SPORT, WYWIADY, POLONIA

MLS: Błyskawiczny gol, mistrzostwo dla Portland!

Piłka nożna to gra błędów. O tym starym jak świat piłkarskim porzekadle przekonali się uczestnicy niedzielnego finału MLS, w którym po jednym kiksie popełnili obaj bramkarze, a kolejnego dorzucił arbiter boczny. Mimo tego festiwalu błędów i tak wygrała drużyna lepsza czyli Portland Timbers, która popsuła mistrzowskie plany gospodarzom Columbus Crew.

Kiedy w pierwszym finałowym meczu konferencji Wschodniej pomiędzy Columbus Crew i New York Red Bulls Justin Meram trafił do siatki już w 9. sekundzie meczu wydawało się, że taka wpadka drużynie o mistrzowskich aspiracjach może się zdarzyć tylko raz. Tymczasem nie minęło 30 sekund meczu o MLS Cup i tym razem to Columbus dali się kompletnie zaskoczyć swojemu przeciwnikowi. Po rozpoczęciu od środka piłka powędrowała w stronę bramki gospodarzy i trafiła do bramkarza Steve'a Clarka. Ten miast wybićją natychmiast zwlekał i doskoczył do niej Diego Valeri i wpakował ją do siatki. Ten kuriozalny gol późniejszego MVP finału pobił dotychczasowy rekord na najszybciej strzeloną bramkę w historii finałów (poprzedni wynosił pięć minut) i sprawił, że szalejące i wypełnione po brzegi już na dwie godziny przed spotkaniem Nordecke nieco stonowało swoje buńczuczne nastroje.

6 minut później Nordecke zamilkło zupełnie. Po błędzie arbitra, który nie zauważył, że piłka opuściła boisko po zagraniu jednego z piłkarzy Timbers goście skorzystali z faktu, że gwizdek nie zabrzmiał i popędzili prawą flanką i dośrodkowanie Lucasa Melano ładną główką zamienił na bramkę Rodney Wallace. Wiele mówiło się o finale, ale nikt o zdrowych zmysłach nie przypuszczał, że po zaledwie 7. minutach będzie 2:0 dla gości! W przeciągu calego sezonu (34 mecze) w pierwszych 420. sekundach podopieczni Caleba Portera zdobyli dokładnie tyle samo goli!

Wydawać by sie mogło, że dwa ciężkie ciosy już na samym początku mogły podciąć gospodarzom skrzydła. Ale w 17.min po dośrodkowaniu Merama i błędzie Adama Kwarasey'a piłkę w polu karnym przejął Kai Kamara. Najlepszy strzelec w 2015 (w sumie 26 goli) obrócił się z piłką i trafił do siatki. To wystarczyło, aby Nordecke z powrotem zaczęło wierzyć i zdzierać gardła.

Po tym szalonym początku obie drużyny nieco zwolniły tempo i do końca pierwszej części gra toczyła się w środku pola. Zarówno Crew jak i Timbers, których kibice do stolicy Ohio przywieźli swój słynny pień (bezskutecznie chcieli przemycić go na stadion!) zacieśnili swoje szeregi defensywne i do szatni schodzili przy identycznym wyniku, jaki padł 25 września podczas jedynego spotkania pomiędzy tymi drużynami w sezonie zasadniczym. Wówczas też dla Crew gola zdobył Kamara, a dubletem dla gości popisał się Fanendo Adi. Ten sam zawodnik mógł wpisać się na listę strzelców w 70.min, ale po ładnym strzale głową trafił w słupek. Dziesięć minut wcześniej w zamieszaniu podbramkowym najpierw o mały włos samobójczego gola nie wbił Kamara (piłka trafiła w poprzeczkę), a potem powinien być rzut karny po zagraniu ręką Michaela Parkhursta, który po raz czwarty bez powodzenia wystąpił w finale MLS. Ostatnią szansę dla gości zmarnował w 81.min rudobrody Nat Borchers, którego główkę zdołał obronić Clark.

Gospodarze nie mogli przedrzeć się przez szczelne zasieki defensywne Timbers. Wystarczy powiedzieć, że strzał, po którym gola zdobył Kamara był jedynym w światło bramki w całym meczu. Ciężko marzyć o czymkolwiek jeśli ma się takie statystyki. Ale jak wiadomo gra się tak jak przeciwnik pozwala, a duma całego regionu Cascadia nie zezwoliła Crew w niedzielne popołudnie na żadne swawolne harce. Świetny mecz rozegrali Diego Chara i Jorge Villafana, którzy zupełnie wyłączyli z gry Federico Higuaina i Ethana Finlay'a.

Timbers wygrali zasłużenie i zostali trzecim w historii mistrzem, który dołączył do ligi jako tzw. expansion team i dziesiątym w ogóle. Crew, których dopingowało ponad 21 tys. widzów dołączyli natomiast do New England Revolution - jedynego zespołu, który przegrał mecz mistrzowski na własnych śmieciach. Teraz przed wszystkimi ekipami MLS przerwa, która potrwa do początku marca. Kibice soccera w USA już nie mogą się doczekać!

1 komentarz

Dogonić emocje pisze...

Witam, był Pan może na tym meczu? :)

Obsługiwane przez usługę Blogger.