SPORT, WYWIADY, POLONIA

Krzysztof Król: chcę zostać w Ameryce na stałe

Krzysztof Król (z lewej) w swoim debiucie zagrał
przeciwko Mistrzowi MLS Sportingowi KC.
Foto: Montreal Impact
Na początku lipca polski obrońca Krzysztof Król stał się piłkarzem Montrealu Impact. Były gracz m.in. rezerw Realu Madryt, Chicago Fire i Piasta Gliwice zdążył już zadebiutować w nowej drużynie, którą - mimo ostatniego miejsca w tabeli - uważa za mocną i zdolną do walki o najwyższe cele.

Co skłoniło Ciebie do powrotu do MLS i jak to się stało, że trafiłeś do Montrealu?

K.K.: Decyzję o powrocie do Ameryki Północnej podjęliśmy wraz z żoną Patrycją Mikułą, która pochodzi z Chicago. Podyktowana ona była też tym, że docelowo chcemy zostać w USA na stałe, dlatego kiedy pojawił się temat Montrealu nie wahałem się ani chwili. Tym bardziej, że ostatnio w Polsce nie grałem w jakimś wielkim klubie (Piast Gliwice - przyp. TM).

Na jak długo opiewa Twój kontrakt?

K.K.: Warunki kontraktu to moja osobista sprawa (MLS też nie ujawnia jego szczegółów - przyp. TM). Mogę tylko zdradzić, że poznam Montreal dosyć dobrze, bo podpisałem go na długo.

Do MLS wracasz po 4 latach. Za pierwszym razem do Chicago ściągnął Ciebie Frank Klopas, który od 2013 jest trenerem Impactu. W Fire w 2010 grał także Justin Mapp, z którym znowu dzielisz szatnię w Montrealu. Czy to oni będą Twoimi przewodnikami po Montrealu?

K.K.: Nie potrzebuję przewodników po mieście. bo znam kilka języków i dam sobie radę. Co do klubu to fajnie jest znów pracować z Klopasem i Mappem. W Chicago nie mieliśmy ze sobą żadnych problemów.

Twoimi kolegami w Impact będą m.in. szalenie doświadczeni Włosi Marco Di Vaio i Matteo Ferrari, Ty jednak będziesz rywalizował o miejsce w składzie z byłym kadrowiczem USA Heathem Pearcem i młodymi Kanadyjczykami. Duże wyzwanie?

K.K.: Dla mnie w piłce nie ma rywalizacji, bo albo jesteś lepszy na danej pozycji albo nie. Zresztą Pearce nie jest już lewym obrońcą - gra na środku defensywy. Jeśli chodzi o wyzwania to nie przyszedłem tu po to, aby podziwiać Amerykę tylko po to, aby grać i osiągnąć swój cel. Jak zaczniemy punktować to na nasze mecze zaproszę trenera Adama Nawałkę. Czuję, że mogę bez problemu grać w reprezentacji Polski!

No właśnie, powiedziałeś "jak zaczniemy punktować", bo na razie Impact nie zachwyca i zajmuje ostatnie miejsce w tabeli. Od czasu kiedy wskoczyłeś do składu też jeszcze nie ugraliście punktu. Co jest grane w Montrealu?

K.K.: Nie wiem. Drużyna jest naprawdę mocna. Może potrzebujemy szczęścia? Nie chcę wracać do mojego debiutu z Sportingiem Kansas City, bo powinniśmy ten mecz wygrać, ale w końcówce sami sobie strzeliliśmy bramkę na 2:1 dla obecnego Mistrza MLS. Natomiast w ubiegły weekend w Columbus zaczęliśmy świetnie. Kontrolowaliśmy spotkanie, strzeliliśmy gola. Mieliśmy tyle okazji, że powinniśmy prowadzić 2 lub 3:0. Ale jak się nie strzela, to nam strzelają. Straciliśmy dwie identyczne bramki po strzałach z dystansu i znów minimalnie przegraliśmy. Myślę jednak, że karta się odwróci, że szczęście przyjdzie i na koniec sezonu będziemy na górze. Bo mimo iż odnieśliśmy tylko 3 zwycięstwa w 16 spotkaniach strata do miejsca premiowanego awansem do playoffs jest jak najbardziej do odrobienia.

W tym roku oprócz ligi gracie na jeszcze jednym froncie - będziecie reprezentować Kanadę w Lidze Mistrzów CONCACAF, gdzie zmierzycie się z Red Bulls Nowy Jork i najlepszą drużyną rewelacji Mundialu Kostaryki. Czy Twoim zdaniem Impact stać na wyjście z grupy?

K.K.: Wyjdziemy z grupy, jeśli zaczniemy grać to na co nas stać i jeśli będziemy skoncentrowani do ostatniego gwizdka, bo tego ostatnio nam brakuje.

Jesteś piłkarskim obieżyświatem: Hiszpania, USA, Mołdawia, Polska, teraz Kanada. Jak na 27 lat całkiem sporo. Wystarczy?

K.K.: Taki zawód. Gram tam, gdzie mnie chcą. Cieszę się, że mogłem zagrać w kilku rożnych krajach, poznać ich kulturę, nauczyć się języków. Życie jest krótkie, a świat jest duży. Lubię podróżować, każde wakacje spędzamy z żoną w nowym miejscu. Fajnie, że grając w piłkę mogę też trochę pozwiedzać. Ale Ameryka to jest miejsce, w którym chcę zostać do końca kariery, a potem osiąść na stałe.

Na wakacjach oprócz pięknej małżonki towarzyszy Wam też synek, który ma na imię Cristiano. Czyżby był to ukłon w stronę gracza twojego byłego klubu Realu Madryt?

K.K.: Kibicuję Realowi i uważam, że Cristiano Ronaldo jest najlepszym piłkarzem na świecie. Ale imię naszego dziecka wybraliśmy wspólnie nie kierując się popularnością portugalskiego piłkarza.

Rozmawiał w Nowym Jorku: Tomek Moczerniuk

Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.