SPORT, WYWIADY, POLONIA

MLS: Charakterne Byki, czerwony Miazga i dołek Montrealu

Dax McCarty przyjmuje gratulacje od Duvalla chwilę po zdobyciu wyrównującego gola. Foto: Danny Blanik
Kiedy w doliczonym czasie gry pierwszej połowy przy stanie 0:1 z boiska wyleciał Mateusz Miazga wydawało się, że New England Revolution zwycięstwo ma w kieszeni. Tymczasem ambitnie walczące Czerwone Byki odrobiły stratę w drugiej części i ostatecznie pokonały New England Revolution 2:1. Szczęście nie dopisało drużynie Krzysztofa Króla Montrealowi Impact, która doznała 5. porażki z rzędu.

Po dwóch z rzędu kompletach widzów oklaskujących Arsenal Londyn i Bayern Monachium w ubiegłym tygodniu tym razem na Red Bull Arena zasiadło nieco ponad 20 tys. fanów. Mieli oni nadzieję, że ich pupile pokonają rywala zza miedzy i awansują jego kosztem w tabeli. Gracze z Bostonu, którzy świetnie weszli w sezon, ostatnimi czasy spisywali się fatalnie i serię 8 porażek z rzędu przerwali dopiero w środę pokonując u siebie Colorado Rapids 3:0.

Początek spotkania należał do gości. Już w pierwszych minutach Luis Robles musiał udowodnić, że zna swój fach broniąc strzały A.J. Soaresa i Andrew Farrella. W 20.min Teal Bunbury wrzucił piłkę w pole karne, ta odbiła się od obrońcy i spadła tuż przed bramkę Red Bulls, gdzie niepilnowany Charlie Davies wpakował ją do siatki.

Zaskoczeni takim obrotem sprawy gospodarze ruszyli do natarcia dopiero w końcówce pierwszej części, ale najpierw dobrą sytuację zmarnował Thierry Henry, a potem Bradley Wright-Phillips. W doliczonym czasie gry świetnie spisujący się do tej pory Mateusz Miazga spóźnił się z interwencją i nieprzepisowo zderzył się z szarżującym Lee Nguyenem za co sędzia Allen Chapman prawidłowo wyrzucił go z boiska.

Miazga - do feralnego momentu - rozgrywał naprawdę
dobry mecz. Foto: Danny Blanik
Tego dnia Red Bulls byli jednak nie do pokonania. Już w 2. minucie drugiej części spotkania Eric Alexander dopadł do źle wybitej przez obrońców piłki, wypatrzył Daxa McCarty, który piękną podcinką spoza pola karnego przerzucił Bobby'ego Shuttlewortha i zrobiło się 1:1.

Gospodarze poszli za ciosem i w 63.min po wzorowo wyprowadzonym kontrataku Lloyd Sam znalazł w polu karnym Wrighta-Phillipsa. Anglik złamał do środka i posłał podkręconą piłkę, która odbiła się od słupka i wpadła do siatki. Dla Anglika był to już 18. gol w sezonie.

Pod koniec tego emocjonującego spotkania obie drużyny miały jeszcze po jednej szansie, ale najpierw Peguy Luyindula trafił w słupek po ładnej akcji Henry'ego, a w doliczonym czasie Kevin Alston nie trafił w bramkę po rzucie rożnym.

"Zwycięstwo bardzo mnie cieszy, pokazaliśmy charakter." - powiedział po meczu Mateusz Miazga, który w niedzielę wyleciał do Portland na poniedziałkowy mecz najlepszych wychowanków MLS z Timbers U23 - "To moja pierwsza w karierze czerwona kartka, dobrze, że nie przesądziła o wyniku spotkania."

W najbliższą niedzielę o 20:00 czwarci w szalenie spłaszczonej tabeli MLS East Red Bulls zagrają w Chicago z Fire w kolejnym meczu o 6 punktów. Najbardziej prawdopodobnym wynikiem w tym spotkaniu będzie podział punktów, bo obie drużyny należą do najczęściej remisujących w tym sezonie: Nowy Jork 10, a Chicago aż 13 razy.

MLS Sezon Zasadniczy
Red Bull Arena, Harrison, NJ
2 Sierpnia 2014, 19:00

New York Red Bulls - New England Revolution 2:1 (0:1)
0:1 - Charlie Davies 1 (Teal Bunbury 4) 20’
1:1 - Dax McCarty 2 (Eric Alexander 7) 47’
2:1 - Bradley Wright-Phillips 18 (Lloyd Sam 7) 63’

New York Red Bulls (6-6-10, 28 pkt): Luis Robles, Chris Duvall, Matt Miazga (Ejected 47’+), Ibrahim Sekagya, Roy Miller, Lloyd Sam, Tim Cahill (Eric Alexander 46’), Dax McCarty (Kosuke Kimura 87’), Ambroise Oyongo, Thierry Henry, Bradley Wright-Phillips (Peguy Luyindula 77’)

New England Revolution (8-12-2, 26 pkt): Bobby Shuttleworth, Andrew Farrell, Jose Goncalves, A.J. Soares (Daigo Kobayashi 77’), Kevin Alston, Scott Caldwell, Lee Nguyen, Kelyn Rowe, Steve Neumann (Diego Fagundez 58’), Teal Bunbury, Charlie Davies (Patrick Mullins 58’)

Sędziował: Allen Chapman
Żółte: Davies, Caldwell, Rowe
Czerwona: Miazga
Widzów: 20,862

Montreal w wielkim dołku

Tymczasem drugi Polak występujący w lidze MLS wciąż pozostaje bez zwycięstwa. Po tym jak Krzysztof Król dołączył do Montrealu Impact jego drużyna poniosła pięć porażek z rzędu, choć akurat Polak nie ma sobie nic do zarzucenia. W ubiegłym tygodniu Król, Marco Di Vaio i spółka ulegli na wyjeździe Realowi Salt Lake 1:3 (gol: Camara 31') oraz u siebie Portland Timbers 2:3 (bramki: Romero 13' i Tissot 44'). W sobotę na Saputo Stadium znów triumfowali goście - tym razem z Toronto FC. W pierwszej części ładnego gola strzelił Gilberto (11'), w drugiej trafienie dołożył Luke Moore (54') i komplet punktów powędrował w ręce odwiecznego rywala Impactu. Polak jak zwykle harował na lewej obronie, ale w notesie arbitra zapisał się tylko już trzecią w tym sezonie żółtą kartką, którą zarobił za faul w 32.min.

Przed Montrealem kolejne ważne spotkania - we wtorek pierwszy mecz w Lidze Mistrzów CONCACAF z CD FAS z Salwadoru, a w sobotę ligowa potyczka z Union w Filadelfii. Passa porażek zaczyna zbierać swoje żniwo, w ubiegłym tygodniu z rolą Dyrektora Sportowego pożegnał się odpowiedzialny za transfery Nick de Santis. Wkrótce do zespołu ma dołączyć jego ostatni nabytek Ignacio Piatti. 29-letni argentyński pomocnik ma przed sobą jeszcze finałowe starcia w Copa Libertadores, do których awansowała jego obecna ekipa San Lorenzo.

Tabela MLS East:
1. Sporting Kansas City 22 39 32:20
2. DC United 21 37 32:21
3. Toronto FC 20 29 29:28
4. New York Red Bulls 22 28 35:33
5. Columbus Crew 22 27 26:28
6. New England Revolution 22 26 29:35
7. Philadelphia Union 22 24 34:36
8. Chicago Fire 21 22 28:34
9. Houston Dynamo 21 22 21:40
10. Montreal Impact 21 14 21:39

Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.