SPORT, WYWIADY, POLONIA

MLS: Kanada rządzi na Wschodzie, Galaxy za burtą

Nie udało się żadnej z dwóch nowojorskich drużyn awansować do finału konferencji Wschodniej MLS. Zarówno Red Bulls jak i NYC FC pogrzebali swoje szanse w rozegranych na własnych śmieciach rewanżach. O historyczny prymat w MLS East powalczą więc dwie kanadyjskie ekipy. Na Zachodzie natomiast z marzeniami o 6. koronie pożegnali się fani LA Galaxy, którzy ulegli po rzutach karnych Rapids. Przeciwnikiem Colorado w ostatniej rundzie przed MLS Cup będą Seattle Sounders.

Finał nie dla Nowego Jorku

W ubiegły weekend rozegrano spotkania rewanżowe półfinałów obu konferencji w MLS. Na Wschodzie z dwóch uczestniczących w tej fazie playoffs drużyn z Nowego Jorku większe szanse na awans dawano Red Bulls, którzy co prawda ulegli w pierwszym meczu Montrealowi Impact 0:1, ale wobec świetnej i skutecznej gry na Red Bull Arena w sezonie zasadniczym strata ta z pewnością nie wydawała się być poza ich zasięgiem. Tym bardziej, że chłopcy Jesse Marscha jeszcze nigdy nie przegrali z Impactem u siebie.

Rozpoczęło się zgodnie z planem czyli od wysokiego pressingu w wykonaniu gospodarzy, którzy już w 20.min wywalczyli rzut karny. Evan Bush sfaulował Gonzalo Verona, ale chwilę później zrehabilitował się w pięknym stylu broniąc uderzenie Sashy Kljestana. Pomocnik kadry USA był największym pechowcem meczu, bo kilka minut potem otrzymał bolesne uderzenie w nos, którego opatrywanie trwało ponad 10 minut.

Największym szczęśliwcem był za to Ignacio Piatti. Argentyńczyk w 51.min ośmieszył Chrisa Duvala i potężnym uderzeniem nie dał żadnych szans Luisowi Roblesowi. Nie mający nic do stracenia Bulls zaatakowali ze zdwojoną siłą, ale z dośrodkowań Kljestana nic prócz niewielkiej dawki strachu nie wynikało. Dopiero w 77.min po akcji Daniela Royera prawą stroną do siatki Busha trafił Bradley Wright-Phillips, ale był to łabędzi śpiew. Gospodarzy dobił w 89.min Piatti, który wykorzystał dokładne podanie od Didiera Drogby. Piatti mógł w doliczonym czasie zaliczyć jeszcze asystę, ale strzał Dominica Oduro zablokował - najprawdopodobniej ręką - Danielle Perrinelle.

Montreal Impact po raz pierwszy więc ograł Red Bulls na wyjeździe i - co ważniejsze - awansował do finału Wschodu. Ich przeciwnikiem będą piłkarze Toronto FC, którzy rozbili w puch NYC FC na Yankee Stadium. Wynik 5:0 był najniższym wymiarem kary, a łupem bramkowym podzielili się Sebastian Giovinco, Jozy Altidore oraz Jonathan Osorio. Graczem meczu był autor hat-tricka Giovinco, który był nie do upilnowania przez opieszałych i słabych w przekroju całego sezonu obrońców The City. Najładniejszą bramkę strzelił znajdujący się w świetnej formie Jozy Altidore, co ucieszyło Jurgena Klinsmanna, który powołał napastnika o haitańskich korzeniach na dwumecz z Meksykiem i Kostaryką w ramach el. MŚ.

Podopieczni Patricka Vieiry byli tylko tłem dla świetnie przygotowanych do starcia graczy z prowincji Ontario. Zastępujący Josha Saundersa Erik Johansen w bramce spóźnił się przy trzech interwencjach. Obrona przypominała szwajcarski ser, a pomoc - z weteranami Frankiem Lampardem i Andreą Pirlo - po prostu nie nadążała za Michaelem Bradley'em i Armando Cooperem. Największe nadzieje gospodarzy: Jack Harrison i Khiry Shelton zagrali bez błysku i to po ich stratach - gdzie wykładali wręcz piłki gościom - padły bramki numer 1 i 4. Osamotniony z przodu David Villa starał się jak mógł, ale rozgrywający świetną partię Drew Moor znakomicie odczytywał jego zamiary i intencje.

Większość z 28 tys. widzów opuszczało więc stadion w minorowych nastrojach, bo NYC FC czeka gruntowna przebudowa. Raczej na Yankee Stadion nie powróci Lampard, nie wiadomo czy zarząd przedłuży kontrakt z Vieirą, który wykonał świetną pracę od porażki 0:7 z Red Bulls, ale w dwumeczu z Toronto zarzucano mu zbyt asekuracyjną grę w pierwszym spotkaniu. Powody do radości miała tylko kilkusetosobowa grupa z Toronto, która już nie może doczekać się pierwszego, wewnątrz-kanadyjskiego finałowego starcia.

Nie będzie potrójnej korony, co dalej z Galaxy?

Na Zachodzie zgodnie z oczekiwaniami FC Dallas nie udało się odrobić trzybramkowej straty z pierwszego meczu z Sounders w Seattle. Co prawda w 25.min Tesho Akindele wlał w serca miejscowych kibiców trochę nadziei, ale w 54.min złudzeń pozbawił ich najlepszy zawodnik drugiej części rozgrywek w MLS Nicolas Lodeiro. Na otarcie łez do siatki gości trafił jeszcze Maxi Urruti, ale to było wszystko na co było stać grających bez Mauro Diaza chłopców Oscara Parejy, którzy tym samym pożegnali się z marzeniami o potrójnej koronie (wcześniej sięgnęli po Puchar USA i Supporters' Shield).

Goście, na których dwa miesiące temu wszyscy postawili krzyżyk (fatalna forma, strata Clinta Dempsey'a, zwolnienie trenera) wywalczyli trzeci awans do finału konferencji w ostatnich 5. latach. Dowodzeni w playoffs przez Lodeiro (3 gole), Nelsona Valdeza (2 trafienia) i Jeovina Jonesa (3 asysty) w finale Zachodu nie będą bez szans, ale pokonanie najrówniej grającej w tym roku ekipy z Colorado będzie bardzo trudnym zadaniem.

Rapids, po porażce 0:1 w Los Angeles, w rewanżu odrobili straty w 36.min po przepięknej bramce albańskiego internacjonała Shkelzena Gashi (cudowny strzał z ponad 30. metrów). Do końca meczu i dogrywki więcej goli już nie padło, dlatego o awansie zadecydowały rzuty karne, w których znów zabójczo skuteczni byli piłkarze gospodarzy. Kevin Doyle, Sebastian Le Toux i Marco Pappa wykorzystali wszystkie swoje próby, natomiast w Galaxy tylko Steven Gerrard trafił do siatki. Piłka po strzale Gio dos Santosa poszybowała nad poprzeczką, a uderzenia Ashley Cole'a i Jeffa Larentowicza obronił Tim Howard. Legendarny bramkarz udowodnił nie tylko, że zna swój fach, ale wywalczył sobie tym samym miejsce pomiędzy słupkami w prestiżowym starciu kadry z Meksykiem, które otworzy ostatnią rundę el. do Mundialu w Rosji.

Galaxy odpadli z playoffs w mizernym stylu i znajdują się w podobnej sytuacji co NYC FC. Kontrakty kończą się zarówno Robbie Keane'owi i Steve Gerrardowi (co ciekawe żaden z nich nie wystąpił w decydującym meczu od początku), a ich najgroźniejszą opcją z przodu był w końcówce 35-letni Alan Gordon. O ich problemach i desperacji świadczył fakt ściągnięcia z emerytury Landona Donovana, który w meczu z Colorado nabawił się kontuzji i wciąż nie wiadomo, czy zobaczymy go na boisku w 2017. Nie wiadomo też czy na ławce zobaczymy Bruce Arenę, który prowadzi zespół od 2008 roku.

Wiadomo za to, że w finale Zachodu zobaczymy Sounders i Rapids. Pierwsze mecze 22 listopada, rewanże 27. i 30. listopada. Wielki finał odbędzie się 10 grudnia.

MLS Playoffs, półfinały konferencji:
Rewanże:
NY Red Bulls - Montreal Impact 1:2 (B. Wright-Phillips 77' - Piatti 51' 89'), pierwszy mecz 0:1, awans: Montreal
NYC FC - Toronto FC 0:5 (Giovinco 6' 20'k 90' Altidore 30' Osorio 50'), pierwszy mecz 0:2, awans: Toronto
FC Dallas - Seattle Sounders 2:1 (Akindele 25' Urruti 56' - Lodeiro 54'), pierwszy mecz 0:3, awans: Seattle
Colorado Rapids - LA Galaxy 1:0 (Gashi 36'), pierwszy mecz 0:1, rzuty karne: 3:1, awans: Colorado

Finał MLS East:
22 listopada: Montreal Impact - Toronto FC
30 listopada: Toronto FC - Montreal Impact

Finał MLS West:
22 listopada: Seattle Sounders - Colorado Rapids
27 listopada: Colorado Rapids - Seattle Sounders

Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.