SPORT, WYWIADY, POLONIA

MLS: Henry wraca, ale Red Bulls tylko remisują

Mimo powrotu do składu Thierry’ego Henry i Rafy Marqueza zwycięska passa piłkarzy Red Bulls Nowy Jork dobiegła końca. Na przeszkodzie w pobiciu rekordu w kolejnych wygranych spotkaniach stanęła ekipa Chivas USA, którą na prowadzenie wyprowadziła była ikona RBNY Juan Pablo Angel. Remis uratował Kenny Cooper, który w tym sezonie strzela jak na zawołanie. 

Henry wrócił do składu, ale spisał
się bardzo przeciętnie.
Po wyrównaniu w sobotę rekordu klubowego w liczbie zwycięstw z rzędu kibice ostrzyli sobie zęby na szósty kolejny triumf. Okazja ku temu była znakomita, bo miały im w tym pomóc własna publiczność, rywal z dolnych rejonów tabeli oraz fakt, że do ekipy Hansa Backe, która wyspecjalizowała się ostatnio w jednobramkowych zwycięstwach, powróciły po kontuzjach największe asy: Thierry Henry i Rafa Marquez.

Przedmeczowe przywitanie
dwóch wielkich ikon RBNY.
Przez pierwsze 20.min obie drużyny badały się nawzajem i nie forsowały tempa dlatego z boiska wiało nudą. Nieco lepsze wrażenie sprawiali goście, którzy częściej byli przy piłce i starali się konstruować ataki, które jednak kończyły się na szczelnych zasiekach defensywnych ekipy z Nowego Jorku. Jedynymi godnymi odnotowania akcjami w tym okresie były: strzał Nicka LaBrocci w 3.min, po którym Ryan Meara wyciągnął się jak struna i wybił piłkę na rzut rożny oraz techniczny i podkręcony strzał Henry’ego z 12.min, który minął lewy słupek bramki Dana Kennedy’ego.

Richards zaliczył udany mecz.
Sygnał do ataku dla gospodarzy dał bardzo aktywny w środę Dane Richards, który w 23.min przedarł się prawą stroną i spod linii końcowej dośrodkował wzdłuż bramki w kierunku Henry’ego. Francuz nie sięgnął piłki, ale dopadł do niej Joel Lindpere, który zagrał mocno w pole karne. Tam jednak najpierw fatalnie skiksował Richards, a potem Dax McCarty posłał piłkę nad poprzeczką.

JP Angel dał gościom prowadzenie.
Gospodarze podkręcili tempo i mecz zaczął wreszcie przypominać awizowane spotkanie lidera Konferencji Wschodniej z 6. ekipą z Zachodu. Mimo czasem przygniatającej przewagi gospodarze seryjnie marnowali swoje szanse. W 31.min w polu karnym znalazł się Henry, ale jego strzał lewą nogą przeleciał obok słupka. 8.min później efektownym rajdem lewą flanką popisał się Roy Miller. Po ładnej wymianie piłki z Lindpere ograł obrońcę i miał przed sobą tylko bramkarza, ale jego strzał również był niecelny.

Henry zatracił skuteczność
wraz z kontuzją.
Jeszcze przed przerwą szansę na zdobycie gola miał Estończyk Lindpere. Po zagraniu Richardsa uderzył z pierwszej piłki lewą nogą, ale trafił w boczną siatkę. Goście w tym okresie ograniczali się do sporadycznych kontrataków i po jednym z nich mogli wyjść na prowadzenie, ale strzał byłego gracza Red Bulls Juana Pablo Angela trafił w słupek.

58 goli w 102 meczach zdobył Angel
w barwach RBNY
I kiedy wydawało się, że bramki dla gospodarzy muszą w końcu paść po przerwie na prowadzenie wyszli... goście. Rzut rożny dla podopiecznych Robina Frasera wykonywał Blair Gavin. Pomocnik Kóz wrzucił piłkę wprost na głowę Rauwshana McKenzie, który miękko zagrał do Angela, a ten nie zmarnował okazji posyłając futbolówkę z woleja do siatki obok bezradnego Meary. Był to dopiero drugi gol w tym roku byłego gracza River Plate i Aston Villi. Celebracji nie było, bo 36-letni Kolumbijczyk zapisał się w historii Red Bulls złotymi zgłoskami zdobywając 58 goli w 102 meczach. Przed spotkaniem niemal 14 tys. publiczność zgotowała byłemu zawodnikowi Red Bulls ciepłe przyjęcie dziękując za okres gry w Biało-Czerwonych barwach.

Kibice dziękowali
Angelowi...
Gracze Hansa Backe rzucili się do ataków i rozpoczęło się ostrzeliwanie bramki Dana Kennedy. W 50.min gospodarze mogło paść wyrównanie, ale strzał głową Henry’ego po centrze Richardsa zdołał wybronić Kennedy. 3.min później środkiem przedarł się Cooper, ale Henry znowu nie potrafił trafić w światło bramki.

Na szczęście Czerwone Byki mają w swoich szeregach innego, fenomenalnego snajpera, Kenny’ego Coopera. W 57.min Brandon Barklage wypuścił w uliczkę Richardsa, który doskonale wypatrzył w polu karnym Coopera. Piłkarz, który w obecnym sezonie jest niebywale skuteczny i tym razem błysnął strzeleckim instynktem wślizgiem pakując piłkę do siatki. Dla tego niemal dwumetrowego 27-latka było to już 11. trafienie w obecnym sezonie.

...Angel dziękował kibicom
Zwycięski gol wisiał w powietrzu a mógł i powinien zdobyć go Henry, który chyba jednak wrócił do gry zbyt wcześnie. Titi najpierw trzykrotnie dawał się złapać na minimalnym spalonym, a w 78.min znowu nie trafił w bramkę po dobrym zagraniu Coopera i strzale głową. Francuz mógł też zaliczyć asystę, ale po jego dośrodkowaniu z rzutu rożnego i główce McCarty’ego piłkę z linii bramkowej wybił obrońca Chivas Osvaldo Minda. Ostatnią szansę na odniesienie trzeciego z rzędu zwycięstwa w stylu “comeback” zmarnował w 87.min Lindpere i mecz, który Red Bulls powinni wygrać w cuglach, zakończył się remisem. 

Szczęśliwa passa dobiegła końca. Mimo zmarnowanej szansy na odniesienie rekordowego, szóstego zwycięstwa z rzędu Red Bull pozostaną na fotelu lidera Konferencji Wschodniej przynajmniej do soboty, bo wtedy DC United podejmuje u siebie New England Revolution. Wygrana piłkarze ze stolicy wywinduje ich na pierwsze miejsce.

Po najbliższym weekendzie w MLS nastąpi trzytygodniowa przerwa związana z przygotowaniami i występami kadry USA w eliminacjach do MŚ w Brazylii. Red Bulls wrócą do akcji 17 czerwca, kiedy na Toyota Park w Chicago zmierzą się z Fire.

MLS, Mecz#109
23 Maj 2012, 19:00
Red Bull Arena, Harrison, NJ


New York Red Bulls - Chivas USA 1:1 (0:0)
0:1 - Juan Pablo Angel'47, 1:1 - Kenny Cooper'57

Sędziował: Armando Villareal
Widzów: 13919

Zdjęcia: Danny Blanik

Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.