SPORT, WYWIADY, POLONIA

NFL: Mędrzec z Oakland: Gra dla Polski na Igrzyskach Olimpijskich? Czemu nie!

W NFL panuje opinia, że na pozycji centra powinni występować gracze o ponadprzeciętnej inteligencji. Opinię tę niedawno potwierdził w rozmowie z quarterback.pl Gino Gradkowski z Baltimore Ravens, a teraz gruntuje ją inny center polskiego pochodzenia, Stefen Wisniewski. Z 24-letnim "Mędrcem z Oakland" o jego karierze, pochodzeniu i planach na przyszłość rozmawiał w Nowym Jorku Tomek Moczerniuk.

Stefen, urodziłeś się 24 lata temu w Pittsburghu, w rodzinie z wielkimi futbolowymi tradycjami. Czy Twój ojciec Leo od razu ubrał cię w śpiochy z logiem Penn State Nittany Lions?

S.W. (śmiech) Można tak powiedzieć! Zadbał o to nie tylko mój ojciec, ale i wujek Steve Wisniewski. Obaj – oprócz niezłego dorobku w Penn State – z powodzeniem grali w NFL. Dlatego odkąd pamiętam, wszystko u nas obracało się wokół futbolu. Ojciec, który występował przez kilka sezonów w Indianapolis Colts zabierał mnie na mecze Lions, a wujek, który ośmiokrotnie zagrał w Pro Bowl obdarowywał mnie ubraniami ze srebrno-czarnymi naszywkami jego klubu Oakland Raiders. Czasem też załatwiał bilety na mecze Najeźdźców, więc od małego kibicowałem obu organizacjom.

Nic więc dziwnego, że poszedłeś w ich ślady i po solidnych występach w liceum kontynuowałeś grę w Penn State. Tam od razu wywalczyłeś miejsce w pierwszym składzie i nie oddałeś go aż do końca. Czy panowie Wisniewski obserwowali Twoją karierę akademicką pod kątem swoich osiągnięć?

S.W. Dokładnie tak było. Tata i wujek byli bardzo dumni, kiedy okazało się, że z marszu będę grać w podstawowym składzie. Wujek, który także grał jako guard, obserwował moje postępy i porównywał je z grą za jego czasów. Taka analiza często wypadała na moją korzyść, bo mówił, że np. w drugim i trzecim roku rozwinąłem się dużo bardziej niż on.

Program futbolowy w Penn State do niedawna należał do najlepszych w kraju. W ciągu czterech lat udało się Tobie zagrać w czterech meczach o prestiżowe trofea (tzw. Bowl Games – przyp. TM) przeciwko innym znanym uczelniom i wygrać dwa z nich. Ale oba tytuły musiano Wam zarekwirować po tym, jak na jaw wyszedł skandal z Jerrym Sanduskym w roli głównej. Jak oceniasz to, co stało się w Twojej szkole?

S.W. To, co się wydarzyło, było naprawdę smutne. Sandusky sprawił, że pojawił się problem, który przesłonił wszystko inne. Jako absolwenta uczelni, z której jestem dumny, bardzo mnie to bolało. Ale z drugiej strony cieszyłem się z tego, jak szybko nasz program i zespół się odradza. W ubiegłym roku chłopcy, z którymi przecież jeszcze niedawno grałem, dali z siebie wszystko i mimo całego ognia krytyki, który na nich spadł, udało im się rozegrać świetny sezon. Wiele w tym zasługi trenera Billa O'Briana. Wspieram Penn State całą duszą i wierzę, że w przyszłości znowu będą silni.

A co z innym trenerem, Joe Paterno? Czy to, że ten legendarny szkoleniowiec przez lata ukrywał prawdę o pedofilskich wyczynach Sandusky'ego zmieniło Twój stosunek do niego?

S.W. Jeśli chodzi o mnie, niewiele się zmieniło. To był wspaniały trener i równy facet. Czy był tak idealny jak go postrzegano z zewnątrz? Na pewno nie, i my, będąc blisko niego, zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Niesamowite osiągnięcia szkoleniowe wytworzyły wokół niego nieskazitelną aurę. Ale my wiedzieliśmy, że i jemu przytrafiają się błędy, i że do bohatera mu naprawdę daleko.

Kiedy to wszystko wyszło na jaw, byłeś już w NFL. Powiedz, co czułeś, kiedy zostałeś wybrany z nr 48 w drugiej rundzie draftu przez Raiders – klub, w którym tak wiele osiągnął Twój wujek?

S.W. Jak już wspomniałem, od dziecka kibicowałem Raiders. Wujek dbał o to, abym miał ich ciuchy i gadżety oraz zabierał mnie na mecze. Dlatego kiedy w dniu draftu zadzwonił telefon i usłyszałem jego głos – bo był on wtedy asystentem trenera od linii ofensywnej – nie posiadałem się ze szczęścia. Wyobraź sobie, że będziesz grać w ulubionej drużynie i na dodatek będzie cię trenować legendarny wujek. Niesamowite, prawda? A jednak to wszystko mi się przytrafiło! Nic dziwnego, że byłem wtedy mega podekscytowany.

Legendarny wujek grał w Oakland z nr 78. Po drafcie mogłeś wybrać ten numer, ale wolałeś zostać przy 61, z którym grałeś w Penn State. Dlaczego?

S.W. Mam dla wujka wielki szacunek, totalny można rzec, ale ja jestem Stefen, a nie Steve Wisniewski. Jestem dumny z jego osiągnięć, i on o tym wie, ale nie chcę być wiecznie bratankiem sławnego wujka. Chcę wyjść z jego cienia i dopisać kolejny rozdział do naszej futbolowej rodzinnej biografii. Zamierzam zrobić to po swojemu.

Możesz mieć na koszulce inny numer niż wujek, ale w dalszym ciągu wśród kibiców Raiders będziesz znany jako "Wiz II" (nazwisko 'Wisniewski' wymawiane w Ameryce jest jako "Łyzniełsky" – przyp.TM). Jak już wspomniałeś, ten pierwszy Wiz trenował Cię w trakcie Twojego pierwszego sezonu w Raiders. Żałujesz, że nie ma go już w sztabie szkoleniowym?

S.W. Bardzo. To było niesamowite mieć go za trenera, był w tym świetny. Jego doświadczenie z lat gry w NFL sprawiło, że miał niesamowitą wiedzę na temat każdej pozycji w linii ofensywnej, którą bez problemu przekazywał nam. Urodzony nauczyciel. Ja też korzystałem, bo często pracował ze mną indywidualnie, przed treningami i po nich. Nauczyłem się od niego wiele i bardzo mi go brakuje.

"The Wiz" po angielsku oznacza także "mędrca", co chyba pasuje do Ciebie. Na studiach miałeś bowiem średnią bliską ideału (3.91 w skali czterostopniowej – przyp. TM), przez 3 lata trafiałeś do elitarnego grona ESPN Academic All-Americans. Chyba niewielu jest sportowców, którzy mają tak poukładane w głowie i mogą się pochwalić takimi osiągnięciami?

S.W. (śmiech) To prawda! Aby osiągnąć sukcesy i w sporcie, i w szkole, musiałem zawsze być bardzo zdyscyplinowany. Inaczej ciężko byłoby mi godzić treningi i wyjazdy na mecze z lekcjami i testami. Mi się to udało jak mało komu, bez uszczerbku na wynikach. W Penn State spotkałem tylko kilka osób, które miały podobny stosunek do życia. Jedną z nich był John Urshell, który – jako, że gra tam jako guard – był moim "podopiecznym". Z tego co słyszałem, John po trzech latach studiów ma maksymalną notę 4.0. Czyli ma szansę być lepszym niż ja.

Studiowałeś Secondary Education (odpowiednik polskiego nauczania ponadgimnazjalnego – przyp. TM), jednak zamiast uczyć nastolatków w liceum dajesz szkołę dorosłym facetom na boisku. W Twoim pierwszym sezonie graliście nieźle, ale nie udało się Wam wejść do playoffs. W następnym zastąpiłeś Samsona Satele na pozycji centra, ale okazaliście się lepsi tylko od trzech drużyn. Dlaczego zamiast lepiej było gorzej?

S.W. Ciężko wskazać jeden powód. Zbyt dużo było rzeczy, które poszły nam nie tak. Zarówno w ataku, jak i w obronie graliśmy słabo. Nie gram w obronie, dlatego nie chcę się wypowiadać na ten temat, ale przeciwnicy zbyt łatwo i zbyt często zdobywali punkty. W ataku graliśmy mało "na ziemi", a przecież akcje biegowe często przynosiły nam punkty w 2011 roku. Nasz quarterback Carson Palmer dużo podawał i szło mu nieźle, ale kiedy grasz "górą", jesteś narażony na przechwyty oraz sacki. To wszystko sprawiło, że nie wykonaliśmy zamierzonego kroku naprzód.

W nadchodzącym sezonie wszystko będzie jednak nowe. Czy uważasz, że nowy trener, nowy quarterback i cała grupa pozyskanych graczy sprawią, że w końcu przerwiecie pasmo 12 lat bez awansu do playoffs?

S.W. Tak myślę. Świeża krew była nam potrzebna. Uważam, że w obecnym gronie możemy zacząć wygrywać nie tylko od czasu do czasu. Pracujemy teraz nad tym, aby jak najszybciej wdrożyć w życie nową strategię gry naszego coacha Tony'ego Sparano. Bardzo mi się ta strategia podoba. Z rozgrywającym Mattem Flynnem jeszcze nie trenowałem, ale jestem przekonany, że da sobie radę.

Wasza drużyna może nie być najlepsza w lidze, ma za to najwspanialszych fanów. Powiedz, co jest bardziej niesamowite: gra na Beaver Stadium przy 109 tysiącach ryczących "We Are" kibiców Penn State czy też na wypełnionym po brzegi srebrno-czarnym Colliseum w Oakland?

S.W. Piekielnie trudne pytanie. Nie wiem, czy potrafię wskazać zdecydowanego faworyta. Atmosfera wytwarzana przez fanów Lions oraz SB Nation jest równie wspaniała, różnice są nieznaczne. Jestem szczęściarzem, że było mi dane grać dla fanów obu tych drużyn. Doświadczenia z boiska są naprawdę spektakularne.

SB Nation jest z wami na dobre i złe. Jednak od 2002 r. wystawiacie fanów na ciężkie próby. Wtedy Oakland po raz ostatni grało w Super Bowl, a jedynym graczem z tamtej ekipy jest wasz kopacz, Sebastian Janikowski. To świadczy o jego wieku, ale czy noga Sebastiana nadal jest tak sprawna jak przed laty?

S.W. Człowieku! Noga “Seabassa” wciąż ma potężnego kopa! Dwa lata temu bez problemu kopnął z 63 jardów i wyrównał rekord NFL. W ubiegłym roku radził sobie z ponad 50-jardowymi kopnięciami, a na treningach widzimy jak strzela bomby z 65 jardów. On wciąż ma ten talent, z którego słynie!

Oprócz niewątpliwego talentu Janikowski ma także polskie pochodzenie. Podobnie jak Ty. Czy kiedykolwiek rozmawialiście na ten temat?

S.W. Nie. Sebastian czasem mówi coś po polsku, ale – mimo iż brzmi to ciekawie – niestety, nic z tego nie rozumiem. Polakiem jestem w połowie i nie wiem zbyt wiele na temat mojego pochodzenia. Wiem, że imię nadano mi na cześć świętego Stefana. Co do nazwiska, nie mam najmniejszego pojęcia, co może oznaczać. Może ty mi to wytłumaczysz?

Wisniewski pochodzi od "wiśni" czyli "cherry", i jest to dosyć popularne nazwisko w Polsce. Takie samo ma na przykład Seweryn Wiśniewski, który w ubiegłym roku grał w Devils Wrocław i był w szerokiej kadrze Polski na mecz ze Szwecją. A może i Ty chciałbyś kiedyś zagrać w polskiej lidze albo w kadrze Polski? Na przykład na Igrzyskach Olimpijskich?

S.W. To w Polsce też grają w futbol? Nie miałem o tym pojęcia. Ale to świetnie, że tak się dzieje! Na pewno gra na Igrzyskach byłaby wspaniałym przeżyciem. Dlatego jeśli zgłosi się po mnie reprezentacja Polski, rozważę tę propozycję bardzo poważnie.

A co z grą w polskiej lidze, gdzie występuje kilku zawodników z przeszłością w NFL?

S.W. Moja przygoda z NFL dopiero się zaczyna. Ciężko mi powiedzieć, jak długo będę w niej grać. Na razie nie myślę o tym, co będę robić pod koniec kariery. Chociaż wiem, że kiedy zawieszę buty na kołku, wrócę do mojej pasji akademickiej. Kiedyś myślałem o tym, żeby być kościelnym ministrem, bo dużo udzielam się w kościele i wyjeżdżałem nawet na misje do Dominikany. Ale lubię też pracę z młodzieżą, dlatego pewnie zostanę nauczycielem i trenerem futbolu w High School.

Tomek Moczerniuk, 7 maj 2013, Nowy Jork

Stefen Wisniewski w pigułce:
Pozycja: Guard, Center
Klub: Oakland Raiders
College: Penn State Nittany Lions
Numer: 61
Urodzony: 22 marca 1989 r. w Pittsburghu
Rodzice: Cindy i Leon Wisniewski (Bridgeville, PA)
Rodzeństwo: siostra Sarah
Draft: 2011, druga runda, #48
Wzrost: 6'3 (191)
Waga: 307lb (139kg)

Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.