SPORT, WYWIADY, POLONIA

Mam Fryzurę na Cebulę

czyli jak ocalić głowę swojego własnego teścia i to dosłownie...

Strzygliscie kiedys swoja mame albo tate? Raczej watpliwe. Moze siostre albo brata? To juz bardziej prawdopodobne. Ale zaloze sie o skrzynke Tyskiego, ze nie strzygliscie nigdy swoich tesciow. A ja to niesamowicie budujace doswiadczenie mam juz za soba!

Moj tesciu, dziadek Jozek, jak przystalo na gorala jest bardzo charakterny. Jak sobie cos obmysli to tak wlasnie musi byc, chocby sie palilo. No i jakis czas temu poprosil mnie o przywiezienie z Linden maszynki elektrycznej do strzyzenia wlosow. Mowil, ze chce sie obstrzyc i ze nie bedzie dawal "dziadom fryzjerskim" zarobic ani dychacza. Zgodnie z poleceniem, zeby nie narazic sie tesciowi, przywiozlem maszynke juz w niedziele wieczorem.

Lezala nietknieta caly dzien. W koncu w poniedzialek popoludniu dokonano wyboru fryzjera palacowego: padlo na Ale. Pomyslalem, ze Tesciu to ma jaja, bo, wiedzac ze jest swiezo po dyzurze, nie boi sie o drzenie rak. No, ale co goral to goral, nie bedzie przeciez pekal z byle powodu, czy zamartwial sie zawczas. Usiadl wiec sobie wygodnie na krzeselku z tylu za domem i zaczelo sie. Glowa tescia pokryta jest mieliznami wlosowymi i lokami, co moglo stanowic jakas trudnosc, ale moja Ala z niejednego pieca przeganiala koty, wiec naprawde nie obawialem sie o Nia. Ale dlugo sobie nie powalczyla, bo w maszynce wysiadla bateria. Taty glowa zostala wiec ogolona w ok 10%. Nie wygladalo to najlepiej, ale przeciez to bylo work in progress...

My tymczasem, korzystając z przerwy na ładowanie, wybraliśmy się na zakupy. Nie uzgadnialiśmy tego z drugą zainteresowaną stroną myśląc, że nic się nie stanie jak wrócimy za godzinkę. Wróciliśmy za 1.5h ale zaraz potem Ala poszła wykąpać Idusię i położyć Ją spać. Jak to zwykle bywa w takich przypadkach, mojej małżonce też się przy okazji zasnęło. I tak oto taty głowę mieliśmy z głowy. Przynajmniej do końca dnia.

Wtorek, 6:30 rano. Budzi mnie szarpanie za ramię. Jestem półprzytomny, bo przecież mam jeszcze conajmniej godzinę snu przed sobą. Jak przez mgłę widzę teścia. W jego ręku widzę maszynkę. Jak przez mgłę słyszę jak mówi, żebym poprawił to co probował skończyć sam wczoraj wieczorem. Wlokę się za nim do łazienki i odruchowo jadę z tym koksem. Nie przyszło mi nawet do głowy, żeby spojrzeć na ustawienia brzytwy. Zjechałem go równo z tyłu, tam gdzie kazał, po wojskowemu, na rekruta. Na przód nawet nie spojrzałem. Na profil też. Tata pogładził się po łepetynie, wymamrotał dziękczynne słowa i zmył się do pracy. Ku mojej uciesze, bo przecież mogłem jeszcze wrócić do łóżeczka!

Po powrocie z pracy tata, troszkę zażenowany, raz jeszcze poprosił mnie o poprawkę. Bo cośtam mu w pracy dokuczali i pytali się czy nie zabrakło mu ćwierćdolarówek do maszyny samostrzygącej. A szwagier ponoć powiedział, że tata ma się nie pokazywać na większych robotach, żeby nie odstraszać klientów. I że dopóki coś z tym nie zrobi to obcina mu pensję o 3 dolce na godzinę. Spojrzałem więc fachowym okiem na całokształt. I przyznam się szczerze, że nie mogłem się powstrzymać od śmiechu. Tata wyglądał bowiem jak łysiejąca hiena. Z przodu fryzura była prawie nietknięta, za to na wysokości uszu zaczynał się istny Madagaskar. Nagła pionowa krecha oddzielała nietknięty teren dziewiczy od miejsc, w których tego ranka próbowałem wyciąć wszystko w pień. Cały tył był w cętkach i jasnych plackach, co było efektem strzyżenia przy różnych, niekoniecznie przemyślanych, ustawieniach brzytwy. I gdzieniegdzie jeszcze na tym wykarczowanym karczku pojawiał się samotny, siwiejący już lok. Każda część głowy wyglądała jak z innej bajki. Typowa Fryzura na Cebulę, bo od samego patrzenia chce się ryczeć. Normalnie klasyka polskiego horroru. Włosy same stawały dęba ;-)

Ale mimo iż krztusiłem się ze śmiechu, trzeba było pójść teściowi na ratunek. W sumie to byłem wzruszony, że znowu zwrócił się do mnie. Ali, która oferowała swoje usługi, powiedział, że może trenować sobie na kotach albo psach i był na Nią normalnie obrażony. Więc nie pozostało mi nic innego jak spróbować raz jeszcze.

Wziąłem się do pracy i już po chwili miałem "fach w ręku". Potrenowałem różne ustawienia na terenach dziewiczych i dalej już poszło jak z płatka. Wyrównałem co trzeba, upewniłem się, że wszystko wygląda w miarę spójnie i z daleka i z bliska i w sumie byłem z siebie naprawdę zadowolony. Fryz nie jest może zbyt wyszukany, ale - jak zauważył sam tata - wygodny jak na tę porę roku. No a najważniejsze jest to, że tata wcale nie zraził się tym doświadczeniem i już planuje zakup takiej maszynki (ok $40). Na razie brak jest spekulacji na temat kto będzie kontynuował moje chlubne tradycje. Daję głowę, że nie będzie to Ala ;-)



2 komentarze

Avec pisze...

Masakra:)

PT Sport pisze...

Ano masakra Ewciu, ale naprawde bylo warto! ;-)

Obsługiwane przez usługę Blogger.