A lot going on, but nothing beats being a Daddy again!
W końcu zacząłem pisać bloga. To znaczy nie tyle co zacząłem, co tym razem faktycznie się za to wziąłem, bo zaczynać to zaczynałem chyba z pięćdziesiąt razy. Ale to już nieważne. Ważne że pierwszy wpis mam już niemalże za sobą i pozostaje mieć tylko nadzieję, że nie będzie to słomiany zapał...
Zdecydowałem się pisać po polsku, bo zawsze lubiłem pisać w tym języku. Nie wykluczam, że niektóre wpisy mogą zaistnieć w języku Szekspira, ale jak na razie to Mickiewicz jest mi zdecydowanie bliższy ;-) I niech już tak zostanie...
Wybór języka był właściwie jedyną niewiadomą, bo na niedobór tematów do opisywania naprawdę nie mogę narzekać: minął prawie rok od powrotu do Stanów i czas na jakieś podsumowania. Ala właśnie zaczęła swoje "residency" i chciałbym tu utrwalić jej szpitalne perypetie, stawianie pierwszych kroczków jako lekarz, bo raczej na pewno biedactwo nie znajdzie na to czasu. To samo tyczy się Idusinych początków w amerykańsko-polskim przedszkolu. Euro 2008 jest na etapie półfinałów i warto wspomnieć o emocjach i rozterkach, które budzi we mnie ten ciekawy, pełen niespodzianek turniej. Ale zdecydowanie najważniejszą aktualnością w moim/naszym życiu jest to, że jeśli Pan Bóg da - za parę miesięcy będziemy znowu mieli dzidziusia!!!
O OJCOSTWIE/OJCOWSTWIE* W DZIEŃ OJCA czyli Siku na Patyku:
Mogę nie wiedzieć jak to się pisze, ale wiem doskonale jak to się czuje. Tym razem dowiedziałem się o tym w dzień ojca (najlepszy prezent ever ;-) - czyli tydzień temu i jeden dzień, zaraz po moim powrocie z Euro 2008. Moja radość była niesamowita: serce znowu zabiło bardzo szybko - tak jak za pierwszym i drugim razem. Zastrzyk adrenaliny na moment sprawił, że zmęczone podróżą i lotem z Amsterdamu ciało poczuło się jak w stanie nieważkości. Tym razem nie było tej podniecającej niepewności (jak w 2005) czy eksplozji radości (jak w ub. roku), ale w dalszym ciągu radość była wielka. Tym razem nie było uspakajającego papierosa czy nowojorskiej celebracji przy sushi. Był za to długi i serdeczny hug i ciche przyrzeczenie, że zrobię wszystko, żeby tym razem było dobrze. Znowu zadbam o Alę, znowu będę jej wyciskał świeże soczki, wyręczał ją w domowych obowiązkach, cierpliwie znosił huśtawki nastrojów i był przy niej wtedy kiedy będzie mnie najbardziej potrzebowała. Tylko tyle (a może i aż tyle) mogę i jestem w stanie zrobić.
Nasze maleństwo ma 7 tygodni. Ala podsyła mi linki, żebym trochę poczytał o tym co się dzieje z jej ciałem na zewnątrz, a także i w środku. Maleństwo w przeciągu tygodnia "dramatycznie urosło" od rozmiaru groszku do rozmiaru jagódki. To dobrze, bo my wszyscy lubimy jagódki, a szczególnie Idusia ;-) Jako tata mam za zadanie pilnować tego, żeby Ala była "nawodniona" i żeby w jej otoczeniu nigdy nie zabrakło krakersów (właśnie tego się przed chwilą dowiedziałem z tych artykułów online). Na szafce nocnej znowu pojawiły się suplementy ciążowe, Ala zaczyna narzekać na rosnące piersi (w przeciwieństwie do mnie ;-), drażnią ją zapachy, szybciej się męczy. Te znajome już dla nas znaki bardzo nas cieszą (choć na razie chyba bardziej mnie niż Alę, ale to się wyrówna w drugim trymestrze ;-) i między innymi dlatego tym razem nie czekaliśmy z wyjawieniem Światu tajemnicy. Ali rodzice wiedzą od tygodnia, moi od wczoraj. Nie chciałem robić tego od tak sobie, przypadkiem, "as-a-matter-of-factly", chciałem, żeby to miało jakąś wartość, więc czekałem do... wczorajszego meczu i momentu, w którym Fabregas pokonał Buffona. Cała nasza oglądająca mecz ekipa (Ida, Ala, mój tata, Mariolka, Jarek i teściowie) kibicowała piłkarzom z półwyspu Iberyjskiego, więc kiedy zaraz po ostatnim karnym wręczyłem mojemu tacie test ciążowy Ali oznajmiając, że mamy jeszcze jeden powód do radości oszaleliśmy niczym Hiszpanie w Madrycie ;-) Niby "siku na patyku", a tyle frajdy! Moja mama dowiedziała się nieco później i niestety przez telefon, ale to tylko dlatego, że jest pracoholiczką i zamiast oglądać mecze w niedzielę woli iść do pracy ;-)
Co na to wszystko Idusia? Na razie jesteśmy ostrożni i będziemy ją powoli zaznajamiać z sytuacją, ale zapytana wprost powiedziała wczoraj, że chciałaby mieć braciszka. Smart girl - wie, że gdyby to była siostrzyczka to musiałaby się z nią wszystkim dzielić, a tak w dalszym ciągu gadżety z Ariel i cała różowa garderoba będą wyłącznie do jej dyspozycji ;-) Nie ma jak dokładnie wiedzieć czego się chce i dlaczego! A jak już przy Idusi to oto jej najświeższe zdjęcie z wczorajszej eskapady do Zoo w West Orange. Z tyłu szczęśliwa mamusia!
którego miałam pocałować?"
(kliknij, aby powiększyć)
O ROK STARSZYM SZWAGRZE, czyli Prezio on Tour II?:
Kończąc dzisiejsze premierowe wypociny chciałem życzyć szwagrowi Dewerze wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, a nade wszystkim tego, żeby Polska reprezentacja (z Rokerem Perejrą, Obraniakiem i Arboledą w składzie) zakwalifikowała się do MŚ 2010 w RPA. A jeśli nie to przynajmniej niech załapią się tam Stany (co jest bardziej prawdopodobne - w III-ciej rundzie kwalifikacji pokonali w dwumeczu Barbados 9:0 z Danielem Szetelą - Polakiem z Clifton, co to nie chciał grać z orzełkiem na piersi - w składzie), bo będzie wtedy szansa na powtórzenie "Prezio on Tour". Rakija Rules!
* niepotrzebne skreślić
Leave a Comment