SPORT, WYWIADY, POLONIA

MLS: Debiut Drogby, kto zatrzyma Galaxy?

O wielkości LA świadczy fakt, że nie Gerrard, nie Keane, nie dos Santos tylko Sebastian Lletget jest ich najlepszym graczem. Foto: USA Today Sports
Wydarzeniem 25. kolejki MLS miał być wielce oczekiwany debiut Didiera Drogby w Impact, ale plany pokrzyżowała montrealczykom porażka z Filadelfią oraz sensacyjna, środowa wygrana San Jose ze Sportingiem w Kansas City. Earthquakes nie byli jedyną drużyną, która zaaplikowała przeciwnikowi 5 goli, bo w sobotę z takim samym bagażem z Toronto wyjechało Orlando, a w niedzielę Villa, Pirlo i spółka dostali lanie 1:5 od fenomenalnie grających Galaxy. 

Galaxy nie do zatrzymania


Robbie Keane strzelił 1000. bramkę LA w MLS. Foto: USA
Today Sports
Zaczęli sezon jak zwykle - czyli przeplatając dobre występy z bardzo słabymi. Szczególnie na wyjeździe, gdzie przez 11 meczy z rzędu nie potrafili ograć nikogo. Wszyscy zastanawiali się czy to nie jest przypadkiem początek końca Galaxy, a niektórzy śmiałkowie zaczęli nawet szukać następcy dla Bruce'a Areny. Ale teraz, po 25. kolejkach (czyli 3/4 sezonu) każdy zadaje sobie inne pytanie: czy jest ktoś w stanie zatrzymać rozpędzoną ekipę z Kalifornii?

W niedzielę o ich sile przekonali się David Villa, Andrea Pirlo i ich koledzy z NYC FC. Mecz - określany mianem Hollywood vs Broadway - był w miarę wyrównany tylko do 36.min, kiedy po dokładnym dośrodkowaniu Robbie Keane'a piłkę do siatki głową skierował Gyasi Zardes. Co robiła obrona The Club? Zastanawiała się wraz z Villą, dlaczego chwilę wcześniej arbiter odgwizdał przewinienie byłego gracza Barcelony w środku pola.

Keane należał zresztą do głównych aktorów spektaklu, bo w 55.min wykorzystał podanie w uliczkę od Gio dos Santosa i pokonał Josha Saundersa ładną podcinką. W 67.min Irlandczyk zrewanżował się reprezentantowi Meksyku i było już 3:0. Trzy minuty później piłka znów zatrzepotała w siatce gości po tym jak rozgrywający świetną partię Sebastian Lletget (powinien już wkrótce doczekać się powołania do kadry USA) dołożył nogę do strzału Steve Gerrarda. W 80.min sędzia podarował gościom rzut karny, który na bramkę zamienił Villa, ale minutę później dzieła zniszczenia dokonał Keane po efektownej, godnej Hollywood akcji Lletgeta i Robbie Rogersa. To ostatnie trafienie było golem nr 1000 dla Galaxy w 20-letniej historii MLS. Więcej od ekipy z Kalifornii nie strzeliła żadna drużyna.
Villa twierdzi, że jest w NYC osamotniony. Zdjęcie temu
nie przeczy, ale czy powinien prać brudy publicznie, szczególnie
jako kapitan? Foto: USA Today Sports

Podobnie jest z formą, bo w ostatnich tygodniach nikt (za wyjątkiem Red Bulls!) nie dorasta chłopcom Areny choćby do pięt. W 10. poprzednich meczach z maksymalnej liczby 30 punktów uzyskali oni 24 i strzelili aż 33 bramki. 13 z nich było autorstwa Keane'a, który został oczywiście wybrany piłkarzem kolejki. W całym sezonie ma ich 15 - tyle samo co Villa, który po meczu otwarcie skrytykował kolegów z drużyny mówiąc, że sam nie jest w stanie zrobić nic. Hiszpan po części ma rację, bo ani Pirlo, który znów snuł się po boisku, ani Kwadwo Poku, który rozegrał świetną partię w środę w Columbus (2 gole w meczu z Crew), ani Frank Lampard, który nie pojawił się na boisku nawet na chwilę - nie dali mu żadnego wsparcia. Jednakże sam fakt, że Villa dopuścił się do takiej otwartej krytyki świadczy o sytuacji jaka panuje w NYC FC na zaledwie 8. kolejek przed końcem sezonu. Niby nowojorczycy mają obecnie tyle samo punktów co 6. w tabeli Impact, ale ekipa z Kanady ma do rozegrania aż cztery spotkania więcej. Dlatego też szanse na wykonanie planu minimum - czyli awansu do playoffs - maleją ze stratą każdego punktu. Może to i lepiej, bo z formą jak ze spotkania z Galaxy nie mają w playoffs czego szukać.

Wracając do Keane'a to w 101 spotkaniach w MLS Irlandczyk trafił do siatki już 68 razy i jest na dobrej drodze, aby po raz pierwszy pokonać barierę 20 goli w sezonie. Otwarcie mówi się o nim nie tylko jako o kandydacie do Złotego Buta, ale i do drugiego z rzędu tytułu MVP. O całej ekipie Galaxy, w której w niedzielnym starciu z dramatycznie słabymi w defensywie (nic nowego!) NYC FC nie było słabych punktów, mówi się, że to pewniacy do obrony trofeum. Do zakończenia rundy zasadniczej LA pozostało jeszcze 7. meczy i choć przeciwnicy będą raczej z górnej półki (pięć z najlepszych siedmiu drużyn na Zachodzie: Sounders, FC Dallas, Timbers, Sporting i San Jose) to kibice Galaxy mogą z optymizmem patrzeć w przyszłość.

Tydzień pod znakiem Quakes, Drogba nie zbawił Montrealu

Zanim piłkarze Galaxy rozgromili w niedzielę Nowy Jork wszyscy zachwycali się wyczynami - i to wyjazdowymi! - innej drużyny z Kalifornii. San Jose Earthquakes w środę zdobyli twierdzę Kansas City, a w sobotę ograli w stolicy lidera Wschodu 2:0. W meczu ze Sportingiem wychodziło im wszystko, a wynik 5:0 (uzyskany już po godzinie gry!) był najniższym wymiarem kary dla gospodarzy, którzy nie tylko stracili miano jedynej niepokonanej u siebie drużyny w MLS, ale i swojego najlepszego gracza Benny Feilhabera (czerwona kartka w drugiej połowie). Po dwa gole dla gości zdobyli Cordel Cato i Chris Wondolowski, którzy... nie załapali się nawet do Jedenastki Kolejki, w której znalazło się aż trzech graczy San Jose: Shea Salinas, Anibal Godoy oraz Quincy Amarikwa. Ten pierwszy ustalił wynik meczu z DC United, a wcześniej 12. bramkę w sezonie strzelił Wondo Boy, który przeskoczył Dwayne'a De Rosario i z 105. golami w karierze plasuje się na 6. miejscu listy wszechczasów.

Trzy wygrane z rzędu sprawiły, że Earthquakes doskoczyli do zajmujących ostatnią premiującą awansem do playoffs lokatę Sounders. Walka o to miejsce będzie pasjonująca, bo obie drużyny mają tylko trzy punkty przewagi nad Houston Dynamo (prowadzili w Portland z Timbers 2:0, ale zremisowali 2:2) oraz Realem Salt Lake (wygrali z... Seattle 2:0). Zresztą nawet ostatni w tabeli Zachodu Rapids wciąż zachowali cień szansy na awans. W sobotę bramka Dillona Serny w 51. sek meczu z Fire w Chicago dała im wygraną 1:0 w meczu pomiędzy czerwonymi latarniami.

Takim samym wynikiem zakończyło się spotkanie w Montrealu, gdzie Impact podejmował Union. Jedynego gola dla Filadelfii strzelił w 78.min posiadacz aż 9. klubowych rekordów strzeleckich Sebastian Le Toux. Na boisku przebywał już wtedy inny francusko-języczny piłkarz Didier Drogba, którego inauguracyjny występ owiany był sporą tajemnicą. Reprezentant WKS zapowiedział bowiem, że nie będzie rozmawiać z dziennikarzami ani przed meczem ani po spotkaniu. Chciał się ponoć skupić na futbolu, ale - oprócz szansy w doliczonym czasie gry z rzutu wolnego - wyszło mu to dosyć mizernie.

Efektowne Toronto, udany pościg Crew

Jeden gol sprawił różnicę także w Vancouver, gdzie Whitecaps okazali się lepsi od FC Dallas. Szczęśliwym strzelcem był wypożyczony z River Plate Montevideo Urugwajczyk Cristian Techera.

Więcej emocji (i goli) było w ostatnich dwóch meczach 25. kolejki. W Toronto FC skopiowali wyczyn Galaxy i Earthquakes odprawiając z bagażem pięciu goli Orlando SC. Jako jedyni zdołali uczynić to w przeciągu 45.min, bo do przerwy było 0:0. W ekipie miejscowych pierwsze skrzypce grał Michael Bradley, który zanotował trzy asysty (przy golach Marco Delgado, Justina Morrowa i Jozy'ego Altidore). Dwa pozostałe padły ze stałych fragmentów gry - Altidore trafił z karnego, a Giovinco w pięknym stylu z wolnego. Dla Włocha był to już 17. gol w sezonie. Orlando rozczarowali więc podobnie jak drugi beniaminek, ale trzeba przyznać, że sprawę kanadyjczykom ułatwiły dwie czerwone kartki, które arbiter Jose Carlos Rivero pokazał Rafaelowi Ramosowi w pierwszej i Adrianowi Winterowi w drugiej połowie.

A Giovinco wciąż w klasyfikacji strzelców goni Kei'a Kamarę z Columbus, który w środę w meczu z NYC FC trafił do siatki już po raz 18. W sobotę w starciu ze Sportingiem też miał kilka okazji, ale ostatecznie zanotował tylko asystę przy trafieniu Ethana Finley'a. Dla gospodarzy strzelali też Tony Tchani i Jack McInerney, dzięki czemu Crew pokonali ekipę z Kansas 3:2, która grała bez Feilhabera i Krisztiana Nemetha i do 80.min prowadziła 2:1. Wszystko to sprawia, że walka o koronę króla strzelców będzie równie pasjonująca jak bitwa o miejsce w fazie pucharowej.

Środa:
Columbus Crew - NYC FC 2:2 (Kamara 24' Cedric 72' - Poku 57' 67')
Sporting KC - San Jose Earthquakes 0:5 (Cato 3' 58' Wondolowski 17'k 61' Godoy 27')
Piątek:
Portland Timbers - Houston Dynamo 2:2 (Nagbe 76' Melano 87' - Boniek 40' Bruin 45')
Sobota:
Toronto FC - Orlando City 5:0 (Delgado 46' Giovinco 57' Morrow 72' Altidore 83'k 86')
DC United - San Jose Earthquakes 0:2 (Wondolowski 4' Salinas 52')
Columbus Crew - Sporting KC 3:2 (Finlay 35' Tchani 80' McInerney 88' - De Jong 15' Zusi 62')
Montreal Impact - Philadelphia Union 0:1 (Le Toux 78')
Chicago Fire - Colorado Rapids 0:1 (Serna 1')
Real Salt Lake - Seattle Sounders 2:0 (Morales 13'k Jaime 19')
Vancouver Whitecaps - FC Dallas 1:0 (Techera 33')
Niedziela:
LA Galaxy - NYC FC 5:1 (Zardes 36' Keane 55' 81' dos Santos 67' Lletget 70' - Villa 80')

Tabela:
Wschód:
1. DC United 27 44 35:31
2. NY Red Bulls 23 39 38:25
3. Columbus Crew 26 38 43:43
4(5). Toronto FC 24 34 42:41
5(4). New England Revolution 25 34 34:36
6. Montreal 22 28 29:32
7(8). NYC FC 26 28 37:44
8(7). Orlando City SC 26 28 32:46
9. Philadelphia Union 26 27 31:43
10. Chicago 24 23 27:35

Zachód:
1. LA Galaxy 27 46 49:32
2. Vancouver Whitecaps 26 45 38:26
3. Sporting KC 24 40 39:33
4. Portland 26 40 28:30
5. FC Dallas 24 38 33:31
6(8). San Jose Earthquakes 25 35 31:29
7(6). Seattle 26 35 30:29
8(7). Houston Dynamo 25 32 32:32
9. Real Salt Lake 26 32 29:38
10. Colorado 24 27 21:25

Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.