SPORT, WYWIADY, POLONIA

UFC: Podwójny Król McGregor, świetna walka Polek, rewanż w Polsce?

Cóż to była za noc! Cóż to były za walki! Pierwsza w historii i naszpikowana gwiazdami gala UFC w Nowym Jorku przeszła do historii jako rekordowa i najlepsza z wielu względów zarówno tych sportowo-widowiskowych jak i biznesowo-finansowych. Najlepszą bitwą gladiatorów było starcie Woodley - Thompson, fantastyczni byli McGregor i Romero. Polaków powinna ucieszyć dobra postawa Joanny Jędrzejczyk i Karoliny Kowalkiewicz, które mimo prawdziwej batalii na ciosy na szczęście nie zrobiły sobie większej krzywdy. I to, że być może dzięki temu w 2017 UFC zawita w Polsce.

Nowy Jork to ostatni amerykański stan, który zalegalizował walki w klatce znane jako mixed martial arts (MMA) w obecnej formie. 20-letnia banicja, którą na ten rodzaj sportów walki nałożył w 1997 ówczesny Gubernator George Pataki, zakończyła się 22 marca b.r. dzięki pozytywnemu głosowaniu w NY State Assembly. W rezultacie niecałe osiem miesięcy później w słynnej hali Madison Square Garden miała miejsce pierwsza w historii tego miasta gala Ultimate Fighting Championship (UFC).

O tym jak bardzo rozwinął się ten sport i jak wielką cieszy się popularnością niech świadczy fakt, że bilety, które oryginalnie kosztowały od $106 do $1500 rozeszły się jak ciepłe bułeczki i na kilka dni przed galą w sprzedaży wtórnej na StubHub sięgały nawet 25 tys. dol. Jak później potwierdził na konferencji prasowej Prezydent UFC Dana White utarg z samych wejściówek wyniósł 17.7 miliona dol. co oznaczało, że rekordy zarówno imprez UFC jak i biletowanych wydarzeń w Madison Square Garden zostały pobite.

12 listopada 2016 20,427 spragnionych gladiatorskich emocji fanów wypełniło MSG i sprawiło, że od samego początku atmosfera była wprost niesamowita. Na trybunach przeważali średnio wstawieni podchmieleni Irlandczycy, którzy zaopatrzeni byli we flagi m.in. z napisem "We Built This City" i którzy co jakiś czas skandowali znane z piłkarskich stadionów "Ole, Ole, Ole, Oleeee!". Nie brakowało też dobrze ubranych brodatych mężczyzn, ale w tym akurat nie było nic dziwnego, bo przecież #Movember w pełni. Sporo było też eleganckich Rosjan, którzy lubują się w ekskluzywnych i ekstrawaganckich imprezach masowych. Towarzyszyły im skąpo odziane niewiasty, których wystrugany nożem chirurga plastycznego "ekwipunek" mógłby z powodzeniem rywalizować pod kątem walutowej wartości z galowymi miejscówkami na środku podłogi MSG.

Skoro o liczbach mowa to Polaków można było porachować na palcach dwóch lub trzech kończyn. Wiązało się to zapewne z kosmicznymi kosztami biletów oraz wciąż niszową obecnie popularnością Joanny Jędrzejczyk zarówno w Polsce jak i wśród Polonii. Można też zaryzykować stwierdzenie, że UFC, które wydało krocie na przedeventowy marketing, zupełnie zlekceważyło etniczny rynek prasowy. Co prawda w polonijnej prasie codziennie pojawiały się artykuły opisujące konferencje prasowe, pokazowe treningi i spotkania obu dziewczyn w polskim konsulacie w Nowym Jorku, ale oficjalnej reklamy gali na łamach jakichkolwiek polonijnych gazet czy witryn internetowych próżno było szukać.

W "The World's Most Famous Arena" zasiadło za to spore grono celebrytów, z których fotografowie na pierwszym miejscu upodobali sobie 58-letnią, ale będącą wciąż w świetnej formie Madonnę. Grono muzyków uzupełnili Nick Jonas, Demi Lovato i Ellie Goulding. Aktorską brać reprezentowali m.in. Hugh Jackman i Zak Efron. Nie zabrakło też szefa-celebryty Gordona Ramsey'a, właściciela New England Patriots i biznesmena Roberta Krafta oraz Donalda Trumpa Jr. Do ostatniej chwili ważyły się losy obecności na gali Trumpa Seniora, ale świeżo upieczony Prezydent-elekt USA zdecydował się jednak pozostać w zaciszu swojego domu, gdzie być może zafundował sobie kosztującą $50 transmisję na kanale Pay-Per-View (na konferencji White zdradził, że tutaj także padł rekord, bo wykupiło ją ponad 1.6 miliona użytkowników - przyp. TM).


Gwiazdy świeciły na trybunach, ale tym walczącym w oktagonie też niczego nie można było zarzucić. Każda z jedenastu walk dostarczyła naprawdę wielu emocji i sprawiła, że w miarę upływu czasu w powietrzu było tyle napięcia, że można było naładować iPhone'a bez kabla. Na pierwszy ogień poszły dwa starcia przed-eliminacyjne. W pierwszej w historii walce MMA w MSG zmierzyły się zawodniczki wagi koguciej Liz Carmouche (#9) i Katlyn Chookagian (#14). Po trzech pięciominutowych, szalenie zaciętych rundach sędziowie przyznali minimalne, niejednogłośne zwycięstwo tej pierwszej. W drugiej walce (waga catchweight, 3 rundy) pochodzący ze Sparty w stanie New Jersey Jim Miller nieoczekiwanie łatwo pokonał klubowego kolegę Joanny Jędrzejczyk z American Top Team Thiago Alvesa.
Nurmahomedow - foto: Danny Blanik, PT Sport

Następnie przyszła kolej na cztery walki transmitowane na kanale FOX Sports 1. W wadze półśredniej kolejny reprezentant stanu NJ Vicente Luque bardzo szybko rozprawił się z reprezentującym Chicago Belalem Muhammadem. Mający brazylijskie korzenie Luque potrzebował zaledwie minuty i 19 sekund, aby znokautować zawodnika walczącego pod flagą Palestyny. Taki sam niechlubny koniec czekał Rafaela Natala (#14), który walczy w wadze średniej. Jego pogromca - Tim Boetsch - na odnotowanie 20. zwycięstwa w MMA potrzebował 3:22 i... kilku potężnych ciosów. Przed czasem - choć tym razem pod koniec trzeciej rundy i w wyniku poddania się - zakończył się pojedynek Khabiba Nurmahomedowa (#2) z Michaelem Johnsonem (#6) w wadze lekkiej. Niepokonany w klatce 28-letni zawodnik z Dagestanu (24 zwycięstwa!) chwilę po triumfie najpierw założył na głowę Joe Rogana swój nieodłączny atrybut kaukazką papachę, a potem zwymyślał Danie Whitowi, za podsyłanie mu zbyt słabych przeciwników. Dostało się także Irlandii i McGregorowi, którego Khabib nazwał "tchórzliwym kurczakiem". W ostatniej z walk w tej serii w wadze piórkowej Frankie Edgar (#2) jednogłośnie na punkty pokonał Jeremy Stephensa (#7).

Zawody przekroczyły półmetek i wkroczyły w fazę transmisji w systemie Pay-Per-View. W pierwszej walce zmierzyły się kolejne zawodniczki wagi koguciej: Miesha Tate (#1) i Raquel Pennington (#8). Niespodziewane (jednogłośne na punkty) zwycięstwo tej drugiej sprawiło, że była posiadaczka pasa w tej kategorii wagowej zdecydowała się ogłosić koniec swojej kariery. Chodzi oczywiście o tę w klatce, bo na brak ofert okrzyknięta w 2013 "Najpiękniejszą kobietą w MMA" przez magazyn Fitness Gurls Tate (na zdjęciu z prawej) z pewnością nie będzie narzekać.

Kilkanaście minut potem w dzikim tańcu radości przez ogrodzenie przeskoczył najstarszy uczestnik gali, 39-letni Yoel Romero - urodzony na Kubie zawodnik o przydomku "Generał Boga". Sklasyfikowany z numerem 4 w wadze średniej były srebrny medalista olimpijski w zapasach (Sydney 2000) w świetnym stylu pokonał rankingową dwójkę Chrisa Weidmana. Brodata góra mięśni na początku trzeciej rundy dosłownie wskoczyła na pochodzącego z Long Island Weidmana i poczęstowała go odgórnym kopniakiem z kolana w głowę, a potem zaaplikowała mu jeszcze kilka ciosów już na deskach. Sędzia natychmiast przerwał walkę w obawie o zdrowie 32-letniego Amerykanina, który potem na konferencji prasowej pojawił się z mocno pokiereszowanym okiem. Tymczasem Romero za swój dosłownie i w przenośni wysoki poziom otrzymał później tytuł Performance of the Night, który podzielił z McGregorem.

Długo oczekiwana chwila wreszcie nastała i z megawatowych głośników w MSG popłynęły słowa w języku polskim. Na telebimach pokazano krótką zapowiedź starcia Joanny Jędrzejczyk i Karoliny Kowalkiewicz, w których obie bynajmniej nie prawiły sobie komplementów. Na moment też Garden skąpał się w pięknych, biało-czerwonych barwach - zupełnie jakby dla uczczenia Polskiego Dnia Niepodległości.

"Zabrakło tyle" - mówiła po walce Karolina Kowalkiewicz.
Foto: Danny Blanik, PT Sport
Pierwsza na halę - przy akompaniamencie The Passenger Iggy Popa - weszła Kowalkiewicz, której towarzyszył także autentycznie radosny uśmiech i polska flaga. Druga - jak zwykle do rytmów Przejmij stery w swoje ręce polskiej raperki Reny - pojawiła się poważna i skoncentrowana Joanna Jędrzejczyk. Mistrzyni wagi słomkowej przeżegnała się przed walką i od początku jak tygrysica rzuciła się na 31-letnią rywalkę.

Przebieg pierwszych trzech rund był identyczny: JJ była dużo bardziej aktywna i ruchliwa, doskakiwała do KK i częstowała ją lowkickami i prostymi. Łodzianka starała się przede wszystkim zejść z pola rażenia, ale mimo to kilka razy została nieźle trafiona, co sprawiło, że trzy rundy zupełnie sprawiedliwie zapisano na korzyść mieszkanki Olsztyna. W czwartej nie mająca nic do stracenia Kowalkiewicz zaczęła poczynać sobie coraz odważniej i w pewnym momencie twarz Jędrzejczyk spotkała się z wyprowadzoną z wielką siłą pięścią swojej rodaczki. Zabolało i zbiło to z tropu posiadaczkę pasa, która do końca rundy marzyła już tylko o przetrwaniu.

And STILL... foto: internet
Piąta odsłona to wyrównana, wyniszczająca walka z dwóch stron, która nie miała wpływu na ostateczny wynik zawodów. Zasłużone zwycięstwo jednogłośnie przyznano Jędrzejczyk, która najpierw przez mikrofon pogratulowała swojej rywalce i wzniosła w górę jej rękę, a potem wysłała zapytanie do White'a o możliwość zorganizowania gali UFC - i przy okazji rewanżu z Kowalkiewicz - w Polsce. Potem pojechała do szpitala, aby prześwietlić posiniaczoną, spuchniętą i mocno poobijaną głowę. W rezultacie nie pojawiła się nawet na konferencji, ale tam zapewniono wszystkich, że trzynaste zwycięstwo w karierze nie zostało okupione żadną poważną kontuzją.

Kowalkiewicz tymczasem wychodziła z oktagonu przy aplauzie publiczności, z podniesionym czołem i ręką w górze. Na konferencji mimo sinych i przekrwionych oczu wciąż się promiennie uśmiechała, dziękowała za wsparcie, mówiła, że to dla niej spełnienie marzeń i przytomnie stwierdziła, że - mimo iż naprawdę nikt na nią nie stawiał - była blisko sprawienia największej niespodzianki na całej gali. Również w otwarty sposób mówiła o rewanżu w Polsce w 2017, ale to raczej nie spotka się z aprobatą Dany White'a, który wcześniej oznajmił, że bardziej prawdopodobne jest starcie Kowalkiewicz z czołową zawodniczką wagi słomkowej Brazylijką Claudią Gadelhą. Tą samą, którą dwa razy pobiła Joanna Jędrzejczyk.


W przedostatniej walce wieczoru spotkali się fighterzy z wagi półśredniej: Tyron "The Chosen One" Woodley i Stephen "Wonderboy" Thompson. Była to zdecydowanie walka wieczoru, bo przyniosła wiele zwrotów akcji i... zakończyła się remisem. Mistrz Woodley rozpoczął uważnie chcąc uniknąć spotkania z zabójczą stopą drugiego w klasyfikacji challengerów Wonderboy'a, który ma w swojej karierze kilka tytułów Mistrza Świata w kickboxingu. Jego taktyka zadziałała, bo szczęka Thompsona kilkakrotnie ucierpiała na skutek potężnych ciosów pochodzącego z St. Louis zawodnika. Wonderboy wykazał się jednak charakterem, bo mimo kilku knockdownów nie tylko wstał i kontynuował walkę, ale w przekroju drugiej i trzeciej rundy był lepszy niż jego przeciwnik. W czwartej rundzie znów zapoznał się z podłogą w wyniku kolejnego potężnego ciosu T-Wooda, który tym razem postanowił zakończyć walkę przez duszenie. Wielki, czarnoskóry Amerykanin trzymał głowę swojego rodaka w potężnym uścisku przez kilkadziesiąt sekund. I kiedy wydawało się, że sędzia za chwilę zakończy walkę Wonderboy w sobie tylko znany, cudowny wręcz sposób wydostał się z opresji i znów sam przeszedł do natarcia! Zmęczony wysiłkiem Woodley dał się zdominować w ostatniej rundzie, co sprawiło, że dwóch spośród trzech sędziów nie potrafiło wskazać w tym starciu zwycięzcy. Mimo chwilowej konsternacji - gdyż na początku ogłoszono zwycięzcą Woodley'a - obaj zawodnicy przyjęli werdykt ze relatywnym spokojem i kibice już mogą zacierać ręce na kolejną bitwę tych dwóch gladiatorów. Dana White potwierdził bowiem na konferencji, że w najbliższym czasie z pewnością dojdzie do rewanżu.

McGregor w klatce. Foto: DB
Walka Woodley - Thompson była wyśmienita, ale wisienką na torcie było oczywiście starcie Conora McGregora z Eddiem Alvarezem. The Notorious wszedł do hali przy dźwiękach celtyckiej muzyki i ogłuszającemu wrzaskowi swoich rodaków. W klatce tryskał wręcz adrenaliną i nie mógł ustać w miejscu ruszając się po niej jak tygrys. Alvarez był nieco przyćmiony, co potem miało też odzwierciedlenie w walce. McGregor totalnie bowiem zdominował Amerykanina, który może mówić o sporym szczęściu, że dotrwał do końca pierwszej rundy. Lądował w niej na deskach kilkakrotnie i nie stanowił żadnego zagrożenia dla pewnego siebie i momentami wręcz aroganckiego McGregora. W drugiej części Dublińczyk postanowił nie tracić czasu i serią czterech potężnych uderzeń zakończył walkę nokautem. Nie wiadomo jak ciężkim, bo mimo iż Alvareza odwieziono po walce do szpitala, to uczyniono to głównie ze względów zapobiegawczych.

King McGregor. Foto: TM
Łatwe i beprecedensowe (nikt wcześniej nie miał dwóch pasów UFC jednocześnie) zwycięstwo nie unkontentowało McGregora, który był niezmiernie rozsierdzony i klął w klatce jak szewc z powodu braku drugiego pasa. Chciał go bowiem jak najszybciej założyć i zobaczyć jak wygląda w dwóch pasach na telebimie. Dostało się Roganowi, dostało White'owi jak i całej organizacji UFC, która została niedawno sprzedana za 4 biliony dolarów (nazwał ich "tanimi skur***ami"). Irlandczyk wciąż nie mógł ustać w miejscu i zachowywał się jak napuszony paw, któremu do przedgodowej prezentacji nie rozwinęło się kilka piórek. Jak się później okazało brakującym pasem był... jego własny, a widoczny wszędzie na zdjęciach drugi pas został na chwilę pożyczony od... Tyrone Woodley'a! Potem na konferencji prasowej McGregor nawiązał do tej sytuacji i mówił, że być może to jest znamię przyszłości, bo przecież kilka dni temu po konferencji nawymyślał Woodley'owi i wcale nie jest powiedziane, że nie będzie chciał stać się pierwszym w historii posiadaczem trzech pasów UFC!

Ale zanim do tego dojdzie UFC i Conor muszą dojść do porozumienia. Na konferencji wyznał on dziennikarzom dwie rzeczy - że w maju zostanie ojcem i że to zmusiło go do spojrzenia na jego karierę z nieco innej perspektywy. Czempion doskonale zdaje sobie bowiem sprawę ze swojej wartości rynkowej i zaczyna publicznie wywierać presję na Danie White. Chodzi o to, aby Prezydent dał mu kawałek torta UFC w postaci udziałów. Czy White ugnie się i da swojej największej gwieździe i motorowi napędowemu tej coraz lepiej prosperującej machiny największe przywileje? McGrego może też spotkać się z odmową, a to będzie oznaczało, że nie zobaczymy już w klatce tego czającego się jak tygrys, kompletnie szalonego Irlandczyka. Byłaby to niepowetowana strata, bo spójrzmy na to realnie - bez niego UFC 205 w Nowym Jorku nie byłoby w połowie ani tak atrakcyjne ani tak dochodowe. Dana White żartobliwie stwierdził na konferencji, że ustanowione w sobotę rekordy mogą nie przetrwać tylko wówczas jeśli w MSG będą walczyć Jezus z Szatanem. Ale gdy zabraknie McGregora, to White o powtórzeniu wyniku może tylko pomarzyć.

UFC 205
Madison Square Garden
Nowy Jork, NY, USA

12 listopada 2016

Kobiety, waga kogucia: Liz Carmouche - Katlyn Chookagian (28-29, 29-28, 29-28)
Mężczyźni, Catchweight: Jim Miller - Thiago Alves (30-27, 30-27, 30-27)
Mężczyźni, półśrednia: Vicente Luque - Belal Muhammad (KO, 1 runda, 1:19)
Mężczyźni, średnia: Tim Boetsch - Rafael Natal (TKO, 1 runda, 3:22)
Mężczyźni, lekka: Khabib Nurmagomedov - Michael Johnson (poddanie, 3 runda, 2:31)
Mężczyźni, piórkowa: Frankie Edgar - Jeremy Stephens (30-27, 30-27, 29-28)
Kobiety, kogucia: Raquel Pennington - Miesha Tate (29-28, 30-27, 30-27)
Mężczyźni, średnia: Yoel Romero - Chris Weideman (KO, 3 runda, 0:24)
Kobiety, słomkowa: Joanna Jędrzejczyk - Karolina Kowalkiewicz (49-46, 49-46, 49-46)
Mężczyźni, półśrednia: Tyron Woodley - Stephen Thompson (remis, 47-47, 47-47, 48-47)
Mężczyźni, lekka: Conor McGregor - Eddie Alvarez (TKO, 2 runda, 3:04)

Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.