SPORT, WYWIADY, POLONIA

MLS: Red Bulls Mission impossible

Jones i Lyuindula (w środku) byli pierwszoplanowymi aktorami niedzielnego widowiska. Foto: Danny Blanik
Mimo fenomenalnej gry w pierwszej połowie nie udało się Red Bulls Nowy Jork nawet zremisować z New England Revolution w rozegranym w niedzielę pierwszym spotkaniu finału Konferencji Wchodniej MLS. W sobotę rewanż, który Byki muszą wygrać 2:0, co - w perspektywie absencji Bradley'a Wright-Phillipsa - wygląda na misję piekielnie ciężką do zrealizowania.

W pierwszej części piłkarze obu drużyn uraczyli komplet widzów świetnym spektaklem. Tempo było bardzo wysokie, akcje przenosiły się z jednej bramki pod drugą, a obaj bramkarze mieli sporo roboty. Już w 4.min po dośrodkowaniu Kelyna Rowe z rzutu wolnego głową strzelał Jermaine Jones, ale Luis Robles nie dał się zaskoczyć. 3 minuty później Bradley Wright-Phillips uruchomił pędzącego prawą flanką Lloyda Sama, jednak strzał Anglika był zbyt słaby i padł łupem Bobby Shuttlewortha.

W 17.min najlepszy na boisku Jones otrzymał podanie w środku pola od swojego kolegi z reprezentacji Lee Nguyena. Zszedł na prawą flankę i zagrał do Teala Bunbury. 24-latek niemiłosiernie ograł Ambroise Oyongo i huknął z lewej nogi wprost w okienko bramki gospodarzy. Red Bull Arena zamilkła, ale tylko na chwilę, bo gracze Mike'a Petke zaatakowali ze zdwojoną siłą. Nikt nie odstawiał nogi, trzeszczały kości, a pojedynki między Thierrym Henry i Jonesem oraz Jamesonem Olave i Charliem Davisem były naprawdę bezpardonowe. Co chwila któryś z graczy padał na murawę, a sędzia musiał studzić zapały piłkarzy żółtymi kartonikami, których w sumie pokazał aż 10.

BWP celebruje 31. gola w 2014. Foto: Danny Blanik
W 27.min Red Bulls przeprowadzili zapierającą dech w piersiach akcję uwieńczoną wyrównującym golem. Najpierw Ibrahim Sekgaya wślizgiem zabrał piłkę szarżującemu Bunbury'emu i leżąc odegrał ją do Oyongo. Młody Kameruńczyk zrehabilitował się za defensywną wpadkę, ograł Scotta Caldwella i zagrał prostopadłą piłkę w pole karne Revolution. Henry sprytnie przepuścił piłkę, do której dopadł wychodzący na czystą pozycję Peguy Lyuindula. Francuz najpierw trafił w bramkarza, a potem - z trudnej pozycji leżącej - w poprzeczkę. Mimo obecności obrońcy najszybciej zareagował Wright-Phillips, który z bliska głową wpakował piłkę do siatki.

Dla BWP był to już 31. gol w roku i 4. w playoffs, ale jeszcze przed przerwą Anglik zmarnował kapitalną okazję do podwojenia swojego dorobku meczowego. Rozgrywający świetną partię Eric Alexander wypatrzył na lewej flance Henry'ego, który miękko i dokładnie wrzucił piłkę wprost na głowę nieobstawionego Wright-Phillipsa. Ku rozpaczy fanów miejscowych BWP w fatalnym stylu posłał piłkę nad poprzeczką.

W drugiej części tempo gry nieco spadło, ale Red Bulls w dalszym ciągu szukali bramek. W 52.min po kolejnej akcji Alexandra Henry uderzył z kilkunastu metrów, Shuttleworth odbił piłkę wprost na nogę nadbiegającego Sama, który z niewytłumaczalnych powodów nie trafił w bramkę. W 58.min Sam i BWP przeprowadzili koronkową dwójkową akcję zakończoną kąśliwym strzałem tego drugiego, który jednak nie zaskoczył golkipera gości. Dwie minuty później Henry - dla którego mógł to być ostatni mecz w barwach Red Bulls - z rzutu rożnego ładnie obsłużył Daxa McCarty, ale ten strzelił wprost w ręce Shuttlewortha.

Walka była ostra i bezpardonowa. Foto: Danny Blanik
Nieskuteczność gospodarzy po raz kolejny dała im się we znaki, bo w ostatnich 20.min do głosu ponownie zaczęli dochodzić goście. W 72.min po ładnie wykonanym rzucie rożnym przed Roblesem znalazło się aż trzech piłkarzy New England, ale bramkarz Red Bulls zdołał jakimś cudem odbić piłkę po strzale Daviesa, a dobitka Jonesa z dwóch metrów przeleciała nad poprzeczką. Sygnał ostrzegawczy dla miejscowych nie zadziałał i w 85.min dali się zaskoczyć zabójczą kontrą. Po podaniu od Chrisa Tierney'a do piłki doszedł Nguyen, który przebiegł z nią kilka metrów i puścił w uliczkę Bunbury'ego. Ten mógł strzelać, ale dostrzegł wbiegającego na 5. metr Jonesa. Nastąpiło zagranie wzdłuż bramki, Jones dostawił nogę i piłka zatrzepotała w siatce.

Mimo ambitnych prób gospodarzom nie udało się doprowadzić do wyrównania. Porażka u siebie znacznie okroiła ich szanse na awans, bo ten trzeba będzie teraz wyszarpać w jaskini lwa - na Gillette Stadium, gdzie Revs wygrali 9 z ostatnich 10. spotkań. Zadanie o tyle trudne, że w szeregach nowojorczyków zabraknie pauzującego za żółte kartki BWP, a Henry będzie zmuszony do gry na sztucznej nawierzchni. Jedynym pocieszeniem dla Byków jest fakt, że już raz pokonali w tym sezonie Revolution z dala od domu. 8 czerwca wywieźli z Gillette Stadium wynik 2:0 po golach Alexandra i Luyinduli. Powtórka tego rezultatu dałaby im upragniony awans do drugiego w historii klubu finału MLS. Będzie piekielnie ciężko, ale dopóki piłka w grze...

23 Listopad 2014, 14:00
MLS Cup Playoffs
Eastern Conference Championship: Pierwszy mecz
Red Bull Arena - Harrison, NJ

New York Red Bulls - New England Revolution 1:2 (1:1)
0:1 - Teal Bunbury 2 (Jermaine Jones 2) 17'
1:1 - Bradley Wright-Phillips 4 (bez asysty) 27'
1:2 - Jermaine Jones 1 (Teal Bunbury 2, Lee Nguyen 2) 85'

New York Red Bulls: Luis Robles, Richard Eckersley, Jamison Olave, Ibrahim Sekagya, Ambroise Oyongo, Eric Alexander (Tim Cahill 76'), Dax McCarty, Lloyd Sam, Peguy Luyindula, Thierry Henry, Bradley Wright-Phillips

New England Revolution: Bobby Shuttleworth, Andrew Farrell, A.J. Soares, Jose Goncalves, Chris Tierney, Lee Nguyen (Andy Dorman 94+'), Scott Caldwell, Jermaine Jones, Teal Bunbury, Kelyn Rowe (Kevin Alston 62'), Charlie Davies(Patrick Mullins 85')

Sędziował: Allen Chapman
Żółte: Soares, Jones, Nguyen, Caldwell - Henry, Sekagya, Eckersley, Wright-Phillips, Alexander, Cahill
Widzów: 25,000

Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.