SPORT, WYWIADY, POLONIA

CT Open: Linette: To wcale nie był łatwy mecz

Magda Linette pokonała faworyzowaną Robertę Vinci w 1. rundzie CT Open. Foto: internet


Polska tenisistka Magda Linette awansowała w poniedziałkowy wieczór do drugiej rundy Connecticut Open. Poznanianka w świetnym stylu wyrzuciła za burtę doświadczoną Robertę Vinci wygrywając 6:3 6:1. Tuż po zakończeniu meczu 25-letnia zawodniczka w rozmowie z PAP-em cieszyła się z formy psychicznej i czwartego, kolejnego zwycięstwa w New Haven.

Tomasz Moczerniuk (PAP): 37 minut w pierwszym secie, jeszcze krócej w drugim. Miło, łatwo i przyjemnie? 

Magda Linette: (śmiech) Nie, z Robertą nigdy nie jest łatwo. Jest tak doświadczoną zawodniczką, że nawet przy stanie 0:5 w drugim secie zaczęła przyspieszać i musiałam się mocno skupić na dowiezieniu zwycięstwa. Wynik nie odzwierciedla przebiegu gry, bo to było trudne spotkanie. Walczyłam skoncentrowana, wiedząc, że jedna, dwie przegrane piłki pod rząd mogą odwrócić jego losy.

To już Pani czwarty mecz w New Haven. Po udanych kwalifikacjach rozegranych na bocznych kortach dziś zamknęła Pani pierwszy dzień imprezy występując na stadionie, zaraz po grającej pokazowo Martinie Navratilovej. Jak się grało przy światłach na głównej arenie turnieju?

M.L.: Grało się ciężko z powodu dużej wilgotności powietrza. Obie wylałyśmy dziś sporo potu, bo intensywność naszych wymian była naprawdę spora. Ale to też nowe doświadczenie, równie cenne jak to z kwalifikacji, kiedy grałam o różnych porach dnia. Najbardziej cieszę się, że mimo wszystko idę do przodu i pokonuję rywalki, z którymi wcześniej miewałam kłopoty. Ciężka praca na treningach procentuje.

Mówiła Pani, że mecz z Vinci był trudny. Ale chyba nie trudniejszy niż starcie w drugiej rundzie kwalifikacji z Pauline Parmentier?

M.L.: Nie, zdecydowanie mecz z Francuzką był dużo cięższy. Miałam szansę na jego zamknięcie w drugim secie, ale rywalka w świetny sposób mnie przełamała. O moim sukcesie zadecydowało dosłownie kilka piłek. W tamtym dniu zmagaliśmy się też z wielkimi upałami.

Pokazała Pani dziś naprawdę dobry tenis. Kilka asów serwisowych, świetne returny, po których Vinci była bezradna, precyzja uderzeń - co według Pani zadziałało najlepiej?

M.L.: Najbardziej - moim zdaniem - zadziałała moja głowa. Od początku grałam spokojnie i przez całe spotkanie udało mi się utrzymać dobry poziom. Wcześniej miewałam z tym kłopoty, bo zdarzało mi się świetnie grać przez część meczu, ale nie udawało mi się jego domknąć. Dziś było solidnie i równo przez cały czas, co naprawdę mnie cieszy.

Co jeszcze trzeba poprawić? Drugi serwis był dziś chyba trochę za wolny?

M.L.: Nie do końca, bo przecież Roberta zagrała mi dziś chyba tylko jednego winnera. Grając przy sztucznych światłach i kontrolując przebieg spotkania nie uważałam, że muszę ryzykować i na siłę coś poprawiać. Moja strategia opłaciła się, nie byłam ani razu w opałach. Nie było potrzeby eksperymentować.

Który z tych dwóch gemów był przełomowy: ósmy gem pierwszego seta, w którym weszło Pani kilka niesamowitych piłek, po których krzyczała Pani: "Tak jest!", czy też drugi drugiego seta, gdzie wyciągnęła Pani z 15:40?

M.L.: Ten pierwszy, po którym prowadziłam 5:3 był bardzo ważny, bo udało mi się wybronić kilka ciężkich piłek, ale jak dla mnie to przełomowym był trzeci gem pierwszego seta, w którym po przewagach przełamałam Robertę drugi raz. Szybko odzyskany break bardzo mi pomógł przy serwowaniu. Roberta grała z presją, goniąc wynik, a ja mogłam sobie pozwolić na chwilę oddechu.

Na zegarze prawie północ, ale po takich wrażeniach i pokonaniu faworyzowanej rywalki chyba będzie ciężko zasnąć?

M.L.: Tak, tym bardziej, że mam dziś jeszcze sporo rzeczy do załatwienia. Ale jutro mam dzień wolny, z czego też bardzo się cieszę.

W New Haven dla PAP rozmawiał Tomek Moczerniuk

Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.