SPORT, WYWIADY, POLONIA

CT Open: Radwańska: "Czuję się spełniona, dziecko musi poczekać"

Agnieszka Radwańska była największą gwiazdą tenisowego turnieju Connecticut Open, który odbył się pod koniec sierpnia w New Haven. Rozstawiona z #1 Polka doszła w nim aż do półfinału, gdzie uległa Darii Gawriłowej. "Rozegrałam trzy dobre mecze, może uda się za rok." - tak podsumowała udział w CT Open Isia.

Do US Open przygotowywała się Pani poprzez turnieje na amerykańskiej ziemi, m.in. w Connecticut, gdzie doszła Pani do półfinału. Czy taki wynik można odebrać w kategorii sukcesu?

Agnieszka Radwańska: Myślę, że tak, choć na pewno szkoda, że nie udało mi się obronić tytułu wywalczonego przed rokiem. W New Haven rozegrałam jednak trzy dobre mecze. Wszystkie były zacięte, o ich losach decydowały detale. Taki jest tenis, że jedna piłka znaczy wiele, może odkręcić cały mecz. W dwóch byłam w stanie pokonać swoje rywalki. Po raz czwarty ograłam Eugenie Bouchard, cieszył mnie też udany rewanż nad Peng za Indian Wells, z którą nie wygrałam od 2011. Z Gawriłową, która w finale pokonała Cibulkową, do pełni szczęścia też niewiele zabrakło. Ale bardzo lubię ten turniej i - jeśli kalendarz pozwoli - będę chciała powrócić tutaj i wygrać tu za rok.

W New Haven grała Pani z "jedynką". Tworzyło to dodatkową presję czy mobilizowało?

AR: I to i to. Lubię grać z jedynką, bo to świadczy o dobrym rankingu, o przynależności do światowej czołówki. Przywilejem związanym z najwyższym rozstawieniem było granie w wieczornych sesjach na głównym korcie, gdy nie musiałam zmagać się z wilgotnością powietrza czy upałami. Późniejsza pora sprawiła też, że na stadion mogli dotrzeć polscy kibice, co było widoczne poprzez biało-czerwone flagi wywieszone na trybunach. Naprawdę czułam sympatię i wsparcie kibiców.

Pod względem sportowym prezentowała się Pani dobrze, ale pod względem mody rewelacyjnie. Kto dba o detale związane z Pani ubiorem?

AR: Od lat pracuję z firmą Lotto, która produkuje coraz lepsze kolekcje. W zasadzie nie muszę do nich nic dodawać, ani odejmować. Na cały amerykański tour poprzedzający US Open zabrałam jedną sukienkę w dwóch kolorach: grafit i jasny fiolecik. W Nowym Jorku pokażę się w zupełnie innym, nowym stroju. Mogę zdradzić, że będzie on kwiecisty.

Czy lubi Pani przyjeżdżać do Ameryki? Co podoba Pani podczas pobytu w USA?

AR: Na pewno nie można tutaj narzekać na pogodę, bo jest zawsze ciepło. Lubię wieczorami połazić po miastach, spróbować lokalnych lodów i gastronomii. Dla przykładu w Cincinnati miałam okazję skosztowania dań w Cheeskake Factory. Były naprawdę smaczne. A Nowy Jork to jak wiadomo dobra okazja do zakupów.

W Nowym Jorku będzie Pani rozstawiona z 10-tką. Czyli teoretycznie jest Pani w gronie faworytek. Ale tam zawsze szło jak po grudzie. Dlaczego?

AR: Nie mam pojęcia co ma na to wpływ. Tam zawsze mi się ciężko gra, ale tak to już jest w tenisie, że komuś pasuje bardziej ten turniej, a innym mniej. Do tej pory nigdy nie czułam się tam komfortowo. Towarzyszyły temu słabsze wyniki, choć zawsze staram się dojść choćby do ćwiartki. Być może 2017 będzie szczęśliwy. Może z dwoma pierścionkami na palcu pójdzie mi łatwiej w tym roku (śmiech).

Właśnie miałem pytać o stan cywilny! Czy małżeństwo zmieniło coś w Pani życiu?

AR: Poza tym dodatkowym pierścionkiem nic a nic (śmiech). Jestem szczęśliwą mężatką, ale zarówno dla mnie jak i Dawida tenis jest priorytetem. Wszystko podporządkowane jest mojej karierze.

Nawet macierzyństwo? Wasze dziecko będzie miało świetne geny tenisowe...

AR: Nawet macierzyństwo. Nie planuję przerywać kariery. Bycie mamą musi poczekać, aż skończę z zawodowym tenisem.

Co może pewnie potrwać, bo w top 100 jest obecnie aż 17 zawodniczek powyżej 30-ego roku życia, które ani myślą o emeryturze. Największą furorę robi Venus Williams, prawda?

AR: Tak, Venus to fenomen, bo takie rzeczy się nie zdarzają. Nawet w męskim tenisie, gdzie wiek 32-33 oznacza w większości przypadków spadek formy i schyłek kariery. Wyjątkiem jest Roger Federer, który też jest ewenementem. Dla nas tenisistów każdy kolejny upływający rok ma ogromne znaczenie i wpływ na formę. Dlatego wszyscy są szalenie zaskoczeni, że Venus nie tylko wciąż gra, ale prezentuje chyba swój najlepszy tenis. Świetnie, że chce grać, że wciąż organizm jej na to pozwala.

Mimo braku zwycięstw w Wielkich Szlemach - czy czuje się Pani spełniona?

AR: Wiadomo, że każda z nas marzy o wygraniu choćby jednego Szlema. Ale ja nie mogę narzekać na moją karierę, na moje osiągnięcia. Uzbierałam 20 tytułów, w tym triumf w Singapurze. W przeciągu ostatnich 10 lat cały czas plasowałam się w czołowej dziesiątce. Dlatego mimo iż dalej walczę o to, czego nie udało mi się jeszcze dokonać to czuję się jak najbardziej spełniona. Uważam, że w światowym tenisie dokonałam wiele.

W New Haven dla Polskiej Agencji Prasowej rozmawiał Tomek Moczerniuk

Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.