SPORT, WYWIADY, POLONIA

MLS: Niegościnni gospodarze, Sibiga gwizdał w Montrealu

Lodeiro i Morris byli bohaterami pierwszego meczu półfinałowego w Konferencji Zachodniej MLS wygranego przez Seattle 3:0.
Komplet zwycięstw odniosły ekipy gospodarzy w pierwszych półfinałowych potyczkach obu konferencji w MLS. Najbliżej awansu do finału na Zachodzie są Sounders z Seattle, którzy rozgromili u siebie FC Dallas aż 3:0. O jedną bramkę mniej strzelili NYC FC piłkarze Toronto FC. Najskromniejszych zaliczek bronić będą LA Galaxy i Montreal Impact. Mecz pomiędzy ekipą z Quebec i Red Bulls sędziował Robert Sibiga. Rewanże już w najbliższą niedzielę!

MLS Wschód czyli: NY vs Kanada

Mancosu strzelił już trzy gole w fazie pucharowej.
Kiedy po świetnym sezonie zasadniczym bezpośredni awans do półfinałów konferencji wschodniej uzyskały obie nowojorskie ekipy niejeden kibic soccera ostrzył sobie zęby na wewnątrz-nowojorski finał. Tymczasem pierwsze, rozegrane w ubiegłą niedzielę mecze sprawiły, że być może do kolejnych Hudson River Derby będziemy musieli zaczekać aż do 2017.

W Montrealu Impact, który w meczu o awans do półfinału w świetnym stylu, choć dosyć niespodziewanie wyeliminował DC United (4:2 w stolicy), liczył na to, że uda im się przerwać trwającą 20 spotkań (16 w lidze i 4 w CONCACAF Champions League) serię bez porażki Red Bulls. Recepta na to była oczywista, ale w rzeczywistości ciężka do zrealizowania: zatrzymać autora 24 goli w tym sezonie Bradley Wright-Phillipsa oraz człowieka z największą ilością asyst (20) Sashę Kljestana.

Po fatalnym dla miejscowych początku, gdy BWP zmarnował dwie wyśmienite okazje jeszcze przed upływem ośmiu minut chłopcy Mauro Biello zwarli szyki obronne i zagęścili środek boiska znacznie ograniczając Kljestanowi pole manewru. I choć Byki przez całe spotkanie miały optyczną przewagę i częściej utrzymywały się przy piłce to nic z tego nie wynikało. W 52.min w poprzeczkę z rzutu wolnego strzelił Felipe, ale ta niewykorzystana próba zemściła się w 61.min kiedy potężnym strzałem z woleja po długim podaniu Marco Donadela popisał się Matteo Mancosu. Włoch ubiegł Aureliena Collina i kropnął prawą nogą w samo okienko bramki strzeżonej przez Luisa Roblesa. W odpowiedzi Byki zmarnowały jeszcze trzy okazje - w 67.min Evan Bush okazał się szybszy i sprytniejszy od Kljestana, a w doliczonym czasie gry najpierw Bush obronił strzał z bliska Omera Damariego, a dobitka BWP w niewytłumaczalny sposób powędrowała obok słupka.

Red Bulls przegrali po raz pierwszy od 3 lipca i po raz pierwszy od 10 lipca nie zdobyli gola, ale wcale nie stoją na pozycji straconej. Ich strata nie jest nie do odrobienia tym bardziej, że Red Bull Arena to twierdza, gdzie rzadko komu udaje się sięgnąć tam po korzystny rezultat. Montreal w sezonie zasadniczym przegrywał tam i to dwukrotnie (1:3 i 0:1). Kto z byłych kolegów z ławki szkoleniowej Impactu (Marsh był tam trenerem dwa lata temu i asystował mu Biello) okaże się górą? Na odpowiedź poczekamy do niedzieli do godziny 18:00 czasu nowojorskiego. Mecz pokaże stacja ESPN.

Altidore i Ricketts - czyli 2:0 dla Toronto. 
W drugiej kanadyjsko-nowojorskiej potyczce było dużo więcej emocji, bo Toronto FC od początku rzucili się na NYC FC jak wściekłe psy. Ich ambitna i agresywna postawa sprawiła, że as atutowy The Club David Villa dotknął piłkę zaledwie 30 razy w przeciągu całego swojego występu. Piłkarze Patricka Vieiry pod nieobecność Andrei Pirlo i Franka Lamparda nie byli w stanie uruchomić Hiszpana prostopadłym podaniem i sfrustrowany Guaje zszedł z boiska w 78.min.

Przez kolejne sześć minut udawało im się jednak utrzymać czyste konto, co - w perspektywie rewanżu - było dobrym wynikiem. Jednakże w 84.min w szalonym zamieszaniu podbramkowym przytomnością umysłu popisał się Jozy Altidore, który z bliska wpakował piłkę do siatki. W doliczonym czasie gry nowojorczyków pogrążył Tosaint Ricketts, który dobił swój strzał obroniony pierwotnie przez Eirika Johansena.

Wynik 0:2 już nie jest dobry, bo w historii MLS tylko dwukrotnie zespołom udało się odrobić dwubramkową stratę i awansować do kolejnej rundy. Ale w rewanżu do pełnej dyspozycji Vieiry będą zarówno Pirlo jak i Lampard. Z pewnością też Villa nie złoży przedwcześnie broni i pokaże, że 35 goli zdobytych przez NYC FC w tym roku na Yankee Stadium (tylko Red Bulls mieli więcej strzelonych goli u siebie) to nie jest kres ich możliwości. Czy uda im się jednak powstrzymać świetnie grające trio Giovinco - Altidore - Bradley z Toronto? Początek rewanżowego starcia, które w TV pokaże stacja FOX Sports 1 w niedzielę o 18:30 czasu nowojorskiego.

MLS Zachód: Seattle już w ogródku, skromna zaliczka Galaxy

Najmniej emocjonującym pojedynkiem ze wszystkich półfinałów było starcie LA Galaxy z Colorado Rapids. Goście znani ze świetnej organizacji gry w defensywie skutecznie utrudniali kalifornijczykom konstruowanie akcji przez co do przerwy z boiska wręcz wiało nudą. W drugiej odsłonie na boisku w ekipie gości pojawił się Jermaine Jones, który niemal od razu sprawił, że akcje Rapids zaczęły nabierać rumieńców. On też był najbliżej wpisania się na listę strzelców, ale jego uderzenie z 59.min w świetnym stylu obronił Brian Rowe.

W tym momencie gospodarze prowadzili już 1:0, bo cztery minuty wcześniej po świetnej akcji Jelle van Damme'a piłkę do siatki skierował Giovani dos Santos, choć tak naprawdę powinien to być gol samobójczy. Meksykański internacjonał uderzył bowiem głową na bramkę Tima Howarda, ale trafił w stojącego przy słupku Axela Sjoeberga. Szwed interweniował tak niefortunnie, że piłka wpadła do bramki po dosyć niewyobrażalnej paraboli.

Szczęśliwie strzelony gol sprawił, że chłopcy Bruce Areny pojadą do Colorado bronić skromnej zaliczki. Rapids to jednak druga najlepsza drużyna w sezonie zasadniczym, która na Dick's Sporting Goods Park nie przegrała na dodatek ani razu (drugi taki sezon w historii MLS). Pod wodzą Jonesa z pewnością stać ich na doprowadzenie przynajmniej do dogrywki, czego - z racji tego, że ich bramki strzeże Howard - będą starali się uniknąć piłkarze z Los Angeles. Mecz rozpocznie się o 14:00 czasu nowojorskiego. Transmisja w ESPN.

Valdez otwiera wynik w meczu z FC Dallas.
W ostatniej parze półfinałowej Seattle Sounders bardzo łatwo rozprawili się z FC Dallas. Wszystkie trzy gole padły pomiędzy 50. i 58.min, a ich autorami byli Nelson Valdez i Nicolas Lodeiro. Paragwajczyk, który przez cały sezon zasadniczy nie zdobył ani jednego gola trafił do siatki po raz drugi w przeciągu kilku dni, bo jego gol dał im wygraną 1:0 ze Sportingiem w meczu o awans do półfinału. Z kolei Urugwajczyk, którego przyjście do klubu pod koniec lipca odmieniło grę Sounders i sprawiło, że dzięki świetnej końcówce zdołali awansować do playoffs zanotował swój pierwszy dublet w barwach klubu z regionu Cascadia. Wynik mógł być jeszcze wyższy, ale zarówno Valdez jak i Jordan Morris zaprzepaścili kilka dogodnych okazji.

Porażka FC Dallas - a ściślej rzecz biorąc jej rozmiary - szokują, ale zdobywcy Supporters' Shield kilkakrotnie w tym sezonie przegrali wysoko swoje spotkania - m.in. 0:5 z Houston w marcu i 0:5 w lipcu z... Seattle. Pod nieobecność ich najlepszego gracza Mauro Diaza ich akcje nie stoją już tak wysoko i aby odrobić straty musieliby zdobyć aż cztery gole, co udało im się w tym roku zaledwie dwukrotnie. Ich trener Oscar Pareja nie traci fasonu i przypomina o sytuacji z ubiegłego roku (klub z Teksasu przegrał 1:2 pierwsze spotkanie, potem wygrał z Seattle u siebie w takim samym stosunku i ostatecznie wyrzucił Sounders za burtę dzięki skuteczniej wykonywanym rzutom karnym), ale fakt, że jeszcze nigdy żadnej ekipie nie udało się wyjść z takiego dołka w całej historii MLS nie wróży im dobrze. Mecz ten będzie można obejrzeć o 21:00 na FOX Sports 1.

Sibiga stawia na Toronto, Red Bulls, LA i Seattle

Sibiga i Sasha Kljestan. Foto: Danny Blanik
Mecz Montreal - Red Bulls sędziował Robert Sibiga, który za swoją pracę zebrał bardzo pochlebne recenzje. Jedyny Polak w MLS tak ocenił szanse poszczególnych drużyn na awans:

"Jeśli chodzi o Wschód, to myślę, że Red Bulls mają realną szansę na odrobienie strat. W Montrealu mieli więcej sytuacji niż gospodarze, ale BWP zabrakło trochę szczęścia przy wykończaniu. Impact i tak już osiągnął więcej niż pierwotnie planowano, bo przecież przed meczem z DC nikt na nich nie stawiał. Miało być to spotkanie kończące sezon, po którym zawodnicy mieli sie rozjechać do domów. Grają więc bez presji (co jest akurat plusem), ale i bez zbytniego zapału. Dlatego uważam,  że RBNY sobie z nimi poradzą.

Gorzej z NYCFC, bo 0;2 to duża strata do odrobienia. Odzywają się urazy starszych zawodników, sezon w MLS jest jednak wymagający. Trwa długo, gra się bez przerwy, podróże męczą, zmiany klimatu, stref czasowych itd. Odbija się to na zdrowiu i kondycji weteranów. Dlatego mój typ na finał Wschodu to Toronto FC - RBNY.

Na Zachodzie stawiam na starcie LA - Seattle. Oba zespoły wygrały swoje spotkania, Seattle wręcz zmietli Dallas. LA ma przewagę i Bruce Arena będzie wiedzieć co zrobić, aby ją utrzymać, bo byli już w takich sytuacjach nie raz. Colorado nie poradzi sobie z nimi. W sezonie grali świetnie, ale brakuje im doświadczenia w playoffs. Jermaine Jones pauzował przez drugą połowę sezonu zasadniczego, teraz wraca do drużyny na playoffs teoretycznie jako wzmocnienie, ale według mnie jest to raczej... osłabienie. Z JJ w składzie drużyna zmienia swój styl, nie są monolitem, nie są tak zgrani. Bez niego to całkiem niezła składanka dobrych, solidnych 'role players'. Podobnie jest z Drogbą - ich obecność niszczy koncepcję gry wypracowaną przez trenerów."

Półfinały MLS:
Pierwsze mecze:
Montreal Impact - NY Red Bulls 1:0 (Mancosu 61')
Toronto FC - NYC FC 2:0 (Altidore 84' Ricketts 90')
LA Galaxy - Colorado Rapids 1:0 (dos Santos 55')
Seattle Sounders - FC Dallas 3:0 (Valdez 50' Lodeiro 55' 58')

Rewanże:
NY Red Bulls - Montreal (niedziela. 16:00)
NYC FC - Toronto (niedziela, 18:30)
Colorado Rapids - LA Galaxy (niedziela, 14:00)
FC Dallas - Seattle Sounders (niedziela, 21:00)

Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.