SPORT, WYWIADY, POLONIA

Miazga: Chcę pokazać się na MŚ

Kadra USA U20 przed meczem z Argentyną. Miazga drugi z prawej w tylnym rzędzie. Foto: US Soccer
10 września zakończyło się zgrupowanie piłkarskiej kadry USA do lat 20 w Argentynie, która odnotowała tam dwa zwycięstwa i jeden remis. W uzyskaniu tak dobrych wyników pomógł Jankesom m.in. obrońca Red Bulls Nowy Jork Mateusz Miazga, który po powrocie opowiedział o swoich wrażeniach z wyjazdu.

Tomek Moczerniuk: Jak wyglądała Twoja reprezentacyjna wyprawa do Argentyny?

Mateusz Miazga: W Argentynie spędziliśmy w sumie 10 dni. 1 września wszyscy zawodnicy z USA spotkali się w Houston skąd polecieliśmy do Buenos Aires. Zakwaterowani byliśmy na obiektach beniaminka argentyńskiej ekstraklasy Defensa y Justicia. Trenowaliśmy dwa dziennie, rano i po południu. Do tego dochodziły posiłki i drużynowe spotkania. Wszystko było świetnie zorganizowane. Przyjęto nas tam znakomicie, mieliśmy spokój a jedzenie bardzo nam smakowało

A co powiesz na temat Buenos Aires? Podobało ci się tam?

M.M.: Nie mieliśmy zbyt wielu okazji, aby coś zobaczyć. Raz pojechaliśmy całą drużyną na kolację. Zwiedziliśmy też historyczny stadion Boca Juniors, który nie wywarł na mnie aż takiego wrażenia jak jego okolica. Wydaje się, że wszystko wokół jest pomalowane na żółto-niebiesko. Mieliśmy też wybrać się na mecz River Plate, ale z racji tego, że odbywał się on późnym wieczorem, a my mieliśmy następnego ranka grę kontrolną, musieliśmy odpuścić.

A propos meczów kontrolnych najpierw odnieśliście dwa zwycięstwa: 2:0 z rezerwami Racingu i 3:2 z Defensa y Justicia. Zagrałeś w obu z nich, choć w drugim wszedłeś z ławki. Dlaczego?

M.M.: Bo w pierwszym rozegranym 4 września zaliczyłem całe 90 minut. Racing to dobra, technicznie grająca drużyna, ale byliśmy mocniejsi i nie pozwoliliśmy sobie strzelić bramki. Dwa dni potem w spotkaniu z Defensa y Justicia zagrałem w drugiej połowie. Wszedłem przy stanie 2:2, bo na początku sędzia podyktował mocno naciągane dwa rzuty karne dla gospodarzy, ale potem udało nam się wyrównać i w drugiej części zadać decydujący cios. To pokazało nasz waleczny charakter. Graliśmy do końca i nie chcieliśmy zadowolić się remisem.

Na zakończenie w prawdziwym teście zremisowaliście z Argentyną 1:1. Podobno było to spotkanie bez publiczności. Jak grało się przeciwko rodakom Maradony i Messiego?

M.M.: Tak, graliśmy bez kibiców, bo mecz odbył się na terenie obiektów należących do argentyńskiej federacji piłkarskiej, gdzie cywile nie są wpuszczani. Poza tym rywalizowaliśmy o dosyć wczesnej porze - 11:30 rano. Sam mecz był wyrównany, raz przeważali gospodarze a raz my. Uważam, że przy odrobinie szczęścia w drugiej połowie mogliśmy pokusić się o zwycięstwo. Ale i tak remis uzyskany w rywalizacji z takim futbolowym gigantem jak Argentyna i to na wyjeździe trzeba traktować jako sukces. Tym bardziej, że brakowało u nas kilku graczy.

Wymieniłeś się koszulką z mającym polskie nazwisko Luisem Leszczukiem?

M.M.: (śmiech) Nie! Dopiero po spotkaniu zauważyłem, że w szeregach Argentyny grał zawodnik o swojsko brzmiącym nazwisku. Ale i tak do wymiany koszulek by nie doszło, bo po meczach musimy zdawać cały sprzęt.

W waszym składzie grało kilku piłkarzy z klubów w Europie, Meksyku, Brazylii i Argentyny. Było też 7. przedstawicieli MLS oraz 3. zawodników z drużyn akademickich NCAA. Zanim podpisałeś kontrakt z Red Bulls mogłeś być gwiazdą na uniwersytecie Michigan. Nie żałujesz?

M.M.: Ani trochę. Podpisanie profesjonalnego kontraktu było moim marzeniem. Jestem dumny i szczęśliwy, że jestem zawodowym piłkarzem.

Czy obóz w Argentynie sprawił, że jesteś bliżej nominacji na Mistrzostwa CONCACAF, które odbędą się w styczniu na Jamacje?

M.M.: Tak mi się wydaje. To jest już nasz 5. obóz i trener Tab Ramos mówi, że szkielet drużyny jest gotowy. Z każdym kolejnym wyjazdem my zgrywamy się jeszcze lepiej i wszystko się krystalizuje.

Jeśli na Jamajce zajmiecie jedno z 4. czołowych miejsc w czerwcu 2015 pojedziecie do Nowej Zelandii na MŚ U20. Na tak wielkiej imprezie jeszcze nie grałeś. Jak bardzo chciałbyś tam pojechać?

M.M.: To byłoby niesamowite! Oczywiście najpierw musimy tam awansować, ale wyjazd na taki turniej byłby dla mnie wielką nobilitacją. Sam fakt rywalizacji ze wszystkimi najlepszymi piłkarzami na świecie w moim wieku jest dla mnie ekscytujący! Do tego dochodzą transmisje w telewizji, kibice i skauci na stadionie - wyborna szansa na zaistnienie i pokazanie się całemu światu!

Czyli kadrowo skorzystałeś, ale czy 10-dniowe zgrupowanie nie zaszkodziło ci w walce o pierwszą jedenastkę w Red Bulls? Sekgaya i Olave spisali się nieźle powstrzymując napastników mistrza MLS i lidera Konferencji Wschodniej. A następny w kolejce jest Armando.

M.M.: Wiem, że dali radę, bo śledziłem wyniki meczów przez internet i zwycięstwa bardzo mnie ucieszyły. Szczególnie nad Sportingiem Kansas, bo w kadrze moim partnerem na środku obrony jest gracz tego klubu Erik Palmer-Brown. Dokuczaliśmy sobie trochę z tej okazji, ale na szczęście wyszło na moje. (śmiech) Jeśli chodzi o grę w Red Bulls to nie uważam, żeby moje szanse zmalały, bo trener Mike Petke stawia na piłkarzy, którzy wyróżniają się na treningach, a ja ćwicząc zawsze daję z siebie wszystko. To wszystko kwestia aktualnej dyspozycji. Jestem w formie i mam nadzieję, że trener to dostrzeże.

Jesień będzie bardzo intensywna dla Red Bulls, bo do rozegrania zostało 7 ligowych kolejek i dwa mecze w Lidze Mistrzów CONCACAF. Jeśli Petke będzie stosował rotację to zobaczymy Ciebie na boisku. Jeśli miałbyś wybierać - wolałbyś ligę czy puchary?

M.M.: Nie mam preferencji. Wiem tylko, że jeśli trener na mnie postawi to zrobię wszystko, aby wykorzystać szansę i pomóc drużynie w odniesieniu kolejnych zwycięstw. zdjęcie: Kadra USA przed meczem z Argentyną.

Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.