SPORT, WYWIADY, POLONIA

UFC: Joanna Jędrzejczyk: Nie zapomniałam o Polsce, chcę zostać podwójną mistrzynią

Jędrzejczyk po pierwszej gali w Dallas, podczas której zdobyła pas wagi słomkowej. Foto: Esther Lin/MMAFighting
W najbliższą sobotę w Dallas Joanna Jędrzejczyk stanie do kolejnej obrony swojego mistrzowskiego pasa w wadze słomkowej organizacji UFC. Polka jest świetnie przygotowana i choć obecnie skupia się na walce z Jessicą Andrade odważnie i z optymizmem patrzy w przyszłość. W jej planach jest zostanie mistrzynią wagi muszej, a potem powrót do ukochanego Olsztyna i założenie rodziny.

Tomasz Moczerniuk: Śledząc Pani podróże w przeciągu ostatnich kilku dni można dostać zawrotów głowy: z Florydy do Los Angeles, potem Connecticut i wreszcie Dallas. Nie za dużo tego? Szczególnie na tydzień przed walką?

Joanna Jędrzejczyk: Nie odczuwam, abym zbyt dużo podróżowała. Włodarze UFC poszli mi na rękę i nie musiałam nigdzie jeździć i promować walki aż do ostatnich dwóch tygodni przed jej datą. Mogłam się skupić wyłącznie na trenowaniu: ostatni mój sparring miał miejsce 1.5 tygodnia przed starciem. Teraz pozostaje tylko schodzenie z obciążenia treningowego i odzyskiwanie świeżości. Zresztą ja twardo stąpam po ziemi. Moi partnerzy i sponsorzy wiedzą, że gdy jest czas na przygotowania to w mediach jest mniej Joanny. Po walce nikt mnie nie będzie rozliczać z ilości reklam, w których wzięłam udział, tylko z tego jak się zaprezentuję. Z drugiej strony bardzo lubię FightWeek (tydzień poprzedzający galę) bo lubię rozmawiać z mediami. To jest gala Pay-Per-View i trzeba się pokazać, aby zachęcić fanów do śledzenia naszej rywalizacji.

W podróży umila sobie Pani czas czytaniem książek i to w dwóch językach. Ostatnio były to Lepiej byś tam umarł Mahmeda Khalidova i Part Reptile Dana Hardy'ego. Dlaczego sięga Pani po właśnie takie pozycje?

JJ: Czytam różne książki. To, że akurat ostatnio wybrałam same fajterskie to przypadek. Mamed to mój wzór do naśladowania. Trenowaliśmy w tym samym klubie, mam dla niego mnóstwo szacunku. Uważam, że nie ma bardziej utalentowanego zawodnika w MMA. A biografię Danny'ego otrzymałam od niego samego. To świetny sportowiec, mam nadzieję, że jeszcze wróci do oktagonu. Lubię biografie sportowców, choć nie wiem czy wszystkie mają odzwierciedlenie w rzeczywistości. Dla przykładu czasem wychodzi po pięć pozycji dotyczących jednego piłkarza - w którą wersję przekładu wierzyć? W mojej książce Wojowniczka, która ukazała się w Polsce w marcu, nie owijałam w bawełnę, mówiłam szczerze o epizodach z mojej kariery. Być może za kilka lat wydam coś nowego, uzupełniającego, bo przecież życie cały czas pisze dla nas nowy scenariusz.

Wracając do podróży to rzuciła mi się w oczy Pani walizka, Jest niezwykła, bo z... Myszką Mini. Wiem, że ma Pani w zestawie także koszulkę i klapki, poduszkę dla pieska i kilka innych rzeczy. Przeciętny kibic nie skojarzyłby mistrzyni UFC z kreskówką z Disney'a. Skąd ta niecodzienna fascynacja?

JJ: (śmiech) Zacznijmy od tego, że to nie jest tak, że przed snem siedzę na YouTube i oglądam bajki. Ja po prostu lubię mieć fun! Dla mnie się to nie kłóci, że założę piżamę z Myszką Miki czy klapki z Myszką Mini. Takie jest moje upodobanie, moja prywatna moda. Każdy kto mnie zna wie, że z natury jestem wesoła, lubię żartować. Życie jest krótkie, więc mam jeszcze sporo czasu na to, aby dorosnąć (śmiech). Zresztą to może nigdy nie nastąpić, bo w przyszłości wyobrażam sobie siebie jako 80-letnią babcię, która będzie super cool i będzie się znać na wszystkich trendach i gadżetach.

Bajką - miejmy nadzieję z happy-endem - będzie za to Pani sobotnia walka z Jessicą Andrade, która w swoich wypowiedziach kilkakrotnie wspomniała, że ma Pani "słabą szczękę". Czy będzie Pani gotowa na "kogoś, kto cały czas będzie w ofensywie"?

JJ: W ofensywie? Cały czas? No dobrze. Pozwolę jej być ofensywną. Dla mnie to i lepiej, bo i na taką ewentualność mam plan. Jessica - zresztą jak wszystkie inne zawodniczki - sporo mówi przed walką: że mnie pokona, sprowadzi do parteru i zmusi do poddania. Ale fakt jest taki, że wcale nie mam szklanej szczęki. Idę po piątą obronę mojego tytułu i dotychczas nikt mnie nie posadził, nie znokautował. Wiem, że ona będzie w świetnej dyspozycji i że jest przygotowana na więcej niż sto procent. Miała najlepszy w karierze camp, bo to dla niej olbrzymia szansa. Ale i ja jestem gotowa. Pokażę w klatce polski, odważny charakter i serce.

Mimo wszystko, nastroje przed walką są - przynajmniej jak na razie - stonowane. Znacie się, miałyście wspólnego managera. We wrześniu 2015 podarowała jej Pani rękawice, w których ona do dziś trenuje. Andrade uważa, że jest Pani wspaniałą osobą, Pani też ciepło się o niej wyraża. Skąd się bierze to ciekawe, specyficzne dla UFC zjawisko?

JJ: Tak, jest wśród nas wielki szacunek i to jest wspaniałe. Tak musi być, bo przecież w tym sporcie składowymi są niemal same dyscypliny olimpijskie, a to do czegoś zobowiązuje. Jessica to świetna zawodniczka, którą znam od kilku lat i nie ma między nami złej krwi. Spotkałyśmy się w środę na "face-to-face" w przyjacielskiej atmosferze. Nie było przepychanek, ocierania się nos w nos. Czasem tego wymaga otoczka, ale w tym przypadku wiemy, że liczy się sobotni wieczór, a tam obie damy z siebie wszystko. Ona przychodzi zabrać mój pas, a ja nie mam zamiaru jej nic oddawać.

Wraca Pani do Dallas, do miejsca, gdzie dwa lata temu wywalczyła Pani pas. Prócz bycia mistrzynią - co zmieniło się w Pani życiu od tamtej pory? Jaka jest Joanna Jędrzejczyk dziś w porównaniu do tej z 2015?

JJ: Z pewnością jestem bardziej wymagająca wobec ludzi, którymi się otaczam, ale dzieje się to dlatego, że sama od siebie wymagam coraz więcej. W miarę upływu czasu staję się jak mój tata, który lubi pożartować, ale kiedy jest praca to tylko w pocie czoła. Istnieją limity, wiem kiedy nie można przeginać. Stałam się też bardziej profesjonalna. Dbam o każdy detal, dlatego kilka miesięcy temu przeniosłam się na Florydę, trenuję w najlepszym w USA klubie Top Team, pracuję z lepszym managementem i mam w sztabie dietetyków, masażystów i innych doradców. Sukces, który odniosłam motywuje mnie każdego dnia w każdej dziedzinie życia. Nie narzekam i nie popadam w rutynę. Staram się też być lepszym człowiekiem, dlatego niedługo powstanie moja fundacja. Chcę dzielić się z ludźmi moimi doświadczeniami. Tę drogę na szczyt pokonałam mimo wielu przeciwieństw losu. Nie miałam bogatych rodziców, wszystko musiałam wywalczyć i to dosłownie. Dlatego chcę pokazać, że warto walczyć, warto śnić i marzyć. Co komu z tego, że będzie mówić: "Kurczę, jest źle, jestem w patowym związku, mam nałóg" lub coś w tym stylu. Przestań narzekać - zacznij zmiany od siebie! Zrób to tu i teraz! Od jakiegoś czasu wizualizuję moje sukcesy, wyobrażam sobie siebie pokonującą kolejne przeszkody. To ważne, bo to pomaga w realizacji marzeń i utwierdza w przekonaniu, że to co robisz jest słuszne.

Niedawno miała Pani okazję do wspólnych treningów z Krzysztofem Jotko. To kolejny Polak, który świetnie sobie radzi i robi wielkie postępy w UFC. Czy będzie kolejnym mistrzem tej organizacji rodem z Polski?

JJ: Musimy pamiętać, że MMA jest pięknym sportem, ale każdy musi zrobić swoje, Ja Krzysia wspieram w jego drodze po pas i mimo iż walczy on w bardzo ciężkiej dywizji to wierzę w niego. Sporo ostatnio podróżował, szukał swojego miejsca, ale wydaje mi się, że wreszcie je znalazł. To był jego drugi camp z Top Team, podczas którego bardzo ciężko pracował. Jego poświęcenie i dedykacja z pewnością zaprocentują już w sobotę. A poza tym bardzo się cieszę, że mam na Florydzie kolegę z Warmii i Mazur! To taki mój polski brat w Ameryce!

Wcześniej wspominała Pani o tym, że lubi Pani mieć "fun". W ostatnich kilku miesiącach odwiedziła Pani Everglades, podczas Miami Open poznała Pani m.in. Dominikę Cibulkową i Venus Williams. Czy taka odskocznia od treningów/rzeczywistości pomaga w tęsknocie za Polską?

JJ: Tak, tęsknię za Polską, szczególnie za Olsztynem. Chcę tam wrócić i zrobić coś dla miasta, ludzi i społeczeństwa. Ale chcąc utrzymać się na topie podjęłam ciężką decyzję, która była najkorzystniejsza dla mojej kariery. Nie żałuję, bo jestem w Top Team, który otrzymał nominację do nagrody najlepszego klubu MMA w 2016. W UFC też ostatnio się pozmieniało, wszystkim rządzą ludzie, którzy "trzymają w garści" Hollywood. To otwiera nowe możliwości promocyjne dlatego kiedy jest okazja zawsze jestem gotowa do pomocy. Szkoda, że podczas Miami Open nie zagrała Isia, bo miałam z nią zagrać towarzyski mecz. Zamiast niej zmierzyłam się z Cibulkową i też było fajnie. Podarowałam jej na koniec moje rękawice.

Niedawno obchodziliśmy Państwowe święto w związku z czym na portalach społecznościowych pojawiło się Pani zdjęcie z flagą Polski. W kolejnym odcinku UFC Embedded na YouTube widać jak pije Pani kawę z polskich filiżanek. Jest Pani świetną sportsmenką, ale w Polsce chyba mało kto zdaje sobie sprawę z tego, jak wspaniałą jest Pani ambasadorką naszego kraju w USA?

JJ: To trochę przykre, bo czasem słyszę, że komuś się nie podobają moje 'staredowny', albo wyjścia z polską flagą do walki. Albo to, że od kiedy wyjechałam do USA to częściej mówię po angielsku. Ja takim osobom zadaję pytanie: co oni zrobili dla Polski? Ja nie zostawiłam i nie zostawię naszego kraju. Nie staram się o obywatelstwo, nawet o zieloną kartę, która skróciłaby mi kolejki na lotnisku. Wszystkim opowiadam wszem i wobec jak piękna jest Polska, łamię stereotypy. Ale taka jest rzeczywistość. Ludzie lubią żyć czyimś życiem. Najciekawsze jest to, że jak już ktoś jest na szczycie to znajdą się i tacy, którzy zamiast wspierać i kibicować zachowują się przeciwnie, żeby potem, w razie niepowodzenia powiedzieć: "A nie mówiłem?" Ja nie lubię nikogo negować. Tak jak wspomniałam - chcę wrócić do Olsztyna, zainwestować tam moje ciężko zarobione pieniądze, tworzyć miejsca pracy i działać na korzyść miasta. A z drugiej strony podziwiam Polonię w USA, bo to ludzie, którzy musieli opuścić nasz kraj z różnych powodów i ciężko tutaj pracują. Dziękuję im za to, że zawsze czuję ich wsparcie.

Skoro o wsparciu mowa to jest pani kibicem Juventusu Turyn, który właśnie awansował do finału Ligi Mistrzów. Dlaczego właśnie Stara Dama?

JJ: Mój narzeczony, który niedawno do mnie dołączył, wyrzuciłby mnie chyba z 30. piętra gdybym kibicowała innej drużynie (śmiech)! Tak na serio to zawsze lubiłam sport i byłam wszechstronna. Reprezentowałam szkołę w piłkę nożną, koszykówkę i ręczną. Jeździłam na obozy z kadrą Polski w boksie. Fajnie, że ta dyscyplina tak się u nas rozwija. Szkoda, że kiedy dorastałam to kobiecy futbol wciąż był w powijakach, bo lubię kopać piłkę. A dlaczego Juve? Bo to niesamowity klub, który przecież kilka lat temu był na rozdrożu, zdegradowany za stare grzechy z Serie A. Widać charakter mistrza, który po upadku potrafi się nie tylko podnieść, ale i wrócić na top.

Ma Pani świetną medialność. Wywiady z Panią są zawsze ciekawe, odpowiedzi wyczerpujące i pozbawione szablonów. Przede wszystkim bije z nich otwartość i entuzjazm. W wielu dyscyplinach zatrudnia się medialnych coachów - czy u Pani też jest taki warsztat?

JJ: Nie, mimo iż korzystam z porad wielu świetnych fachowców przed kamerami staje tylko prawdziwa Joanna. Nie zapomnę swojego pierwszego telewizyjnego wywiadu 14 lat temu: byłam strasznie zestresowana, jąkałam się. Powiedziałam sobie wtedy: "Koniec z tym! Bądź po prostu sobą!" Co złego jest w tym, że nie masz hamulców, że raz jesteś zabawna, a raz pokazujesz publicznie wzruszenie? Wielu ludzi się ukrywa pod maskami. Ja nie mam problemu z dzieleniem się zarówno sukcesami jak i słabościami. Dlatego nie mam żadnego coacha od PR i wizerunku. Ale to nie znaczy, że się nie orientuję w tym temacie. Ostatnio czytałam poradnik o byciu asertywnym. To pomaga w byciu szczerym i otwartym w mediach.

Powtarza Pani, że jedną z Pani sportowych ambicji jest odejście z MMA w glorii niepokonanej. W listopadzie przed UFC 205 mówiła Pani o ciężkich dwóch latach pełnych wyrzeczeń i o macierzyństwie, ale tych dwóch rzeczy nie da się pogodzić. Myśli Pani o końcu kariery?

JJ: Myślę o wielu rzeczach, o macierzyństwie też. Na razie jednak skupiam się na tym, żeby z każdym dniem być lepszym sportowcem, żeby każdego dnia być ciut silniejsza. Dlatego mieszkam tysiące kilometrów od domu. Na dzień dzisiejszy oddaję się temu w stu procentach, taka już jestem. Ale na pewno nie brakuje mi pokory. Zdaję sobie sprawę, że to jest ciężki sport i kawałek chleba. Dziś kariera jest, ale jutro może przytrafić się kontuzja i co wtedy? To wszystko może runąć w jednej chwili.

Myśli Pani pewnie także o wadze muszej. Czy - jeśli dojdzie do utworzenia tej kategorii - Joanna Jędrzejczyk zostanie posiadaczką dwóch pasów mistrzowskich?

JJ: Naprawdę w to wierzę, choć rok temu, kiedy zaczęłam o tym wspominać wszyscy mówili mi: "Puknij się w czoło!". Nie mogę zdradzić wszystkich tajemnic UFC, ale będąc blisko Dany White'a i UFC matchmakera Seana Shelby wiem, że coś jest na rzeczy. A wtedy oczywiście będę chciała zostać podwójną mistrzynią. Trzeba się cały czas rozwijać, stawiać sobie wyższe cele, sięgać po kolejne marzenia. To wszystko motywuje do codziennego wstania z łóżka, ciężkich treningów i wyrzeczeń. Ja chcę przełamywać bariery, w każdej walce pobijam rekordy w ilości ciosów, kopnięć. Kiedy zakończy się moja kariera chciałabym, aby wymieniano mnie wśród legend. Nie chodzi o noszenie na rękach, o nazywanie ulic moim imieniem, ale w ostatecznym rozrachunku chcę, aby ludzie pamiętali, że byłam niepokonaną mistrzynią co sprawi, że trafię do grona najwybitniejszych sportowców w Polsce. To są moje marzenia. Chcę po nie sięgać i je spełniać.

Dziękuję za rozmowę

Rozmawiał w Nowym Jorku: Tomasz Moczerniuk

Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.