SPORT, WYWIADY, POLONIA

Polski Dzień na Red Bull Arena

Ponad 1200 Polaków wzięło udział w pierwszym w historii Polskim Dniu na Red Bull Arena zorganizowanym przez fundację Polonia 4 Kids i Polskich Kibiców Red Bulls. W piękne sobotnie popołudnie stadion mienił się biało-czerwonymi barwami, na boisku grały dzieci z polskich rodzin a na trybunach rozegrała się polska fiesta. Szkoda tylko, że do poziomu nie dostroili się piłkarze gospodarzy, którzy po słabej grze ulegli Chicago Fire 0:2.

Do trzech razy sztuka

Organizacja imprezy trwała trzy miesiące, uzyskanie pozwolenia na jej przeprowadzenie jeszcze dłużej, bo trzy lata. W poprzednich dwóch sezonach pomysłodawca i inicjator akcji Tomek Moczerniuk spotykał się z odmową, jednak w lipcu tego roku okazało się, że do trzech razy sztuka. Przedstawiciele Red Bulls nie mogli odmówić świetnie przygotowanej do tematu delegacji organizatorów w składzie: Konrad Madej (Polscy Kibice New York Red Bulls), Tomasz Deptuła (Nowy Dziennik) i Tomek Moczerniuk (Polonia 4 Kids).

Na spotkaniu za pomocą prezentacji multimedialnej poruszono tematy obcesowego traktowania polskiej grupy etnicznej, która zamieszkuje okolice Nowego Jorku w sile ok. 2 milionów. Mówiono także o entuzjaźmie, spontaniczności i lojalności polskich kibiców jako o inwestycji, w którą warto, a nawet trzeba zainwestować.

Owocem tego spotkania była nie tylko pozytywna decyzja, ale i zatwierdzenie daty akcji przypadającej na 6 Października, kiedy to Red Bulls mieli zmierzyć się z drużyną z innej polonijnej metropolii Chicago Fire.

$4 dla P4K

Innym ważnym ustaleniem było to, że tego dnia polscy kibice mogli wejść na stadion po zakupieniu wejściówki w dyskontowanej cenie $24, z czego $4 miały zostać przekazane powstałej w maju b.r. fundacji Polonia 4 Kids (P4K), której misją statutową jest pomoc materialna i doraźna polskim dzieciom w Polsce i USA. Fundacja oprócz zbiórek pieniędzy organizuje też spotkania towarzysko-oświatowe mające na celu promocję polskiej kultury wśród dzieci polskich emigrantów. W ambitnych planach młodej organizacji skupiającej ludzi z New Jersey, Pensylwanii, Nowego Jorku i Connecticut są także festiwale filmów dziecięcych, konkursy wiedzy o języku polskim, stypendia dla pochodzących z polskich rodzin uzdolnionych dzieci i młodych utalentowanych sportowców.

Mimo młodego wieku Polski Dzień na Red Bull Arena był już trzecią imprezą organizowaną przez P4K, której fundatorzy mają za sobą bagaż doświadczeń związanych z pracą m.in. w Fundacji Mam Marzenie, WOŚPie oraz społecznych akcjach dobroczynnych w USA. Na wiosnę tego roku w Wallington w New Jersey przeprowadzono Polski Wieczór Artystyczny, a z okazji Dnia Dziecka w Polka Deli w Filadelfii odbyła się zbiórka pieniędzy w zamian za serduszka wystawiane w sklepowej witrynie. Dzięki tym akcjom fundacja pomogła już 6-letnim bliźniaczkom Julii i Zuzi z Gdyni cierpiącym na porażenie mózgowe, 9-letniej Martynce z rozszczepem kręgosłupa oraz 10-miesięcznej Julci chorej na wrodzoną wadę serca.

Leniwe wakacje, gorąca jesień

Zaczęły się krótkie miesiące przygotowań. Krótkie, bo w okresie letnim mimo najszczerszych wysiłków zdziałać można było naprawdę niewiele. Czas wakacji sprawił, że ludzie odkładali wszystko na potem, dlatego też sprzedaż biletów była znikoma, a działania marketingowe przynosiły mizerny efekt.

Podobnie było w pierwszych tygodniach września, jednakże wynikało to z zupełnie innnego powodu. Koniec wakacji to jednocześnie początek szkoły, dlatego zarówno dzieci jak i rodzice nie mieli czasu na zaprzątanie sobie głowy niczym innym. To wszystko oznaczało, że organizatorów czekał gorący początek jesieni.

Wraz z opadaniem pierwszych liści zainteresowanie imprezą faktycznie stopniowo wzrastało. Duża w tym zasługa mediów polonijnych: Nowego Dziennika, Super Expressu, Tygodnika PLUS, Polskiego Partnera, NDTV oraz Radia Rampy, które za darmo udostępniły czas antenowy, miejsce na reklamę i teksty o imprezie. Nieodzowna była także pomoc portali Bazarynka.com i iloveny.pl oraz promotora polskich koncertów w USA Gram-x Promotions, którzy również bezinteresownie włączyli się do akcji promocyjnej. Informacje zachęcające do masowego przyjścia na stadion znalazły się także na facebookowych stronach Konsulatu RP w Nowym Jorku, Polish Student Organization w Nowym Jorku, a także na setkach plakatów reklamowych umieszczonych w witrynach polskich sklepów i biznesów.

Antoś, Marcinek i kto jeszcze?

W tym samym czasie fundacja podjęła decyzję o dzieciach, na które zbierane były fundusze. Nie przysporzyło to organizatorom żadnego problemu, bo beneficjenci znaleźli się... sami.

Pierwszym z nich okazał się być Antoś - przemiły 3-latek cierpiący na syndrom Aperta. Apel o pomoc dla niego dotarł do fundacji drogą emailową od Stowarzyszenia Kibiców Reprezentacji Polski w piłce nożnej. Zarówno kibice jak i PZPN aktywnie włączyli się w zbieranie funduszy na kolejną operację chłopca w klinice w Teksasie, gdyż jego ojciec prowadził kiedyś młodzieżowe kadry naszego kraju. Polski Dzień na Red Bull Arena to impreza z piłką w tle, dlatego taki email wyglądał na znak z Nieba.

O kolejnym dziecku fundacja dowiedziała się na tydzień przed imprezą. I znów stało się to za pośrednictwem poczty pantoflowej. Jeden z wolontariuszy wertując Facebook natknął się na informacje o chorym na neuroblastomę 2-letnim Marcinku. Jego rodzina wspólnie z Justyną Kowalczyk, która niedawno odwiedziła chłopca stara się uzyskać środki na nierefundowaną przez NFZ terapię w klinice w Niemczech. Ten apel również nie mógł pozostać bez echa, bo dziadek Marcinka to znany dyrygent, działacz polonijny i założyciel szkoły muzycznej na Brooklynie.

Za pozostałe pieniądze P4K zdecydowało ufundować stypendia dla wyróżniających się sportowców w wieku szkolnym i licealnym oraz przeprowadzić I Konkurs Wiedzy o Języku Polskim dla uczniów dzieci z polskich szkół dokształcających. Tym fundacja będzie zajmować się w następnej kolejności.

Polski Weekend w Nowym Jorku

Ale wcześniej trzeba było dograć szczegóły Polskiego Dnia, któremu przyszło dzielić weekend z Paradą Pułaskiego. Ta największa manifestacja polskości w Nowym Jorku odbywa się zawsze w pierwszą niedzielę pażdziernika i liczy sobie już 75 lat. Impreza na Red Bull Arena w żadnym wypadku nie kolidowała jednak z pochodem na Manhattanie, a wręcz do niego zachęcała. Jedno z haseł reklamowych brzmiało bowiem: "W Niedzielę na Paradę, w Sobotę na Mecz!" Organizatorzy liczyli na to, że ci, którzy zamierzali wybrać się na Paradę chcieli rozpocząć manifestowanie swojego patriotyzmu dzień wcześniej podczas meczu.

To tego potrzebny był atrakcyjny, przyciągający uwagę program. Prace nad nim trwały od lipca i z różnych przyczyn był on kilkakrotnie korygowany. Ostatecznie udało się go dopiąć na tydzień przed meczem.

Na pierwszy ogień poszła impreza przedmeczowa. Dzięki kontaktom nieoficjalnego szefa kibiców Red Bulls Piotra Paczyńskiego z Empire Supporters Club idący na mecz Polacy otrzymali propozycję spotkania się w położonej po drugiej stronie rzeki restauracji El Pastor. Dzięki uprzejmości właścicieli lokalu tego dnia menu miało wzbogacić się o polskie kiełbaski z grilla i piwo. Fundacja dostała zielone światło na zagospodarowanie parkingu i - co najważniejsze - ofertę udziału w zyskach pochodzących z dziennego utargu.

Na imprezę w El Pastor zostali zaproszeni lokalni sportowcy związani z Polską. Byli wśród nich bokserzy z Tomaszem Adamkiem na czele, rajdowcy i piłkarze. Swoją obecność potwierdzili także przedstawiciele tak prestiżowych instytucji jak Polsko-Słowiańska Unia Kredytowa czy Konsulat Generalny RP w Nowym Jorku. To wszystko sprawiało, że ranga imprezy rosła z każdym upływającym dniem.

W El Pastor oprócz polskiego jadła i picia miała też brzmieć polska muzyka. Zadbać miał o to wspaniały duet: Magdalena Bałdych, która otwierała we wrześniu koncerty Myslovitz i Kultu w Nowym Jorku oraz Grzegorz Fryc znany jako DJ Gram-x. Dla Magdy była to już trzecia przygoda z fundacją, bo prowadziła gwiazdkową imprezę charytatywną w Clifton w New Jersey oraz wystąpiła wraz z Tomkiem Popławskim we wspomnianym wcześniej Polskim Wieczorze Artystycznym. Gram-x natomiast miał grać dla fundacji pro bono po raz pierwszy.

Na godzinę przed meczem zaplanowany był przemarsz kibiców na oddalony o kilometr stadion. Podczas przejścia zachęcano do machania flagami i śpiewania przyśpiewek. Natomiast na samym stadionie atrakcji dla Polonii miało być już mniej. Początkowo planowano, że tradycyjne wykonanie amerykańskiego hymnu przypadnie Magdzie Bałdych, ale podczas castingu oczarowała ona przedstawicieli Red Bulls w tak wielkim stopniu, że zaproponowano jej występ podczas ostatniego meczu w sezonie na własnym boisku 20 października. Nie udało się też przeforsować pomysłu z polskim spikerem stadionowym czy z odegraniem polskiego hymnu.

Nielada gratka czekała natomiast na grupę 50 młodych piłkarzy z jednego z najstarszych i najprężniej działających klubów polonijnych w USA Wisły Garfield w New Jersey. Zawodnicy z trzech drużyn w wieku poniżej 10 lat mieli zaprezentować swoje umiejętności na boisku w mini meczach rozegranych podczas przerwy. Czwartym do brydża okazała się być Szkoła Kultury i Języka Polskiego w Bridgeport w Connecticut, która wietrząc szansę na występ na profesjonalnym stadionie przy świetle jupiterów i tysiącach widzów naprędce skleciła drużynę złożoną z chłopców i dziewcząt od 6-10 roku życia. Trenerem został Wojciech Orłowski, który kiedyś grał w Ostrovii Ostrów Mazowiecki na pozycji bramkarza. Treningi pod jego okiem przebiegały bardzo... spontanicznie i rekreacyjnie, bo niektóre z dzieci nigdy wcześniej nie grały w piłkę. Nic więc dziwnego, że przed meczem trener Orłowski brał remis w ciemno. Jednak zarówno on jak i dzieci nie mogły się doczekać swojego występu.

Zobacz jak dzieci z Polskiej Szkoły przygotowywały się do meczu:



La Impreza Polaca w El Pastor

Nadszedł dzień meczu. Był on poprzedzony szalonym tygodniem, w którym kolejne setki sprzedanych biletów pękały jak baloniki. Reklama w mediach zwielokrotniła natężenie, a Polonia zaczęła budzić się z powakacyjnej laby i jesiennej słoty. W efekcie na dzień przed imprezą wiadomo było, że na stadionie pojawi się ponad 1000 polskich fanów.

Drzwi El Pastor otworzyły się o 10 rano, ale Polacy zaczęli pojawiać się tam dopiero około południa. Na miejscu byli natomiast Piotr Paczyński, który czuwał nad loterią fantową (w której można było wygrać koszulki i szaliki New York Red Bulls) oraz wolontariusze z P4K, którzy mieli pod swoimi skrzydłami kilka stanowisk. Maria Nowakowska zajęła się malowaniem twarzy, Iza Czerepak i Monika Grzegorzek sprzedawały polskie gadżety kibicowskie (gwizdki, koszulki, flagi) oraz pyszne pączki. Aneta Dąbkowska i Martin Trela rozprowadzali programy meczowe i losy na loterię, Marcin Tuliński zadbał o rozprowadzenie kilku ostatnich biletów, a nad wszystkim czuwała prezes fundacji Wiola Wyszyńska.

Na całe szczęście pogoda dopisała dlatego z każdą upływającą minutą tłum gęstniał. Z głośników płynęła nowoczesna muzyka z repertuaru Magdy Bałdych i DJ Gram-xa. W powietrzu unosił się zapach grillowanej kiełbaski, z dystrybutorów płynęło bursztynowe polskie piwo. Impreza rozkręcała się na całego.

Gwiazdy sportu niemal w komplecie

Na parkingu w centralnym miejscu zaparkowane było niebiesko-szare auto Eriki Detota, mistrzyni USA w rajdach w kategorii aut z napędem na dwa koła z 2010. Co Erika ma wspólnego z Polską? Otóż od kilku lat obok niej na prawym siedzeniu zasiada wzięty pilot Grzegorz Dorman. Pochodzący z Sosnowca i obecnie mieszkający w Passaic w New Jersey Dorman to świeżo upieczony wicemistrz USA w zawodach Rally America. Ponadto Erika przy każdej okazji podkreśla, że jej marzeniem jest udział w którejś z eliminacji do Rajdu Polski.

Oprócz Erika Detota Rally Team dopisali inni sportowcy. Najliczniejszą grupę stanowili pięściarze z Global Boxing, wśród których zabrakło tylko Kamila Łaszczyka oraz przygotowującego się do walki z Kliczką Mariusza Wacha. Cała trójka: Przemek Majewski, Patryk Szymański i Michał Chudecki przybyła na imprezę w asyście ich Anioła (w dosłownym sensie) Stróża Kasi Niedźwieckiej oraz w świetnych humorach, bo w ostatni weekend września podczas gali w Atlantic City odnieśli komplet zwycięstw. Niestety mimo wcześniejszych deklaracji nie pojawił się Tomasz Adamek, który swoją nieobecność tłumaczył sprawami związanymi ze swoją grudniową walką.

Pojawili się za to piłkarze, po jednym z Polski i USA. Nasz kraj reprezentował Krzysztof Łągiewka, 29-letni stoper, który ma na koncie 102 występy w rosyjskiej Ekstraklasie i który w 2006 otarł się o kadrę Beenhakkera. Obecnie Krzysztof jest bez klubu i niewykluczone jest, że znajdzie zatrudnienie w MLS.

Z amerykańskiej strony pojawił się Danny Szetela, który zasłynął strzeleniem dwóch goli... Polsce na MŚ do lat 20 w Kanadzie w 2007. Przez jakiś czas mówiono o nim jako o kandydacie do gry w dorosłej kadrze Polski, ale niedługo po tym jak ówczesny trener Paweł Janas potraktował go dosyć szorstko (powiedział, że “takich graczy jak Szetela Polska ma 200”), Danny zadebiutował w reprezentacji Jankesów. Obecnie były piłkarz Brescii i Racingu Santander wraca do formy po przewlekłej kontuzji kolana, z którą borykał się od 2010 i też szuka klubu.

Przygoda życia dzieci z Bridgeport

Około godziny 1:30 na parking wjechał szkolny autokar w charakterystycznym żółtym kolorze. Wysypały się z niego ubrane w czerwone koszulki dzieci z Polskiej Szkoły w Bridgeport, którym towarzyszyli rodzice i znajomi. Droga z Connecticut do Newarku upłynęła im bardzo przyjemnie, bo niemal przez cały czas trenowano śpiewanie przyśpiewek stadionowych takich jak: "Polska, biało-czerwoni, Red Bulls biało-czerwoni", "Jeszcze jeden! One more goal!" czy też "Koko, koko, Red Bulls spoko, znów wygrają dziś wysoko! Henry poda do Coopera, będzie trzy do zera!" Wszyscy mali futboliści z umalowanymi twarzami byli więc w dobrych nastrojach, czego nie można było powiedzieć o rodzicach. Okazało się bowiem, że ich pociechy swoje pierwsze kroki po wyjściu ze schoolbusa skierowały w kierunku straganu z atrybutami kibicowskimi, gdzie kilkadziesiąt dolarów zmieniło właściciela niemal natychmiast.

Dzieci nie zagrzały w El Pastor jednak miejsca, bo jako uczestnicy show w przerwie meczu zostały również zaproszone do obejrzenia przedmeczowego rozruchu Red Bulls i Fire z wysokości murawy. Żółty bus przejechał więc przez most - ten sam, którym kilkadziesiąt minut później przeszedł cały kibicowski orszak - i zatrzymał się przy bramie C, skąd w ślad za przedstawicielem Red Bulls dzieci i ich opiekunowie weszli całą grupą na płytę pięknego, oddanego do użytku w 2010 stadionu.

Już samo to doświadczenie warte było całego zachodu. Trybuny powoli zapełniały się, ale jupitery świeciły pełnym blaskiem, a murawa pachniała zielenią i wilgocią. Dzieci z otwartymi buziami chłonęły tę atmosferę piłkarskiego święta obserwując graczy pokroju Thierry Henry czy Tim Cahill, którzy kopali piłkę niemal na wyciągnięcie ich krótkich ramion.

Czerwone Byki Nowy Jork

Zbliżała się chwila rozpoczęcia meczu, dlatego cała grupa musiała udać się na swoje miejsca w Polskim sektorze. Znajdował się on bezpośrednio nad "kotłem", czyli skupiskiem najbardziej zagorzałych sympatyków Red Bulls. Jednym z liderów fan klubu piłkarzy z Nowego Jorku jest wspomniany wcześniej Piotr Paczyński, który zadbał także o odpowiednią oprawę meczu.

Po wyjściu graczy na murawę w sektorze dolnym zapłonęły race, a na górze polscy kibice rozciągnęli nad sobą płótna w naszych narodowych kolorach. Na bandach zawisły dwa banery z napisami "Czerwone Byki" i "Nowy Jork" w języku polskim. Oba sektory mieniły się pięknymi biało-czerwonymi barwami - to było coś wspaniałego.

A potem zaczął się mecz. Mimo gorącego dopingu 21 tys. kibiców piłkarzom gospodarzy nie udało się uzyskać przewagi. Zawodnicy z Chicago grali uważnie w obronie skutecznie odcinając od podań asa atutowego miejscowych Thierry Henry. Być może obie drużyny sparaliżowała stawka meczu, bo zwycięzca zapewniał sobie awans do fazy playoffs na dwie kolejki przed końcem rundy zasadniczej. Pierwsza połowa nie przyniosła więc emocji i bramek, na co przede wszystkim czekali kibice.

Remis w ciemno

Mali kibice z Polskiej Szkoły w Bridgeport i młodzi piłkarze z Wisły Garfield oprócz goli wyczekiwali też ostatniego gwizdka sędziego obwieszczającego koniec pierwszej odsłony. Oznaczało to bowiem, że nadeszła w końcu chwila, o której śnili od końca wakacji.

88 nóg tupało niecierpliwie na betonie przed wejściem do tunelu prowadzącego na murawę. Na twarzach, oprócz polskich barw, malowało się przejęcie, ale nie widać było tremy. Moment oczekiwania wykorzystano do pstryknięcia pamiątkowych fotek i wysłuchania ostatnich uwag trenerów. Wreszcie otworzyły się drzwi i cztery grupy piłkarzy i ich opiekunów pokonało drogę najpierw wzdłuż szatni gości, potem przez strefę mixed zone - gdzie po meczu gracze udzielają wywiadów - oraz kilkunastometrowy tunel, nad którym błyszczał emblemat Red Bulls. Jeszcze kilka kroków i wszyscy znaleźli się na murawie.

Red Bull Arena, która jest wierną kopią stadionu Red Bull w Salzburgu z góry robi fenomenalne wrażenie. Ale z dołu widok jest nieporównywalnie doskonalszy! Młodzi piłkarze wchodzili na płytę boiska jak zaczarowani oślepieni blaskiem jupiterów i plącząc się w kablach różnych ekip telewizyjnych. Matki i ojcowie darli się z trybun w niebogłosy, ale ich wołania nie dochodziły do uszu zafascynowanych atmosferą dzieci. I jak tu grać w takim stanie?

Po prawej stronie boiska zmierzyły się ze sobą dwie ekipy Wisły Garfield U-9. Po przeciwnej doszło do starcia Wisły Garfield U-10 i Polskiej Szkoły w Bridgeport. Nie było czasu na ustalanie taktyki: po pierwszym gwizdku za jedną piłką uganiała się cała chmara walecznych futbolistów.

W takich warunkach ciężko było o gola, ale w derbach Wisły piłka raz wpadła do siatki. W drugim meczu piłkarsko zdecydowanie lepsi byli wiślacy, ale ambitnym uczniom z Bridgeport udało się dowieźć do końca wymarzony remis, który przed meczem trener Orłowski brał w ciemno.

Piłkarska przerwa trwa kwadrans, więc mecz dzieci trwał około 10 minut. To było zdecydowanie za krótko dla młodych sportowców. Dlatego też kiedy obsłga stadionowa wskazała im drogę do wyjścia kilkoro z nich zaczęło głośno wyrażać swoje niezadowolenie. Stewardzi byli nieubłagani i dzieci musiały ustąpić miejsca Henry'emu i spółce. Na osłodę pozostały im cudowne zdjęcia zrobione podczas meczu i tuż po jego zakończeniu.

Dwie bramki MacDonalda

Po takiej dawce emocji i powrocie na trybuny można było już bez przeszkód skupić się na kibicowaniu. Jednak Red Bulls grali jeszcze gorzej niż w pierwszej części i podopieczni Franka Klopasa skwapliwie to wykorzystali. Najpierw w 64. min Chris Rolfe świetnym podaniem obsłużył 27-letniego Holendra Sherjilla Macdonalda i ten w sytuacji sam na sam nie dał szans Luisowi Roblesowi. Kwadrans później były kolega Michała Żewłakowa (w Anderlechcie) i Dawida Janczyka (w Germinalu Beerschot) zdobył drugiego gola po zagraniu Daniela Paladini i było po meczu.

Red Bulls zagrali bardzo słabo i po raz drugi w trzech spotkaniach musieli przełknąć gorycz porażki na własnym stadionie, na którym wcześniej byli nie do pokonania (10 zwycięstw i 3 remisy). Na dwie kolejki przed końcem sezonu spadli na czwarte miejsce w tabeli. Co gorsza, aby wejść do fazy pucharowej muszą wygrać albo najbliższy mecz z rewelacyjnie spisującym się w tym sezonie Sportingiem Kansas City (zdobywcy Pucharu USA oraz lider Konferencji Wschodniej) lub ostatnią derbową potyczkę w Filadelfii z Union, która gra już co prawda o pietruszkę, ale na pewno Bykom się nie podłoży.

Po Polskim Dniu na Red Bull Arena mogli więc cieszyć tylko goście: ci z Chicago, dla których awans do playoffs stał się faktem, oraz ci na trybunach, którzy przyszli na mecz po raz pierwszy. Organizatorzy mają nadzieję, że moc dostarczonych wrażeń sprawi, że nie będzie to ich ostatnia wizyta na Red Bull Arena. Do zobaczenia za rok!

Relacja: PapaTomski

Zdjęcia: Grzegorz Lemiechowski, mRk, Marcin Tuliński, Danny Blanik, Łukasz Bielawski (iloveny.pl) - dziękujemy!

Relacja filmowa: - dziękujemy NDTV!

Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.