bo po chwili zabrzeczal Ali beeper. Wiec chcac nie chcac musielismy sie zbierac. Idusia bardzo przezyla rozstanie z mamusia i zaczela plakac. Myslalem, ze jest po prostu padnieta (pozna godzina, malo snu w ciagu dnia), wiec nic sobie z tego nie robilem. Jadac w strone domu w Clifton na zyczenie Idusi mielismy zapalone swiatlo w aucie, ale to tez nie bylo w stanie uspokoic naszej malej coreczki. W pewnym momencie nawiazala sie miedzy nami taka oto rozmowa:

- IDA: Gdzie jedziemy?
- JA: Do domku, skarbie...
- IDA: Do jakiego?
- JA: Do naszego, w Clifton.
- IDA: A nie do Mamusi??
- JA: Przeciez przed chwila bylismy u Mamusi. I Mamusia musiala wrocic do pracy, a my jedziemy do domku.

Idusia pomyslala chwilke i z niesamowicie zalosna mina, z potokiem lez powiedziala:
- Ja nie mam Mamusi...

Myslalem, ze peknie mi serce. Spojrzalem na Nia natychmiast i zobaczylem cala Jej tesknote (gdzie moja Mama?), niezrozumienie sytuacji (dlaczego nie ma tu Mamusi?), chec bycia z Mama. Zatrzymalem sie, podszedlem do Niej i tulac Ja ze wszystkich sil powiedzialem:

- Kochanie, masz Mamusie. I Mamusia Ciebie bardzo kocha. Dzisiaj jest w pracy, w szpitalu, u chorych dzieci, ale jutro bedzie juz tylko z Toba. Dobrze? (szlochanie jakby troche zelzalo, lekkie, niesmiale skinienie glowa) Prosze Cie nie mow nigdy, ze nie masz Mamusi, bo Mamusia jest i caly czas teskni za Toba. Chcesz do Niej zadzwonic? (przeczace krecenie glowa, ocieranie wielkich jak groch lez)... Misiaczku, naprawde, Mamusia Cie bardzo kocha i wiesz co? Jutro odbierze Cie z przedszkola!

Pomoglo na tyle, ze moglismy w relatywnej i bardzo refleksyjnej ciszy dojechac do domu. Ale nie bylo juz mowy o kapieli, o bajkach, nawet o mleczku z kaszka. Po prostu Idusia chciala sie przytulic i zasnac. Byleby juz bylo jutro, byle odbebnic przedszkole, byle znowu byc z Mama...

Nie wiedzialem czy powiedziec o tym Ali. To znaczy wiedzialem, ze Jej powiem, tylko nie wiedzialem kiedy... Moment przyszedl, kiedy zadzwonila do mnie z przerwy sniadaniowej. Tak jak myslalem, moja opowiesc zlamala Jej serce. Po chwili dostalem sms-a: "I'm heartbroken. I seriously want to quit." Odpisalem jak moglem najcieplej: "Hey hon, she'll do fine, as long as you will be there for her from time to time. Find out what the two of you might get to do on your own: shopping, ice cream, whatever. (...) Don't despair, just think about how to make it even slightly better. If u need my support, you can count on it. Love. t."

Po jakiejs godzinie zadzwonilem - okazalo sie, ze zamiast jechac do domu i zlapac troche snu, moja Ala jedzie do przedszkola po Idke. W Jej glosie slychac lekkie zrezygnowanie, tak jakby czula sie po czesci winna
temu wszystkiemu. Ze nasza rodzina jest w separacji. Z musu, z wyboru - po prostu zycie. Ale ciesze sie, ze jedzie po Idusie - bo Ona na pewno ucieszy sie z towarzystwa Mamy jak z nikogo innego. Poza tym spelni sie tez moja obietnica, ze z przedszkola odbierze ja Mamusia. I powinno byc dobrze.

Juz po polnocy. Jest wtorek. Jest dobrze. Ala z Idka troche poszalaly, potem uciely sobie 3.5h drzemke. Wrocilem z pracy i zjedlismy nawet razem kolacje (po raz pierwszy od niepamietnych czasow) - pyszne zapiekanki z pieczarkami i serkiem. Troche zabawy, wyglupow i wspolna przejazdzka na zakupy (bo w lodowce pustki). Po powrocie Ala wykapala Idke i polozyla Ja spac. Ja do chwili obecnej sprzatalem, zmywalem naczynia, wypakowywalem zakupy i pakowalem Idusiny lunchbox (jutro bedzie miala makaron z serem, jogurcik, kawalki banana i jablka, kilka jagodek i sok jablkowy). Potem jeszcze wycisnalem soczek ze swiezych grapefruits i pomaranczy dla Ali na rano (mam nadzieje, ze tym razem go wypije, bo ostatni skisl w lodowce) i przejrzalem poczte (rachunki, bzdurne reklamowki i prosby o donacje). W miare uplywu czasu na gorze zapanowala cisza, wiec usiadlem i zastanowilem sie jak to wszystko bedzie dalej... Ucieszylem sie z tego, ze znowu przez kilka godzin bylismy rodzina... Ale od jutra znowu wszystko wroci do normy. I ze za niedlugo Idusia najpewniej znowuj zateskni za Mama. Ja tez za Nia tesknie. Mimo, iz jest tu, na gorze, na wyciagniecie reki. Tak blisko a tak daleko...

Koncze pisanie i ide przytulic sie do Niej chocby na kilka godzin, chocby przez sen. Na jak dlugo to wystarczy?

2 komentarze

Avec pisze...

Matki dają naszemu duchowi ciepło, a ojcowie – światło...
/Jean Paul Sartre/

PT Sport pisze...

Hmmm, bardzo ciekawy cytat... W sumie to ja też mogę się pod nim podpisać.

Obsługiwane przez usługę Blogger.